Codzienność

Codzienność

wtorek, 14 października 2014

Zmęczenie, tęsknota za samotnością, książki i opowiadanie...

Potrzebuję odpoczynku. Wczoraj byłam w mieście i jeszcze dziś czuję się zmęczona. Coś ze mną nie tak, albo po prostu narzuciłam sobie zbyt duże tempo. Czas odpocząć - zwrócić się do wnętrza. Powinnam więcej czasu poświęcić na medytacje. Przyda mi się też więcej snu szczególnie powinnam znależć czas na drzemki w dzień. W końcu nie pracuję na etacie i mogę sobie czas pracy regulować. Z drugiej strony może to nie praca jako taka mnie męczy tylko działalność na forum zewnętrznym - rozmowy, kontakty z ludźmi, hałas. Męczy mnie Krzysiek i jego aktywność - ciągłe mówienie i włączony telewizor. Na to pewnie nic nie poradzę i muszę po prostu przeczekać, bo jego urlop przecież się skończy. Męczy mnie mama. Ostatnio mam takie myśli, żeby uciec gdzieś na odludzie tylko z kotami, odizolować się i wreszcie odpocząć w samotności, choć kilka dni. Jednym słowem dziczeję coraz bardziej i coraz bardziej staję sie odludkiem. Koleżanki już zapomniały jak wygladam. Na plotkach byłam ostatnio chyba na początku lipca i wcale do tej aktywnośći nie tęsknię...Nie dalej jak w piątek, kobietę chętną na świecowanie uszu wysłałam do znajomej do Katowic. Tego typu zachowania zdarzają się, gdy saturn schodzi pod ascendent. Potrwa o jeszcze jakiś czas, bo saturn za szybko się nie przemieszcza...
Wczoraj buszowałam w internecie w poszukiwaniu książek i co nieco znalazłam. Teraz tylko pieniądze muszę zdobyć i zacznę je zamawiać. Jest tylko mały problem, bo nie ma już gdzie książek chować. Wszystkie półki i regały są zajęte, a na nową bibliotekę pieniędzy brak, bo wymarzyłam sobie coś w starym stylu. Chyba po prostu zacznę je układać w stosach na stole jak tak dalej pójdzie ylko co Krzysiek na to...






Pisanie mi idzie i wena nie odpuszcza. Wyobraźnia pracuje, a tematy na nowe opowiadania same się pojawiają. Narazie je zapisuję. Zauważyłam, że najchętniej piszę teksty z przygodą w tle i co dziwne romanse, z tym, że lekkie, bo do tych przesyconych seksem mnie nie ciągnie. Czy tego typu teksty znajdą czytelników? Nie wiem, bo teraz jest tendencja by wszystko było pełne dramatyzmu. Najlepiej też by krew lała się strumnieniami i sceny były pełne seksu. Ja takich tekstów raczej pisać chętnie nie będę...

Ostatnie opowiadanie...

Przeraźliwy dzwonek telefonu wybił Annę z rytmu i przerwał jej potok myśli. Miała zamiar telefon zlekceważyć i pracować dalej, ale ten ktoś był diabelnie uparty. Plewiła prawie dwie godziny i rabatka pod domem już zaczynała wyglądać całkiem całkiem. Astry i marcinki wreszcie ujrzały światło dzienne i pokazały światu całe swoje piękno. Nie chciała teraz przerywać, nie miała czasu na pogawędki. Chciała wreszcie skończyć, bo po południu zapowiadali zmianę pogody. 
- Kurczę nie przestanie dzwonić. Muszę odebrać - mruknęła pod nosem i podeszła do telefonu, zostawiając przy okazji ślady butów na podłodze.
- Halo kochanie masz czas. Musisz koniecznie wpaść do mnie na chwilę - usłyszała głos cioci Stasi.
- Nie zniosę odmowy. Mam niespodziankę dla ciebie - dodała ciocia.
- Dobrze przyjdę wieczorem - obiecała Anna.
- Nie wieczorem tylko teraz. Ogarnij się trochę i chodź - nalegała ciocia.
- No, ale teraz jestem zajęta - próbowała się bronić Anna.
- Czekam - ponagliła ciocia  odkładając słuchawkę.
Anna kochała ciocię i sporo jej zawdzięczała. To ona wspierała ją po śmierci rodziców, to jej się Anna wypłakała, gdy rozpadło się jej małżeństwo. To ona była przy niej, gdy sprzedawała mieszkanie w mieście. Wreszcie to ciocia znalazła dla niej dom w sąsiedztwie i pomogła jej się urządzić. Od trzech lat odwiedzały się niemal codziennie i wzajemnie wspierały. Jednak ostatnio ciocia stała się trochę męcząca. Ubzdurała sobie mianowicie, że musi znaleźć Annie męża, skoro Anna sama nic w tym kierunku nie robi. ,,Życie na wsi jest ciężkie. Za ciężkie dla samotnej kobiety. Nie ma sensu byś się tak męczyła" mawiała.
No faktycznie lekko nie było. Trzeba było zadbać o dom i o obejście i o sad i o ogród. Do tego Anna miała stadko kur i kilka kóz. Marzyła o zakupie owiec wrzosówek. Jesienią i zimą trzeba było palić w piecach, rąbać drewno, nosić węgiel. Czasem wieczorem była wykończona, a praca zawodowa w agencji reklamowej też zabierała jej przecież trochę czasu.,,Przydałaby się druga para rąk. Łatwiej by było to wszystko ogarnąć" myślała czasem Anna.
Jak ciocia postanowiła tak też zrobiła. Wkrótce zaczęła jej przedstawiać młodych, samotnych mężczyzn. Kandydatów było kilku. Najlepiej zapamiętała dwóch ostatnich. Pierwszy grafik z Warszawy, marzący o przeprowadzeniu się na wieś był nawet interesujący. Nie przeszkadzały mu kury, ani kozy. Z przejęciem słuchał o hodowli owiec i ekologicznych warzywach. Po dwóch spotkaniach zaprosiła go do domu, upiekła ciasto. Dotarł pół godziny wcześniej i zastał ją w gumiakach i rozciągniętym dresie. Minę miał nietęgą, wszedł na podwórko i w tym momencie zza domu wyszła jej ulubiona koza Mela. Jeszcze dziś pamięta jego przerażone oczy i pisk opon pospisznie ruszającego samochodu. Więcej się nie odezwał. Następny był Ryszard syn właściciela pubu z pobliskiego miasteczka. Zaprosił ją do najdroższej restauracji w pobliskim dużym mieście. Zgodziła się choć nie cierpiała miasta, a snobistycznych lokali szczególnie. Przez godzinę opowiadał jej o wypożyczalni samochodów, którą otworzył dla niego ojciec. Nie odrywał przy tym wzroku od jej dekoltu. Tym razem uciekła ona.

- Oby tylko nie następny pretendent - mruknęła do siebie Anna, szorując dłonie. 
Przyczesała włosy, zmieniła buty i wyszła na ulicę zamykając furtkę.
Do ciotki dotarła za chwilę. Na podwórku zastała stertę drewna i dwóch mężczyzn znoszących je do drewutni. Ciotka już na Annę czekała.
- Chodź szybko skarbie. Przedstawię ci kogoś. Opowiadałam mu o tobie. To młodszy brat naszego leśniczego. Będzie weterynarzem w gminie. Wasze biorytmy doskonale pasują do siebie. W życiu nie widziałam takiej zgodności - trajkotała ciocia z przejęciem.
- O tylko nie to - jęknęła Anna w duchu.
Na ucieczkę jednak nie było czasu, bo wyższy z mężczyzn ruszył w ich kierunku. Szeroki w barach, w kraciastej koszuli flanelowej i w jeansach prezentował się nieźle, a raczej bardzo dobrze. Anna zapatrzyła się w ciemne włosy spadające niesfornymi kosmykami na czoło i kształtne dłonie. A po chwili, zafascynowana utonęła w brązowych uśmiechniętych oczach.

- Jestem Marek. Mam nadzieję, że ode mnie nie uciekniesz - rzucił na powitanie.

8 komentarzy:

  1. Będę może nieco obscesowa, ale powiem tak: ktoś lubiący seks wybierze serię "gorący romans" harleqina, ktoś lubiący czytać- Twoje opowiadanie. Ciągnij to dalej, bo czyta się bardzo przyjemnie :)
    pozdrawiam
    http://niekoniecznie-perfekcyjnej-dolcevita.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne te Twoje opowiadania, Agato :) Mnie się podobają i znajdą na pewno swoich odbiorców, czy odbiorczynie ;)
    To się trochę z tym Saturnem pomeczysz ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Agatko... książki w moim stylu ... Tę z motylem chyba mam... kojarzy mi się okładka...

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam w klubie Outsiderów ;) przecież nie wszyscy muszą się udzielać towarzysko,gorzej jeśli drażnią domownicy.ale pewnie to przejdzie,bo na życie w samotności niewielu śmiałków się decyduje ;) chociaż zwierzęta są często wyrozumialszymi towarzyszami i nie mówią za wiele. Opowiadania lekkie i przyjemne.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak zwierzęta mnie nie drażnią i nie męczą... Muszę po prostu odpocząć...

      Usuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam