Codzienność

Codzienność

niedziela, 20 września 2015

Przeczucie/opowiadanie/



Ten dzień był inny niż wszystkie. Baśka od samego rana czuła, że coś się wydarzy. Coś  bardzo złego. Niespodziewanego i tragicznego. Ufała swoim przeczuciom. W końcu miała babkę wiedźmę, a i sama czasem to i owo przewidziała.  Przeważnie złe rzeczy. Szkoda, że nie potrafię przewidzieć numerów w totolotka. Babcia też nie. Przynajmniej nasze zdolności by się na coś przydały. Mawiała. Dziś lęk ogarnął ją gdy tylko wstała z łóżka. Już w łazience podczas mycia zębów poczuła, ze włosy jej się jeżą na karku, a strach oplata niby mackami.  Niepokój dręczył ją  na tyle, że do pracy pojechała autobusem. Pozostawiając samochód w garażu. Nie będę kusić losu. Pomyślała. W pracy zachowywała się jak lunatyczka, aż koleżanka, korpulentna brunetka,  Wanda zwróciła na to uwagę.
-  Baśka obudź się wreszcie. Trzeci raz cie pytam gdzie jest ta umowa z firma z K. Zaraz idę do szefa w tej sprawie i muszę przejrzeć te papiery – krzyknęła jej tuż nad uchem. Co ty taka nie do życia dziś jesteś. Problemy masz jakieś. Wyrzuć to z siebie. Będzie ci lżej – dodała już ciszej Wanda.
-  A znowu mam przeczucie, że coś się wydarzy. Męczy mnie od rana. Pamiętasz ten dzień gdy Ewa miała wypadek. Tak samo się wtedy czułam – odpowiedziała Baśka.
-  No nie. Znowu. Jesteś po prostu nadwrażliwa. Nadwrażliwa i stuknięta.  Zaraz będą problemy i  to realne jak nie znajdziesz tych dokumentów. Szef dziś wściekły jak osa – dorzuciła Wanda. Podobno wydało się, że jego żona ma kochanka - dodała konspiracyjnym szeptem. To nie pierwszy. Jakiś młokos. Ponoć trener z klubu fitness. No, ale ty wcale mnie nie słuchasz. Najlepiej skończ to sprawozdanie i na resztę dnia weź wolne, bo i tak się do niczego dzisiaj nie nadajesz – stwierdziła.
- A wiesz, że masz rację. Zaraz się zwolnię. Nic tu dziś po mnie i tak nie mogę się skoncentrować, a dokumenty o które pytałaś są na biurku Ewy – mruknęła Baśka zamykając biurko.
Po wyjściu z pracy zrezygnowała z robienia zakupów i od razu poszła na pobliski przystanek autobusowy. Najlepiej przesiedzę cały dzień w domu. Przynajmniej ja będę bezpieczna. Pomyślała. Na przystanku tłoczył się spory tłumek pasażerów. Autobusy podjeżdżały i odjeżdżały, a jej autobus spóźniał się już od  10 minut. Smukła blondynka siedząca na ławce tuż obok, próbowała uspokoić  kapryszącego trzylatka, a dwie starsze kobiety utyskiwały na zdrowie. Jesień dopiero zaczęła złocić liście pobliskiego klonu. Dzień był pogodny – słoneczny i ciepły. Pędzącego na deskorolce nastolatka zauważyła dopiero wtedy gdy już wpadał na jezdnię. Widocznie nie zdążył wyhamować. Pisk opon nadjeżdżających samochodów i krzyki ludzi zlały się w jedno. Za sekundę nieruchome ciało leżało już na jezdni, a strzaskana deskorolka wylądowała tuż koło przystanku. Wstrząśnięta Baśka zaparzyła się w kręcące się nadal kółka. A więc stało się. Pomyślała. Już po chwili podjechało pogotowie i policja. Tłum gapiów gęstniał z minuty na minutę. Baśce zrobiło się słabo. Ostatkiem sił za pomocą łokci utorowała sobie drogę i ruszyła pieszo do domu. W końcu to tylko trzy przystanki. Jak kruche jest ludzkie życie. Zadumała się. Po powrocie do domu nalała sobie drinka. Potrzebowała tego. Gdyby miała jakieś leki na uspokojenie pewnie by wzięła. Wypiła i jeszcze rozdygotana zadzwoniła do babci.
- Wiesz babciu. Czułam, ze coś się stanie, ale najgorsze jest to , że nie mogłam temu zaradzić. Nie mogłam pomóc. Nie mogłam go powstrzymać. Nic nie mogłam zrobić. Po co mi taki dar skoro nie mogę zmienić losu? – żaliła się.
- To nie zawsze jest dar dziecinko. Czasem to przekleństwo, jarzmo trudne do udźwignięcia niestety – odpowiedziała babcia. Nie martw się tak. Szkoda dzieciaka, ale nie zamartwiaj się, bo i tak to niczego nie zmieni. Tak miało być.
Po rozmowie z babcią zdrzemnęła się. Zdawało się, że na chwilę, a minęło kilka godzin. Otworzyła oczy, gdy szarość wieczora zaczęła wypełniać każdy kąt w pokoju. W łazience zapaliła lampę na półce koło wanny i napełniła wodą wannę. Dobrze, że ten dzień już się skończył. Pomyślała jeszcze zaspana.
Pojawił się nagle. Nie wiadomo skąd. Najpierw szary cień, a po chwili czarna, potężna zamaskowana sylwetka.  Dopiero teraz przypomniała sobie o brutalnym gwałcicielu okradającym swoje ofiary, o którym rozmawiały koleżanki w pracy. Dwie kobiety ledwie przeżyły. Tak były zmasakrowane. O boże i co teraz? Ten niepokój od rana. To nie o tego chłopaka chodziło tylko o mnie. Przemknęło jej przez myśl. Co robić? Przecież mogę zginąć. W tym momencie pojawiło się przeczucie, że jeszcze może wyjść z tego cało, o ile dobrze to rozegra. Uspokojona jakby z oddali usłyszała własny głos:
- Tylko spokojnie. Dam ci wszystko co zechcesz. Tylko nie rób mi krzywdy – wymamrotała.
- Najpierw ta bransoletka, a później się rozbierz- warknął bandzior.
Chwilę  drżącymi rękami, mocowała się z zamkiem po czym  spokojnie ją zdjęła i gwałtownie  wrzuciła do wanny pełnej wody.
- To sobie weź – krzyknęła z pasją.
W tym momencie wypadki potoczyły się błyskawicznie. Wściekły bandzior uderzył ją w twarz, aż zatoczyła się na ścianę i poczuła w ustach smak krwi. Schylił się by wyłowić świecidełko z wanny, a wtedy potrącona przez nią lampa wpadła do wody. Nieludzki wrzask mężczyzny zmieszał się z odgłosem tłukącego się szkła. Światło zamigotało i zgasło. Krzyczał przez chwilę. Baśka przekroczyła znieruchomiałe ciało i poszła zadzwonić po policję. Sygnał nadjeżdżającego radiowozu zastał ją w kuchni gdy zapalała świecę. Tym razem na prawdę się stało. Przeczucie mnie nie zawiodło. Pomyślała otwierając drzwi.

1 komentarz:

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam