Codzienność

Codzienność

sobota, 17 listopada 2012

Kocięta,decoupage i wiersz

                Dzisiaj od rana jestem jakaś tak senna i do niczego. Nic mi się nie chciało robić. Wstałam późno, szybko zrobiłam obiad dla nas i dla zwierząt, napaliłam w piecu i położyłam się spać na prawie dwie godziny. Spałam twardo z masą snów jakiś takich niespokojnych. Wstałam obolała, bo z powodu kotów porozkładanych na kanapie spałam zwinięta, i raczej w kiepskim nastroju. Po południu trochę ożyłam ale nie na tyle by zabrać się za pisanie książki z przysłowiami. A niedługo powinnam już oddać ją do wydawnictwa przepisaną i gotową. A tu klops. Będę musiała przysiąść w przyszłym tygodniu żeby zdążyć. Zabrałam się za to za decoupage. Odnowiłam dwie stare,zardzewiałe puszki . Będą na kawę i herbatę. Wyszły nie najgorzej.
Zaczynam nabierać odwagi. Mam nadzieję nabrać wprawy  bo w kuchni mam sporo przedmiotów do zdobienia.







                           A co do kotów to tak sobie myślę, że kocięta zostaną . Mąż o dziwo się zgadza. Wprawdzie 13 kotów to dużo ale jeszcze nie tragedia. Mam znajome co mają po 30 albo i więcej. I żyją. Kocięta nie są wprawdzie przymilne, nie przychodzą na pieszczoty a nawet bronią się przed dotykiem ale i tak mi ich szkoda wydawać. Mają już 5 miesięcy. Przyzwyczaiły się już i do domu i do stada i do psa. Nabrały złych nawyków bo i na stole im pozwalam siedzieć i w pościeli. I jak je tu teraz wydać. Nie chcę ich skazywać na nieznany los , może na cierpienie. A mnie miejsca nie wysiedzą. Będę tylko musiała pośpieszyć się z kastracją, żebym zdążyła przed mrozami.


     Późnym popołudniem napisałam wiersz. Coś ostatnio sporo wierszy piszę nie tylko haiku. Tak, że książka pisze się sama. To by była trzecia.

     Listopad
               
Z zamkniętymi powiekami
zaglądam do książki
ze snu utkanej
na listopad
o mglistych porankach
i dniach tak różniących się od siebie
jak dzień od nocy

słonecznych niczym październikowe
gdy złoto i brązy
przetykane czerwienią
migocą w pełnej krasie

pochmurnych i deszczowych
gdy szare niebo
wącha ostatnie kwiaty
o załzawionych drżących płatkach

mroźnych
z pierwszymi płatkami śniegu
tulącymi do snu
drzewa i krzewy
o nagich gałęziach

                

7 komentarzy:

  1. Miałam 10 kotów w pewnym momencie. Nigdy żaden nie był kastrowany. Natura poradziła sobie sama - po mrozach został nam jeden kocurek i już się nie martwimy, kto się kociętami zaopiekuje. Zostały ciepłe wspomnienia. Ja też widzę w kuchni kilka rzeczy do "poprawki", ale narazie brakuje czasu i zdrowia. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiast natury, to może należało po prostu nie dopuścić do mnożenia ?
      Mamy chyba 21 wiek ...

      Usuń
  2. ja kotów nie rozmnażam to dzikuski które porzuciła matka u mnie na podwórku...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam i sprawdzam jeszcze raz z niedowierzaniem.Spora kocia rodzinnka,koszt utrzymania też chyba spory.Może znajdziesz domek taki ciepły i przyjazny.
    Wiersz piękny.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudne te kotki, a wiersze piękne, czytałam na drugim blogu, będę zaglądała do Ciebie, bo miło i energetycznie u Ciebie. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się a kocięta faktycznie śliczne tylko niestety za pieszczotami nie przepadają szczególnie ta koteczka czarno biała się broni

      Usuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam