Codzienność

Codzienność

piątek, 26 października 2012

Zabieg świecowania uszu...haiku i nadziewane pieczarki


          Od kilku dni miałam kłopoty z lewym uchem. Nie słyszałam za dobrze i ciągle szumiało mi w uchu ,dość głośno i jednostajnie. To było bardzo denerwujące i męczące. Do lekarza oczywiście nie poszłam. Przeraziło mnie odsyłanie od jednego lekarza do drugiego może do specjalisty, kolejki, badania, prześwietlenia itp. itd. Zabrałam się za ucho domowymi sposobami. Płukałam kilka razy wodą utlenioną  nie pomogło. Podobnie jak czyszczenie. Musiałam więc cierpliwie poczekać na świece do świecowania uszu, których mi pechowo zabrakło. Świece przyszły dzisiaj i od razu zrobiłam zabieg. Co za ulga i to już po pierwszym świecowaniu. Wreszcie słyszę normalnie, wyraźnie i szum się zmniejszył. Jeszcze dwa zabiegi i wszystko przejdzie. Świecowanie to bardzo skuteczny zabieg. Pomaga na wiele problemów w obrębie głowy: bóle głowy, migreny, zatoki, szumy w uszach a także doskonale relaksuje, wycisza i odpręża.





               Po zabiegu poczułam się wspaniale, tak lekko, błogo, cudownie odprężona i haiku , zainspirowane dzisiejszym wyjściem po zakupy, prawie samo się napisało.

ścieżka przez las
pod drzewem na zakręcie
wystraszony kot


las o poranku
na ścieżce pod brzozą
bawiące się psy

więcej haiku i haiga na moim drugim blogu

               Na obiad miałam dzisiaj pieczarki nadziewane jajkiem. Kiedyś gdy jeszcze byłam mięsożercą potrawę tą przygotowywałam z mielonym mięsem. Tak też można jeśli ktoś lubi. To doskonała potrawa ,zwłaszcza dla osób ,,pracowitych inaczej", do których chyba się zaliczam bo uwielbiam gotować ale tylko potrawy mało pracochłonne i raczej szybkie w przygotowaniu.

na 2 osoby

4 duże pieczarki
3 jajka
bułka tarta
koperek
sól
pieprz
olej do smażenia

   2 jajka ugotować na twardo, pokroić, dodać przyprawy, bułkę tartą jajko surowe i pokrojony drobno koperek. Farszem nadziewać kapelusze. Układać w naczyniu żaroodpornym i piec w piekarniku około 40 minut. Można wcześniej posypać startym żółtym serem. Podawać z ryżem na sypko lub ziemniakami.





niedziela, 21 października 2012

Wyprawa na opieńki raz jeszcze

                 Pogoda nadal piękna ciepło i słonecznie , że aż żal siedzieć w domu. Wyszliśmy więc z moim panem na spacer do lasu z zamiarem zrobienia kilku zdjęć i może znalezienia opieniek na kolację. Opieńki były choć już tylko duże i przerośnięte. Nazbieraliśmy prawie całą reklamówkę. Część przeznaczyłam do suszenia, część pokroiłam i zamroziłam a część, te największe, postanowiłam usmażyć, po uprzednim obgotowaniu i obtoczeniu w bułce i jajku, tak jak kanie. Wyszły bardzo dobre , było ich sporo tak, że wreszcie pierwszy raz najadłam się w tym roku grzybów do syta. Jutro na obiad będzie jeszcze sos z opieniek i pieczarek. Taki gęsty jak potrawka, bez cebuli w śmietanie. Pycha.













czwartek, 18 października 2012

Las,grzyby i tortilla

                Pogoda przepiękna , słońce, ciepło , brak wiatru i  ciepłe noce. Jesień nas rozpieszcza. A ja dziś skorzystałam z okazji i wybrałam się w towarzystwie mamy na opieńki, które wreszcie pojawiły się w okolicznym lesie. Nie nazbierałam dużo ale dość by nie żałować wyjścia. W końcu w lesie byłyśmy tylko około 40 minut. Opieniek jest sporo ale jeszcze więcej ludzi, którzy je zbierają, wciąż słychać nawoływania ,krzyki i śmiechy. Mam zamiar wybrać się jeszcze może w niedzielę z mężem i mam zamiar  coś uzbierać. Przydało by się bo zimą będą jak znalazł a innych grzybów w tym roku nie mam. Uzbierane grzyby przeznaczyłam w części na suszenie a w części na kolację . Zrobiłam tortillę. Oprócz grzybów przyniosłam też trochę kasztanów i gałązki dębu, które od razu wstawiłam do wazonu stojącego na stole w kuchni. Te barwne gałązki nieustannie mnie zachwycają i co roku je zbieram i ozdabiam nimi dom.








                        Tortilla

na 1 placek

około 15 małych opieniek
2 ziemniaki
olej
2 jajka
sól
pieprz
tymianek

Ziemniaki obrać, pokroić w plasterki i usmażyć w głębokim oleju jak frytki. Opieńki udusić na oleju z przyprawami. Ziemniaki i grzyby ostudzić, wymieszać i połączyć z jajkami. Wylać na mocno rozgrzany olej na patelnię. Smażyć pod przykryciem z obu stron. Obrócić na pokrywce. Podawać z majonezem.


                   

wtorek, 16 października 2012

Strata Czarnej


               No i pożegnałam już na zawsze kolejnego kota.Tym razem za TM odeszła Czarna.Była ze mną 12 lat i była wspaniałą kotką bardzo do mnie przywiązaną, miłą choć nie przymilną. Nie przepadała za pieszczotami, mało przychodziła do głaskania, mało się łasiła, raczej nie wylegiwała się na kolanach. Lubiła leżeć obok mnie .Pogłaskana pięknie mruczała ale zaraz odchodziła dostojnie a gdy była jeszcze młoda odbiegała pośpiesznie. W czasach młodości była doskonałą łowczynią i po całych dniach wysiadywała przy mysich dziurach, polując zawzięcie. W jeden dzień potrafiła złapać nawet 3 myszy, choć nigdy ich nie zjadała. Nigdy nie miała własnych dzieci ale matkowała kociętom , a szczególnie Murzynowi. Murzyn gdy tylko go przyniosłam do domu natychmiast do niej przylgnął i zaczął ją ssać, Nie broniła mu tego , wręcz przeciwnie wystawiała brzuszek a on skwapliwie z tego korzystał prawie do roku.Wychowała go i tak przywiązała do siebie, że do końca jej nie odstępował. Ciągle był przy niej, ciągle obok, ciągle próbował się do niej przytulać. Gdy jej nie było w pobliżu nawoływał ją a ona przychodziła a wtedy pieszczotom nie było końca. Nigdy nie spotkałam jeszcze dwóch kotów tak nierozłącznych, tak od siebie zależnych tak się kochających. I pewnie nie spotkam. Czarna chorowała od dwóch tygodni, zbierała jej się woda na brzuszku pod skórą. Stawała się coraz cięższa i coraz ciężej przychodziło jej chodzenie ale nic jej nie bolało.Odeszła w czasie drogi do weterynarza. Zgasła nagle i w zasadzie niespodziewanie. Dobrze ,że nie cierpiała .Będzie mi jej bardzo brakować .Już nie zobaczę jej śmiesznie wyciągniętej łapki gdy przychodziła mi przypomnieć, że spóźniam się z kolacją. Taką ją zapamiętam ją na zawsze ....



środa, 10 października 2012

Pikuś u weterynarza...kolejny breloczek i makaron z kozim serem








                 Dziś od rana nie padało. Wykorzystałam więc względnie dobrą pogodę i pojechałam z moim psem Pikusiem  do weterynarza na szczepienie. A , że  kawaler jest histerykiem i okropnie lecznicy nie znosi zabrałam męża w roli obstawy. Pikuś urządził cyrk już po wyjściu z autobusu jak tylko lecznicę zobaczył.  Za nic nie chciał iść dalej i mój pan musiał go nieść.A potem zaczęło się. Zważenie wprawdzie jeszcze jakoś zniósł ale już przy zastrzyku wyrywał się i piszczał. Kłopoty i to poważne zaczęły się przy obcinaniu pazurów, które Pikuś jako pies kanapowy wyhodował bardzo długie. Trzymaliśmy go z mężem oboje a on wył, aż się zleciało pół przychodni i wyrywał się i to tak skutecznie, że lekarz go niestety  skaleczył. Krew się lała a mnie zrobiły się miękkie nogi. A Pikuś wył dalej bo tym razem już miał powód. Koniec końców jakoś te pazury zostały skrócone, sama nie wiem jak bo jak zobaczyłam krew po prostu się wyłączyłam . Pikuś już w autobusie ożywił się i zaczął wyglądać spokojnie przez okno a ja nie bardzo mogłam dojść do siebie. Następnym razem przed obcinaniem chyba  poproszę o uśpienie go. Lepiej już będzie nieść go z powrotem w torbie niż przechodzić jeszcze raz przez to co dziś. A swoją drogą jest w tym wszystkim trochę i naszej winy - za bardzo go rozpieściliśmy i za bardzo się z nim cackamy.



                         Na obiad zrobiłam makaron z papryką i kozim serem/pysznym i aromatycznym/, który mam od Moniki z blogu,,Powrót do tradycji z kozami w tle". Sam ser jest naprawdę wspaniały i bardzo wzbogacił tą prostą potrawę.

1 czerwona papryka
1 duża cebula
olej
1/2 zielonej papryki
25 dkg grubszego makaronu
sól
pieprz
ząbek czosnku
bazylia

Makaron ugotować i odcedzić. Paprykę i cebulę drobno pokroić i udusić na oleju, wymieszać z makaronem,doprawić i posypać startym kozim serem. Smacznego

                 


                 Po południu zabrałam się za robienie kolejnego breloczka.Tym razem wykorzystałam stare drewniane  korale mojej mamy, które nie noszone już od lat pokrywały się kurzem na toaletce. Breloczek udało mi się zrobić choć wyszedł taki sobie. Niby nic mu nie brakuje ale ja nie przepadam za czerwonym kolorem.To dla mnie zbyt mocny,  prawie agresywny akcent. Wolę kolory spokojniejsze jak brązy, przygaszone oranże czy zielenie.






poniedziałek, 8 października 2012

Breloczki do kluczy i kotlety z chleba


     Ochłodziło się i to znacznie. Dni  prawie całe deszczowe, bez słońca a noce  tak zimne, że wczoraj  zamknęłam na głucho okno w sypialni. Wstałam dziś wyjątkowo wcześnie  i na przekór pogodzie mam od rana doskonały nastrój. Cieszy mnie i jesień i palenie w piecu prawie od rana. A błogie ciepełko w domu i trzaskanie palącego się drewna, dodatkowo poprawiają mi nastrój. Przed południem skończyłam horoskop, wysłałam go i  od razu za zarobione pieniądze kupiłam sobie perfumy na allegro aż dwa flakoniki na raz. Obiad zrobiłam szybko. A po popołudniowej kawie, aromatycznej i słodziutkiej bo z miodem zrobiłam dwa breloczki do kluczy. Wyszły fajnie. I sama nie wiem, który podoba mi się bardziej. Czy ten w naturalnym kolorze drewna, czy ten złoty. Powinnam zrobić jeszcze jeden ale nie mam z czego. Muszę dopiero zamówić parę drobiazgów w internecie.





                               Na kolację przyrządziłam kotleciki z chleba- potrawę naprawdę smaczną i prostą w wykonaniu. Podałam je z chutney z gruszek i z majonezem.

1/2 suchego chleba
1 litr wody
listek laurowy
2 ząbki czosnku
2 kostki rosołku
pieprz
tymianek
bułka tarta
olej do smażenia
jajko

Wodę zagotować z przyprawami i czosnkiem. Dodać pokruszony chleb. Odczekać aż się rozmoczy i ostudzi. Dodać jajko, bułkę tartą i formować kotleciki. Każdy obtaczać w tartej bułce i smażyć na rumiano na mocno rozgrzanym oleju. Podawać z sosem.

Smacznego


niedziela, 7 października 2012

Deszcz ... haiku i herbata imbirowa z mlekiem

                                Kropi, siąpi, mży i leje i tak od samego rana. Deszcz spływa potokami po szybie, kropelki wody jak łzy zwieszają się wdzięcznie z roślin, potężne kałuże na jezdni i wszechobecna wilgoć w powietrzu. Pogoda iście jesienna czyli taka jaką bardzo lubię. Kocham deszcz,  jego delikatny szum, odgłos kałuż rozpryskiwanych przez przejeżdżające samochody, wystukiwany przez niego rytm na parapecie. Deszcz mnie koi, wycisza, relaksuje, gdy trzeba pomaga zasnąć i wprowadza w marzycielski nastrój. Uwielbiam gdy pada a ja sobie siedzę w domu na mięciutkiej kanapie przy rozgrzanym piecu z mruczącym kotem na kolanach i czytam , delektując się przy tym aromatyczną herbatą np. z cynamonem. Może to banalne ale to mój raj. Dziś też stworzyłam sobie troszeczkę rajskich klimatów bo od rana palę w piecu i odpoczywam po pracowitym tygodniu. A w minionym tygodniu pracowałam zawzięcie nad książką z przysłowiami, tak że połowę napisałam, napisałam też parę haiku. A  dopiero niedawno narzekałam , że pisanie mi wcale nie idzie. Cóż okropnie jestem widocznie zmienna, do czego się nie przyznaję i pracuję zrywami jak zawsze.






szum wody
kałuża pod rynną
coraz większa

więcej jesienno-deszczowych haiku na moim drugim blogu Poezja duszą malowane





   Herbata/na dwie szklanki/

2 cm korzenia imbiru/cienkie/
5 goździków
1 1/2 łyżeczki herbaty
1 łyżeczka cynamonu
1 1/2 szklanki wody
1/2 szklanki mleka

Imbir pokroić dodać goździki,cynamon i wodę doprowadzić do wrzenia i gotować 10 minut,wrzucić herbatę,zaparzyć pod przykryciem,odcedzić dodać mleko,posłodzić ...i smacznego.

poniedziałek, 1 października 2012

Przedpołudnie w kuchni

               Dzisiejszy dzień zaczął się niezbyt fajnie bo  zaspałam.Mój pan mnie oczywiście usiłował obudzić, próbował kilka razy i..dopiero po 11 mu się  udało ściągnąć mnie z łóżka.Nie mogłam wstać bo jestem śpiochem a wczoraj czytałam prawie do trzeciej.A potem kawa w biegu i praca w biegu,żebym wszystko co zaplanowałam na dziś zdążyła zrobić.A zaplanowałam na przedpołudnie sporo bo i zrobienie nalewki z jabłek i ,,lekarstwa''na jesienne osłabienie i brak odporności i posadzenie kupionych niedawno fioletowych morcinków. Czas mnie gonił bo dodatkowo musiałam jeszcze dziś wyjechać na pocztę /autobusem/ z wysyłką krzyżówek i dwóch horoskopów i oczywiście ugotować obiad i dla nas i dla zwierzaków. Postarałam się i zdążyłam. Zrobiłam wszystko co zaplanowałam i o 14 30 jadłam już obiad.Na obiad miałam dziś zupę z cukinii.Wyszła smaczna ,choć nie miałam tyle co potrzeba gałki muszkatołowej.

1/2 dużej cukinii lub kabaczka 
mała cebula 
1/2 puszki groszku konserwowego 
2 kostki bulionu warzywnego 
1 litr wody 
sól i pieprz 
gałka muszkatołowa 
2 łyżki śmietany 
olej 
2 łyżeczki mąki

         Cukinię i cebulę pokroić, poddusić na oleju, zalać wodą, dodać rosołki i gotować około 10 minut. Doprawić,
 zagęścić wodą z mąką , dodać śmietanę i odcedzony groszek. Podawać z grzankami , ziemniakami lub ryżem.


  
Nalewki robię stosunkowo od niedawna, gdyż do tej pory próbowałam tylko tych na spirytusie a więc za mocnych dla mnie Znalazłam jednak przepisy na nalewki słabsze, zrobiłam i rozsmakowałam się w nich. Teraz robię i lubię szczególnie te owocowe i słodkie. W sam raz na jesienno-zimowe chłody. W ciągu najbliższego czasu mam zamiar zrobić jeszcze nalewkę ze śliwek i z gruszek. Kusi mnie imbirówka ale obawiam się, że nawet na wódce może być za mocna.
               
                       Nalewka z jabłek

kilka jabłek
15 -20 dkg cukru
3 goździki
1/2 litra wódki
1/2 łyżeczki cynamonu
sok z 1 cytryny

          Przygotować 1 litrowy słoik z pokrywką, wlać wódkę i kroić jabłka bez skórki tyle by były przykryte alkoholem, dodać przyprawy. Zakręcić słoik i odstawić na 6 tygodni. Co jakiś czas mieszać.  Odcedzić , jabłka zasypać cukrem i odstawić na 2 tygodnie . Połączyć z alkoholem , przecedzić przez watę , zlać do butelek i najlepiej odstawić na 3 miesiące.







             A teraz przepis na doskonałe  ,,lekarstwo",winko,nalewkę sama nie wiem jak to nazwać ale jest to coś bardzo skutecznego na wszelkie osłabienie, brak sił , energii i odporności. Przygotowanie jest bardzo proste i nie wymaga dużo czasu ani wielu składników. Warto środek zrobić i wypróbować przed okresem późno-jesiennej słoty i zimy.Oby nadeszły jak najpóźniej.

 6 cytryn
5 główek czosnku
1/2 l miodu
1 l wody przegotowanej

Cytryny obrać i rozdrobnić dodać roztarty lub drobno pokrojony czosnek ,zalać miodem i wodą.Odstawić do lodówki na 2 tygodnie.Pić po kieliszeczku na czczo.








 A po południu po wypiciu kawy rozegraliśmy z moim panem dwie partie gry w kości. Miałam zamiar podać zasady gry, bo to bardzo fajna gra dla całej rodziny, ale dziś nie podam.Przegrałam i to dwa razy. Tak , że nie chce mi się o grze dłużej myśleć. Wstyd ale zupełnie mi dziś nie szło. Zasady podam innym razem.