Codzienność

Codzienność

czwartek, 30 sierpnia 2018

czwartek

Przyszło mi kilka książek i okazało się, że wszystkie są trafione, wartościowe. Teraz tylko studiować, wyciągać wnioski i pracować nad sobą. Kupiłam trzy kolejne i czekam na nie. Kilka następnych czeka w kolejce na zakup. Wszystkie są z dziedziny psychologii i parapsychologi, bo niektóre sprawy muszę sobie w głowie poukładać.
Przyszły mi też ciuchy. Są ze sklepu z używaną odzieżą ale wybrałam nowe. To fikuśny żakiecik, fason sprzed lat z krótszymi rękawami, zabawna torebka ze sztucznego futerka w cętki zwierzęce i szpilki. Buty mają obcas 8 cm, ale są zaskakująco wygodne. Kiedyś wysokie obcasy i koturny nosiłam. Nie były to jednak szpilki. Chyba wraz z traceniem kilogramów zmieniam się w kobietę, a raczej do kobiecości wracam...:) Wcześniej czasem czułam się jak staruszka. Na szczęście to minęło wraz ze zrzuceniem prawie 15 kg... Ciekawe jak się będę czuć gdy kolejne 10 zrzucę. Chcę jeszcze w tym roku albo z początkiem następnego...

Wczoraj byłam na warsztatach. Malowanie mi idzie. Skończyłam kolejny obraz. Jutro zacznę następny. To uroczy widoczek kapliczki na polnej drodze.Obraz będzie w tonacji żółto-zielonej. Chcę też jutro wziąć z warsztatów jakiś wzór na obraz, bo wydruki zrobię dopiero 5 IX. Mam zamiar coś wcześniej w domu namalować. Nadal maluję meble. Mam już lakier i dziś szafkę skończę...

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

poniedziałek

Ostatnio pogoda mi bardzo pasuje. Jest ciepło ale czuć, że to już koniec lata. Słońce słabiej grzeje i noce są chłodniejsze. Kusi mnie pójść na spacer poszukać kolorowych liści. Czekam na mgły i babie lato. Dziś spałam już pod kocem, a moja mama zmarzła, bo miała otwarte okno. Kusiło ją palenie w piecu. Jest ciepłolubna w przeciwieństwie do mnie. Czasem pali w piecu nawet latem gdy jest chłodniej lub pada. Twierdzi, że jest człowiekiem wsi, a kiedyś na wsi cały rok paliło się w piecu. Gdy mieszkała w Kamesznicy też tak robiła. Piec był duży z duchówką i pojemnikiem na wodę. Wchodziło do niego ponad wiadro. Miała ciepłą wodę do mycia naczyń. Piec był bardzo praktyczny. Też bym taki chciała mieć, ale teraz już nikt takich nie buduje. Kiedyś ludzie chyba byli bardziej praktyczni.
Ja chodzę już po domu w poncho. Jestem w nostalgicznym nastroju-wspominam. Chyba niedługo zacznę znowu pisać haiku i wiersze o jesieni. Chcę wprowadzić w życie jeszcze większy spokój. Lubię takie nastroje. Ostatnio stresy wywołują u mnie większy niepokój niż zwykle. Czuję ciężar na sercu. Czas chyba zacząć się chronić i z częścią ludzi, którzy nie chcą mojej wrażliwości i potrzeby spokoju uszanować, zerwać lub bardzo ograniczyć kontakty. Tak będzie lepiej dla mojego zdrowia już nie tylko psychicznego. Nawet z moją mamą dyskutować nie będę i po prostu wyjdę gdy zacznie mnie denerwować.

Kupiłam kolejną książkę i myślę o następnych... Zbankrutuję jak nic. To oczywiście psychologia i rozwój. Myślę też o kursie parapsychologii w ESKK.



Dziś został zrobiony dach nad drewutnią. W październiku będzie robiony drugi i ściana w pokoju dziennym. Chyba się zdecyduję na gipsowo-kartonową, bo mniej brudu w domu. W przyszłym roku zrobię jeszcze dach nad komórką mamy, bo przecieka. Do wymiany będzie kilka desek i jedna belka. Mama nie zapłaci, bo nie chce.

sobota, 25 sierpnia 2018

sobota i opowiadanie

Pogoda się zmieniła i oby na stałe, bo mi odpowiada. Czuję teraz jesień i koty chyba również czują, ponieważ więcej jedzą. Sierść jednak jeszcze gubią.
Kupiłam meble do sypialni, a te co mam zamiar zostawić maluję. Idzie to malowanie powoli ale idzie. Odetchnę jednak dopiero wtedy gdy szafa będzie gotowa stała na miejscu. Remont zrobimy jednak dopiero w przyszłym roku. Chcę pomalować na biało. Kolor we wnętrzu mi się znudził i wszędzie będzie na biało. To nie szkodzi, że nie jest to szczyt mody. Nie dbam o to...


 Zapisałam się na kolejne warsztaty ikony. Tym razem to Matka Boska w pozie orantki. Jest to jeden z najstarszych motywów i chcę taka ikonę mieć. Na razie jeszcze za dużo osób chętnych nie ma i trochę się obawiam czy warsztaty się odbędą. Oby.

Zaczęłam pisać książkę. Na razie wybieram tematykę. Zacznę pisać tak na serio od końca września, może od października. 

Ostatni obraz ale nie mam sprawnego laptopa i nie wiem jakie kolory wyszły na zdjęciu.

 

A na koniec opowiadanie i zmykam na Reiki



Striptiz


Obudziłam się skostniała z zimna. Od otwartego okna powiało chłodem i firanka falowała, a ja byłam odkryta. Musiałam się jednak pocić, bo cienka koszula przyklejała mi się do ciała.  Łóżko było wyziębione, a pościel zmięta. Znowu spałam niespokojnie. Gdy tylko otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę, że nastał kolejny dzień bez Marka. Odszedł jakby wczoraj. Przed oczami miałam jego zimne  jak kryształki lodu oczy i skrzywione w ironii usta. W ostatnim momencie nim trzasnął drzwiami powiedział mi jeszcze jaka to jestem brzydka, stara i gruba.
- Zostawiam ci mieszkanie- warknął, ale alimentów płacić nie będę. Ciesz się, że nie lądujesz na ulicy. Radź sobie sama, idź do pracy i rusz wreszcie ten obleśny, tłusty tyłek  z domu. Zawsze o tym marzyłaś przecież. Chciałaś to masz.
- Ale ja całe życie nie pracowałam, bo mi nie pozwoliłeś - jęknęłam z przerażeniem. Nie dam sobie rady.
- Nic mnie to nie obchodzi. Mieszkanie swoją wartość ma i to możesz potraktować jako alimenty. Gdybyś mi dała syna i ty byś miała wartość. Katarzyna jest w ciąży to do niej odchodzę. Ona jest piękna, młoda i może rodzić. Warto w nią zainwestować.
- Ale ja cię kocham- szepnęłam z płaczem.
- Jesteś głupsza niż myślałem- pokręcił głową z dezaprobatą. Bywaj. Szczęścia ci nie życzę- krzyknął zza drzwi.
Zostałam sama. Jestem sama. Uświadomiłam sobie z przerażeniem. Mieszkanie i inne rachunki popłacone i pełna lodówka, ale więcej nie mam nic. Nie mam rodziny, bliskiej przyjaciółki, nie mam doświadczenia w pracy zawodowej, ani odpowiedniego wykształcenia. Mam za to ponad czterdzieści lat. Kto mi da dobra pracę, by mi na wszystko wystarczyło. Jako sprzątaczka czy ekspedientka nawet na utrzymanie nie zarobię przecież.
Wstałam , zwlokłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni. Wczesna jesień jeszcze nie pozłociła liści, ale poranki były już mgliste i chłodne. Ubrałam się po raz pierwszy od tygodnia, zrobiłam lekki makijaż i zaparzyłam kawę. Zapatrzyłam się w okno. Zapowiadał się ładny dzień, bo słońce lizało parapet i moje storczyki, które kwitły na wyścigi. Trzeba by wyjść po gazety, bo trzeba przejrzeć ogłoszenia o pracy. Pomyślałam. W portmonetce było ostatnie dwieście złotych. Co dalej nie widziałam. Narzuciłam poncho na ramiona i wyszłam z domu. Korytarz był mroczny i ponury. Poczułam w nim zapach grzybów. Pewnie sąsiedzi coś gotowali. Żołądek skręcił mi się z głodu, ale jednocześnie poczułam mdłości. W windzie spotkałam starą Majewską. Była w bamboszach, a spod chusteczki na głowie wystawały jej siwe, potargane włosy i różowe papiloty. Poplamiony szlafrok urody ani szyku jej nie dodał. Odwróciłam głowę, żeby jej nie prowokować ale nie dała się zbyć i zagaiła skrzeczącym głosem.
- A co to sąsiadka sama? Mąż ponoć już tu nie mieszka i z czego sąsiadka żyć będzie? Do roboty się trzeba będzie wziąć, a nie seriale oglądać i paznokcie piłować- zaskrzeczała.
- A dałaby pani spokój. Pomocy potrzebuję, rady, a nie złośliwości- wyrzuciłam.
- Rady? A mam radę! Niech sąsiadka za robotę się weźmie, bo ja całe życie pracowałam i dobrze na tym wyszłam. Rentę mam i chłopa nie potrzebuję.
- Pracy właśnie szukam- wyjąkałam, ale nic nie ma dla mnie. Doświadczenia nie mam.
- To niech sąsiadka zacznie gołym tyłkiem świecić w Internecie jak Jola od Karolaków to i sąsiadka zarobi- warknęła złośliwie. Ona ostatnio samochód zmieniła na nowy. Ponoć z tego zarobiła, bo Karolaki biedne, a ona do pracy nie chodzi. Do tego się sąsiadka nada. Do tego szkół nie trzeba, a chłopa sąsiadka miała.
Po chwili zniknęła w piwnicy, a ja zostałam z pytaniami cisnącymi się na usta. O Joli słyszałam. Cały blok mówił, że pracuje na portalu z kamerkami. Striptiz robi. A może to jest jakieś wyjście. Pomyślałam nagle znękana. Tylko czy ktoś zapłaci kobiecie po czterdziestce, niezbyt szczupłej i niezbyt atrakcyjnej. To okropne zajęcie ale może by mi dało przetrwać przez jakiś czas. Mogłabym jakieś kursy w tym czasie skończyć i iść później do uczciwej pracy. Przecież nawet studentki tak zarabiają jak je bieda przyciśnie. Myślałam. Partnera nie mam to zdrady nie popełnię. Mogłabym tańczyć. Uwielbiam tańczyć i to potrafię. Zawsze potrafiłam i wszyscy się moim tańcem zachwycali. Nie będę się z nikim umawiała to to prostytucja nie będzie. W momencie zaczęłam planować. Bieliznę erotyczną mam, bo Marek mnie w niej lubił gdy jeszcze mnie kochał. Szpilki uwielbiam i komputer mi nie obcy.
Zawróciłam do domu i po zamknięciu drzwi usiadłam przed laptopem. Portal z kamerkami znalazłam łatwo. Kilka ich było. Zarejestrowałam się na polskim, bo angielskiego nie znałam za dobrze. Założyłam konto, weszłam i przeraziłam się, bo zobaczyłam rozebrane kobiety i mężczyzn w wyuzdanych pozach. Niektórzy uprawiali sex, ale nie wszyscy. Były też kobiety w erotycznej bieliźnie, a nawet ubrane. Po chwili już buszowałam w Internecie i czytałam o tej pracy. Okazało się, że nie wszystkie kobiety rozbierały się na chatach publicznych. Niektóre zapraszały na skypa i rozbierały się dla wybranych mężczyzn. Te zarabiały najwięcej. Były gwiazdami i ceniły się. Niektóre zarabiały po kilka tysięcy dziennie. To dla mnie szansa. Chyba szansa. Praca upokarzająca ale może da mi byt. Rzuciłam się do szafy w poszukiwaniu koronkowej bielizny, kabaretek, pończoch. Wyciągnęłam czarne szpilki ze lśniącej skóry. Znalazłam okulary słoneczne zasłaniające mi pół twarzy i postanowiłam spróbować.  Jak pomyślałam tak zrobiłam.
Po chwili przebrałam się, włączyłam muzykę i ustawiłam kamerkę. Zaczęłam się poruszać zmysłowo jak kocica. Już nie byłam sobą, zahukaną szara myszką, bo stałam się boginią seksu. Kusiłam, przywoływałam, wabiłam. Pierwsze ruchy były niepewne. Po chwili odpłynęłam, zapamiętałam się. Pół godziny minęło w mgnieniu oka i płyta się skończyła. To było coś magicznego jak sen. Piękny sen. Oglądalność była bardzo wysoka. Zerknęłam na komentarze i napiwki i okazało się że większość mężczyzn była zachwycona. Zarobiłam prawie osiemdziesiąt złotych i kilku mężczyzn chciało się umówić na prywatne spotkania na skype. Zgodziłam się ale umówiłam się tylko na taniec i na striptiz. Rozbierałam się ale z klasą bez pornografii i zarabiałam coraz więcej. Po kilku dniach miałam kilkunastu stałych klientów. Widmo biedy i śmierci głodowej oddaliło się.
Wkrótce  poszłam do biura pracy. Stary, szary budynek stał obok parku. Na korytarzach było sporo ludzi. Obsługiwała mnie starsza urzędniczka z nieco znudzoną miną. Miała dobre, szare oczy okulary w metalowych oprawkach i krótkie ciemne włosy.
- Proszę mi powiedzieć co musze umieć by dostać pracę w biurze- spytałam na wstępie.
- Musi pani znać języki i musi pani umieć obsługiwać komputer. Przydadzą się programy biurowe- odpowiedziała. No i praktyka.
- Nie mam doświadczenia- skrzywiłam się, bo nigdy nie pracowałam.
- To przyda się szczęście. Są też organizowane staże. To szansa dla takich osób jak pani.

Wróciłam do dom i szybko zapisałam się na kurs angielskiego. Później wybrałam kursy uczące pracy w biurze i obsługi programów biurowych. W międzyczasie podałam Marka o rozwód. Wzięłam dobrego adwokata, bo mnie było stać. Rozwód dostałam z winy Marka. Pamiętam ten dzień. Był pochmurny i chłodny. Deszcz siąpił od rana i na jezdni stały kałuże. Przed budynkiem sądu stało kilka samochodów, a na chodniku przy schodach mała dziewczynka w różowej czapeczce karmiła gołębie.  Pamiętam też minę Marka gdy zobaczył mnie wysiadającą z taksówki. Minęłam go dumna jak królowa, a on po prostu znieruchomiał. Wyglądałam dobrze w nowych, drogich ubraniach i pachniałam bardzo dobrymi perfumami. To mi dodało pewności siebie. Marek oficjalnie zrzekł się mieszkania, żeby nie płacić alimentów. Ja pracowałam i uczyłam się. Nabrałam odwagi, schudłam i rozkwitłam. Po dwóch latach dostałam pracę w biurze projektów w charakterze sekretarki. Radzę sobie dobrze, nieźle zarabiam.  Z pracy striptizerki nie zrezygnowałam, bo ja kocham. Mam nadal kilku stałych klientów, którzy płacą krocie bym dla nich tańczyła. Oczywiście nie tańczę już na portalu z kamerkami. To zamknięty rozdział mojego życia.  Starej Majewskiej jestem wdzięczna. Markowi współczuję, bo Katarzyna go okłamała i w ciąży nie była. Zabawiła się tylko i zostawiła go dla młodego kochanka. Marek został bez mieszkania i z pustym kontem w banku. Posiwiał i nie jest już butny. Wczoraj dzwonił, że chce wrócić. Nie zgodziłam się. Nie kocham go już i nie potrzebuję. Nadal się rozwijam i uczę. Miesiąc temu zapisałam się na kurs prawa jazdy. Ponoć mam do tego dryg.



czwartek, 23 sierpnia 2018

czwartek

Wczoraj została sprawdzona piecokuchnia i działa jak trzeba. Nie chciało się palić, bo popiół zawalił ruszta. Dlatego nie było ciągu. Wczoraj Krzysiek dołożył pół wiaderka węgla i temperatura skoczyła do 80 stopni. Trzeba było wygasić piec. Ulżyło mi, bo już mi mrozy nie tak straszne. Znajomy przyjdzie do drewutni w sobotę. Zrobi jedną, a drugą później. Może pod koniec września. Wtedy tez podejmę decyzję co ze ścianą w pokoju dziennym. Krzysiek się nie chce zgodzić, bo teraz łuk i aneks biblioteczny dodają charakteru. Dla mnie jest ważniejszy jednak komfort niż uroda. Ściana to ciepło i ładniejszy zapach, bo kuwety kocie znikną z pokoju dziennego. Byłaby wtedy szansa na przyjmowanie na wróżby w domu.

Dziś na warsztatach malowałam w skupieniu i obraz prawie gotowy. Na wtorek zostały kosmetyczne poprawki. Wtedy go skończę i może przygotuję podobrazie pod następny. Kolejna ma być kapliczka na polach albo las jesienią. Jeszcze się zastanowię. Powinnam namalować dla mamy Giewont, bo marzy o nim ale nie trafiłam do tej pory na interesujący wzór w internecie. W domu maluję trawy. Obraz niby jest prosty i w jednej tonacji, ale jest sporo szczegółów i niuansów. Nie wiem czy jutro skończę...


Odchudzanie mi idzie. Pierwszy próg przekroczyłam. Lżej mi i jestem sprawniejsza ale nadal gruba.

wtorek, 21 sierpnia 2018

wtorek

W ogrodzie pogrom. Wszystko się kończy i wysycha. Pomidory zostały na dwóch krzaczkach i papryki tez na dwóch. Są jeszcze bakłażany i czywiście zioła. W najblizszym czasie trzeba będzie donice juz opróżnić i pochować na zime. Zostaną do zrobienia rabaty. Kiedy zrobimy nie wiem, bo sie do tego nie palimy. Krzysiek przychodzi zmęczony, a ja mam inne zajęcia. Trzeba będzie trzy dni poświecić. Chyba soboty lub niedziele, bo w tygodniu Krzysiek nie da rady.

Jutro zaczyna się praca koło domu. Będą kryte drewutnie i ewentualnie cięte dwa piece od centralnego. Znajmy ma tez przejrzeć piecokuchnię. Z drewutniami troche zejdzie, bo trzeba wymienić kilka desek. Spytam tez o ścianę w pokoju dziennym. Wazne sa koszty. Jeśli będą ok to może w listopadzie by ją postawił. Ulżyło by mi, bo wciąż sie mrozów boję. Okropnie wtedy jest zimno, a ja temperatury 16 stopni tam gdzie siedze nie znoszę. Ze ścianą by był problem, bo trzeba zrobić wejscie dla kotów. Musza sie przeciez dostać do kuwet. Gdy ściana będzie to będzie dodatkowy zysk taki, że kuwety znajdą się w innym pomieszczeniu. Będzie można kogoś już w domu przyjąć. Myślę o wróżeniu w domu...

Dziś byłam na warsztatach i zaczęłam kolejny obraz. Podchodziłam do niego ostrożonie, bo to architektura ale maluje mi sie dobrze. Ma zadatki na bardzo ładny. Zejdzie z nim może do końca sierpni. Jest oryginalny, bo malowany plamami. Pani prwadzaca uważa, że idzie bardzo dobrze. W domu też maluję kolejny obraz. Tym razem to trawy. W najblizszym czasie powinnam trochę zdjęć wydrukować, bo wzory sie kończą. Na razie wszystko maluje akrylami. O olejach myślę. Mam trochę farb olejnych w domu to pewnie sie wkrótce za nie wezmę.

Sporo ostatnio czytam. Nie mam jednak czasu na czytanie powieści, bo sporo książek psychologicznych i parapsychlogicznych czeka. One są dla mnie ważniejsze. Dzień nie jest z gumy i po raz kolejny stwierdziłam, że internet zabiera mi zbyt dużo czasu. Chyba są tu potrzebne jakieś radykalne działania. Powinnam czytać zamiast siedzieć na Vitalii czy Facebooku, czy po raz setny sprawdzać pocztę. Jakies korzyści by z tego były.

A na koniec obraz w zasadzie skończny. Później były zrobione małe poprawki kosmetyczne... Malowałam go sama w domu.



niedziela, 19 sierpnia 2018

niedziela

Od wczoraj odpoczywam przy zamknietej furtce. Siedzę, raczej leżę w wyciągnietej, poplamionej farbami podkszulce. To niezbędny, niezawdny relaks. Ta niedbałość w stroju, brak makijażu i spokój sa mi bardzo potrzebne. To swoisty reset mózgu i organizmu, a także psychiki. Dużo też śpię. Odkąd chodze na warsztaty, niedosypiam i braki snu nadrabiam w weekendy. Do wyjść z domu już sie przyzwyczaiłam i dobrze, bo będę wychodzic co tydzień przez cały rok. Problem będzie chyba taki, ze w soboty rano trzeba będzie w autobusie stać, bo ludzie będą jechać na targ. Może być więc tłok. Mam jeszcze drugi autobus i w nim na pewno miejsca siedzace będą, ale trzeba do niego dojść około 300 metrów. Może warto...

Schudłam trochę i juz mam ósemke z przodu. Jutro od nowa chcę wystartwać ze ścisłą dietą. Na razie planuję tydzień. Zależy mi by coś drgnęło, bo zapisałam sie na Vitalii na rywalizację i wstyd będzie jak nic nie schudnę. Chciałabym zrzucić 2,5 kg w pięć tygodni. Mam jednak czarne myśli jak na razie. To zły znak. Bardzo zły, bo od myśli zależy to co nas spotyka według powiedzenia jakie myśli takie życie.

Wczoraj miałam spotkanie na skype z psychologiem, bo chce sobie to i owo poukładać. Chodzi mi głównie o konflikty i agresję w domu oraz brak zrozumienia. Coraz bardziej mnie nerwowe, negatywne osoby denerwują, a raczej ich reakcje. To mnie niepokoi. Kiedys byłam jak głaz i czyjeś humory nie miały na mnie wpływu. Teraz awantury i krzyki sprawiają, że sama sie denerwuję, a tak być nie powinno. Mój nastrój powinien byc niezależny od otoczenia. Myślę, że terapia mi pomoże i z czasem nauczę się odpowiednich reakcji.

Dziś będę malowała i czytała. Obraz, który zaczęłam w domu już prawie skończony i podoba mi się. Chyba na warsztaty nie trzeba go będzie brać, bo w domu skończę...

piątek, 17 sierpnia 2018

piątek

Udało się tym razem dostać na zajęcia całoroczne z malarstwa sztalugowego. Niby prowadząca nie potwierdziła, ale wie, że chodzę i nie sprzeciwia się. Uczestnicy zajęć twierdzą, że jestem przyjęta.  Zajęcia odbywają się dwa razy w tygodniu, ale ja będę chodzić tylko raz w soboty, bo wtedy zajęcia są do południa. Mam zamiar nauczyć się malowania akrylami na zajęciach i może później olejami w domu. Wyjdzie tanio, bo dojazdy autobusem. Krzysiek nawet nie narzeka, że mnie w domu nie będzie. Pewnie będzie spał jak to on...
Przy okazji  zacznę bywać na wystawach koleżanek i kolegów malarzy. Najbliższa wystawa będzie w bibliotece miejskiej 7 IX. Nie bardzo mam czym dojechać ale chcę być. Mira maluje cudne pejzaże i kwiaty szpachelką. Ja jeszcze tej techniki nie próbowałam. Może kiedyś.
Wczoraj skończyłam obraz i przygotowałam podobrazie na następny. Tym razem format będzie większy. Malować będę cudny widoczek ze schodami i ściana budynku. Więc nie krajobraz roślinny tak typowy dla mnie, ale trzeba dać architekturze szansę. Kolejny będzie widoczek z polami i kapliczką, a następny las jesienią. W domu zaczęłam malować brzeg jeziora wiosną. Na razie idzie...



Wczoraj zrobiłam kolejna kartkę... Czeka album ale coś ostatnio weny na niego nie mam. Poczekam aż mi sie całkiem ręce przestaną pocić...




W diecie nic sie nie dzieje, bo zaczęłam podjadać. A to krokiet, a to kapusniaczek, a to odrobina kiślu czy bułka. Waga zaparła sie i trzyma. Dobrze, że nie rośnie. Wczoraj stawiałam sobie karty i wyszło, że schudnę jeśli sie zmbilizuję i będę trzymała diety. Motywacji jednak brak. Nawet nowe ciuchy mnie nie nakręcaja na dietę. Wrzesień coraz bliżej i pewnie zaczne byc głodna. Przytyć nie mam prawa tylko jak to zrobić?




środa, 15 sierpnia 2018

środa

Świeto. Zawsze w ten dzień sasiadka świeci nam zioła. W tym roku wiązanki były bardzo skromne. Nawet dziurawca nie było. Wszystko przekwitło i wyschło. Zawsze po 15 VIII zaczynam wygladać już na jesień. Ten rok nie jest wyjątkiem. Noce są już chłodne, a poranki rześkie.

Wczoraj byłam na zajęciach. Malowanie mi zaczęło iść. Już wyszło, że popełniałam sporo błedów i dlatego moje obrazy nie były takie jak ja chce żeby były. Za słabo mieszałam farby i malowałam bardziej kreską niż plamą, czyli cienkim pedzelkiem. Niby obrazy mogły być, bo niektórzy tak malują. Ja jednak chcę malować bardziej realistycznie i jaskrawe kolory oraz ostre przejścia mnie drażnią. Malowałam też bardzo szybko. Obraz był gotowy w dwie godziny, a żeby było realistycznie trzeba obraz dopieścić. Gotowy obraz z czwartku prawie zamalowałam i pracuje nad nim od nowa. Kolejne zajęcia w czwartek i wtedy sie dowiem czy będę chodzić przez cały rok. Niektóre osoby z warsztatów chodzą juz po kilka lat. 

Niżej nowa wersja jeszcze nie skończona.




Znowu zainteresowałam sie hipnozą. Chodzi mi o spokój wewnętrzny i odchudzanie. Na razie kombinuje z You tube ale myśle też o sesjach przez skypa. Tanio nie jest. 
Wczoraj zarobiłam na farby do mebli. Chyba jednak kupie białe. Wpadły mi tez w oko kolejne karty. To karty przemiany według Osho. Chyba kupię.

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

poniedziałek

Jest chłodniej. Wyraźnie chłodniej i ja z powrotem żyję pełną piersią, a nie tylko trwam. Zabrałam się wytworki i porzadki w domu. Na pierwszy ogień poszła spizarnia. Dziś chcę kupić farby do mebli. Powinnam kupić stemple do scrapbookingu ale pieniadze musze przytrzymać na meble. Kupie je może po 15 VIII jeśli moja mama sie zlituje i parę groszy pożyczy. We wrześniu juz wydatków będzie mniej to oddam.

Dochodzą kolejne papryki. Tym razem pękate zielone. Mam kilka i za dwa, trzy dni pójdą do zupy. Jest też kilka długich czerwonych, ale im jeszcze do dojrzałości daleko. W przyszłym roku jeśli ogród będzie chciałabym papryk więcej i wiecej pomidorów. Koniecznie musze tez mieć wiecej bakłażanów. Zrezygnuje natomiast z kabaczków i dyń w donicach, bo kwitną, rosną, ale owoców nie wydają. Chcę też więcej cebuli. Zobaczę co z sałatą i kalarepką. Ogórków miałam bardzo mało i nie wiem jaka jest przyczyna. Mogło być zbyt dużo słońca, bo u koleżanki ogórki pod drzewem rosły w doniczkach i zrobiła z nich 8 weków i jeszcze jadła. W zeszłym roku ponoć miała wiecej.
Kilka dni temu zerwaliśmy brzoskwinie, a teraz cieszymy sie orzechami laskowymi. Jemy codziennie po trochu. Mama twierdzi, że starzy górale z Beskidów mówili, ze jeśli orzechy laskowe sa pełne w sierpniu to nadchodząca zima będzie ostra. Tak samo wieszczą kwiaty robini akacjowej. Jeśli ich dużo to zima ostra. W tym roku było ich wyjątkowo dużo. No ja się ostrej zimy boję, bo ściana w pokoju jeszcze nie postawiona, a rury od wody tylko wiszą i o zmiłowanie proszą. Trzeba będzie te w piwnicy koniecznie zabezpieczyć. Dobrze, że strop nad kuchnia jest ocieplony i opału sporo zgromadzone na jesień. Ściana mnie martwi. Niby bym mogła ją jesienią postawić, ale Krzysiek o tym słyszeć nie chce. Może postawię tylko nie betonową, a z płyty. Tylko czy na nie będzie zbyt zimna? Muszę spytać...

Znowu zaczęłam czytać książki psychologiczne. Na pierwszy ogień poszło Ciszej proszę i Toksyczni ludzie. Mam jeszcze kilka przygotowanych i kilka chce kupić. Ostatnio uświadmiłam sobie, że niektóre moje celowe działania w przeszłości narobiły mi sporo bałaganu  w głowie i obciążyły mi psychikę. Zajmowałam się miedzy innymi szamanizmem i próbowałam wszczepić sobie niektóre zachowania typowe dla ekstrawertyków. Napedzała mnie ambicja. Chciałam stać się bardzo pewna siebie i przebojowa. Nastawiłam sie na odnoszenie sukcesów w świecie. Chciałam koniecznie nauczyć się działać na szerokim forum. Częściowo mi sie to udało ale straciłam też duzo, bo spokój. Jestem introwertyczką i teraz to co wszczepiłam gryzie sie z moja naturą i powoduje konflikty wewnętrzne. Coś muszę z tym zrobić...





sobota, 11 sierpnia 2018

sobota

Chłodniej. Wreszcie jest chłodniej. Od razu chce mi sie zyć, działać, myśleć. W głowie mi się przejaśniło, mam lepszy nastrój i już snuję nowe plany. Ostatnio ogladałam nawet farby fasadowe. To jeszcze nie plany, ale moze w następnych latach o tym pomyslę. Wszystko zależy od finansów. Moich, czyli tego ile ja sama zarobię. Na razie ogladam i zastanawiam sie jakbym sie czuła w domu np. fioletowym albo zielonym. Jest to dla mnie trochę abstrakcja, bo zawsze mi się podobały domy tradycyjne czyli drewniane z bali, albo z cegłą klinkierową, albo białe czy po prostu szare. Zachwycają mnie tradycyjne, stare polskie dworki albo domy typu wiejskiej chaty. Podoba mi sie też styl zakopiański. Nie lubię nowobogackich rezydencji. Kolorowe domy to stosunkowa nowość, a ja na nowinki jestem dość oporna. Jeśli jednak mam zaakceptować to, że mieszkam na przedmieściu to i kolorowe domy by chyba trzeba było? Chyba by sie trzeba choc trochę do ludzi dostosować, a może to zła droga? Sama jeszcze nie wiem... Może jednak powinnam pomalować dom na biało? Będzie podobny troche do dworku...

Dziś chcę zrobić kolejne przetwory. Tym razem fasolkę na zupę. Jutro może zrobimy porządek w spiżarni. Od przyszłego tygodnia pracy może byc wiecej, bo ma byc chłodniej. Dziś moze podziałam już robótkowo. Brakuje mi tego mimo warsztatów w których z zapałem uczestniczę.

Spuchłam przez te upały. Niby wiecej nie ważę, ale centymetrów tu i ówdzie przybyło i pierścionki zrobiły się ciasne, a prawie mi już spadały. Czekam na chłodniejsze dni ale takie naprawde chłodniejsze. Może deszczowe, rześkie. Dziś taki jest. Myślę, ze we wrześniu odchudzanie będzie łatwiejsze choć apetyt może byc większy. Jeszcze tylko trzy tygodnie muszę wytrzymać. 
Ostatnio znajomi mojej mamy wrócili z Chorwacji. Ponoć tam było ponad 40 stopni. Nie wyobrażam sobie tego i nigdy bym do Chorwacji w lecie nie pojechała. Nienawidzę plaż w lecie. Jechać też by mi sie tak daleko nie chciało, ale co kto lubi... Ja marze o Bieszczadach, Mazurach i Podlasiu, ale to teraz nierealne, bo z takim stadem zwierząt Krzysiek sobie rady nie da... Jeśli chodzi o zagranicę to chyba tylko coś typu Alaski lub Syberii wchodzi w grę... Wolałabym Syberię. Musi być dziko, prymitywnie i swojsko.

Ogród chyba jednak będzie, bo mam bakłażana, a nawet dwa. Jeden wkrótece wyląduje w zupie :) Strasznie mnie cieszy.

Bociany już odlatują. Trwają sejmiki, a niektóre juz odleciały. To wyjątkowo wcześnie. Jesień idzie i w tym roku może nadejść wcześniej. Nie pogniewam się...

czwartek, 9 sierpnia 2018

czwartek

Dzisiejszy dzień był dla mnie bardzo trudny ze wzgledu na upał. Rano wyjechałam z domu na zajęcia. Było jeszcze dość chłodno, ale wracałam wtedy gdy żar lał się z nieba. Za kilka dni może będzie juz chłodniej i oby upały nie powróciły. Na razie nic prawie nie robię, bo ledwo żyję.

Przez te upały waga przestała spadać, a raczej sie waha. Okropnie mnie to denerwuje. Chciałabym juz bardzo być lżejsza, a tu klops. Tak sobie myśle, ze jeszcze kilo, dwa i się uspokoję, by nabrać oddechu. Na razie odrzuciłam węglowodany typu ziemniaków, kasz, makaronów. Nie jem fasoli, jajek itp. Zrezygnowałam nawet z masła. Gdyby nie odrobina śmietany to by to była dieta dr Dąbrowskiej. Akurat na upały. Chcę tak dojść koniecznie do 89 kg. Później zobaczę co dalej ale już będzie mniej nerwowo chyba. Wszystko będzie jednak zależeć od pogody i tego czy waga będzie spadać. Jeśli nie to chyba trzeba będzie spróbować stopniowo zwiekszyć kaloryczność i po jakimś czasie zacząć od nowa. Niektórzy mi radzą spokojnie przeczekać, ale ja niecierpliwa jestem i się miotam.
Skończyły mi się zioła na wątrobę i kamicę. Teraz piję mieszankę na serce i ciśnienie. Ta mieszanka jest w smaku lepsza niż poprzednia. Poprzednia zawierała mniszek, który jest okropnie gorzki. Kolejne zioła będą na stawy i kręgosłup, a konkretnie bóle. Ja w zasadzie cały czas piję zioła. Mam do nich zaufanie, a smak mi nie przeszkadza. Kiedyś kupowałam zioła w sklepie stacjonarnym, a obecnie kupuje w internecie. Czasami trochę ziół zbieram. W tym roku zebrałam tylko forsycje i pokrzywę.

Miała być juz w tym tygodniu praca przy dachach, ale ze wzgledu na upały przełozyłam ją na przyszły tydzień. Nic nie robimy tez w ogródku. W tym roku zbiory tez u mnie kiepskie. Wszystko rosło, kwitło, a owoców bardzo mało. Trochę było pomidorów i papryki ale ogórków było 8, a kwitły jak wściekłe. Ziemia była dobra. Były zasilane i podlewane. Chyba po prostu ręki nie mam i czas się poddać. Szkoda kosztów, zaangażowania i nadziei. W przyszłym roku warzywnika chyba nie będzie. Skupie się na krzewach, kwiatach i sadzie. To musi wystarczyć. Tylko jak się przestawić z marzeń o wsi na akceptacje zycia na przedmieściu. Chyba trzeba będzie pomyśleć o pomalowaniu na kolorowo domu i o trawniku zamiast łąki. Nie podoba mi sie to...

wtorek, 7 sierpnia 2018

wtorek

Dziś były kolejne zajęcia w ośrodku kultury. Następne będą w czwartek. Jestem bardzo zadowolona i dumam czy zapisac się na zajęcia od września. Chodziłabym raz w tygodniu. Jeszcze to przemyślę, ale jak na razie jestem za tym by sie zapisać. Zależy to od tego czy będę miała czym dojechać. Czy będą autobusy pasować. Tylko, żebym sie nię spóźniła jak dwa lata temu.

Tak sobie analizowałam ostatnio horoskopy moich partnerów byłych i obecnych i doszłam do wniosku, że do tej pory na kogoś na prawdę odpowiedniego nie trafiłam. Stąd w związkach konflikty. Pasowałby mi ktoś z wenus i marsem w znakach wodnych lub ziemskich ostatecznie poza koziorożcem, a trafiam na tych, którzy mają te planety w znakach powietrznych i ognistych. Szukam czułości, ciepła, delikatności, wrażliwści i mało tego dostaję. Niby jest miłość i chemia ale i sa problmy z dogadaniem się, zrozumieniem i trafieniem w potrzeby. Często czuje sie niekochana, zraniona. Mam prawie 54 lata i nie bardzo mi sie chce ideału szukać. Nie jestem też sama i nie mam wolnego serca. Czasem sobie jednak myśle jakby wyglądał związek bardziej dopasowany. Jakbym się w nim czuła... Czy wreszcie czułabym sie kochana w pełni, bezpieczna. Czy moje potrzeby by były zaspakajane bez awantur?

Powoli kończy się mój i Krzyśka numerologiczny rok 7. Dla mnie był raczej dość owocny. Sporo mi się udało zdziałać. Wyskoczyły też co nie jest dziwne problemy ze zdrowiem. Powoli myśle o roku 8. Czekałabym na niego spokojnie gdyby nie jowisz, który to ma przejść do strzelca. Boje sie tego, bo może przynieść braki finansowe i kłopoty prawne. 

Od kilku dni robię dżemy. Jabłka są piękne, duże i niepryskane. Może jeszcze kilka słoiczków zrobię, bo w przyszłym roku jabłek może nie być. Chcę też zrobić jeszcze dżem z gruszek i śliwek. Chciałam zrobić gruszek w syropie, a miejsca w spiżarni za dużo nie mam. Nawet słoików z ogórkami nie będzie gdzie wstawić i ogórków będzie mało. Chyba będzie tylko 20 słoików:( Muszę dorobić fasolki na zupę.

sobota, 4 sierpnia 2018

Sobota

Mieliśmy iść na grzyby, ale jest za gorąco i pójdziemy chyba tylko na krótki spacer. Wezmę telefon, żeby zdjęć porobić, bo lubie je oglądać w zimowe wieczory. Na grzyby pójdę gdy będzie chłodniej. U mnie i tak zbiorów nie przwiduję, bo my w tym lesie zbierać nie potrafimy. Liczę, że grzyby dostanę oraz że ususzę gdy kupię. W tym roku chce tez kupić pieczarek. Lubię suszone.

Dziś może też włożę troche fasolki do słoików. Do końca sierpnia mi z przetworami zejdzie. Jutro chcę zrobić kolejne ogórki konserwowe w curry. Dochodza powoli śliwki. Chcę zrobić dżemy ale z żelfixem. Krzysiek dwa miasta za nim schodził i nie znalazł. Musiałam kupić w sieci i czekam na niego. Oby mi tylko jabłka u koleżanki poczekały. Spóźniłam się w tym roku z winem z jabłek. Miałam kupic balon i niestety jeszcze go w domu nie mam, a moje papierówki się kończa i jabłka u kolezanki też. Późniejsze jabłka niby dopiero sie zaczynają, ale może ich być za mało. W internecie znalazłam przepis na wino ze śliwek. Ponoć pyszne tylko długo dochodzi. Może na to się zdecyduję.

Ostatnio sporo myślę o przemijaniu. Moje zwierzęta sa coraz starsze. Przybywały do mnie co rok, to i tak po kolei będą odchodzić. Najstarszy jest Mruczuś, mój pupil. Jest jeszcze piekny i w pełni sprawny, choć ząbków mu brak. Pikuś skończył 10 lat i czasami jak spojrzy sa to oczy starego psa. Jakieś takie to spojrzenie jest poważne i smutne, zmęczone. Ząbki tez już ma nie wszystkie. Jestem przerażna gdy o tym myślę, bo nie wyobrażam sobie domu bez moich zwierząt. To będzie loch i nikt ani nic mi ich nie zastąpi...

Miałam problem z wodą i trzeba było 1000 zł za naprawę uiścić. Drogo,bo to było pogotowie. W przyszłym roku wodociąg musze robić i oby rury to tego czasu wytrzymały.

czwartek, 2 sierpnia 2018

czwartek

Dziś wstałam o 7:30. Wypiłam kawę i pojechałam do ośrodka kultury na kurs malarstwa sztalugowego. Tym razem sie udało, bo sie dostałam. Spotkania będą we wtorki i czwartki od 9 do około 12:30. Spotkań ma być jeszcze 8 i myślę, że sporo z nich wyniosę. Na razie już dziś jutro albo w weekend usiądę do sztalugi. Mają powstać polne kwiaty lub ptaki. Kursowi sprzyjają siły wyższe, bo to pokazały karty anielskie, a ja im wierzę.

Karty anielskie, które ostatnio kupiłam bardzo mi odpowiadają. Mam z nimi więź. Uruchamiają intuicję i są bardzo konkretne. Wychwytują wszystkie problemy i odpowiadaja na niezadane pytania. Te które krążą w głowie. Jeszcze nie doszłam czy to moje mysli czy to co się ma zdarzyć. Ważne, że wczoraj wyszła poprawa zdrowia. To może oznaczać, że Krzyśkowi nic nie grozi. Ostatnio tym problemem żyję. Niby jestem aktywna, niby nie myślę i działam ale odreaguje w nocy i śnią mi się koszmary. To mi się daje we znaki niepokój. Śni mi sie tez babcia, a ona przynosi poczucie bezpieczeństwa. Oby tak sie stało.

Upały wróciły, a ja już myśle o jesieni. Wręcz o niej marzę. Pierwsze oznaki już są typu całe wiadra grzybów w lasach. Kto lubi zbierać jest zadowolony. Ja może z Krzyśkiem pójdę w niedzielę jak mi sie będzie chciało. Dusza się rwie tylko nie wiem czy ciało da radę. Najwyżej przejdę kawałek i wrócę. Zdjęć troche zrobię. :) Za kilka dni bociany juz zaczna zbierać sie w sejmiki, a to zapowiada koniec lata. Wieniec z nawłoci juz na drzwiach wisi. U mnie kolejne, poważne prace dopiero sie zaczynają. W następnym tygodniu chyba będą robione dachy drewutni i przeglad centralnego ogrzewania. Później wezwę kominiarza i wyczyszczę komin od dołu. Po 15 VIII kupie meble do sypialni, bo pieniądze juz mam. Zaczne tez wtedy malowanie mebli, które mają zostać. Muszę to wszystko skończyć do 10 IX, bo wtedy przyjedzie gość i co innego będzie robione.

Wczoraj był młyn, bo była awaria wody. Rurka w piwnicy pękła. Dziś dopiero ma być zrobione. Marzę  kąpieli, bo wczoraj i dziś myłam sie w misce.