Codzienność

Codzienność

sobota, 4 października 2014

Opowiadanie na podstawie życia...

Spokojny dzień bez wrażeń i kłopotów. Miałam czas i na leniuchowanie i na grzanie się przy piecu i na napisanie kolejnego opowiadania. Opowiadanie powstało na podstawie historii z mojego życia. Tak właśnie poznaliśmy się z Krzyśkiem 10 lat temu, takie miałam dylematy i takie problemy wcześniej. Nie wszystko jest identyczne, bo to w końcu opowiadanie, a nie biografia...

Spotkanie miłości.


Ewa i Marek znali się dopiero od dwóch miesięcy i już zdecydowali, że zamieszkają razem. Ewa jako, że dysponowała własnym mieszkaniem zaprosiła Marka do siebie. Wszyscy znajomi i krewni jej to odradzali, bo która rozsądna, dojrzała kobieta zaprosiłaby dopiero co poznanego faceta. Nie była rozsądną kobietą tzn. była, ale w tym przypadku postanowiła postąpić inaczej. Po swojemu. Tak jak czuła. Jak jej podpowiadało serce i intuicja.

- Oszalałaś! Przecież ty go wcale nie znasz - krzyknęła Krystyna.
- E tam nie znam. To poznam, będę miała czas, przecież przyjedzie i zostanie na kilka tygodni. Zresztą już zdecydowałam - odparła Ewa.
- Widzieliście się dopiero raz - nie dawała za wygraną Krystyna.
- No i co z tego przecież rozmawialiśmy przez telefon godzinami - mruknęła Ewa.
- Może być jakimś zboczeńcem, albo psychopatom - dorzuciła moja siostra Anna.
- To normalny, zwyczajny facet - broniła się Ewa. Wydaje się być rozsądny, stateczny i uczciwy. No i zaiskrzyło między nami od razu. Czuję jakbyśmy się znali od lat.
- Właśnie wydaje się - naciskała Krystyna.
- Dajcie wreszcie spokój. Nie wycofam się. Zdania nie zmienię, a przyjeżdża jutro - zamknęła dyskusję Ewa.

Poznali się przez ogłoszenie w czasopiśmie. Ewa miała już dość samotności i szukała partnera. Księcia z bajki jak lubiła mawiać jej siostra. Tym razem była zdecydowana. Ewentualny wybranek  miał być w miarę przystojny, wolny, odpowiedzialny, opiekuńczy, nierozrywkowy i co ważne miał być zdecydowany na stały związek, bo przygody były wykluczone. Nie miała wielkich nadziei, że kogoś znajdzie, ale ogłoszenie zamieściła. Po raz kolejny. Czemu więc to zrobiła? Sama nie wiedziała. Może posłuchała tego cichutkiego głosika gdzieś wewnątrz siebie, który ją do tego namawiał? Może zaufała gwiazdom wszak horoskop, który sobie zrobiła obiecywał miłość, taką na zawsze. Może była już tak zdeterminowana, że chwytała się ostatniej nitki nadziei. A zdeterminowana była naprawdę. Ciężko jej się żyło w samotności - pusty dom i cisza aż dzwoniąca w uszach, samotne wieczory i noce. Sama była od piętnaście lat kiedy to z hukiem zakończył się jej związek, mający być tym na całe życie. Małżeństwo trwało dwa lata. Aż dwa lata awantur, kłamstw i wzajemnych pretensji. Rozstania i powroty. Wielka namiętność z której nic nie wynikło. Nie musiała być sama, ale była. Jakoś tak wyszło, że przez te lata nie miała szczęścia poznać nikogo odpowiedniego. Zresztą gdzie miała poznać, u siebie w domu. Przecież żyła prawie jak pustelnica - nigdzie prawie nie wychodziła i nawet pracowała w domu. Co z tego, że podobała się mężczyznom, skoro ci nieliczni, których poznała nie myśleli o niej poważnie. Nie chcieli wspólnego domu, nie myśleli o wspólnej przyszłości. Oferowali co najwyżej spotkania i to raczej ukradkowe jakby na nic lepszego nie zasługiwała. Jakby parę chwil miało ją uszczęśliwić i dać siłę na samotne borykanie się z życiem.


W tym dniu Ewa wstała wcześnie. Ogarnęła mieszkanie, rozpaliła w kominku, ponieważ wrzesień tego roku był chłodny. Później wybrała się na zakupy, bo nie chciała, żeby zastał pustą lodówkę. No a poza tym planowała przygotować pyszną kolację. Jeszcze później narwała astrów, marcinków i gałęzi. Całej masy gałęzi otulonych liśćmi w  ciepłych, rdzawych barwach. Chciała przyozdobić dla niego dom, uwić gniazdko. Chciała stworzyć przyjemną atmosferę, by poczuł się dobrze i swojsko. Później już tylko czekała. Kilka godzin śledziła wskazówki zegarka. Czas biegł wolno, bardzo wolno. Próbowała się czymś zająć, ale wszystko jej leciało z rąk. Próbowała czytać, ale nie potrafiła się skoncentrować. W końcu tuż po dziewiętnastej usłyszała pukanie do drzwi. Po chwili już spojrzała w uśmiechnięte oczy i utonęła w ramionach Marka. Poczuła się bezpieczna i taka szczęśliwa. Wreszcie.

Pogoda kiepska - zimno i mokro, a truskawki czekają na wyplewienie i ostanie okna na umycie. No cóż...

4 komentarze:

  1. Witaj!
    Niezwykle ciepła i podnosząca na duchu historia. Z pewnością niewiele kobiet zdecydowałoby się na taki krok, który podjęła Ewa. Kierowała ją samotność i pewnego rodzaju determinacja. Jednak, kiedy jest się pewnym, kiedy się wie i czuje, że to "ta", "właściwa" osoba, można, a nawet trzeba zaryzykować, bo przecież chodzi tu nie tylko o tak piękne uczucie jakim jest miłość..

    Zapraszam również do nas. Można znaleźć tam coś dla siebie.
    http://from-my-sleeve.blogspot.com/

    Dużo weny życzę i pozdrawiam,
    Rita.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak poznałam mojego Krzyśka. Jesteśmy razem 10 lat w tym kilka la po ślubie. Jest różnie, ale nie żałuję...

      Usuń
  2. Bardzo życiowe opowiadanie, fajnie napisane :) pozdrawiam ciepło ;)
    http://niekoniecznie-perfekcyjnej-dolcevita.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam