Codzienność

Codzienność

piątek, 27 czerwca 2014

Rozpieszczanie, kosmetyki i tantra


Obudził mnie kurier tuż po 10. Wybiegłam w szlafroku i odebrałam paczkę z kosmetykami. Kolejną. Tym razem kupiłam pomadkę ochronną z cynamonem, pastę do zębów z wyciągiem z goździka, maseczkę do twarzy z dziegciem/seria babuszki Agafii/, maskę do włosów z olejkiem o zapachu jaśminu i cudnie pachnący wanilią mus do ciała. Na razie kosmetyków mam dość. Co prawda przydałby się jeszcze krem do stóp, sól i farba do włosów, ale poczekam z tym trochę, żeby Krzyśka nie drażnić. Mam też już upatrzone kosmetyki propolisowe w tym  żel do higieny intymnej uniwersalny dla mnie i dla Krzyśka oraz mleczko do zmywania makijażu. Kupię za jakiś czas. Kosmetyków do makijażu nie kupuję, bo prawie nie używam. Podkreślam tylko delikatnie oczy kredką i maluję usta naturalną szminką lub błyszczkiem. Czasem maluję też paznokcie, ale to i tak nic nie daje, bo wszystko robię bez rękawiczek. Sporo kosmetyków robię w domu w tym np. maskę na twarz i włosy z mleka i drożdży, olejki, maseczki owocowe, toniki, peelingi. Lubię też kąpiele ziołowe i płukanki do włosów np.z pokrzywy czy piwa. Generalnie używam w zasadzie tylko tych kosmetyków, których użycie sprawia mi przyjemność, bo np. pięknie pachną albo po ich użyciu skóra czy włosy są mi wdzięczne. Nie używam kosmetyków by powstrzymać upływ czasu typu intensywnych kremów przeciwzmarszczkowych czy preparatów na cellulit. Rzadko też używam kosmetyków z normalnej drogerii, ponieważ wolę kosmetyki naturalne. 

Dziś po południu już odpoczywam. Mam zamiar poczytać książkę Sex tantryczny dla kobiet. Książka jest ciekawa i inspirująca. Zamieszczone są w niej fajne ćwiczenia na podstawie których medytuję. Może namówię Krzyśka na wspólną kąpiel i masaż olejkami...Nie będę musiała się wysilać, bo on zawsze do tego typu spraw jest chętny...


niedziela, 22 czerwca 2014

Litha, życie duchowe, olejek ziołowy i niedziela...



Litha czyli przesilenie za nami i tym samym rozpoczęło się lato. Wczoraj świętowałam, ale inaczej niż zwykle, bo nie było ogniska tylko świece. Zebrałam oczywiście zioła i okadziłam dom, ale to nie to co ognisko. W dodatku zaspałam i wstałam o 11 czyli przespałam moment przesilenia i nie wykonałam rytuału wtedy gdy inni celebrujący ten moment go wykonali. Nie zjednoczyłam się z tą energią. Wstyd. Zawiodłam pierwszy raz od kilkunastu lat. Czuję się teraz dziwnie i czegoś mi brak. Sporo wody upłynie, gdy o tym moim potknięciu zapomnę.
Od dwudziestu ponad lat obchodzę większe święta katolickie oraz święta pogańskie, bo wychodzę z założenia, że człowiekowi potrzeba równowagi sił męskich i kobiecych wtedy żyje w harmonii. Tak jak dziecko potrzebuje miłości i wsparcia ojca i matki tak jak staram się na łaskę bóstw męskich i kobiecych sobie zasłużyć. Bóstwu męskiemu oddaję dzień i słońce, bóstwu żeńskiemu noc i księżyc. Zaznaczam jednak, że oddaję cześć tylko bóstwom łaskawym i dobrym. Tak samo mi daleko od satanizmu jak i chrześcijaństwa z czasów gdy powszechne były ofiary ze zwierząt o których mówi Biblia. Niby jestem katoliczką, ale nie do końca. Z typowym pogaństwem też się nie całkiem utożsamiam. Dla katolików jestem poganką grzeszącą na każdym kroku, dla pogan katoliczką skłaniającą się ku pogaństwu. Taka właśnie jest moja droga, mój wybór. Droga niełatwa, pełna rozterek, poszukiwań, samotności...


Wczoraj przygotowałam nalewkę z truskawek i upiekłam ciasto z truskawkami. Nic specjalnego, dietetyczne i proste, bez kremów i galaretek. Wyszło smaczne i zjadłam bez wyrzutów sumienia. Dziś było ognisko i pieczone kiełbaski z ziemniakami z popiołu na obiad. Było też przygotowywanie ziół i płatków róży na olejek do twarzy. Olejek ma być do cery raczej tłustej i powinien pomagać zwalczać zaskórniaki, które mimo wieku mnie trapią. Będą w nim płatki róży oraz tymianek i rozmaryn. Najpierw wszystko wysuszę, a później gdy już przyjdzie pora zaleję olejem z pestek winogron. Teraz już odpoczywam i łapię energię. Od jutra zaczyna się intensywna praca, bo szykuje mi się dodatkowe zlecenie na teksty. Czeka też plewienie. I tak dni płyną, raczej spokojne, bez wstrząsów i ekscesów. I tak ma być...Tak lubię.

czwartek, 19 czerwca 2014

Domowy hammam, przyjemności i biżuteria...


Wczoraj kurier mi dostarczył część zakupionych kosmetyków. Dotarły olejki do ciała waniliowy i cynamonowy(afrodyzjak) oraz perfumy w olejku i olejki zapachowe. Czekam na balsam do twarzy i ciała, olejek różany ajruwedyjski do twarzy, olejek do włosów i sól do kąpieli z płatkami róż. Prawie wszystko co już mam zostało od razu wypróbowane. Wczesnym wieczorem, gdy Krzysiek był jeszcze w pracy przygotowałam sobie domowy rytuał hammam w mojej łazience. Przeniosłam maszynkę elektryczną. Zamknęłam drzwi między łazienką, a toaletą i postawiłam na maszynce dwa płaskie garnki z wodą pachnącą olejkami. Tym razem użyłam sandałowego, różanego i waniliowego. Woda gotowała się ostro dając masę pary i o to chodziło. Para wprawdzie nie była aż tak gorąca jak w łaźni parowej, ale i tak osiadała na moim ciele bardzo ciepłą, zwiewną i wonną mgiełką. Myślę, że spełniła swoje zadanie otwarcia porów tym bardziej, że twarz trzymałam nad garnkiem. Później była kąpiel w gorącej wodzie, peeling solny i masaż rękawicą. Na koniec namaściłam się olejkiem cynamonowym i stwierdziłam, że jestem jak nowo narodzona... Oryginalny hammam musi być cudownym przeżyciem, choć nie jestem pewna czy bym długo wytrzymała wysoką temperaturę w łaźni parowej.

Później poleżałam sobie w spokoju jakiś czas i zabrałam się za robienie biżuterii. Zrobiłam kilka par kolczyków w tym jedne dla mnie(te z muszlami łączonymi z prawdziwym ametystem). Pozostałe prześlę na bazarki dla potrzebujących kotów na Facebooku. Trochę biżuterii już na bazarki wysłałam i prześlę jeszcze, bo mam sporo elementów metalowych do wykorzystania. Muszę je wykorzystać, bo mam zamiar zacząć robić kolczyki ze srebrem i z miedzią. Podobają mi się elementy z blachy miedzianej łączonej z rzemykami i ze skórą. Powinnam też zużyć część koralików, ponieważ planuję wyrabiać biżuterię tylko z naturalnych kamieni i koralików drewnianych. Czeka mnie trochę pracy, ale i sporo frajdy...







Dzisiejszy dzień traktuję ulgowo - nie pracuję, a czytam, medytuję i słucham muzyki typu anielskiej i wschodniej...

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Pachnące zakupy, torebka i książka...

Byłam dziś w mieście i wróciłam wykończona oraz podenerwowana jak zawsze. Załatwiłam masę spraw, ale nowego aparatu nie kupiłam, bo czułam przed tym zakupem okropny opór psychiczny. Nie wiedziałam czemu, ale intuicji posłuchałam i dobrze zrobiłam, bo okazuje się, że mój aparat jest dobry tylko bateria się poluzowała i dlatego nie działał. Zostało parę groszy w kieszeni i od razu je częściowo wydałam na zapachy czyli olejki do ciała, olejki zapachowe i perfumy. Tym razem kupiłam perfumy zwykłe i orientalne typu olejku. Kuszą mnie jeszcze perfumy w kremie, ale nie wszystko na raz. Zakupy były koniecznością, ponieważ nic już prawie nie miałam. Zostało mi tylko kilka kadzidełek, które z upodobaniem spalam w domu. Kocham orientalne, ciężkie i słodkie zapachy. Nie mogę przejść obojętnie obok zapachu wanilii, cynamonu, paczuli, ambry. Lubię też kokos, migdały, korzenne goździki i zapachy owocowe np.pomarańczę. Perfumy tego typu używam też w lecie i nie koniecznie na wieczór. Wiem, że nie powinnam, ale łamię w tej kwestii wszelkie zasady i nie przejmuję się tym. Powinnam jeszcze kupić więcej olejków zapachowych, a także świece i nowy kominek do aromatoterapii tym razem w formie misy, żeby też można było topić woski...
Przed chwilą złożyłam też zamówienie na torbę robioną szydełkiem. Torba kusiła mnie już od kilku dni, ale nie ma podszewki i dlatego się pokusie oparłam aż do teraz...


Jutro pewnie kupię jeszcze książkę Mistykę rozkoszy Wioletty Tuchowskiej. Książka zapowiada się fajnie. Najwyraźniej mój trening w kobiecości działa, bo kupuję ostatnio rzeczy, które nie koniecznie muszę mieć np. kolejną torebkę. A może zawsze takie rzeczy kupowałam tylko nie za bardzo sobie z tego zdawałam sprawę...

piątek, 13 czerwca 2014

Codzienność, niedola i muzyka...



Wreszcie chłodniej. Odetchnęłam głęboko i zabrałam się za prace typu fizycznego, bo w cudowny sposób odzyskałam, nadwątlone przez upał, siły. Ogródek wyplewiony, zioła zerwane, następna porcja fasoli wysiana i mieszkanie ogarnięte. Dzisiejsze zadanie polegające na zaaplikowaniu kotom i psu środka na pchły i kleszcze prawie wykonane. Resztę skończę po południu jak się koty uspokoją, bo w tym momencie jest popłoch totalny, ucieczka i chowanie się po kątach. Zawsze tak reagują, gdy coś podaję jednemu to reszta ucieka. Dziś też bez awantur się oczywiście nie obeszło. Były i łapoczyny i gryzienie. Oboje z Krzyśkiem jesteśmy kontuzjowani i jeszcze nam kontuzji przybędzie, bo najbardziej płochliwa i dzika młodzież jeszcze preparatu nie dostała, a dostać musi bo pchły ma. Swoją drogą skąd te moje koty pchły mają skoro w domu pcheł nie ma a na dwór nie wychodzą?

Od kilku dni coś mi szwankuje internet. To jest to go nie ma i z chwilę znowu jest. Nie wiem co się dzieje. Dzwoniłam oczywiście, ale to nic nie pomogło, wymieniłam też przełączki i dalej kiepsko działa. Wczoraj mi się zawiesił w trakcie pracy i w czasie medytacji na spotkaniu w kręgu kobiet. Dziś nawala od rana. Podobno już to naprawiają, ale ja pracować nie mogę co mnie denerwuje. Na dodatek wysiadł mi aparat fotograficzny, a już jest po gwarancji. Do punktu oczywiście nie mam szansy dotrzeć bez samochodu i nie wiem też czy warto go naprawiać. Będę chyba musiała kupić nowy i to szybko, bo ten co mam w telefonie raczej kiepski jest. No i kłopot i kolejne wydatki...
Następny powód do zdenerwowania to mundial i mój pan, który wszystkie mecze ma zamiar obejrzeć. Nie cierpię tego. Złoszczą mnie zwłaszcza wrzeszczący kibice. To zdecydowanie nie moje klimaty. Wychodzę do drugiego pokoju by sobie nerwów nie psuć i już teraz się martwię jak ten miesiąc wytrzymam.

I coś co lubię...


wtorek, 10 czerwca 2014

Pobudka wczesnym rankiem, praca, kobiecość i obraz vedic art.




Wstałam dzisiaj o 5,30 wypiłam kawę i poszłam plewić do ogródka. Byłam zaspana, ale to co zamierzałam zrobić wykonałam z nawiązką. Wyplewionej trawy było całe wiadro. Jeszcze z 2 razy i trawy nie będzie. Na dworze było cudnie tak wcześnie rano z czego wcześniej nie zdawałam sobie sprawy śpiąc do południa. Zachwyciła mnie rosa, słońce prześwitujące przez gałęzie i śpiew ptaków oraz cisza. Było chłodno i rześko. Niestety nie wszystko w ogrodzie idzie tak jak powinno, bo np. pomidory chyba się zniszczą, ponieważ pojawiły się na nich jakieś takie brunatne plamy. Opryskiwać nie będę, bo pryskane pomidory mogę kupić wszędzie. Kapusta też jakaś taka dziwna jest jakby wybujała, bo duża a główek dobrze nie wiąże. Po południu pójdę wysiać rzepę i następną partię kopru, a jutro plewienia dalszy ciąg...

Od wczoraj mam sporo pracy, bo złapałam zlecenie na zorganizowanie działań reklamowych dla sklepu internetowego z kosmetykami naturalnymi TianDe. Spora jak na mnie sumka już jest na moim koncie, co mnie cieszy, bo mam gwarancję, że nie pracuję za darmo. Praca jest ciekawa, bo piszę teksty różnego typu, a kosmetyki są fajne. Poza tym jako, że pralka od wczoraj jest wreszcie zamontowana, piorę jak szalona, żeby górę prania skasować jak najszybciej. Ponadto przez cały dzień pracuję też nad swoją kobiecością czyli według założenia sprawiam sobie trzy kobiece przyjemności dziennie lub kobiecość akcentuję. To może być  np.,,kobieca" medytacja, użycie olejków zapachowych czy perfum albo po prostu założenie kolczyków czy koralików. Miałam z tymi babskimi akcentami ostatnio trochę problemów i niejako utraciłam świadomość, że kobietą jestem, a tak być nie powinno...

Wczoraj powstał obraz vedic art pod tytułem Namiętność. W rzeczywistości jest w kolorach czerwieni, pomarańczowym, różu, srebrnym. Jest tez błyszczący od brokatu...Ech w życiu zdjęcie tego nie odda. Chyba, że ja zdjęć nie potrafię robić...




niedziela, 8 czerwca 2014

Zielone Świątki i ogród.

Dziś Zielone Świątki. Pamiętam z dawnych czasów umajony cały dom i obejście, bukiety chabrów, rumianków, maków i kąkoli, gałązki brzozy i tatarak. Pamiętam uśmiechniętą ciocię z olbrzymimi bukietami i wszechobecny wspaniały zapach roślin. Teraz już tak tego dnia nie celebruję, bo ani kwiatów polnych ani tataraku w pobliżu mojego domu nie ma. Szkoda, że tradycja odchodzi. Szkoda, że nie ma powrotu do przeszłości. Świat idzie do przodu zatracając to i owo z swoich wartości. Nie zawsze mi się te nowe czasy podobają i tęsknię za tym co było dobrego w przeszłości. Cóż starzeję się chyba i wcale się przed tym nie bronię...

W ogrodzie po deszczach prawdziwy pogrom. Z 20 ogórków zostało 5, z 4 dyń została 1 i 3 cukinie się zniszczyły. Pomidory też zaczęły żółknąć i podsychać. Co dziwne fasola nie wzeszła. Trawy wyrosło tyle, że tego co trzeba nie widać. Czeka mnie masa pracy. Będę też musiała wsiać fasoli i dosadzić ogórków jak mi się uda rozsadę kupić. Najładniejsze są truskawki, poziomki, ziemniaki i bób. Pięknie idzie kalarepa i sałata, no i czosnek. Ładna jest marchew, a pietruszka wcale nie wzeszła. Podobnie buraki. Na rozsadniku śmiga rabarbar. Straty stratami, ale ja i tak z ogródka jestem zadowolona, ba własne warzywa i zioła maja wyborny smak z niczym nie porównywany.







A po południu będę medytować i spróbuję połączyć się z moimi bliskimi, którzy już odeszli, szczególnie z ciocią Resią, która pięknie Zielone Świątki celebrowała. Zrobię sobie też medytacje oczyszczania i harmonizacji czakr. Nie zapomnę również o energii kobiecej...I tak niedziela zejdzie...

piątek, 6 czerwca 2014

Kręgi kobiet i codzienność...




Wczorajszy dzień był dla mnie męczący aż do popołudnia, bo byłam na zakupach i u brata Krzyśka z wizytą. Pralka i odkurzacz wreszcie kupione i ulżyło mi. Już miałam dość prania ręcznego i odkurzania podłóg szczotką. Powitałam powrót do normalności z radością. Po zakupach poszliśmy do Darka i dostaliśmy obiad czyli zupę grzybową z ziemniakami i makaron z truskawkami. Moje tłumaczenia, że dieta i jeść nie chcę nic nie dały i zostałam uraczona spora porcją i zupy i makaronu. Spodziewałam się wzrostu wagi, a tu niespodzianka, bo schudłam prawie kilogram. Jest dobrze.
Wieczorem wzięłam udział w zajęciach kręgu kobiet online, bo bardzo mi już brakowało kobiecych energii. Zajęcia były fajne i kobiece wibracje się na prawdę czuło. Podobała mi się i medytacja i muzyka. Pracowałyśmy z boginią Lakszmi. Następne zajęcia w czwartek i już na nie czekam. Będzie medytacja i namaszczanie olejkami/chyba/ bo olejki mamy przygotować.



Dziś mam przygotować nalewkę z bzu czarnego i syrop. Bez już zerwany, ale trzeba go oskubać, co trochę czasu zajmie. Po południu i wieczorem zanurzą się w swoim świecie. Może będzie praca z aniołami i energią kobiecą w tym medytacje. Będzie też reiki i czytanie książek rozwojowych. Zerknę również do nowej książki, którą przed chwilą przyniósł kurier. Coś ostatnio ten mój świat wydaje mi się bardzo atrakcyjny i kusi mnie by pogrążać się w nim jak najczęściej, a proza życia urok straciła. To pewnie wpływ neptuna, który może być zgubny, gdy delikatna równowaga zostanie zburzona. Powinnam  częściej wychodzić do ogrodu by zjednoczyć się z energią ziemi lub medytować ukorzenianie, wrastanie w ziemię.



Wczoraj była burza i gwałtowna ulewa. Trochę szkód mi te żywioły poczyniły. W ogrodzie wszystko przyklepane i ubite aż żal patrzeć. Czy roślinki się podniosą czas pokaże. Szkoda by było by się zmarnowały, bo tak ładnie rosły. No i tyle pracy w to włożyliśmy i tyle serca.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Deszczowo, książka, robótki i zdjęcia z ogrodu...


Deszcz pada od rana. Siedzę w domu i delektuję się pyszną herbatką z lipy z dodatkiem miodu i cytryny. Choć to nie jesień w piecu oczywiście rozpaliłam jakżeby nie. Jest ciepło i bardzo przyjemnie. Deszcz stuka monotonnie w parapety, a piec szemra cichutko. Uwielbiam takie sielskie klimaty. To już ostatnie takie dni, bo za parę dni zaczyna się fala upałów, a właściwie słonecznych dni typu patelnia czyli ani chmurki na niebie. Nie lubię takiej pogody. Takie słońce jest zabójcze, spala wszystko i wysusza ziemie na popiół. Rośliny omdlewają, trzeba  je wciąż podlewać, a wilgoć w mig wyparowuje i znowu wszystko jest wysuszone, spragnione życiodajnej wilgoci. I jak te dni mam przetrwać?

Wieczorem będę czytać i medytować. Od wczoraj czytam oprócz książki o aniołach także książkę o miłości i o związkach. Książkę znam i pracowałam już z nią kiedyś. To wartościowa pozycja, która mi wiele spraw wyjaśniła i ułatwiła. Czas do niej powrócić i znowu z nią popracować, bo coś ostatnio trochę zimna się zrobiłam i zamknięta w sobie. Tak nie powinno być...Na pierwszy ogień pójdą afirmacje.



Wczoraj skończyłam kolejną czapkę. Wyszła fajnie. Na razie na nowe czapki nie mam już pomysłów. W najbliższym czasie mam za to zamiar ozdobić dwie skrzynki. Jedna będzie na dokumenty moje i Krzyśka, a druga na przepisy kulinarne, które zbieram. Dawno już nie zajmowałam się decoupage i bardzo ciągnie mnie ostatnio do tego, a nie mam nawet odpowiednich serwetek. Muszę też kupić skrzynki. Obecnie czekam na pieniądze, które jakoś jeszcze na konto nie wpłynęły i podziałam...



A na koniec zdjęcia z ogrodu...