Codzienność

Codzienność

piątek, 25 października 2013

Miasto kolczyki, bezdomny kot i psi przyjaciele...

Wczoraj dostąpiłam wątpliwego zaszczytu przebywania przez kilka godzin w centrum miasta i jak zwykle wróciłam kompletnie padnięta psychicznie. Ten hałas i pośpiech mnie rozkłada za każdym razem i bronię się przed wyjazdami jak tylko mogę a jeśli już wyjeżdżam to załatwiam hurtowo po kilka spraw w tempie iście sprinterskim i szybciutko wracam do domciu na moją ukochaną kanapę. I tak jest zawsze od lat. Zupełnie nie rozumiem jak ludzie mogą w mieście żyć i pozostać przy zdrowych zmysłach. Ja w takim tempie i ruchu wytrzymałabym góra tydzień i wylądowała w miejscu bez klamek. I to pewnie na dłużej. Miasto, szczególnie to duże i gwarne, nie ma dla mnie żadnego uroku. Czasem wprawdzie zdarzają się małe urokliwe miasteczka i w nich jestem w stanie wyobrazić sobie życie ale tak ich mało. Nie lubię też miejscowości turystycznych i im bardziej znany i tłumnie odwiedzany kurort tym ja się od niego dalej trzymam. Nie jeżdżę np.do Zakopanego choć mam tam bardzo dobrych znajomych i byłam wielokrotnie zapraszana. Kiedyś jeździłam gdy Zakopane było bardziej klimatyczne, jakieś takie swojskie, zwłaszcza obrzeża. A teraz to tylko beton i nieprzebrane tłumy, wszędzie.
Wczoraj wróciłam dodatkowo niezadowolona bo wybrałam się do antykwariatu i już go nie zastałam bo został skasowany a na dodatek i księgarnia, do niedawna dobrze zaopatrzona, została zmniejszona o połowę a  półka z książkami z ezoteryką została zredukowana do kilku marnych pozycji...Zgroza i do czego ten świat zdąża...
I następna przyjemność brak herbatek ziołowych w aptekach a przecież są skuteczne i naprawdę leczą a nie tylko tłumią objawy jak większość leków chemicznych. Chciałam kupić mieszankę na artretyzm i problemy z narządami ruchu i żadnej nie było nawet tej popularnej z Herbapolu, że o ziołach ojcach Sroki nie wspomnę. No i musiałam iść do sklepu zielarskiego a to daleko...Kupiłam sobie przy okazji miód i teraz cieszę się pyszną kawą z miodem i cynamonem...

Dzisiaj od wczesnego przedpołudnia próbowałam złapać bezdomnego kota, który pojawił się kilka dni temu i już nie ma siły chodzić bo pewnie nic od tego czasu nie jadł. Kot jest młody albo po prostu wynędzniały bo wygląda na pół roku. I jego los jest już raczej przesądzony i pomóc mu nie można bo panicznie boi się ludzi i ucieka gdy tylko w zasięgu wzroku człowieka zobaczy. Musiał być kiedyś czyjś bo reaguje na wołanie, zatrzymuje się na chwilę i po chwili umyka w panice. Teraz koczuje w krzakach przy drodze a co będzie w zimie? Ale czy do zimy przeżyje, gdy nie zaufa, bo karmicieli u nas nie ma ani stodół a na podwórkach są psy...
Moja nowa koteczka już się trochę oswoiła i nawet zaczęła wychodzić z kuchni, gdzie ją umieściłam, do pokoju dziennego i to w tym czasie gdy w pokoju jest pies i koty. Wprawdzie warczy i fuczy ale będzie dobrze...Jest trochę problemu z jedzeniem bo nie przepada za suchym jedzeniem ani za mięsem z ryżem. Je kartofle, zupy i kluski bo pewnie tak była karmiona...




Na obiad była dziś zupa wiejska czyli kartoflanka z dodatkiem makaronu, warzyw i grzybów. Bardzo tą zupę lubię i czasem robię, zwłaszcza wtedy gdy chcę wykończyć resztki z lodówki. Przepis jest, że się tak wyrażę elastyczny bo wrzucam do niej co w danym momencie mam i to się też tyczy ziół, które oczywiście do zupy dodaję. Czasem zamiast makaronu dodaję kaszy manny. Na kolację ma być sałatka z buraków i ziemniaków. Zobaczymy co wyjdzie bo robię ją po raz pierwszy....

Ostatnio robię sporo biżuterii. Na razie głównie kolczyków, choć wczoraj zrobiłam tez bransoletkę do zegarka z rzemyka i koralików drewnianych. Jak dla mnie wyszła super choć wolałabym użyć do niej bardziej szlachetnych kruszców typu mosiądz, brąz czy srebro... Pomyślę chyba o zakupach ale może dopiero za jakiś czas bo muszę wykorzystać te surowce co mam no i nabrać wprawy...
Kusi mnie też malowanie a uwiecznienie na obrazie irysów i nagietków wręcz prześladuje. Podobnie jak obraz abstrakcyjny wykonany między innymi w technice częściowo lanej na dużym podobraziu.
Czeka też decoupage i dużooo szycia no i oczywiście dzierganki....







A na koniec wydarzenie na facebooku dwóch psiaków- przyjaciół, które szukają koniecznie wspólnego domu przed zimą...Może...




https://www.facebook.com/events/443185812458059/?ref_newsfeed_story_type=regular

Dobrej nocy...

12 komentarzy:

  1. Agatko, Twoj nowy nabytek to wypisz-wymaluj nasza Miecka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koteczka jest fajna z tym, że ni pozwoli się brać na kolana ani na ręce pewnie trauma....

      Usuń
  2. Wyjazd do miasta może spowodować ból głowy ale ludzie którzy tam mieszkają nie wyobrażają sobie innego sposobu na życie.Mieszczuchy bardzo się dziwią jak ja mogę żyć w takiej głuszy , no cóż jest to kwestia wyboru.Życie nie jest łatwe w takim miejscu bo tylko można liczyć na siebie ale w zamian daje tyle spokoju i przyjemności obcowania z przyrodą.Koteczka super i z czasem pozwoli się brać na ręce oraz przytulać.Bardziej mnie martwi koteczek w krzakach ale wierzę , że znajdziesz sposób na udzielenie mu pomocy..Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mieszkam na peryferiach miasta i też zbyt cicho nie jest, ruchliwa droga obok okien i często mnie to męczy ale to nie centrum miasta jednak....Marzę o domu na uboczu...

      Usuń
  3. Cudowne są Twoje kolczyki. Nie wiem, jak to się robi. Może spróbuję. Ja też nie mogę chodzić do centrum, do galerii, do marketów. Za lubię targi, pchle targi i takie tam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pchle targi mają klimat i też czasem chodzę i z przyjemnością,, poluję"...

      Usuń
  4. Czasami z dzikusami jest naprawdę duży problem. My - łapiąc takie dzikusy najpierw przez dłuższy czas przyzwyczajamy je, ze dostają jedzenie - zawsze w tym samym miejscu, mniej więcej o tej samej porze. Po jakimś czasie przyzwyczajamy, że podczas jedzenia stoi o bok człowiek z rozpostartą szmatą ( np. kocem ). A potem człowiek rzuca się szczupakiem na kota z tym kocem. Tak złapaliśmy Tośkę i Rycha ( i sporo innych kotów ) przy czym po łapaniu Ryśka miałam założonych parę szwów na przedramionach... A miasto mnie tez już męczy, chociaż od czasu do czasu lubię wyskoczyć do Trójmiasta, czy Warszawy:-)))
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyzwyczaić go do jedzenia nie można bo z tego co wiem on się przemieszcza i nie wraca w poprzednie miejsce gdy się wystraszy a do jedzenia nie podchodzi. Ja mam nawet klatkę łapkę...Dziś widziałam go dobre 50 m dalej...

      Usuń
  5. Ciekawa jestem tej sałatki z buraków i ziemniaków. Pewnie jest różowa? No i na bank smaczna. czekam na szczegóły:-).

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja się muszę pochwalić dziś około 20.30 udało mi się z sąsiadką (załatwiła klatkę łapkę) złapać jednego z naszych młodziaków osiedlowych (ok 5 mies) teraz spi,w pokoju przeznaczonym na kwarantannę,bardzo się bał,chociaż znał mnie i ją bo od dawna je dokarmiamy,nawet nie wiem czy to chłopczyk czy dziewczynka,jutro ponowna akcja żeby capnąć jego rodzeństwo,mam nadzieję że się oswoją i że mój staruszek ich zaakceptuje,no i żeby byli zdrowi,trzeba będzie wezwać weta do domu bo o zabraniu ich do lecznicy na razie nie ma mowy.pozdrawiam Anais.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja lubię takie wiadomości i to gdy do zimy coraz bliżej. Oswoją się i będzie dobrze a biedaki mają szansę na szczęśliwe życie i co ważne bezpieczne...

      Usuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam