Codzienność

Codzienność

środa, 23 września 2015

Małżeńskie sprawy/opowiadanie/



Gabriela odkąd zamieszkali z Filipem i Kamilkiem sami nie miała na nic czasu. Gdy mieszkali u jej rodziców to mama gotowała, sprzątała i zajmowała się Kamilem. W końcu była na emeryturze. Pomagał jej tata. Nigdy od Gabrieli niczego nie wymagali i wypieszczona jedynaczka miała czas tylko dla siebie. Do tego grosza nie szczędzili. Po pracy spotykała się z koleżankami, przesiadywała u kosmetyczki i często robiła rundkę po sklepach. Była zadowolona i niczego jej nie brakowało do szczęścia. To Filip narzekał. To on był wiecznie niezadowolony. Chciał iść na swoje.
- Jak długo jeszcze będziemy siedzieć na głowie twoim rodzicom – mawiał. Czas coś wynająć  albo kupić. Oboje dobrze zarabiamy stać by nas było na spłacanie rat.
- Ale po co? Źle ci jest. Mamy wszystko zrobione. Wszystko poddane. O nic się nie musimy martwić. Co najwyżej gdzie wyskoczymy na weekend albo do której restauracji pójdziemy na obiad. Rodzice Kamilka pilnują i mamy więcej czasu dla siebie – broniła swego Gabriela.
- No dobrze ci mówić to twoi rodzice. Ja się czuję skrępowany, gdy teściowa ciągle mi się kręci w pobliżu, a teść wprasza się na piwo. O czym ja mam z nim gadać. O pogodzie – mruknął.
- Jesteś niewdzięczny- podsumowała.
Minęło kilka miesięcy. Pewnego dnia  Filip przyniósł ofertę z biura nieruchomości w którym pracował jego przyjaciel. Całkiem ładny dom z trzema sypialniami, ogrodem i garażem na dwa samochody. Nie stary, w dobrym stanie do zamieszkania od zaraz z opcją kupna.
- Facet wyjeżdżą na stałe za granicę to okazja. Tylko trzeba się decydować  natychmiast. Andrzej zatrzymał tą ofertę specjalnie dla mnie. Co o tym myślisz – powiedział podsuwając Gabrieli zdjęcia.
- No nie wiem. Chyba nie jestem na to jeszcze gotowa – mruknęła pod nosem.
- Skoro tak to tu siedź. Ja zabieram Kamilka i się wyprowadzam. Dość mam twoich rodziców i twojego wygodnictwa. Nie mam zamiaru dłużej tego znosić. Chcę wreszcie sam o sobie stanowić. Trzymać samochód w swoim garażu i kapcie w swoim przedpokoju. Chcesz rozwodu to będziesz go mieć. – wyrzucił z siebie.
Próbowała się przytulić i jakoś wszystko wybić mu z głowy, ale ją odepchnął i wybiegł z domu. Tego nie przewidziała. Co prawda widziała niezadowolenie Filipa, czuła, że od jakiegoś czasu, coś się psuje między nimi, ale myślała, że to chwilowe, że mu przejdzie. A tu taki pasztet. Rozwód. Nie mogę do tego dopuścić. Nie mogę go stracić. Kto mnie teraz zechce. Utyłam po ciąży z 10 kg i jeszcze nie udało mi się zrzucić. Jak sobie poradzę? Myślała przerażona.
Wprowadzili się po dwóch tygodniach.  Dom był zadbany i przytulny. Niczego nie musieli kupować. Wszystko już stało na swoim miejscu. Nawet rośliny doniczkowe zdobiły wnętrza.  Przywieźli tylko swoje cuchy, parę książek i komputery. No i  rzeczy Kamilka. Gabriela zabrała zdjęcie rodziców i rzeźbę kota, która uwielbiała. Ogród był rozległy i wypielęgnowany. Przy tarasie rosły brzozy, a pod domem kwitły róże. W kamiennej posadzce tarasu odbijało się słońce. Za domem był niewielki staw, w którym pływały ryby.
Problemy zaczęły się praktycznie od razu. Kamilek nie chciał chodzić do żłobka i tęsknił za dziadkami. Wciąż płakał i marudził. W dodatku zaczął chorować. Gabriela musiała brać wolne i opiekować się nim. Zupełnie sobie z tym nie radziła. Gdy go przewijała robiła się zielona z obrzydzenia. Nie sądziła, że to tak będzie takie trudne. Dotychczas robiła to mama. W pracy zaczęli krzywo patrzeć na jej kolejne zwolnienia. Praca w domu też ją przerastała. Ciągle sprzątała. Starała się naprawdę, a kurz grubą warstwa zalegał po kątach. W dodatku nie potrafiła gotować. Zupełnie. Zamiast smacznych gołąbków czy sosów często musieli raczyć się gotową pizzą, bo obiad nie nadawał się do zjedzenia. Kupiła książkę kucharską, ale to nie było tak proste jak się wydawało. W kuchni spędzała długie godziny, a i tak to co przygotowała zbyt smaczne nie było.  Już nie miała czasu na ploteczki z koleżankami, kosmetyczkę i rajdy po sklepach. Padała za to ze zmęczenia i zaczęła ze stresu jeszcze bardziej tyć. Filip kończył właśnie jakiś ważny projekt w pracy i przychodził tak zmęczony, że nie miał siły w niczym jej wyręczyć.  Za to stał się bardziej wymagający i coraz częściej miał do niej pretensje.
- No i znowu obiad przypalony. Czuć od wejścia – wrzasnął na nią, gdy wyszła z kuchni by się z nim przywitać. Rany czy ty wreszcie zaczniesz sobie radzić i kiedy? – dodał
- A co ty sobie myślisz – krzyknęła. Cały dom na mojej głowie i dziecko. Ja też pracuję racz to wreszcie zauważyć – warknęła. Zatrudnij sobie gosposię jak ci moje gotowanie i sprzątanie nie pasuje albo sam zacznij to robić. Też masz ręce. Może byś tak więcej czasu spędzał w domu, bo Kamilek niedługo przestanie cię poznawać – podsumowała wychodząc i trzaskając drzwiami.
Wybiegła do ogrodu. Już nie był tak wypielęgnowany. Trawa dawno powinna być ścięta, a rabatki z kwiatkami wyplewione. Pierwsze jesienne liście zalegały miejscami  na tarasie dość grubą warstwą. Poczuła chłód. Ciaśniej owinęła się swetrem. A co będzie zimą? Kto będzie palił w centralnym i odśnieżał. Pomyślała. Może faktycznie trzeba kogoś zatrudnić do pomocy? To niezła myśl.
Po  tygodniu udało jej się przekonać  Filipa i zatrudnili pomoc domową. Dziewczyna, studentka  germanistyki, okazała się inteligenta, zaradna, smukła i całkiem ładna. Przychodziła co drugi dzień sprzątać. Zadbała też o ogród. Później dodatkowo zaczęła gotować. Potrafiła przygotować prawdziwe cuda. Załatwiała również zakupy i Kamilek ją nawet polubił. Gabriela odżyła, a dom odzyskał dawny blask. Jak ona sobie z tym radzi zastanawiała się czasem – studia i praca. Przecież to niemałe obciążenie.
Po miesiącu zauważyła, że Filip często przesiaduje z Beatą, bo tak miała dziewczyna na imię, w kuchni. Zaczął nawet obierać za nią ziemniaki i kroić warzywa na surówkę. Gdy próbowała poruszyć ten temat zbył ją ze śmiechem.
- Uczę się gotować. Co w tym dziwnego- zakończył rozmowę.
- Jakoś wcześniej się do tego nie garnąłeś – zauważyła z przekąsem.
Później już zimą przyłapała go na tym, że za Beatę odśnieżał podjazd i dokładał do pieca od centralnego ogrzewania. A tak kiedyś nie lubił brudzić sobie rąk. Gdy mieszkali z rodzicami w kotłowni był raz i powiedział, że nigdy więcej.
Bomba wybuchła wiosną. Gabriela wsadzała właśnie  przy schodach do domu, żonkile, które kupiła dzień wcześniej, gdy oświadczył jej, że Beata jest w ciąży i że odchodzi to znaczy nie Beata tylko on od Gabrieli, bo on jest ojcem tego dziecka.
- Oczekuję, że się wyprowadzisz z Kamilem. Będę na niego płacił alimenty i chcę go zabierać co drugi tydzień na weekend – dodał spokojnie i beznamiętnie.
 Ogłuszona Gabriela nie wiedziała co powiedzieć. Wstała i poszła do domu. Zaczęła w pośpiechu pakować swoje rzeczy i rzeczy Kamilka. W głowie czuła pustkę. Zamrożone emocje nie znajdowały ujścia. Zadzwoniła po tatę, by po nią przyjechał. Trzeba też odebrać małego ze żłobka. Po dwudziestu minutach tata zatrzymał się pod bramą.
- Obyś zaznała z nim tego czego ja zaznałam pod koniec i oby spotkało cię to co mnie – rzuciła przez ramię do Beaty wychodzą w pośpiechu. Tamta tylko spuściła głowę i uśmiechnęła się lekko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam