Codzienność

Codzienność

czwartek, 28 listopada 2013

Zamieniam się w skowronka, zima, plany i książka...

Wstałam dzisiaj wcześnie jak na mnie bo już o 9. Obudził mnie dzwonek telefonu od mamy, którą wczoraj poprosiłam o budzenie o tej właśnie porze, ponieważ od kilku dni staram się wcześniej wstawać, a o północy jestem już w łóżku. Koniec więc z chodzeniem spać o brzasku i usypianiem przy głosach budzących się ptaków, a później wylegiwaniem się w łóżku do południa. To nie jest ani mądre ani nie przynosi pożytku dla organizmu. A wręcz przeciwnie, szkodzi. Od dawna  przecież wiadomo, że człowiek powinien usypiać przed północą i ja mam zamiar wprowadzić takie zwyczaje a raczej wrócić do nich, co łatwe nie będzie bo jestem typową sową. Kiedyś, jeszcze kilka lat temu usypiałam około 23 lub parę minut po i wszystko było dobrze, a później coraz później i później aż złapałam się na tym, że o 3 jeszcze siedzę przy komputerze, później jeszcze kąpiel i Reiki...
Zima chwyciła i nie odpuszcza. Śnieg jak popadał tak leży zwłaszcza na dachach i w miejscach mało uczęszczanych np. w lesie i u mnie w ogrodzie. Dzisiaj też chyba popada coś tak czuję bo dzień jest szary i chmury nisko. W nocy i rano był chyba spory mróz, Pikuś drżał, gdy go rano wpuszczałam do pokoju a teraz śpi na poduszce przy piecu i ani nawet miska z jedzeniem go nie zainteresowała. Śnieg ani lekki mróz mi w zasadzie nie przeszkadza ale nie wiem czy nie będzie przeszkadzał państwu, które sprzedaje warzywa. Oby nie bo nie wszystkie warzywa jeszcze na zimę kupiłam i jutro planowałam zrobić pozostałe zakupy w tym 2 worki ziemniaków i kostkę słomy do wyścielenia części grządek i okręcenia wokół pnia brzoskwini...
Wczoraj wysłałam do wydawnictwa książkę z aforyzmami i zabrałam się za przepisywanie następnego tomiku, który już czeka od kilku miesięcy na zainteresowanie z mojej strony. Zaczęłam też pisać następną książkę, tym razem prozą. Będzie to coś w rodzaju pamiętnika- dziennika. Planuję umieścić w książce trochę wiadomości o medycynie naturalnej np. o Reiki czy bioterapii, o astrologii, magii naturalnej, ziołach. Nie zabraknie też przepisów np. na nalewki, kosmetyki naturalne i receptur. Będzie też  trochę o codzienności i spokojnym, skromnym życiu w zgodzie z rytmami przyrody...
Nowa koteczka już się przyzwyczaiła i do domu i do nas i do stada ale fuczy i warczy nadal. Nie lubi też brania na ręce ani nie przepada za głaskaniem. To dziwna kotka- nigdy nie przychodzi na kolana, nie siada na kanapie ani na krześle a śpi na podłodze albo w pudełku pod piecem z tym, że w pudełku nie ma prawa być nic miękkiego typu poduszki bo nie położy się ani nawet do pudełka nie wejdzie. Boi się. Co ci dawni właściciele jej zrobili i jak ją ukształtowali bóg jeden wie, ale co łatwo przewidzieć raczej za nią nie przepadali. Dobrze chociaż, że się wreszcie zaokrągliła i przestała się rzucać tak łapczywie na jedzenie. Polubiła tez suchą karmę i ryż z mięsem, który jedzą moje koty na obiad. Tak, że jest dobrze...




Przed chwilą kurier przyniósł paczkę z egzemplarzami autorskimi antologii haiku. bardzo się cieszę i czekam na następną przesyłkę z drugą antologią tym razem z wierszami o tematyce świątecznej, która będzie z płytą.




Miłego dnia...



niedziela, 24 listopada 2013

Wyróżnienie

Dostałam wyróżnienie Liebster Blog od Gabrysi z bloga Archanioły i ludzie http://archanioly-i-ludzie.blogspot.com/ co mnie bardzo cieszy...


Pytania dla mnie:

1. Twoje ulubione zajęcie w jesienne wieczory?
2. Najpiękniejszy prezent otrzymany w dzieciństwie?
3. Najstarsza zachowana pamiątka związana z przyjacielem z dzieciństwa?
4. Twoja wymarzona podróż, którą chciałbyś odbyć?
5. Preferujesz czytanie książek, czy oglądanie filmów?
6. Najweselsze przeżycie/psikus z lat szkolnych?
7. Wystrój domu - nowoczesność, czy starocie?
8. Wypielęgnowane rabatki i grządki, czy "dzicz" naturalnego ogrodu?
9. Najmilsza tradycja rodzinna?
10. Ulubiona praca domowa lub kuchenna?
11. Ulubiony rodzaj muzyki, której słuchasz zawsze i wszędzie?



Odpowiadam na pytania:
1. Czytanie albo coś z rękodzieła.
2. Małe 2 kotki.
3. Nie mam takiej.
4. Syberia albo Alaska/nierealne/
5. Raczej książki choć to zależy od nastroju.
6. Nie pamiętam psikusów bo ja bardzo poważna byłam od dziecka.
7. Tylko starocie.
8. Dziki ogród
9. Wigilia
10. Gotowanie
11. Spokojna do medytacji np. lub klasyczna.

Wyróżnione blogi przeważnie ,,wiejskie"to oczywiście nie wszystkie, które zasługuja na wyróżnienie...
1.Kresowa zagroda http://kresowazagroda.blogspot.com/2013/10/cukier-i-miod.html
2.Anthony Garden  http://anthonygarden.blogspot.com/2013/11/kwiatowe-smaki.html
3.Bukowy Las http://bukowylas.blogspot.com/2013/11/troche-grozy-i-duzo-szczescia.html
4.MarAsiowa Ostoja http://marasiowaostoja.blogspot.com/2013/09/wcale-mi-sie-nie-nudzi.html
5.Nasze Pogórze http://naszepogorze.blogspot.com/2013/10/koniec-spektaklu.html
6.Na górce http://domna-koza.blogspot.com/2013/11/listopad.html
7.Moje pomysły na życie z pasją http://ankaskakanka.blogspot.com/
8.Przez krótką chwilę http://przezkrotkachwile.blogspot.com/
9.Nocne dumania http://nocnedumania.blogspot.com/2013/11/zarobiona.html
10.Ogród Na Końcu Świata http://utygan.blogspot.com/2013/06/nic-nie-robienie.htm
11.Powrót do tradycji z kozami w tle http://powr-t.blogspot.com/2013/11/szoste-urodziny.html


No i moje pytania do wyróżnionych blogów...
1.Kot czy pies i dlaczego.
2.Miasto czy wieś i dlaczego
3.Telewizja czy komputer
4.Książka papierowa czy e-book
5.Lato czy zima
6.Potrawy normalne czy wegetariańskie
7.Zapach wanilii czy cytryny
8.Kolory ziemi czy pastele
9.Lasy czy łąki
10.Góry czy morze
11.Obieżyświat czy domowa istota

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania ”. Jest przyznawana dla blogów jeszcze nie rozpropagowanych na tyle, na ile zasługują, czyli o mniejszej liczbie obserwatorów. Daje więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

sobota, 23 listopada 2013

Listopadowe smutki, dieta, wytworki i kurczak dla Krzyśka...

Coś mi w tym roku listopad wyjątkowo nie pasuje, męczy mnie mgła, brak słońca, szare niebo i wcześnie zapadający zmrok, czekam na styczeń i czas gdy dnia zacznie przybywać i słońca będzie więcej tylko mrozów się boję. Na razie trwam i staram się nie poddawać smutkom ale melancholia nie odpuszcza. Maluję smutne obrazy i takie też piszę wiersze. Byle do wiosny a przynajmniej do pierwszych śniegów...


vedic art ,,Melancholia"


Posłuchaj

niebo szlocha
szarością
miesza krople i łzy


nagimi gałęziami
krzyczą drzewa
budząc tęsknotę
za słońcem
i ciepłem dłoni

wiatr
szepcze w kominie
to roznieca to tłumi płomień
szarpie włosy
chłodzi duszę

splatam warkocz
z sinych traw i wspomnień

czemu listopad
i twoje serce
są tak zimne


Odchudzanie mi  dobrze idzie, dieta dukana mi bardzo odpowiada i tak sobie myślę, że jeszcze jej  nie będę kończyć tak jak zamierzałam tylko pociągnę do osiągnięcia wagi 90 kilogramów. Może się uda te 3 kg jeszcze zrzucić przed świętami. Dobrze by było. Na Vitalii podjęłam zobowiązanie, że schudnę do wakacji do wagi 87 kilogramów co by mnie bardzo ucieszyło a później dalej do siedemdziesięciu paru kilogramów i dosyć bo ambicji większej nie mam i niższej wagi i tak nie utrzymam z powodu upodobania do gotowania i do jedzenia. W osiągnięciu celu powinien pomóc też rowerek stacjonarny bo te 6 kilometrów, które ,,przejeżdżam" codziennie to jak na mnie, osobę do tej pory unikającą wszelkiego ruchu, to dużo a nawet bardzo dużo. Jazda mnie specjalnie nie męczy i nawet się przy tym nie pocę. Może powinnam jeździć dłuższe dystanse albo chociaż 6 kilometrów na raz a nie na dwa razy jak to robię teraz? Trzeba będzie pomyśleć i rozważyć wszystkie z i przeciw...

Dzisiaj na obiad miałam ser z tuńczykiem we własnym sosie a Krzysiek kurczaka w warzywach z ryżem.

Pierś kurczaka
1/2 marchwi
kawałek selera
kawałek korzenia pietruszki
ząbek czosnku
spora cebula
sól
łyżka koncentratu pomidorowego
łyżka oleju
chili
papryka ostra
papryka słodka
kawałek papryki
łyżka groszku/niekoniecznie/

Pierś i cebule pokroić, dodać starte warzywa i dusić do miękkości. Zalać wodą, dodać przyprawy, groszek i koncentrat, zagotować. Można zagęścić mąką.

A na koniec zdjęcia podkładek pod kubki, które ostatnio zrobiłam bo zauroczyły mnie te mini serwetki. Myślę, że to nie koniec i powstanie ich więcej...




Miłej niedzieli. Zabieram się za przepisywanie książki. A później medytacja i zabieg Reiki dla dwóch koteczek z Niemiec...

środa, 20 listopada 2013

Natłok spraw, rowerek treningowy, coś na ząb, aforyzmy i wytworki...



Jestem wykończona i psychicznie i fizycznie bo miałam bardzo ciężki początek tygodnia czyli dwa wyjazdy do,,miasta" dzień po dniu i to po kilka godzin. W poniedziałek byłam w centrum na zakupach między innymi w dwóch supermarketach a to jak dla mnie o dwa za dużo bo musiałam sobie kupić produkty potrzebne mi do diety czyli otręby owsiane, chudy ser, tuńczyka we własnym sosie, ryby do smażenia i makrelę. Przy okazji kupiłam też wreszcie nową patelnię teflonową. Wczoraj natomiast byłam w sąsiednim mieście na poczcie z wysyłką krzyżówek i w sklepie zielarskim po maść nagietkową i zioła na odchudzanie. Kupiłam też miód  do kawy i na pierniki bo święta już powoli zaczynam czuć. Wróciłam taksówką kompletnie padnięta i spałam po południu ponad godzinę. Tak to już ze mną jest i to od zawsze bo już jako młoda dziewczyna gwaru i hałasu nie lubiłam, podobnie jak miasta. Pamiętam jaka przychodziłam zmęczona ze szkoły, pamiętam wyjazdy na kolonie i ciszę poobiednią, gdy waliłam się na łóżko jak kłoda i miny innych dzieci zdziwionych tym, że śpię w dzień. Dziś też mi nie dane było odespać z powodu kuriera, który przyjechał tuż po 8 z kocim jedzeniem no i Mruczka, który władował się wczoraj wieczorem na moją poduszkę i przespał na niej do rana, spychając mnie na skraj łóżka a z drugiej strony spał Józek. Wstałam połamana i zgięta w pół i po południu odsypiałam zamiast sprzątać w szafie jak sobie zaplanowałam.
Od wczoraj jestem szczęśliwą posiadaczką rowerka stacjonarnego. Mam ale niestety nie mogę go używać bo rowerek przyjechał w małej paczce kompletnie rozłożony. Spodziewałam się wprawdzie, że będę musiała go złożyć ale myślałam, że to będzie kilkanaście śrubek do skręcenia a jest kilkaset chyba i masa części. Mój Krzysiek oczywiście już zapowiedział, że ani jednej śrubki nie dokręci a szczerze mówiąc i ja się trochę obawiam za to brać bo zbyt dużo tych elementów jest. No i czekam aż brat Krzyśka się zlituje i przyjedzie coś zaradzić może jeszcze w tym tygodniu.
Z odchudzaniem na razie trochę przystopowałam to znaczy przerwałam fazę I diety dukana i przeszłam jednak na II czyli dołożyłam sobie od dziś trochę warzyw do jadłospisu a od soboty wracam na fazę I ponownie na kilka dni. Dziś zjem trochę brukselki gotowanej i smażone pieczarki. Jutro kalafiora z wody i marchewkę a w piątek surówkę z kapusty i marchwi i jajecznicę z pieczarkami. I zobaczymy czy uda mi się coś jeszcze zrzucić do końca listopada bo od grudnia już zdecydowanie muszę wskoczyć na fazę stabilizacji, żeby wagę utrwalić przed świętami w które mam zamiar trochę pogrzeszyć bo i ciasta będą i trochę masła do wieczerzy i śmietany i mięsa...
Ostatnio jem codziennie placuszki z otrąb i bardzo mi smakują i dobrze sycą a przy okazji doskonale czyszczą jelita.


jajko
1/4 kostki chudego białego sera
3 łyżki otrąb owsianych
zioła lub w wersji na słodko można dodać cynamonu, olejków i słodzika

Wszystko dokładnie wymieszać i smażyć na patelni teflonowej i obu stron.

Takie placuszki to baza bo myślę sobie, że na stałe wejdą do mojego jadłospisu i będę je jadać z dodatkami np. marchewka czy przysmażone pieczarki np. Można je będzie też czymś smarować np. chutney czy tuńczykiem...



Kilka dni temu skończyłam na tip top książkę z aforyzmami i zaczęłam się powolutku rozglądać za wydawcą bo chciałabym jeszcze przed świętami książkę wysłać ale czy zdążę???

Nie każde puste serce do miłości się sposobi
Piękna kobieta rzadko z pustym sercem chodzi
Komu łatwo miłostki przychodzą temu się o miłość walczyć nie chce
 Nie każda stara panna z sercem w grubej zbroi chodzi

A na koniec zdjęcia bransoletek, które zrobiłam już jakiś czas temu jedna z granatami a druga z ametystami



a teraz jestem w trakcie kończenia 2 obrazów i kompletowania materiałów na skrzyneczkę na drobiazgi potrzebne do decoupage. Wymarzyłam sobie kolor zielony ale odcień bardziej żółtawy niż niebieski i klops bo farby kupić nie mogę ani pigmentów w budowlanym też nie ma...Muszę pokombinować...A szycie jak leżało tak leży i czeka sobie a nazbierało się go całkiem sporo bo i lambrekiny i zasłony i kocie poduszki a ostatnio kupiłam jeszcze cudny materiał na ,,boczki'' do drzwi od pracowni....

Przyjemnego popołudnia a ja znikam bo mam zamiar coś jeszcze dziś podziałać...





niedziela, 17 listopada 2013

Zbuntowany piec, pichcenie, postępy w odchudzaniu i niedzielny relaks...




Dzisiejszy dzień miał być spokojny i leniwy jak to niedziela. Mieliśmy z Krzyśkiem odpoczywać na całego, łapać energię i zajmować się tylko tym co lubimy czyli Krzysiek czytaniem a ja malowaniem, dzierganiem i czytaniem książki z tematyki zielarskiej, która mi ostatnio przybyła do moich zbiorów. Nic z tego, plany sobie a realia sobie. Realia czyli niemożność rozpalenia w pieco-kuchni. Za nic i nic nie pomagało ani otwieranie okna ani lanie węgla olejem. Kilka razy próbowaliśmy i nic. Okazało się, że niedawno czyszczony komin już jest zapchany po samą rurę i ciągnąć nie chce a wyczystki nie mamy bo zapomniałam w lecie zrobić. Na szczęście mam szczupłą dłoń i zdołałam ją jakoś wepchnąć do komina i sporo osadu wyjąć ale jakie miałam ręce aż po łokcie i paznokcie lepiej nie mówić. A ile nerwów przy tym straciłam. Dobry nastrój i relaks diabli wzięli i z rozpędu zrobiłam jeszcze pranie zwierzęcej pościeli bo słońce od rana pięknie świeciło i pranie wyschło prawie do sucha na sznurze na dworze. A w najbliższych dniach odpocząć się raczej nie da bo jutro czeka mnie wyjazd do centrum a po jutrze do sąsiedniego miasta po zioła i na pocztę. Jutro jadę specjalnie do centrum ogrodniczego po nawóz i do supermarketu po żywność dla mnie na następne dni diety. Kupię też może patelnię teflonową bo moja już zużyta jest i porysowana a teraz w trakcie diety patelnia jest wręcz niezbędna bo dieta bazuje na zakazie używania jakiegokolwiek tłuszczu. Odchudzanie mi bardzo dobrze idzie i schudłam już prawie 7 kg od 2 listopada a, że czuję się  dobrze bo nawet zaparcia mi przeszły dzięki otrębom, z diety nie mam zamiaru na razie rezygnować. Planuję schudnąć do 89-90 kg tym razem o ile się uda a później przerwa na kilka miesięcy w celu regeneracji organizmu. Zobaczymy...

Ja na obiad miałam dzisiaj kawałek ryby pieczonej w folii, smarowanej musztardą i posypanej ziołami a Krzysiek ,,coś'' bo nie wiem jak to nazwać potrawka czy po prostu sos z kurczakiem. Wyszło to coś ponoć smaczne...

kawałek piersi kurczaka
1/2 ogórka kiszonego
1 kostka rosołowa warzywna
ząbek czosnku
średnia cebula
łyżka kukurydzy z puszki
łyżka koncentratu pomidorowego
łyżeczka mąki
łyżeczka oleju
papryka słodka
papryka ostra
chili

Pierś pokroić i podsmażyć z rozdrobnioną cebulą na oleju, zalać wodą, dodać przyprawy, czosnek i rosołek i gotować do miękkości. Na koniec dodać kukurydzę , koncentrat i pokrojonego ogórka, zagotować. Zaprawić mąką. Podawać z ryżem, makaronem lub ziemniakami.


A na koniec dwa ostatnie obrazy vedic art i film z serii Dzika Rosja, który dziś ponownie obejrzałam bo chodził za mną od jakiegoś czasu...


 ,,Sennie"

,,Myśli"



http://www.youtube.com/watch?v=9eXAFhE89PU


Zmykam na medytację z kryształami a później na zabieg reiki dla 2 koteczek z biegunką i na następne filmy z serii Dzika Rosja...

Przyjemnej niedzieli...

czwartek, 14 listopada 2013

Senny dzień, dieta i wytworki...



Dzisiejszy dzień był jakiś taki senny i to mimo słońca wesoło wyglądającego zza chmur. Od rana nie zrobiłam prawie nic bo mi się po prostu nie chciało a zresztą już przy porannej kawie stwierdziłam, że robota nie zając i beztrosko przełożyłam większość spraw na jutro. Miałam robić porządek w bieliźniarce bo półki przypominają krajobraz jak po bitwie ze względu na to, że jest to ulubione miejsce do spania Czarnusi, Puni i  ostatnio Suzi a i mój pan ostatnio sam układał pranie i włożył wszystko byle gdzie byle weszło. Miałam też kończyć poprawianie książki z aforyzmami i też odłożyłam... Może to ta dieta tak na mnie wpływa bo organizm nie przyzwyczajony do takiej ilości białka buntuje się jak może co kiepsko wpływa i na psychikę. Dobrze, że chociaż chudnę i to nie tylko na wadze ale co ważniejsze ubywa mi i to bardzo szybko centymetrów w talii. Dietę fazy I znoszę dość dobrze, nic mnie nie boli, nie mam wcale zgagi ani zmieniony smak w ustach nie dokucza mi tak bardzo. Czasem wczoraj bulgotało mi w brzuchu i co chwilę miałam ochotę na jedzenie tak, że zjadłam w efekcie 5 posiłków i to nie małych. Jadłospis jest strasznie monotonny bo nie mam gdzie zrobić zakupów odpowiednich produktów np.serków czy jogurtów 0% tłuszczu a i moja patelnia teflonowa też już nie jest nowa i nieco tłuszczu jednak potrzebuje więc jej w trakcie diety nie używam. Dziś jadłam na śniadanie jajko z majonezem z oleju parafinowego, na drugie śniadanie pastę jajeczna z cebulą i tuńczykiem, na obiad pieczoną w folii z cebulą i szałwią rybę a na kolacje będzie chudy biały ser z makrelą wędzoną i pieprzem. Nie używam cukru i staram się nie używać soli. Piję dużo wody oprócz ziół, herbaty, kaw i napojów/bez cukru/ i trwam a nowa waga pomaga mi kontrolować postępy...Z rowerka się nie wyleczyłam i odkąd go wypróbowałam u koleżanki, kombinuję skąd wziąć na niego pieniądze ale to w tym momencie nie bardzo jest możliwe bo kupiłam już w tym miesiącu parę książek i wagę no i podobrazia i farby itp i choć pieniądze by się niby znalazły to mojego pana drażnić nie chcę... Poczekam...Kusi mnie też scrapbooking bo marzą mi się albumy i notesy oraz kurs ceramiki z tym, że tu poczekam znacznie dłużej...
Wczoraj zrobiłam kilka par kolczyków z serii litoterapia bo z naturalnymi kamieniami. Jedne z nich te z kwarcem różowym, mam właśnie w uszach i czuje się bardzo fajnie tak prawie błogo...


Ametyst i kwarc różowy
  awenturyn
 kwarc różowy


agat zielony

A na koniec zdjęcia skarpet zrobionych szydełkiem i abażuru ze sznurka, który najpierw zrobiłam a później musiałam przerobić czyli odpiąć koraliki bo kusiły koty



Zmykam do robienia kolczyków...Miłego wieczoru i spokojnej nocy...

poniedziałek, 11 listopada 2013

Reumatyzm, wiersz i duch alkoholika...

Od kilku dni pogoda jak na listopad przystało czyli słońca nie widać, niebo ołowiane, ciemno, pochmurno i ponuro. W domu, poza pracownią i łazienką oczywiście, mam ciepło bo palę prawie codziennie w obu piecach żeby wysuszyć  ściany i skasować pleśń ale jak na razie efektów specjalnych nie widzę i tylko się cieszę, że gorzej nie jest. Chyba jednak będę musiała kupić ten preparat do zwalczania pleśni, żeby wszystko nim wysmarować i ten proszek, który wilgoć absorbuje i ,,przerabia" na wodę ...
Dieta chyba jednak przynosi rezultaty chociaż waga/urządzenie/ głupieje bo w talii ubyło mi 3 centymetry. Od jutra dieta dukana, której się obawiam ale nie ze względu na nerki, które u mnie działają bez zarzutu, ale ze względu na reumatyzm bo w tym przypadku w czasie zaostrzenia objawów mięso należy ograniczyć. W tym roku, jak na razie w kościach mnie specjalnie nie łamie ale nie mam nadziei, że bóle przeszły na zawsze bo w moim wieku już raczej tak całkiem bezpowrotnie nie przechodzą. W celu złagodzeniu objawów stosowałam Reiki, uzdrawianie praniczne, zioła, kąpiele w pokrzywie i słomie owsianej i dietę czyli między innymi ograniczyłam spożycie mięsa, alkoholu, potraw smażonych i ciężkostrawnych. Nosiłam też ciepłe ubranie i bieliznę z tkanin naturalnych. Piłam dużo płynów w tym  sporo soku malinowego i wiśniowego. Dbałam też o codzienne wypróżnianie. Dobrze jest też jadać dżem z wiśni i czereśni i spać na materacu kokosowym albo na skórach baranich. Pomaga też podkładanie pod materac gałązek brzozowych. No i odpromiennik radiestezyjny jest wskazany bo bóle mogą być spowodowane ciekiem. Niektórzy stosują materace gorczycowe...Tak, że naturalnych metod jest sporo i można z łatwością znaleźć coś  dla siebie...

Od jakiegoś czasu mam problem z myszami bo jest ich w tym roku wyjątkowo w domu dużo i to we wszystkich pomieszczeniach co podobno zapowiada ciężką zimę. Obecnie myszy są i w kuchni i w sypialni za boazerią i nawet w łazience i w spiżarni. Gryzą wszystko co popadnie i pszenicę dla gołębi w sieni i warzywa w mojej spiżarni i ziemniaki w piwnicy. I mnożą się na potęgę co niepokoi koty a szczególnie Rozi i o dziwo Józka. Józek, kot wychowany w blokach, nie znający myszy od kilku dni czatuje w sypialni pod łóżkiem i drapie boazerię aż miło. Nawet w nocy czasem pod łóżkiem siedzi zamiast się wylegiwać na kołdrze. A Rozi zupełnie oszalała i poluje na całego, szczególnie w łazience, gdzie już 2 myszy złapała z czego jedną chyba o zgrozo skonsumowała...Za to Mruczek i Mega coś nie polują w tym roku i raczej śpią na kanapie niż siedzą przy dziurach w podłodze. Pewnie się starzeją i zamieniły upodobanie do sportu na uwielbienie dla ciepłej i miękkiej poduszki...



A na koniec wiersz i...alkoholizm czyli moje dziwne upodobanie ostatnio a mianowicie upodobanie do popijania a to kieliszeczek naleweczki a to prawie pół butelki advokata i to bez okazji. Krzysiek jest prawie zaszokowany bo do tej pory alkoholu unikałam i to każdego a tu takie numery. Nic tylko duch wujka alkoholika opuścił  pana Jacka , po moich zabiegach bo już miesiąc nie pije, a pił prawie codziennie, a w zamian za t to próbuje mnie kusić do złego. Nie dam się oczywiście choć ten alkoholizm w moim wydaniu na razie mnie śmieszy i cieszy bo tak mi wesoło i cieplutko jest...


Jesienne smutki

jeszcze wczoraj radość
całowała mnie w czoło
a dziś smutek
mości się w sercu
a skulone emocje łkają w ciszy

czy wieczór
z powrotem gwiazd i ciebie
sprowadzi szczęście

a może to jesień
tłamsi myśli
i rozplenia cierpienie
jak chwasty

i  dopiero wiosenne grzmoty
rozjaśnią twarz
i pomalują wargi uśmiechem




Miłego dnia...









sobota, 9 listopada 2013

Odchudzanie, maliny i marzenie o książkach...

Od kilku dni znowu jestem na diecie co specjalnych rezultatów nie przynosi. Łącznie schudłam najwyżej 20 dkg a powinnam co najmniej 1 kg. Strasznie mnie to frustruje a dziś się wręcz wściekłam i postanowiłam od wtorku przejść na 10 dni na fazę proteinową diety dukana. Mam zamiar jeść chudy biały ser, jajka, tuńczyka w sosie własnym, makrelę wędzoną i pieczone w piecyku oczywiście bez tłuszczu ryby. Spróbuję diety ale bez mięsa bo drobiu nie jem a cielęcina i wołowina są dla mnie trudno dostępne i nie bardzo mnie też na nie stać. Wiem, że dieta dukana jest niezdrowa ale nie mam zamiaru być na niej długo bo po zakończeniu fazy proteinowej czyli I planuję od razu przejść na fazę III czyli utrwalenie i dopiero od stycznia ponownie rozpocząć fazę I. Będę też pić zioła i robić sobie Reiki. Nie zapomnę też o wizualizacji i afirmacjach. No i zobaczymy...We wtorek jadę też do centrum oddać moją wagę, która choć nowa nie waży dobrze czyli pokazuje co pięć minut inny wynik. Muszę też kupić nową tym razem droższą ale bez bajerów typu pomiar tłuszczu. Bardzo chcę schudnąć i jestem zmotywowana ale coś czuję, że mój organizm wcale nie ma na to ochoty tym razem...Może to klimakterium a może zima ale zdecydowanie coś przeszkadza mi schudnąć...

Powoli kończymy z Krzyśkiem prace w ogrodzie. Wczoraj przesadziliśmy na próbę kilka młodych krzaków malin z podwórka. To stara odmiana jeszcze po mojej prababci i chciałabym bardzo je zachować ale nie wiem czy uda się je uratować dużymi dawkami nawozu i czy będą dobrze rodzić czy tylko po kilka owoców na krzaku jak ostatnio. Malin chcę posadzić rządek na około 15 metrów bo sok malinowy i dżemy bardzo oboje lubimy. Muszę jeszcze zasilić śliwy i grusze i przygotować sadzonki porzeczek czarnych a także obwiązać słomą brzoskwinię i rozsypać słomę w warzywniku i to już wszystko w tym roku...

Ostatnio przejrzałam oferty księgarni internetowych i zachorowałam na kilka książek z których część już zamówiłam a kilka pewnie zamówię z czasem...Będę miała co zimą robić...












Dziś zrobiłam znowu trochę biżuterii i abażur ze sznurka, który nawet fajny wyszedł...

A na koniec będzie o zamiarze uduszenia Pikusia, który zaczął od jakiegoś czasu znaczyć mi moczem fotel i to ten na którym sadzam gości. Nic nie pomaga ani pranie narzuty ani karcenie ani zamiana foteli. Nie wiem co zrobić bo na kastrację Krzysiek się nie chce zgodzić i nie wiadomo czy to by coś pomogło a zapach jest powalający...I co teraz???

wtorek, 5 listopada 2013

Codzienność i dieta...

Wstałam dzisiaj wcześnie bo wczoraj sobie zaplanowałam, że oprócz codziennych prac w domu posprzątam jeszcze biblioteczkę czyli wymyję wszystkie cztery półki i przetrę każdą książkę z osobna bo już spod kurzu tytułów nie widać a książek jest sporo. Miałam też zamiar skończyć wreszcie przepisywanie książki z aforyzmami o miłości bo czas najwyższy pomyśleć o szukaniu wydawcy. Planowałam też przesadzenie choć kilku młodych krzewów malin z podwórza i ogrodu gdzie się okropnie rozpleniły do nowo zakładanego mini sadu. Malin oczywiście nie przesadziłam bo zanim Krzysiek wrócił z pracy rozpadało się i pada do tej pory i to solidnie. Pozostałe prace jak zaplanowałam tak wykonałam z czego się cieszę. Szczególnie mnie cieszy porządek w biblioteczce bo zabierałam się za to już chyba od miesiąca i zawsze coś innego było ważniejsze a to obiad, a to wyjazd, a to praca czyli wszystko tylko nie sprzątanie. Swoją drogą nie cierpię takich prac bo urobiłam sobie ręce po łokcie a za tydzień kurzu będzie tyle samo bo półki odkryte a w piecu się pali. Czas najwyższy kupić prawdziwą bibliotekę z oszklonymi drzwiczkami tylko kiedy bo pieniędzy nadmiaru jak nie było tak nie ma...
Pracy było sporo ale za to obiad przygotowałam w tempie iście ekspresowym. Były ziemniaki z sosem z parówki sojowej, marchwi, cebuli, czosnku i papryki z dodatkiem koncentratu pomidorowego czyli danie proste, smaczne i sycące...Na kolację będą placuszki z kalarepy z chutney. Ostatnio jem bardzo mało z powodu diety, którą się katuję od prawie 2 miesięcy z tym, że z przerwami. Schudłam w tym czasie 4 kg i dalej ani deka. Organizm zastrajkował i odchudzić się nie chce. Wiem, że jesienią człowiek nie powinien się odchudzać bo to nie pora na to ale przy tak dużej ilości kilogramów do zrzucenia każda pora na dietę jest dobra. A schudnąć muszę bo ważę stanowczo za dużo a ostatnio do problemów z kręgosłupem doszło jeszcze podwyższone ciśnienie, które wprawdzie unormowałam naturalnymi metodami czyli Reiki i ziołami ale które może podnieść się z powrotem jeśli nie schudnę z 20 kg. A wizyty u lekarza i brania leków wolałabym uniknąć tak długo jak się da. W tej chwili jestem na diecie 1200 kalorii, nie jem pieczywa ani kupionych w sklepie słodyczy. Domowe wypieki zjadam sporadycznie i po troszeczku. Ograniczyłam i to znacznie spożycie węglowodanów czyli moich ukochanych ziemniaków i kluseczek. I mam nadzieję, że będzie dobrze bo na Vitalii jest sporo osób w moim wieku i jeszcze starszych, które schudły po 20 i więcej kilogramów z tym, że w tym wieku odchudzanie trwa raczej długo i wskazana jest cierpliwość...
Mam oczywiście świadomość, że chudłabym szybciej z dietą ułożoną przez dietetyka ale to w moim przypadku niemożliwe bo gdzie ja bym kupiła te wymyślne produkty typu tofu, oliwki, ciemne pieczywo,  jogurty nisko tłuszczowe, łososie itp...Przydałby mi się też ruch i choć wysiłku fizycznego nie znoszę postanowiłam jednak się zmusić i zaplanowałam kupno rowerka stacjonarnego jak mi trochę gotówki wpadnie...
A na koniec ostatnio zrobiona biżuteria i parę zdjęć nowej koteczki, która już taka spokojna jak była na początku nie jest i całkiem sporo bałaganu robi w kuchni bo bawi się czym popadnie ale do kotów nadal wyjść do pokoju nie chce choć już się z nimi obwąchuje z bliska i nie zawsze fuczy gdy są z daleka...













Przyjemnego wieczoru i spokojnej nocy...


niedziela, 3 listopada 2013

Jesienne nastroje, biżuteria i rogaliki...

Samhain już za mną i na dobre zaczął się listopad i  chłodna, mroczna pora roku. Od kilku dni to widać, jest ponuro, mokro i mgliście. Jest też ciemno i nawet od rana muszę mieć zapalone światło gdy chcę coś zrobić, przygotować posiłek czy też coś przeczytać. Palę też już codziennie wcześniej w piecu co cieszy koty, które  wylegują się w pobliżu, porozciągane na całą długość, tarasując przejście do sypialni. Pikuś stracił zupełnie ochotę na wychodzenie na dwór z powodu mokrej trawy tak, że  wybiega tylko na chwilkę i natychmiast wraca, nawet mu się szczekać nie chce. W domu też się leni i śpi po całych dniach na kanapie z główką  na poduszce albo na kolanie Krzyśka. Tak słodko wtedy wygląda. A ja się ci cieszę rozgrzanym i ,,gadajacym" piecem ale już się chyba naprawdę zaczęłam starzeć co czuje w kościach i przenikliwym zimnie w okolicy ramion. A to zmusza mnie do częstego używania w domu olbrzymiej chusty co upodabnia mnie do staruszki. Zaczynają mi też marznąć stopy i zaczęłam się rozglądać za ciepłymi skarpetami. Rozleniwiłam się coś ostatnio i w dzień częściej ucinam sobie drzemki co oczywiście cieszy Krzyśka bo nie lubi ruchu, który robię gdy coś działam czy to robótkowo czy np. sprzątam. W sypialni i w kuchni znowu pojawiła się wilgoć i czas coś z tym zrobić wreszcie zanim się pochorujemy. Dziś po raz pierwszy rozpaliłam w pieco-kuchni...

Ostatnio robię sporo biżuterii czyli kolczyków i bransoletek w tym z dodatkiem naturalnych kamieni. Myślę też o koralach, wisiorach i dłuższych naszyjnikach głównie z drewna, kamieni, muszelek i może skóry i elementów dzierganych, może sznurka. Fascynuje mnie blacha, młotkowanie i szlachetniejsze metale: miedź i mosiądz a może tez srebro ale to wszystko melodia przyszłości...W tej chwili zamówiłam jeszcze tańsze półfabrykaty i czekam na przesyłkę. Nie zabrałam się też jeszcze za malowanie i decoupage na kolczykach ...Nie wszystko na raz...











 Od jakiegoś czasu przygotowuje też częściej gorące kolacje: zapiekanki, kotleciki, placuszki czy ciasta, które zjadamy na ciepło. Tu podaje przepis na pyszne rogaliki krucho- drożdżowe od Klarki z bloga Dziś tez Cię kocham, które miałam wczoraj...

3 szklanki mąki
1 margaryna
sól
2 jajka
2 łyżki śmietany
łyżeczka cukru
słoiczek dżemu/Klarka robi nadzienie z orzechów/
1/4 paczki drożdży
cukier do posypania/u mnie pół na pół z waniliowym/

Drożdże rozrobić ze śmietaną i cukrem. Mąkę, sól, jajka i margarynę oraz drożdże wyrobić jak ciasto kruche. Podzielić na cztery części, każdą rozwałkować w koło i podzielić na 8 części/trójkąty/. Na grubszą kłaść dżem i zwijać w rogaliki. Piec około 25 minut na rumiano w 200 stopniach. Posypać cukrem pudrem i zjeść bez wyrzutów sumienia...



Dzisiaj na obiad był tradycyjny kapuśniak z kiszonej kapusty z dodatkiem ziemniaków, wędzonego na wsi u znajomych boczku i przypalonej na płycie cebulki a na kolacje będą bułeczki z nadzieniem z papryki i cebuli z dodatkiem ziół...

A po południu pewnie poczytam trochę o koralikach i działce i może zrobię zabieg Reiki dla moich bliskich zmarłych...

Miłego dnia...





piątek, 1 listopada 2013

Samhain i Ci co odeszli...





Samhain już przeszedł a i dzień Wszystkich Świętych powoli mija. Byłam na cmentarzu jak co roku odwiedzić bliskich, zawieźć wiązanki i znicze, skromne jak zawsze bo wychodzę z założenia, że pamięć się liczy a nie wystawność. Nie wszystkich bliskich, których odwiedzam i wspominam spotkałam tu na ziemi. Niektórych znam tylko z opowieści a niektóre osoby pamiętam bardzo słabo bo byłam małym dzieckiem gdy odeszły. Niektórych bliskich, których wspominam nie jestem w stanie odwiedzić i palę znicze za spokój ich dusz pod krzyżem. Wspominam też sąsiadów, znajomych bliższych i dalszych i ukochane zwierzęta...
Tyle moich ukochanych istnień jest już po drugiej stronie a tu na ziemi już prawie nikt mi nie pozostał, przynajmniej jeśli chodzi o ludzi...


Babcia i dziadek ze strony mamy mieszkałam z nimi w jednym domu i bardzo ich kochałam...


Cała no prawie rodzina na zdjęciu z komunii mojej mamy/żyje tylko mama/Obok mamy siedzi moja prababcia. która odeszła miesiąc przed moim urodzeniem. Bardzo na mnie czekała i przygotowała mi całą wyprawkę. Była położną. Z drugiej strony mój pradziadek ze strony mamy. Odszedł gdy moja mama była panienką. Zawdzięczam mu wiele bo to on rozbudował mój dom rodzinny w którym żyję wygodnie całe życie. Za mamą stoi moja ciocia Resia moja chrzestna matka, obok z lewej strony dziadkowie a z prawej strony ciocia Ala i wujek Stasiek jej mąż a mój chrzestny. Ciocia odeszła gdy miałam 21 lat a wujek gdy byłam dzieckiem.

 
Ciocia Resia/Regina/

Moi dziadkowie ze strony taty oraz tata i jego brat w swoim majątku na wschodzie...Dziadka nie pamiętam bo zmarł tuż po wojnie w Niemczech gdzie był wywieziony a babcia odeszła gdy miałam 2 lata...Wujek też już nie żyje...


  Mój tata odszedł ponad 10 lat temu...



Moi rodzice z moim synem w Kamesznicy



Rodzice Krzyśka. Mama odeszła 3 lata temu, tata ponad 10 tak, że go nie zdążyłam poznać...


Wspominam jeszcze rodziców mojego dziadka Edka i co roku odwiedzam z maleńkim zniczem. Niestety nie znałam ich i niewiele o nich wiem ale pamiętam. Pamiętam też Bogdana, który najpierw był moim kolegą z klasy, później podopiecznym mojej babci/rodzina zastępcza/a w końcu moim chłopakiem. Popełnił samobójstwo w wieku 22 lat...

Wspominam Ogonka, Malutką, Pusię, Punię, Funię, Odyseusza, psa Czarka i Natana i wiele wiele innych...






Odeszli

odeszli
już ich nie ma
ślady rozwiał wiatr
drogi bez powrotu
nabrzmiały ciszą
mgliste szczeliny
między światami
rozpłynęły się jak obłoki

nie ma babci ani taty
ciocia nie czyta mi bajek
dziadek nie śledzi
wzlatujących gołębi

pozostały
puste zakamarki
w sercu stężałym z samotności
i zapisane karty
w księdze wspomnień


A na koniec tanki, co rok piszę nowe w okresie Zaduszek tak ku pamięci



cmentarz we mgle
znicz na grobie dziadka
woń chryzantem
stado szarych gołębi
jeszcze na niego czeka


grobowiec cioci
wiązanka chryzantem
w twoich dłoniach
ciepły sweter w warkocze
ciągle w mojej szafie


cmentarz w słońcu
niebieskie marcinki
przy grobie cioci
jej błękitne oczy
wciąż w mojej pamięci


grób przy drodze
świeca obok tablicy
oświetla napis
babcia nucąca w kuchni
żywa w mojej pamięci


mogiła we mgle
szklany znicz w twoich dłoniach
drgający płomień
drewniana fajka taty
zgasła już na zawsze


grób prababci
z potrzaskaną tablicą
znicz u podnóża
zdjęcia jej ogrodu 
nadal w moim albumie



i pamięci Ogonka


zmierzch w ogrodzie
kopczyk piasku pod bzem
zapach ziemi
twój czarno biały pyszczek
na zawsze w moim sercu


Jutro Zaduszki i następny dzień zadumy....