Codzienność

Codzienność

piątek, 18 stycznia 2013

Choroba Józka





Józek  jest chory i to poważnie. Od 2 tygodni jeżdżę z nim do weterynarza na zastrzyki. Wybrał już z 40 i oby na tym się skończyło. Bierze też antybiotyki w tabletkach i witaminy osłonowe oraz tabletki ziołowe na choroby dróg moczowych u kotów z żurawiną i glukozaminą. Jest też, i już chyba zawsze będzie, na ścisłej diecie weterynaryjnej podobno bardzo skutecznej ale i bardzo drogiej. Był cewnikowany i miał płukany pęcherz bo nie mógł się wysiusiać. Tego typu problemy u kotów to poważna sprawa. Nie leczone kończą się śmiercią. Biedak się nacierpiał i teraz ucieka jak tylko widzi transporter. Choroba przechodzi bo wyniki moczu coraz lepsze ale trochę to jeszcze potrwa. We wtorek, o ile nic nie wyskoczy mam jechać na kontrolę i zobaczymy co dalej. Mam cichą nadzieję, że będzie lepiej. Nie mam już siły na te wyjazdy i pieniądze też mi się powoli kończą. Wydałam już prawie tysiąc złotych z zapasem karmy na 3 miesiące. Najbardziej boję się operacji wyszycia bo to zabieg skomplikowany i często są powikłania. Czasem po nim kot musi chodzić w pampersach bo popuszcza. A wszystkie te kłopoty z powodu złej karmy. Józek jako kot po kastracji i do tego mało ruchliwy nie powinien jeść zwykłej karmy tylko specjalną karmę  dla kastratów. A on nie dość, że jadł prawie tylko suchą karmę bo mokrej nie lubi to jeszcze bardzo mało pił i po całych dniach leżał. Wszystko to spowodowało kamicę i problemy z oddawaniem moczu. Inne moje koty dostają suchą karmę tylko jako dodatek na jeden posiłek i pewnie dlatego są zdrowe. A teraz mam zamiar i dla nich kupić karmę dla kastratów z małą zawartością magnezu, fosforu i wapnia tak profilaktycznie bo wolę dmuchać na zimne.


U mnie zima piękna. Sporo śniegu i mróz. Zawsze mnie to cieszy ale nie tym razem. Mam za kilka dni kupić węgiel a podwórko całe zasypane i żaden samochód nie wjedzie bo jak nic się zakopie. Trzeba by odśnieżyć a Krzysiek nie ma kiedy bo codziennie po przyjściu z pracy jeździ ze mną do weterynarza i wracamy już po zmroku. Musi jeździć nie ma rady. Józek to potężny kot i ja sama do zastrzyku bym go nie utrzymała. A on nie dość, że się wyrywa to jeszcze, odkąd poczuł się lepiej, wystawia zęby na weterynarza. Tak, że odśnieżanie czeka a węgiel pomału się kończy. Ja odśnieżyć nie dam rady i chyba będę musiała za tą usługę komuś zapłacić.
Sarna nadal przychodzi ale już tylko dorosła. Młode przepadły. Jedną/ chyba moją/ zagryzły ostatnio psy u koleżanki w ogrodzie a drugiej też nie widać. Oby przeżyła. Strasznie mam nerwy na bezmyślnych ludzi nie pilnujących swoich psów. Psy to nie koty i przez płot przeważnie nie uciekają. Powinny być kontrolowane a nie puszczane wolno na ulicę. Mój pies jest pilnowany, dziury w płocie są naprawione i uciec na ulicę raczej nie ma szans. Jest bezpieczny i nie stanowi zagrożenia dla innych  tak dla ludzi jak i dla zwierząt.

środa, 2 stycznia 2013

I po świętach


No i styczeń. Wreszcie koniec tych szaleństw. Co rok  pod koniec grudnia obiecuję sobie, że w tym roku święta i Nowy Rok przeżyje spokojnie i w zasadzie ostatnimi czasy to mi się udaje. Siedzę w domu na kanapie, leniuchuję i niańczę koty. I tak ma być. Zero gości, wizyt i rewizyt, zero strojenia się w wizytowe ciuchy, zero kręcenia loczków itp. itd. Tak jak lubię. I wszystko było by w porządku gdyby nie okres przedświąteczny. Tu ulegam ogólnym trendom i szaleje nadal tracąc energię na  porządki, zakupy i pitraszenie. W przyszłym roku i to ograniczę mam nadzieję. Mój biedny kręgosłup będzie wdzięczny...

Dzisiejszy dzień zaczął się bardzo wcześnie bo pobudką o 5,30.Musiałam wstać tak wcześnie, żeby zdążyć z Krzyśkiem na komisję lekarską do ZUSu na 8,10. Od kilku dni żyliśmy tylko tym. Rentę teraz dostać jest dość trudno. Wprawdzie Krzysiek jest na rencie od kilku lat ale to zawsze niewiadoma. Tym razem się udało za pierwszym podejściem. Całe szczęście bo gdyby grupy mu nie przyznali to i pracę by stracił. W zakładzie pracy chronionej pracują przecież tylko renciści.
Po powrocie z miasta i wypiciu kawy zwaliłam się na kanapę jak kłoda i spałam 2 godziny. Krzysiek napalił w piecu i nakarmił zwierzęta. Tak więc po raz kolejny stwierdziłam, że mężczyzna w domu się przydaje.a jakże.
Po południu sesję zdjęciową miał Śnieżuś. Jest najbardziej oswojony z trójki maluchów. Przychodzi, łasi się, pięknie mruczy, prosi łapką o kanapkę a ostatnio nawet wyleguje się obok mnie na kanapie. Rośnie coraz większy i z kociaczka zamienia się w poważnego kawalera. Ma już około 6 miesięcy i coraz szybciej zbliża się termin jego zabiegu. W tym miesiącu już mu się nie upiecze bo się boję kłopotów. W styczniu kotki mogą mieć ruję i co wtedy. Tabletki oczywiście im podam, ruję przerwę ale ryzyko zawsze istnieje.








Coś mi się dzieje z blogiem nie mogę odpowiadać na komentarze.Coś się blokuje...