Codzienność

Codzienność

poniedziałek, 26 listopada 2012

Las, zakupy i nieznośna Rozi


                      Pogoda taka sobie, ani ciepło ani zimno.Dzisiejszy ranek był  mglisty i strasznie ponury. Mgła utrzymywała się aż do 10 i była wyjątkowo gęsta. Na zakupy poszłam więc później niż zwykle bo aż przed 11. W lesie jest cicho i smutno.Wszystkie liście już opadły i ścielą się smętnie między drzewami. Ścieżki prawie nie widać. Ptaki zupełnie zamilkły. Przyroda zamarła w oczekiwaniu na śnieg. A kiedy spadnie? Któż to wie ? Na razie go nie zapowiadają. Znacznych mrozów też nie. Na początku grudnia ma być ochłodzenie i noce już z niewielkim mrozem. Tak, że chyba zacznę palić po południu w centralnym gdyż piec nie wydoli. Żebym tylko nie zapomniała zamówić węgla.











                         Dzisiaj przyszły zamówione zakupy.Kupiłam jakiś czas temu na Szafie 2 chusty /rękodzieło/ i mitenki. Wszystko listonosz przyniósł razem aż byłam zdziwiona bo kupowałam u różnych osób. Chusty piękne i cieplutkie .Mitenki zgrabne i bardzo ładne.Tym razem jestem zadowolona. A nie zawsze tak jest. Niedawno kupiłam też czapkę robioną  szydełkiem. I niestety nie dostałam ani czapki ani zwrotu pieniędzy. Cóż nieraz tak bywa. Nie wszyscy są uczciwi.


               

                       No i ostatnia sprawa dzisiaj Rozi a raczej problem z nią. Koteczka jest śliczna, miła, raczej łagodna w stosunku do nas i bardzo do mnie przywiązana. Chodzi za mną jak pies. Ja do kuchni ona też ja do łazienki ona pierwsza. Poza tym to kicia cycak - ssie nam ręce jak mały kociak. Problem jest w jej relacjach z niektórymi kotami. Napada na nie i straszy je choć prawdziwej krzywdy im  nie robi. Koty zwłaszcza te starsze i te bardziej delikatne, wrażliwe okropnie się denerwują - fuczą i prychają. A ona nic sobie z tego nie robi i znęca się nad nimi dalej. Aż muszę interweniować. Awantury wybuchają kilka razy dziennie i szczerze mówiąc jestem już trochę zmęczona. Nie wiem co robić. Myślę o kastracji ale jeszcze nie miała ruii. Nie wiem też czy to coś pomoże czy muszę czekać kilka lat aż dorośnie i spoważnieje. Nie pomogła też obecność maluchów. Wprawdzie się z nimi bawi ale inne zaczepia też tak samo jak poprzednio .Jest niezmordowana. Na miejscu nie usiedzi.Wszędzie wejdzie, wszystko ruszy. Nie wiem może potrzebne są jakieś leki na nadpobudliwość. Tyle lat mam koty ale jeszcze takiej kotki nie miałam. Zachowuje się raczej jak kocur i to nie kastrowany.







czwartek, 22 listopada 2012

Mandale...tarta i decoupage

                        Miałam raczej kiepski ranek bo moja kuchenka elektryczna, która mi służyła od ponad 10 lat odmówiła dziś całkiem posłuszeństwa. Pojechałam po nową i kupiłam ale się nacięłam i chyba kupię następną. Nie przewidziałam, że termostat sprawi kłopoty i strasznie wydłuży czas gotowania.  Teraz na dużej płytce woda na herbatę stoi 25 minut zanim się zagotuje a placki ziemniaczane strasznie długo się pieką nim się przyrumienią. A ja jestem niecierpliwa. Wolę żeby się wszystko robiło na już nawet jeśli za prąd zapłacę więcej. Zresztą jaka to oszczędność z tym termostatem skoro wszystko robi się znacznie dłużej. Teraz mam wybór albo nauczę się cierpliwości albo kupię kuchenkę starego typu bez termostatu. Chyba wybiorę to drugie rozwiązanie.
                        Na obiad miałam dziś tartę wegetariańską. Jakoś warzywa podpiekłam choć okropnie długo to trwało.Tartę dla mięsożerców można zrobić z dodatkiem boczku lub kiełbasy.Będzie smaczna i pożywna.

na ciasto
1/2 kostki margaryny
jajko
woda
2 szklanki mąki
bułka tarta do formy


farsz
duża cebula
1/2 puszki groszku
1/2 selera
1/2 pietruszki
duża marchew
ząbek czosnku
sól
pieprz
tymianek

2 łyżki tartego sera
3 jajka
1/2 szklanki śmietany


z podanych składników zagnieść kruche ciasto , włożyć  do lodówki na godzinę a następnie rozwałkować i wylepić wysmarowaną i obsypaną tartą bułką  tortownicę




warzywa zetrzeć na tarce o dużych otworach, dodać pokrojoną cebulę oraz czosnek i przyprawy , udusić do miękkości, dodać groszek, wymieszać i wyłożyć na ciasto, zalać śmietaną wymieszaną z jajkami, posypać serem, piec 40 minut




                                 Po południu zabrałam się za decoupage i skończyłam deseczkę do ozdoby kuchni. Wyszła całkiem fajnie. Już prawie bez skaz . Nabieram wprawy. Z czasem powinno być perfekcyjnie bo uczę się na błędach. Zrobiłam też zakładkę do książki. Przyda się bo do tej pory, wstyd się przyznać, używałam papierków albo co gorsze zaginałam rogi.






                            Gdy deseczka i zakładka schły zrobiłam mandalę już czwartą na przestrzeni kilku dni.Coś ostatnio potrzebowałam wyciszenia, koncentracji i medytacji. Mandale są doskonałe do pracy nad sobą, do dotarcia do podświadomości.Wspaniale też relaksują.








sobota, 17 listopada 2012

Kocięta,decoupage i wiersz

                Dzisiaj od rana jestem jakaś tak senna i do niczego. Nic mi się nie chciało robić. Wstałam późno, szybko zrobiłam obiad dla nas i dla zwierząt, napaliłam w piecu i położyłam się spać na prawie dwie godziny. Spałam twardo z masą snów jakiś takich niespokojnych. Wstałam obolała, bo z powodu kotów porozkładanych na kanapie spałam zwinięta, i raczej w kiepskim nastroju. Po południu trochę ożyłam ale nie na tyle by zabrać się za pisanie książki z przysłowiami. A niedługo powinnam już oddać ją do wydawnictwa przepisaną i gotową. A tu klops. Będę musiała przysiąść w przyszłym tygodniu żeby zdążyć. Zabrałam się za to za decoupage. Odnowiłam dwie stare,zardzewiałe puszki . Będą na kawę i herbatę. Wyszły nie najgorzej.
Zaczynam nabierać odwagi. Mam nadzieję nabrać wprawy  bo w kuchni mam sporo przedmiotów do zdobienia.







                           A co do kotów to tak sobie myślę, że kocięta zostaną . Mąż o dziwo się zgadza. Wprawdzie 13 kotów to dużo ale jeszcze nie tragedia. Mam znajome co mają po 30 albo i więcej. I żyją. Kocięta nie są wprawdzie przymilne, nie przychodzą na pieszczoty a nawet bronią się przed dotykiem ale i tak mi ich szkoda wydawać. Mają już 5 miesięcy. Przyzwyczaiły się już i do domu i do stada i do psa. Nabrały złych nawyków bo i na stole im pozwalam siedzieć i w pościeli. I jak je tu teraz wydać. Nie chcę ich skazywać na nieznany los , może na cierpienie. A mnie miejsca nie wysiedzą. Będę tylko musiała pośpieszyć się z kastracją, żebym zdążyła przed mrozami.


     Późnym popołudniem napisałam wiersz. Coś ostatnio sporo wierszy piszę nie tylko haiku. Tak, że książka pisze się sama. To by była trzecia.

     Listopad
               
Z zamkniętymi powiekami
zaglądam do książki
ze snu utkanej
na listopad
o mglistych porankach
i dniach tak różniących się od siebie
jak dzień od nocy

słonecznych niczym październikowe
gdy złoto i brązy
przetykane czerwienią
migocą w pełnej krasie

pochmurnych i deszczowych
gdy szare niebo
wącha ostatnie kwiaty
o załzawionych drżących płatkach

mroźnych
z pierwszymi płatkami śniegu
tulącymi do snu
drzewa i krzewy
o nagich gałęziach

                

środa, 14 listopada 2012

Decoupage



 No i wreszcie nabrałam odwagi i zabrałam się za decoupage. Jak się okazało nie taki diabeł straszny i pudełko wyszło nieźle choć nie idealnie. Z czasem mam zamiar nabrać wprawy. W tej chwili najwięcej trudności sprawia mi malowanie bez smug. A pędzel który mam jest dość gruby i jeszcze na dodatek traci włosy, które się przyklejają do malowanej powierzchni. Muszę kupić więcej pędzli w różnych rozmiarach. No i nauczyć się używać serwetek bo na razie używam papieru ryżowego, który ponoć się łatwiej przykleja. Przydało by się też kupić więcej papierów. W tej chwili mam tylko dwa z aniołami i różami.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Piec, czapka i kluchy





Nareszcie mam nowy piec. Były jak przewidywałam problemy z kupnem. Szukałam po wszystkich okolicznych sklepach z pomocą uczynnego szwagra z samochodem. I wreszcie jest nie idealny ale najlepszy z możliwych. Grzeje wspaniale i jest bardzo oszczędny, szybciej też nagrzewa pokój i to do wyższej temperatury niż stary. Są też niestety  i wady - bardzo płytkie palenisko a co za tym idzie nie można nałożyć na raz dużo węgla i trudne czyszczenie. No ale i tak jestem zadowolona bo z tym starym były już problemy. Był dziurawy i pokryty w środku kamieniem. Ciekawe ile lat pociągnie bo ten stary wytrzymał tylko 5 lat. Coś te nowoczesne piece są mało wytrzymałe, te stare służyły znacznie dłużej. 





                         Po południu zrobiłam czapkę ze starego szarego swetra w który przestałam się niestety mieścić. Czapka jest ażurowa raczej na jesień i lekką zimę. Zostało jeszcze wełny na szalik. Pewnie go zrobię tylko nie wiem kiedy bo listonosz przyniósł mi dzisiaj zamówiony zestaw do decoupage i nie ukrywam, że to mnie teraz kusi bardziej. 




    Na obiad miałam dzisiaj kluski kładzione z warzywami i fasolą. To potrawa smaczna i bardzo sycąca w sam raz na chłodniejsze pory roku. Mięsożercy mogą potrawę wzbogacić boczkiem lub kiełbasą.

kluski
1,5 szklanki mąki
jajko
woda
sól
odrobina proszku do pieczenia

Wszystkie składniki wymieszać, zalać wodą i wyrabiać łyżką przez chwilę aż się połączy/ma być twarde/. Kłaść łyżką na wrzącą wodę.

Dodatek

25 dkg fasoli jaś
1 spora marchew
1/2 pietruszki
kawałek selera
cebula
sól
pieprz
tymianek
kolendra
olej


Fasolę zamoczyć na noc i ugotować w wodzie w której się moczyła.Warzywa zetrzeć na tarce o dużych otworach,dodać pokrojoną cebulę i przyprawy, udusić do miękkości. Połączyć z fasolą i ugotowanymi kluskami,wymieszać.























środa, 7 listopada 2012

Książka prosto z drukarni



              Dziś dla mnie dzień szczególny i wyjątkowy. Przyszła paczka z egzemplarzami autorskimi mojej pierwszej książki a właściwie  książki, której jestem współautorką .Może to patetycznie brzmi ale książki faktycznie jeszcze pachną farbą. Książka to antologia haiku znanych i uznanych polskich autorów. Nie potrafię nawet wyrazić jak się cieszę, że znalazłam się w ich gronie. Tym bardziej, że piszę od niedawna.
O pisaniu książek marzyłam od zawsze ale nawet nie wyobrażałam sobie jakie to uczucie trzymać w dłoniach własną książkę pięknie wydaną.









czwartek, 1 listopada 2012

Dzień zadumy i wiersze

             W tym szczególnym dniu pojechałam z mężem rano na cmentarz, ustroiłam groby w wiązanki -dzieło mojej mamy , pozapalałam znicze i niestety musiałam szybko wracać bo sąsiad, który nas zawiózł nie bardzo miał czas czekać na nas. Po powrocie do domu zapaliłam świece i pogrążyłam się w zadumie o wszystkich, którzy już odeszli a których tak bardzo mi brakuje. Jako dziecko wychowywałam się w domu pełnym ludzi. Dom jest duży i mieszkała ze mną nie tylko babcia z dziadkiem ale i jej dwie samotne siostry .Ciocia Ala była wdową po moim chrzestnym, który całe życie pracował jako sztygar na kopalni. Był ratownikiem górniczym i zmarł na pylicę płuc gdy byłam małym dzieckiem. Ciocia była bardzo utalentowana - robiła istne cuda na drutach i szydełkiem, pięknie też haftowała. Dzieci nie miała i kochała mnie po swojemu, choć była raczej surowa. Druga siostra mojej babci , ciocia Resia/Regina/ miała za to serce na dłoni i rozpieszczała mnie okropnie. Spędzała ze mną masę czasu, zabawiała mnie ,  grała ze mną w gry i czytała mi książki.To ona,  choć moi rodzice i babcia też dużo czytali, sprawiła, że bez książek żyć nie mogę. Ciocia czytała masę książek , pracowała też w bibliotece .Z kolei moja babcia w praktyce mnie wychowywała, gdy mama poszła do pracy. Zawsze miała dla mnie czas i pomagała mi o ile była w stanie we wszystkim. Okazywała mi serce i dbała o mnie przez cały czas dokąd żyła. Dziadek Edek, tata mojej mamy był bardzo pracowity i aktywny w młodszych latach swojego życia . Pamiętam go jak po przyjściu do domu z pracy/miał zakład fryzjerski/ jadł obiad i szybciutko wychodził na dwór do pszczół lub do sadu czy do ogrodu. Dbał o wszystko, wszędzie zajrzał, wszystko dojrzał. Ogród i podwórko za jego czasów wyglądały wspaniale, zadbane i wypielęgnowane. Drzewa rodziły dużo owoców a z ogrodu zbierało się tyle dobra, że wystarczało na całą zimę dla wszystkich. Z kolei tata, instruktor nauki zawodu, na wszystkim się znał. Potrafił naprawić wszystko i cieknącą rurę i gniazdko. Potrafił wymurować ścianę , zrobić boazerię i drewniany stołeczek a nawet żyrandol. Sam wyremontował nasz dom w górach. Zatrudnił tylko cieśli.Tyle osób mi już odeszło, za tyloma tęsknię. Napisałam dziś kilka wierszy, głównie tanek.

cmentarz
żółte chryzantemy
na grobie babci
słodki zapach sernika
wciąż gości w moim domu

grób cioci
pokryty kwiatami
kamienna ławka
szydełkowa serweta
nadal na mojej komodzie

grobowiec dziadka
wiązanka z chryzantemami
w blasku zniczy
rzewne tony skrzypiec
ciągle w mojej głowie

cmentarny mur
stary uschnięty modrzew
nad grobem cioci
jej ukochane książki
w mojej bibliotece

stary cmentarz
zmurszały brzozowy krzyż
na grobie ojca
wspomnienie jego twarzy
powraca jak sen