Codzienność

Codzienność

piątek, 27 lutego 2015

Kłopoty, sędziwe nauczycielki jogi i akwarele...


Kilka dni temu miałam być w sądzie za świadka. Problem w tym, że nie dostałam wezwania. Ponoć było avizo. Tylko, że do mnie nie dotarło. Sąsiad wściekły, że nie byłam, a sąd mnie ukarał grzywną. No nie nie wiem co teraz, bo mam napisać odwołanie. Tylko czy wezmą pod uwagę, że aviza na oczy nie widziałam. Teraz tylko żałuję, że się na świadka iść zgodziłam. No i mam kłopot. Swoją drogą ciekawe ile jeszcze razy będę wzywana, bo z tego co sąsiad mówił wyrok szybko nie zapadnie.
Ćwiczę cały czas i ładnie chudnę. Ostatnio buszowałam po internecie i znalazła zdjęcia kobet grubo po 90 tce ćwiczących jogę. Dwie są nauczycielkami jogi. O matko jakie one są sprawne i gibkie. A ja co? Kości sztywne, zastane, łupie w nich i trzeszczy. Wstyd. Gdzie te czasy gdy robiłam szpagat i zakładałam nogę na szyję? Czy jeszcze wrócę do sprawności? Czy kości się poddadzą? Ćwiczę jogę 5 razy w tygodniu co najmniej przez 40 minu. Czy to wystarczy? Chcę być jeszcze sprawna i stosunkowo gibka. Czy uda mi sie to osiągnąć? Idzie mi coraz lepiej, ale czy nie za późno sie za to wzięłam...




Od kilku dni znowu maluję codziennie akwarelki. Powstało kilka. Nie ze wszystkich jestem zadowolona. Niektórych pokazać się nie da, bo zdjęcia są kiepskie. Podobno robię postępy. Jeszcze troche i zacznę znowu malować akrylami, a może też farbami olejnymi. Będzie to możliwe, bo robi się coraz cieplej i w pracowni wytrzymam. Kurs rysunkowo malarski jest na półmetku. Dostałam ostatni zeszyt z rysunkiem, a od następnego będę się już uczyć malarstwa. Ciekawa jestem lekcji.
Antologia haiku już jest w druku. Zamieszczono w niej 12 moich utworów. Strasznie lubię otwierać paczkę z drukarni z moimi tomikami. Lubię zapach i widok książek...


środa, 25 lutego 2015

Książki, kręgosłup, Rozi i wiosna...


Ostatnio znowu kupiłam kilka książek. Pierwsza to Joga kręgosłupa. Książkę mam z bioblioteki i uważam, że jest wartościowa. Z kręgosłupem mam problem od 10 lat chyba. Jeszcze wtedy byłam szczupła i ważyłam około 64 kg. Problemy zaczęły sie nagle. Któregoś dnia po prostu wstałam rano z łóżka i nie mogłam się wyprostować. Tabletki przeciwbólowe nie pomogły. Poszłam do neurologa, zrobiłam tomografię i wyszły zmiany. Lekarz przepisał tabletki i kazał brać. Jak je biorę to ból jest tylko trochę mniejszy, ale nie biorę, bo nie chcę się truć. I tak to trwa. Reiki, a zwłaszcza uzdrawianie praniczne ból znieczulają trochę, ale na chwilę. Zioła też pomagają trochę. Masaż na gorącym łóżku też na stałe nie pomaga. Dobrze by było gdybym schudła. Nie wiem co jeszcze mogłaby zrobić. Może kręgarz, ale nie mam jak dojechać. Może ćwiczenia pomogą...



Kupiłam też dwie książki z Tai chi. Jedna juz mam w domu. Na drugą czekam. Jeszcze się za te ćwiczenia na poważnie nie wzięłam. Będę je ćwiczyc rano na przemian z ćwiczeniami cesarzy chińskich, które bardzo dobrze na mnie wpływają. Trochę się martwię czy mi się uda opanować sekwencje kroków w Tai chi, bo z pamięcią u mnie raczej kiepsko jest. Mam tendencję do szybkiej nauki i szybkiego zapominania...




Rozi jest nadal bojowa, ale coś ostatnio niektóre kocurki toleruje. Lubi zwłaszcza Śnieżusia choć czasem też go gryzie. Przestała się za to stawiać na Józka. Nie znosi kotek. Zwłaszcza Czarnusi. Goni ją i straszy. Próbowała też zdominować Filusia co mnie martwiło, bo biedak przecież zębów nie ma. Jednak Filuś raz się na nią postawił i teraz go omija z daleka. Boi się też Mruczka. To jest taka troche dziwna koteczka. Nie je np. mięsa z puszek tylko kiełbasę psią i najlepiej by ta była w dużym kawałku. Łapie ją w zęby i najpierw nosi przez chwilę po mieszkaniu, warczy na nią i dopiero później zjada. Na mnie też czasem warczy, a Krzyśka gryzie. Lubi spać u mnie na kolanach i nadal otwiera wszystkie drzwi z klamek. Musiałam pozakładac zasuwki, albo zamki z kluczami. Jest bardzo o mnie zazdrosna. Jeżeli moje kolana są zajęte potrafi ze złości biegać jak szalona i wspinać się po firankach. 





Ostatnio śledzę oznaki wiosny. U mnie przebiśniegi już są spore i jeszcze trochę i zakwitną...Bazi jeszcze nie widać, a forsycja w wazonie jakoś nie chce się rozwinąć. Jeszcze miesiąc i wiosna wybuchnie całym swoim pięknem... Ptaki już to czują i szaleją zwłaszcza w słoneczne dni. Koty romansują jak szalone, a ja liczę dni do wyjścia do ogródka...

poniedziałek, 23 lutego 2015

Bociany, sprawność, kursy i dieta...


Ciepło i w prognozach mrozu nie widać. Podobno wróciły już bociany. Zapowiada to wczesną wiosnę. Fajnie, bo mam już ochotę posiedzieć na dworze z kawą, podziałać w ogródku. Chcę wystawić twarz do słońca, przytulić się do brzozy, poczuć zapach ziół i polnych kwiatów. Coś ostatnio mnie to przedwiośnie wepchnęło w jakiś taki dziwny stan. Niby mam dużo siły, niby humor mam dobry, ale coś mało działam. Mało piszę i maluję. Mało efektywna jestem i po całych dniach albo czytam albo siedzę w internecie na forach. Nie podoba mi się to, bo wydaje mi się jakbym czas trwoniła. 
Kurs pisarski mi się kończy, a malarski jest na półmetku. Jestem zadowolona, bo sporo błędów udało mi się wyeliminować. Kusi mnie kurs webwritingu w kwietniu, ale jeszcze nie wiem. Chodzi też za mną kurs anielski...Od dawna wprawdzie z aniołami pracuję, ale może czegoś nowego się nauczę...
Ćwiczenia mi idą coraz lepiej. Ćwiczę rano ćwiczenia cesarzy chińskich przez 20 minut i po południu jogę albo pilates około 40 minut, ale mam czasem ochotę ćwiczyć dłużej. Będę też rano ćwiczyć taichi. Tai chi to bardzo zdrowe ćwiczenia i podobno proste. Na razie jeszcze nie ćwiczyłam dużo. Książkę z ćwiczeniami już zamówiłam. Myślę, że znalazłam aktywność dla siebie i przy tych ćwiczeniach pozostanę. Jestem coraz bardziej sprawna i ruchliwa. Jeszcze niedawno miałam problem ze schylaniem sie i wstawaniem z podłogi. Nie mogłam tez kucać. Teraz robię to bez problemu, a ćwiczę dopiero dwa tygodnie. Czemu nie wpadłam na to wcześniej i męczyłam sie przez tyle lat? Czemu wmawiałam sobie starość zamiast wziąć się za siebie? Pojęcia nie mam...

Diety przestrzegam. Dziś mam na obiad pasztet mięsny z pieczarkami i marchwią. W zasadzie od dawna go robię, ale teraz na diecie Dukana musiałam bułkę tartą zastąpić otrębami...Wyszedł bardzo smaczny i chyba już przy tej wersji pozostanę. Przestałam też używać panierki i gdzie się da zastępuję ją otrębami. Tak jest bardziej zdrowo, bo panierka z bułki tłuszcz chłonie jak gąbka...Niby używam tylko oleju, ale jednak...

sobota, 21 lutego 2015

Joga hormonalna, dieta, pasztet z otrębami i odpoczynek...


Od kilku dni ćwiczę oprócz jogi odchudzającej jogę hormonalną. Niektóre ćwiczenia są łatwe, choć mięśnie czuję. Te ćwiczenia są przeznaczone głównie dla kobiet. Regularne ich wykonywanie pobudza tarczycę, nadnercza, przysadkę i jajniki. Wzrasta po nich poziom estrogenów nawet u kobiet po menopauzie i zanika większość problemów z menopauzą związanych w tym uderzenia gorąca, depresja, brak ochoty na sex czy suchość pochwy. Co prawda mnie się nic złego nie dzieje, ale tarczycę chętnie pobudzę. Wyniki są po ćwiczeniach codziennych przez 30 minut już po kilku miesiącach. Ja ćwiczę 20 minut i nie codziennie, ale też powinno coś dobrego zacząć się dziać. W zasadzie przed rozpoczęciem ćwiczeń powino się odwiedzić ginekologa i zrobić badania typu USG piersi i narządów rodnych. Ja idę się zbadać się w przyszłym tygodniu.

Ostatnio kusi mne wyjście z domu, żeby poćwiczyć w grupie. Są zajęcia jogi i pilates w ośrodku kultury. Nie wiem tylko czy dam radę kondycyjnie, bo ćwiczenia trwają długo jak na mnie - joga 1,5 godziny, a pilates 60 minut. Ja ćwiczę po 40 minut. Nie chcę też zjawić sie na ćwiczenia i ćwiczyć z samymi młodymi dziewczynami, bo wydolność nie ta i sprawność. Pewnie połowy ćwiczeń bym nie wykonała....
Od kilku dni jestem z powrotem na diecie Dukana. Schudłam mało co mnie martwi. Teraz jestem na fazie 2 na której je się warzywa. Dziś zrobię pasztet z warzywami i pieczarkami i faworki dukana. Do pasztetu zamiast bułki i panierki dodam otrąb owsianych, a faworki będą zrobione z otrąb i maizeny. Piecze się je w piekarniku, nie w oleju. Nie powinnam przytyć. Jeszcze jutro warzywa, a od poniedziałku już faza protal.
Dziś po południu będę odpoczywać. Zrobię sobie medytację odchudzającą i może troche pośpię. Może też poczytam, bo wczoraj przyniosłam sobie z biblioteki powieść o Katarzynie Wielkiej. Jutro też będzie spokojny dzień...

czwartek, 19 lutego 2015

Huichungong, kolczyki, nadziewana papryka i haiku...


Od kilku dni ćwiczę też codziennie rano po 10 - 15 minut, żeby się rozruszać. Dobrze, że na to wpadła, bo to przynosi dużo korzyści. Ćwiczę tai chi/ rozgrzewka/ i ćwiczenia chińskich cesarzy czyli huichungong. Te ostatnie ćwiczenia sprawiają mi trochę problemów, bo w niektórych trzeba stać na palcach, a ja nie potrafię wystać nieruchomo i się chwieję. Wstyd, żeby się do takiego stanu w tym wieku doprowadzić. Będę ćwiczyć dalej i zobaczę jaki będzie efekt. Ćwiczenia mają być bardzo zdrowe i wręcz odmładzające. Zobaczymy... Jak na razie po ćwiczeniach trochę mi waga wzrosła, ale wymiary się zmniejszyły.



Wesele coraz bliżej. Ciuchy już wszystkie kupione, fryzjer zaliczony. Młodzi byli ostatnio z zaproszeniami, a kilka dni temu wreszcie zrobiłam kolczyki. Wyszły nawet fajne. Szczególnie mi przypasowały te pierwsze i w nich chyba pójdę. Będą dobrze pasowały do moim korali. Pozostały do kupienia kosmetyki do malowania i sztuczne paznokcie o ile takie troche krótsze gdzieś dostanę. Sweter też już do mnie idzie tylko, że beżowy...





Cały czas jestem na diecie Dukana. Obecnie mierzę się z druga fazą, co spowodowało wzrost wagi. Niestety po warzywach tyję, bo są w nich węglowodany. Dziś będę miała na obiad papryki nadziewane mięsem i pieczarkami. Przepis jest stary, bo od dawna je już robię, z tym że dodaje trochę ryżu. W diecie Dukana ryż jest zabroniony na tej fazie.

Papryka nadziewana

2 papryki
trochę mięsa
kilka pieczarek
cebula
sól
ząbek czosnku
łyżka koncentratu
oregano
pieprz
tymianek

Pieczarki i cebulę rozdrobnić i podsmażyć na suchej patelni. Dodać przyprawy i wymieszać. Papryki przeciąć na pół z ogonkiem. Nadziewać farszem. Piec w 180 stopniach około 45 minut.

Przedwiośnie wprawiło mnie w dobry nastrój, bo już bliżej niż dalej...

A na koniec haiku

śniegu coraz mniej
przebiśniegi w słońcu
prawie rozkwitły

poranek w słońcu
kropla za kroplą z dachu
bębni o parapet

wtorek, 17 lutego 2015

Ostatki, sezon ogrodowy, książki, koty psotniki i sos do ryby


Dziś ostatki. Od jutra już post. Dzisiaj będę piec faworki dukanowe z otrąb i jogurtu. Jutro zrobię śledzie. Dla Krzyśka w oleju i dla mnie w majonezie detetycznym z ogórkiem kiszonym i cebulą. Przedwiośnie już się rozpoczęło - śniegu prawie nie ma, słońce świeci, ptaki radośnie śpiewają. Tylko patrzeć jak przylecą kosy. Tym razem pożegnam zimę bez żalu, bo za wiosną już bardzo tęsknię. Sezon ogrodowy uważam za otwarty. Nasiona kupiłam i za kilka dni będę siać. Mam seler, por i szczypiorek. Czas pomyśleć o pomidorach. W tym roku wszystkie posadzę w donicach. Muszę mieć i zwykłe i koktailowe.

Wczoraj byłam w księgarni i dobrze, bo przejrzałam przy okazji dwie książki o jodze, które chciałam z czasem kupić. Okazało się, że te pozycje absolutnie nie są dla mnie odpowiednie - trudne ćwiczenia typu stania na głowie i kiepskie opracowanie. Dobrze, że nie kupiłam w ciemno. Tym samym kolejny raz się przekonałam, że kupowanie książek w internecie jest dość ryzykowne. Wczoraj kupiłam sobie za to dwie książki w tym jedną taką samą jaką mi zniszczyły koty i drugą w cenie promocyjnej. Już do mnie idą. Tym razem jedna pozycja jest ogólna, a druga między innymi o zdrowiu.





Kuszą mnie jeszcze dwie. Może jutro jak będę w księgarni to je zastanę i może kupię jeśli do mnie trafią. Szczególnie ta pierwsza pozycja mnie kusi, ale tania nie jest...




Ostatnio sporo ćwiczę głównie jogę i pilates. Szczególnie często ćwiczę na podłodze na macie. Nawet mi te ćwiczenia idą. Z matą jest problem, bo budzi straszne zainteresowanie u kotów. Po prostu się na nią uwzięły. Z upodobaniem ją drapią, wchodzą pod spód, a nawet próbują gryźć. Muszę ją chować przed nimi, bo jest poważnie zagrożona. Nie wiem czemu tak się na nią uwzięły. Jeszcze żaden przedmiot takiego zainteresowania ich nie wzbudził... Boję się, żeby nie pogryzły i nie połknęły, bo byłby problem...

A na koniec przepis na doskonały sos musztardowo - jogurtowy do ryby. Miałam go dziś na obiad z rybą pieczona w folii.

3 łyżki musztardy
50 g jogurtu naturalnego
szczypta pieprzu
cząber
słodzik w proszku lub stewia

Wszystkie składniki połączyć. Osoby nie będące na Dukanie mogą dodać łyżeczkę oliwy lub oleju...


niedziela, 15 lutego 2015

Książki, coś do zjedzenia, koty, ćwiczenia i wiersz...


Krzysiek mi w piątek odebrał z księgarni zamówione książki i jestem nimi zachwycona. Obie są świetne i każdemu polecam. Ćwiczę pilnie i pilates i jogę odchudzającą. Ćwiczę po 30 minut i nawet mi to idzie, choć jestem okropnie zastana. Kurczę, a kiedyś robiłam szpagat. Tak sobie myślę, że wprowadzę te ćwiczenia do mojego życia na stałe. Będę ćwiczyć co najmniej 3 razy w tygodniu. Częściej dopóki nie schudnę. Kusi mnie przejść cały program z książki Joga odchudzająca. Polega on na ćwiczeniu przez miesiąc co dziennie po 40 minut, medytacjach odchudzających i specjalnej zdrowej diecie. Może sobie zafunduję, gdy skończę Dukana i dietę WO dr Dąbrowskiej. Myślę, że warto.



Wczoraj na Walentynki upiekłam serniczek Dukana. W zasadzie nie dla siebie tylko dla Krzyśka, bo on słodycze uwielbia. Ja wolę konkretne słono - pikantne dania. Zrobiony był z chudego sera i odtłuszczonego mleka z dodatkiem słodziku i otrąb zamiast mąki. Wyszedł nawet niezły. Mam też przepisy na inne wypieki dukanowskie np. na faworki i pączki. Też kiedyś zrobię niech sie mój pan cieszy. Ja dziś jadłam dobrą pastę z tuńczyka...

Pasta

tuńczyk w sosie
 jajka
kawałek cebuli
ogórek kiszony
pieprz
majonez
musztarda

Cebulę i ogórka pokroić, dodać tuńczyk, pieprz, majonez i musztardę. Dobrze wymieszć.

Śnieżuś mój mały białasek z dzikusków całkiem się oswoił. Wczoraj spał kilka razy u mnie na kolanach. Często się łasi i przychodzi na mizianki. Bardzo lubi być głaskany. Przestał sie bać, gdy biorę go na ręce. Zauważyłam też, że jest o mnie tak jakby zazdrosny, bo gdy wołam innego kota przychodzi, żeby go pogłaskać. Tylko jeszcze Krzyśka się boi. Nie wiem czemu. Czarnusia natomiast jest straszona przez Rozę i trochę przez to zdziczała, a Suzi pozwoli się złapać tylko przy jedzeniu. Nie drapie już jednak i nie gryzie tak jak to dawniej bywało. W tym roku kocięta skończą 3 lata. Pierwszy post w tym blogu był właśne o nich. Szybko zleciało...

A na koniec wiersz, który napisałam na Walentynki

Dziś i jutro

jeszcze dziś
opowiem ci sen
o spełnionej miłości
dotknę włosów
posmakuję ust
wciąż pachniesz wiosną

ile tych wspólnych poranków
ile dni i nocy

pamiętasz ten dzień
gdy po raz pierwszy
wykrzyczałam twoje imię
a ten
gdy deszcz bębnił
po naszych ciałach
a słowik kląskał w zaroślach

spójrz
para łabędzi płynie ku słońcu
nie dbając o jutro
nie lękając się cienia

daj się ponieść marzeniom
podaj dłoń przyszłości
otul następne lata
ciepłym welonem słów

Miłej niedzieli...

piątek, 13 lutego 2015

Plany ogrodowe, wysiew, suknia na wesele i diety...


U mnie odwilż, a ja powoli przygotowuję się do wiosny. Kwitną już podobno przebiśniegi. Zaczynam planować zasiewy. Po niedzieli jadę po nasiona. Chcę kupić sałatę, seler, por i może kalarepę oraz floksy drumonda. Niedługo je posieję w doniczkach. Później jeszcze wysieje ogórki, kabaczki i dynie w tym ozdobną. Zastanawiam się nad wysiewem ziół. Termin nadchodzi. Wczoraj przyniosłam do domu gałązki forsycji i wiśni. Przycięłam też fuksję i pelargonię, które zimowały w domu. Ptaki czują już wiosnę choć teraz trzeba je intensywniej dokarmiać, ponieważ zapasy oferowane przez przyrodę już się kończą. U mnie sporo ziarna i skórek od słoniny schodzi. Przylatują sporymi stadami. Zima była lekka to dużo ich przetrwało.
Sukienka na wesele przyszła i jest dobra. Nawet nieźle wyglądam. Zauważyłam to co oznacza, że pozostały mi jeszcze resztki próżności... Cieszy mnie to, bo się martwiłam, że coś z moją kobiecością nie tak. Teraz tylko kosmetyki jakieś do makijażu muszę kupić i sztuczne paznokcie. Chyba też jednak tym razem ufarbuję włosy szamponem. Problem z weselem będzie, bo ślub o 12, a przyjęcie o 17. Trzeba będzie jeździć dwa razy. Zbankrutuję na taksówki...


Od wtorku jestem z powrotem na diecie Dukana. Chudnę i jestem dobrej myśli. Sądzę, że pobędę na diecie do maja, a później stabilizacja i miesiąć diety WO Dąbrowskiej. Takie oczyszczanie jest zdrowe i wręcz leczy. Zobaczymy...

Zmykam  do ćwiczeń. Tym razem joga. Później medytacja i robienie kolczyków, bo właśnie mi perełki przyszły...

środa, 11 lutego 2015

Odwilż, fotki ze spaceru, ćwiczenia i problemy Megusi...


Od wczoraj odwilż. Kapie z dachu jak w marcu. Śnieg znika błyskawicznie. Jest ciepło, ale nie ma słońca. Zrobiło się szaro i ponuro. A jeszcze kilka dni temu świeciło słońce i padał śnieg. Wybrałam się na spacer, żeby pocieszyć się trochę śweżym śniegiem i bajkowym krajobrazem. Zrobiłam trochę zdjęć. Było tak pięknie. Gałązki drzew i krzewów, obsypane bielą wdzięcznie się zwieszały, a samochody nie zdołały rozjeździć śniegu na ulicy. Okolica wyglądała jak wieś. Kocham taką zimę - białą i z lekkim mrozem.










Od wczoraj znowu jestem na Dukanie, a od kilku dni  zaczęłam się ruszać. Ćwiczę po15 minut co dzień lub co drugi. Ćwiczenia są proste i nieforsowne, bo muszę na siebie uważać ze względu na skoki ciśnienia. Pedałuję też na rowerku stacjonarnym. Kondycję mam fatalną, ale i tak lepszą niż myślałam, że mam. Na razie jestem zadowolona, choć ćwiczę bez enuzjazmu. Znalazłam fajne ćwiczenia na You tube. Filmów jest kilka i powoli się uczę jak ćwczenia prawidłowo wykonywać. Myślę też o jodze. Kiedyś ją trochę ćwiczyłam. Miałam książkę, ale niestety koty szelmy mi pogryzły. Chyba będę musiała kupić nową. No chyba, że znajdę filmy na You tube... Interesuje mnie też pilates, ale to trudne ćwiczenia dla mnie. Nie potrafię utrzymać równowagi...





                                    



Megusia chyba znowu ma zapalenie dziąseł. Po zabiegu zostało jej 8 ząbków i dziąsła były wyleczone. Niestety infekcja wróciła. Już nie ma dla niej leków. Wszystkie brała. Pomagają na krótko i wszystko zaczyna się od nowa. Już nie wiem co robić. Weterynarz leków dla ludzi mi przepisać nie chce, a koteczka chyba cierpi, bo języczek czasem na wierzchu trzyma. Do innego weterynarza nie mam jak dotrzeć bez samochodu. No i gwarancji nie mam, że leki przepisze. Mam problem...

poniedziałek, 9 lutego 2015

Wesele, kolczyki, fryzura, lek homeopatyczny i Ona na kolanach...


Wesele mi się zbliża. Powoli szukuję wszystko. Ostatnio zamówiłam sobie elementy do zrobiena kolczyków. Kolczyki będą z białych perełek i masy perłowej. Będą dość długie i wiszące. Niestety nie udało mi się kupić perełek naturalnych rzecznych i kolczyki zrobię ze sztucznych...Trudno. Do kompletu mam korale. Ostatnio też podcięłam sobie sama włosy. Tak, że teraz pójdę już tylko do fryzjera wyrównać. Szalałam też z lokówką i chyba fryzurę na wesele już wybrałam. Nie jest idealna, ale jest za to łatwa do zrobienia. To dla mnie ważne, bo do fryzjera uczesać się przecież nie pojadę.



Od niedawana biorę lek homeopatyczny na odchudzanie. Lek jest wskazany dla tych co mają problem z tarczycą, a ja podejrzewałam u siebie lekką niedoczynność. Nie wiem czy to on zadziałał czy coś innego, ale fakt jest faktem, że od kilku dni przestało mi być tak dotkliwe zimno. Ulżyło mi, bo już nie wiedziałam czym mam się ogrzewać. Nie jestem już też tak senna po południu. No i chudnę cały czas.
Ostatnio stał sie cud, bo Ona zaczęła wreszcie wchodzić na kolana. Leży też na kanapie razem ze mną. Wcześniej było to nie do pomyślenia. Bała się i leżała tylko wtedy, gdy mnie nie było w pokoju. Teraz śpi również na krześle. Przypuszczam, że w poprzednim domu pozwolono jej leżeć tylko na podłodze. Mniej też je i nie krzyczy już ciągle o jedzenie. Półtora roku to trwało, żeby nabrała zaufania. Musieli ją poprzedni właściciele krzywdzić. Pojęcia nie mam dlaczego. To bardzo sympatyczna koteczka jest...W tym wypadku wyrzucenie kota wyszło mu na dobre...

sobota, 7 lutego 2015

Odśnieżanie, masażery i farszynki..


Luty podkuj buty
Kiedy w lutym rosa pada nowe mrozy zapowiada
Gdy mróz w lutym mocno trzyma wtedy już niedługa zima
Kiedy luty schodzi człek po wodzie chodzi.
Luty zima trzyma. Oby to była zapowiedź wczesnej wiosny. Dziś cały dzień świeciło słońce. Mrozu nie było, ale w nocy ma chwycić na tyle solidny, że trzeba będzie rozpalić w piecokuchni. W piątek trochę odśnieżałam i dziś nie bardzo mogę się ruszać. Odśnieżania jest sporo, bo dom długi na ponad 20 m i jeszcze wjazd i podwórko spore. Odśnieżyć trzeba było, gdyż do mamy miał przyjechać węgiel. Nie lubię tego robić i zazwyczaj robi to Krzysiek. Ostatnio nie mógł, ponieważ musiał narąbać drzewa. Spadło więc na mnie.
Myślę o tym, żeby pomóc mojemu biednemu kręgosłupowi i wymyśliłam masaż, a raczej masażer. Nie wiem tylko czy zakup się opłaci, bo nie znam nikogo kto by takowe urządzenie posiadał i kto by chwalił. Sprzęt trochę kosztuje jak na moje dochody i nie chciałabym utopić pieniędzy. Z drugiej strony masaż na gorącym łóżku mi pomaga i nawet rwa mi przechodzi. Sprzęt ma dobre opinie, albo jest tylko dobrze reklamowany. Nie da się tego przewidzieć.



Napewno za to sobie sprawię masażer do stóp. Ma go moja znajoma i bardzo sobie chwali. Stopy są ważne i znajdują się na nich receptory. Nie od dziś wiadomo, że refleksologia pomaga na wiele przypadłości. Tak więc odprężenie stóp koi i wręcz leczy. Od zawsze moczenie stóp w pachnącej wodzie czy soli bardzo dobrze na mnie wpływało. Lubię też sobie stopy wymasować i naoleić.



Nadal jestem na diecie. Krzysiek też chce parę kilo zrzucić. Dziś na obiad miał farszynki z papryką. Ja zjadłam zupkę Allevo i odrobinę tuńczyka.

Farszynki

10 dkg mięsa mielonego
łyżka bułki tartej
pół niewielkiej papryki
kawałek cebuli
jajko
sól
pieprz
przyprawa do mięsa 
cząber
tymianek
czosnek

Mięso wymieszać z przyprawami, bułką i jajkiem nadziewać podduszoną papryką i cebulą. Piec najlepiej w piekarniku w 200 stopniach, bo wtedy nie chłonie tłuszczu. Można na patelni...

czwartek, 5 lutego 2015

Zimne noce, dieta, ciuchy do wymiany i szarlotka...


Śniegu napadało i nadal leży. Jest też lekki mrozik. Ja notorycznie marznę w nocy. Dziś spałam pod kołdrą i kocem. Wcale za gorąco mi nie było, a śpię w grubej piżamie i w skarpetkach. Jak tak dalej pójdzie to trzeba będzie wyciągnąć pierzynę. Coś strasznie mało odporna jestem ostatnio. Albo to tarczyca, albo dieta albo się po prostu starzeję. Krzyśkowi oczywiście ciepło. Sprawy rozwiązać się nie da, bo nawet gdybym paliła w piecokuchni to i tak w nocy temperatura w sypialni spadnie do około 10 stopni. Planuję ocieplić ściany, ale czy to coś da? Teraz są grube na 50 cm i i tak wszystko ciepło ucieka. Chyba mi już ten surwiwal do końca jest pisany. Kiedyś, gdy palone było w centralnym w piwnicy było jeszcze gorzej, bo wieczorem upał, a rano ziąb.
Od dwóch dni się znowu odchudzam, bo już jest po pełni i idzie łatwiej. Ciało chudnie, pozbywa się wody i toksyn. To naturalne. Zamówiłam tabletki na odwodnienie i na odchudzanie tabletki Klimuszki. Zobaczymy co to da. Kiedyś po ziołach Klimuszki, ale takich do parzenia schudłam 5 kg. Teraz nie mam gdzie parzyć, bo na maszynce niewygodnie, a w piecokuchni  nie palę. Termosu też nie mam.
Schudłam i teraz wszystkie ciuchy mam w zasadzie do wymiany, bo są za luźne. Od kilku dni buszuję po intenecie w poszukiwaniu swetrów, spodni i tunik. Znalazłam trochę ciuchów używanych i nowych i teraz stopniowo będę kupować. Wczoraj kupiłam tunikę, narzutkę, getry i sweterek koronkowy. Dziś kupię następne, a w przyszłym tygodniu zamówię ciuchy na wesele. Jak mus to mus...




A na koniec szarlotka sypana. Dziś moje imieniny to coś trzeba było mimo diety upiec...

Szklanka mąki
szklanka cukru
szklanka manny
2 łyżeczki proszku do pieczenia
6 jabłek
cynamon
goździki
wanilia
3/4 kostko margaryny

Suche składniki wymieszać. Jabłka zetrzeć. Przygotować tortownicę jak zawsze. Suche składniki podzielić na 3 części. Jedną wysypać, przykryć połową jabłek. Następnie porcja suchego i reszta jabłek. Na wierzch dać resztę suchego i rozdrobnioną margarynę. Piec 60 minut w 180 stopniach.

Ostatni obrazek - pastele olejne...Muszę kupić trochę pasteli olejnych na sztuki, bo zieleni mi brak. Takich naturalnych...





poniedziałek, 2 lutego 2015

Matki Boskiej Gromniczej, Imbolc, pożegnanie choinki i koty niejadki...


Dziś Matki Boskiej Gromnicznej. Wczoraj był Imbloc, pierwszy sabat w tym roku. Tym samym świętuję drugi dzień. Wczoraj spaliłam problemy i okadziłam ziołami listę marzeń. Dziś obeszłam z poświęconą świecą całe mieszkanie. W kościele nie byłam, bo to by oznaczało wyjazd. Kościół mam 4 km od domu i bardzo rzadko w nim bywam. Jutro już zwykły dzień. Spędzę go w domu. Na tym co lubię.
Wczoraj Krzysiek rozebrał choinkę. Było mi jej bardzo żal. Tyle lat rosła i dla mojego kaprysu straciła życie. Już nigdy więcej żywej choinki nie kupię. No chyba, że taka w doniczce. Tradycją tradycją i piękny zapach w pokoju, ale nie takim kosztem. Będą gałązki i to dla zapachu wystarczy. Nie będę mordercą. Za nic...
Mam problem z niektórymi kotami, bo nie chcą jeść mięsa z puszek. Nie je Czarnusia, ale ona bardzo mało je. Jest drobniutka i nie wiem czy 2 kg waży. Nie je też Lwica. Ona nigdy nie jadła. Ostatnio przestał jeść też Śnieżek. W jego przypadku istnieje ryzyko, że zachoruje na pęcherz jak Józek i Morus. Często kocury po kastracji jadające tylko zwykły, suchy pokarm chorują. Śnieżek wyrósł na bardzo fajnego kota. Jest łagodny, raczej spokojny, przychodzi też do mnie na pieszczoty. Tylko Krzyśka się nie wiadomo czemu boi.
Dziś szukam w internecie ciuchów, ale na razie sza...

Ostatni wiersz i ostatni malunek...

Dlaczego

strząsam z powiek
sen o tobie
dotykam marzeń
liczę dni
od ostatniego dotyku

jak to jest
że nie pamiętam już
tamtego lata
a pamiętam dłonie
ich ciepło i miękkość

dlaczego wtedy
nie potrafiliśmy wybaczyć
czemu wciąż boli
krzyk i cisza po nim

dlaczego nie potrafię zapomnieć