Codzienność

Codzienność

czwartek, 31 października 2019

czwartek


Pogoda w kratkę. Było kilkudniowe ochłodzenie, a wczoraj znowu świeciło słońce. Posprzataliśmy więc ostatnie doniczki i fajrant. W domu palę co drugi dzień. Gdy nie palę włączam grzejnik. Krzysiek zawału dostanie gdy rachunek zobaczy, ale jak palić nie chce to jego decyzja.

Wróciłam do ćwiczeń jogi. Ćwiczę minimum trzy razy w tygodniu po 15 minut. Wybralam ćwiczenia yin jogi i inne (hatha joga), ale tylko w pozycji siedzacej lub leżącej, czyli na leniucha. Zależy mi na elastyczności, bo denerwuje mnie moja sztywność i starcza niedołężność, która mnie zaczynała dopadać. Mam dopiero 55 lat i przyszło to stanowczo za wcześnie, ale co się dziwić. Ruchu przecież nie mam. Na razie wykonuję tylko proste asany. Dążę do łuku, pyska krowy i kwiatu lotosu. Ciekawa jestem czy po miesiącu ćwiczeń te asany zrobię. Do łuku już mi blisko. W zasadzie robię, ale wytrzymuję zbyt krótko. Pyska krowy się boję, bo nie chcę nadwyrężyć stawu gdy próbuję schwycić dłonie za plecami.





Jutro święto. Ważne dla mnie od zawsze. Teraz mam 11 grobów w tym 9 na których bywam w zasadzie tylko ja. Pamiętam groby bliskich, gdy było więcej osób, które o nie dbały, gdy były samochody do wozenia wiązanek. Wtedy na grobach były wiązanki i chryzantemy w doniczkach no i więcej zniczy. Teraz zostałam tylko ja i moja mama, ale ona na cmentarzu nie bywa. Robi wiązanki i coraz bardziej ogołaca iglaki na podwórzu. Ja jestem temu przeciwna. Wolałabym kupić np. wianuszki, ale ona sie uparła. Teraz groby sa bardzo skromne. Tylko wiazanka i znicz. Na cmentarz jedzie ze mna Krzysiek, a zawozi nas sasiad. Będziemy krótko, bo nie chcę by czekał. Nie będziemy na mszy  i nie damy na wypominki. Dałam za to do klasztorów prośby o modlitwę.
.
jesienna nostalgia




poranek otulony mgłą



wilgoć wdziera się przez okno



sennie tak jakoś markotnie

mokry pies

tuli się do moich stóp

szuka ciepła przy kominku

znękana dusza już nie śpiewa nie tęskni za słoncem

zbieram myśli

ciężko mi to przychodzi

rozbiegają się po katach

jak spłoszone myszy

chowają w zakamarkach umysłu

nie chcą wypłynąć na powierzchnię

po co

i tak utoną w posępnym oceanie smutku

nostalgia objęła w posiadanie serce

a ono łka

bezradne i ciche


poniedziałek, 28 października 2019

poniedziałek


Dziś ciężki dzień, bo mam wyjazd i to na dłuzej. Muszę byc z Krzyskiem u lekarza. Musimy załatwić wniosek na rentę. Chce się starać o rentę z tytułu całkowitej niezdolności do pracy. On teraz ma problem z przyjęciem się do pracy. Nie nadaje sie do pracy na każdym stanowisku. Moze pracować tylko w zakładach pracy chronionej. Moze wykonywać tylko proste prace typu sprzatania. Nie nadaje sie do pracy z ludźmi, bo jest niekomunikatywny. Liczymy na to, ze renta będzie choć trochę większa. Po wyjściu od lekarza ja idę na zajęcia z malarstwa, a Krzysiek na ryneczek po zakupy warzyw. Po powrocie będzie joga. Tak znowu ćwiczę.

Zbliża się listopad. Moze być ciężki jeśli chodzi o finanse. Jeśli chodzi o zarobki jeszcze do swojej normy nie dobiłam. Mam trochę planów. Chcę zrobić kurs czakroterapii i moze inteligencji emocjonalnej albo II stopień chirurgii fantomowej. Na I stopień czekam, bo już wykupiłam. Teraz sie intensywnie uczę. Nauka mi idzie poza kursem psychologii. Z tym mam problem, bo grzebanie w emocjach mnie trochę denerwuje. Ja jestem zdania, ze to co bylo już było. Wpływu na to nie mam, bo to przeszłość i nie lubię sobie złych momentów z życia przypominać. Stawiam grubą krechę. Liczy się teraźniejszość i przyszłość.

W najblizszym czasie chyba będzie znowu trzeba zrobić konchowanie uszu. Robię co jakiś czas, bo uszy mi sie przytykają, a na płukanie nie chcę iść. Mnie to, że nie dosłyszę czasami nie przeszkadza. Problem maja moi bliscy, bo muszą krzyczeć. Strasznie sie denerwują.



Jesienny poranek nad jeziorem

zanurzam się w ciszy
tylko głos perkoza jeszcze wibruje
wiatr tarmosi brunatne trawy
mgła faluje miękko
to czepia się szuwarów to tuli do stóp
jezioro falując szarością przeciera oczy
liście w odcieniach złota żeglują leniwie
krok za krokiem nasiąkam wilgocią
i nostalgią


sobota, 26 października 2019

Sobota

 

Nie jestem w stanie skończyć czytać książki Potęga kobiecości. Książka daje rady z sufitu wzięte. Uczy patriarchatu, który mi nie odpowiada. Inaczej zostałam wychowana i za bardzo cenię samodzielne, przebojowe kobiety. Książka nie docenia inteligencji kobiet. Nie ceni wykształcenia i przedsiębiorczości. Potępia równouprawnienie. Jedyna ambicja kobiety ma być dom i wychowywanie dzieci oraz dbanie o mężczyznę. Mężczyzna ma zarabiać i decydować. Nie uwzględnia charakterów. Krzysiek nie chce pracować i dobrze się czuje w domu z krzyżówkami lub książkami. Ja kocham swoją pracę i bez niej czułabym sie nieszczęśliwa. Przeczytalam do połowy i dalej nie dam rady. Książka byla pisana w latach 60 ubiegłego wieku, ale nadal za granica sa popularne kursy według niej. Koniec świata jak dla mnie...

Wczoraj Krzysiek wysłał paczkę na bazarek. Tym razem wysłałam kartki, książki i czapki. Paczka poszła dla fundacji walczacej w sądach o prawa zwierzat. Kocham zwierzęta i wspieram kilka razy w roku fundacje. To moja wewnętrzna potrzeba. Tyle tych bied jest. Strasznie mi ich żal. No ale nie jestem w stanie przygarnąć wszystkich. Zaczęłam znowu robić czapki, bo te co zrobiłam już rozdałam.

W środę miałam inicjację w boostery Kundalini Reiki. W system byłam inicjowana kilka lat temu, ale nie praktykowałam. Teraz wracam. Te boostery to właśnie przypomnienie. W najbliższym czasie wykupię jeszcze chirurgię fantomową. W przyszłym miesiącu może czakroterapię. Ten ostatni kurs to poszerzenie mojej wiedzy, bo wiem o co chodzi i praktykuję. Mam tez skończony kurs I stopnia uzdrawiania pranicznego. Myślę by to kontynuować, ale moja instruktorka mieszka w Szkocji i nie wiem czy kursy jeszcze zrobi w pobliżu. Trzeba się będzie uczyć z podręcznika. To juz będą raczej wszystkie kursy. Nic innego mnie nie interesuje. 
Moja mama mnie krytykuje za te kursy. Uważa, że każdy powinien się uczyć w młodości. Teraz to bez sensu. Ja gdy byłam młoda nie miałam pieniędzy na kursy. Nie miałam też internetu, a kursy wyjazdowe to był dla mnie kłopot. Uczylam sie tylko z książek.

Łzy

smutek oplątany goryczą
dotknął serca
łzy zwisły delikatnością na rzęsach
ile trzeba szczęścia i radości
by wyschły
jak rosa pod dotykiem słońca

wtorek, 22 października 2019

wtorek

Zabieram się znowu za działalność artystyczną. Będzie rysowanie. Ostatnio Kriss Wieliczko coś wspomniał o kursie malarstwa. To mają być oleje, akryle i co wazne akwarela. Jeśli kurs będzie z pewnościa go wykupię. Zależy mi zwłaszcza na akwareli. 

Jutro po południu o ile pogoda dopisze posprzatamy ostatnie donice przed domem. Krzysiek przeniesie rzeczy pozostałe po remoncie i to juz będzie wszystko z pracy na dworze. W zasadzie powinny być jeszcze poplewione rabatki, ale nie mam na to czasu ani energii. Już teraz widzę, ze z pracami koło domu sobie nie radzimy. Chwasty i chaszcze jakie były takie są. Niby coś ciągle w sezonie dłubiemy, ale nie jesteśmy w stanie doprowadzić sprawy do końca. Trochę trawy usunę, a ona rośnie od nowa. Krzysiek usunie chaszcze, a on szybko odbijają. Obejście jest zaniedbane i jest mi wstyd przed sasiadami. Nic jednak poradzić na to nie mogę. Nie stać mnie na pomoc płatną i to regularną, a sami energii nie mamy. Sebastian przyjezdza rzadko i robi tylko to co jest najpilniejsze. Czas się chyba do tego przyzwyczaić, bo innej rady nie ma. Tym bardziej, ze na porzadku koło domu zależy tylko mnie. Mamie juz to jest obojetne, a Krzyśkowi zawsze było. Nic robić nie chce i inicjatywy nie ma, a jak mu jakąś pracę wyznaczam to sie ze mna kłóci. 

Moje zwierzęta maja się dobrze. Pikuś po zabiegu na zabkach odzyskał werwę i stał sie bardzo ruchliwy. Majusia też sie zmieniła, bo kiedyś sie izolowała, a teraz szuka naszego towarzystwa. Moje koty w większości przytyły i chyba w tym roku dodatkowych puszek mięsnych w okresie zimowym im nie będę dawać. Zwłaszcza kotki ostatnio sie zaokrągliły. Chudy jest tylko Morus. On wcale do jedzenia nie dochodzi. Zęby ma w porzadku i zawsze taki niejadek był. Wstyd mi było gdy byłam z nim u weterynarza. Ostatnio dałam mu dodatkowy praparat na robaki, ale to nic nie pomogło.


A na koniec dwa wiersze. Jeden za który zdobyłam II miejsce w konkursie i drugi - tryptyk, który mi się szczególnie podoba... Lubię wiersze o przyrodzie, a jesienne w szczególności...

Przeczucie

nie chce być wieszczką
nie chcę widzieć tego co zakryte
niestety
przeczucia atakują myśli
wplatają lęk w teraźniejszość
tłumią wolę
dlaczego nie widzę tego co dobre
czemu nie chwytam jasnych momentów
nie pielęgnuję domysłów
rodzących skrzydła
tylko mrok truchła i strach
wszechobecny strach
otulający czarną peleryną duszę
i skuwający lodem serce



tryptyk jesień

wrzesień

nadchodzi
z dłońmi pełnymi kasztanów
z nawłociami i jarzębiną
 dni jeszcze ciepłe
cieszą ptaki figlujące wśród liści
ostatnie floksy pławią się w słońcu
poranne mgły ścielą się po ziemi
to falują wdzięcznie
to czepiają się strojnych dalii
i owocujących leszczyn

październik

wita chłodnymi nocami
i koszem borowików
winobluszcz tarmoszony przez wiatr
tańczy w szkarłatnej sukience
wątłe słońce pieści marcinki
sad  szykuje się do snu
drzemie złotowłosa brzoza
a warzywnik otulony ciszą
z westchnieniem wspomina lato

Listopad

las pachnący deszczem i nostalgią
odpoczywa ze spokojem w sercu
poszarzałe łąki żegnają brunatne trawy
potargane przez wiatr
klucze dzikich gęsi
zamykają niebo
jeszcze jeden dzień i jeszcze jeden
a biały kobierzec  zmrozi
ostatnie enklawy ciepła i moją duszę




sobota, 19 października 2019

sobota 19 X

Tydzień się kończy. Męczący nie był więc jakiegość specjalnego odpoczynku nie potrzebuję. Nawet co dziwne snu mi nie brakuje. Trzeba jednak przyznać, że Sebatian w dzień mi pozwolił pospać. Wstawałam więc o 11, a odsypiałam w dzień. Tym razem mnie nie zmęczył tak bardzo i awantur nie było. Mimo tego nad naszą relacja trzeba popracować. Znalazłam szkolenie i je wykupię. Przyda mi się, bo nie jest mi łatwo i z Krzyśkiem i z mamą. Taki mój los, że wokól mnie same trudne osoby.


Ostatnio sporo czytam. To pozycje z medycyny niekonwencjonalnej. Czytam teraz głównie o bioterapii. Ostatnio to był mesmeryzm. Ja mam te zdolności nawet aspekt mesmeryzmu w horoskopie. Kiedyś dawno gdy jeszcze nie byłam inicjowana w Reiki robiłam tego typu zabiegi. To bylo najczęściej wywoływanie okresu koleżankom. Szło mi dobrze. Doskonale też mi szło otwieranie zbiorów ropnych typu wrzodów i czyraków. Teraz chcę do tego wrócić. Nie wiem tylko na kim będę praktykować. Z ludźmi sie przecież nie stykam. Trochę wiedzy chwycę od mojej mamy. Ona jest bardzo dobrą bioterapeutką i wreszcie raczyła się zgodzić trochę tej wiedzy zdradzić. Sama zaczynała w latach 80 ubiegłego wieku. Pacjentów miała róznych w tym kobiety niemogące zajść w ciążę, ludzi z gronkowcem złocistym i dzieci z porażeniem mózgowym. Ma też udokumentowany jeden przypadek wyleczenia raka. 
Ja jestem po kursie reiki i po I stopniu uzdrawiania pranicznego. Reiki robię codziennie, a zabiegi uzdrawiania pranicznego tylko okazjonalnie. Ten ostatni kurs chciałabym kontynuować, ale instruktorka mieszka obecnie w Szkocji. Nie wiem czy jeszcze kurs blisko zorganizuje. Mam w zasadzie podręcznik i moze kiedyś się za nauke wezmę.

W najbliższym czasie trzeba będzie skończyć pracę nad antologią. Wiersze już napisałam, ale trzeba je dopracować. Ostatnio piszę tylko wiersze na warsztaty. Poniżej wyróznienie za akrostych, który tu zamieściłam jakiś czas temu oraz wiersz napisany około pół roku temu.




Dotyk miłości

Dotknęła nas miłość
otuliła ciepłem
szeptałeś uwielbiam
pieszczoty spadały na ciało
jak rozżarzone krople
drżałam
piersi
czekały na dotyk
namiętność rozchylała usta
barwiła policzki
mówiłeś że kochasz
i przestałeś


środa, 16 października 2019

środa

Majeczka po zabiegu czuje się dobrze. Jutro juz jej zdejmiemy kaftanik. Chyba podczas pobytu w przychodni przezyła szok i teraz sie boi, że ja znowu zostawimy. Tak to wygląda, bo caly czas trzyma się blisko nas. Wszystkie moje koty tak reagują. Rozi do tej pory mi nie pozwoli nigdzie wyjść. Wszędzie chodzi za mną. Gdy miałam szkolenie z dwupunktu, siedziala pod drzwiami od sypialni ponad 4 godziny i cały czas skakala po klamce i miauczala. Pikuś też podczas czyszczenia zębow przeżyl stres, bo teraz mnie wylewnie wita.

Sebastian chyba pojedzie jutro. Zrobił co miał zrobić i do tego jeszcze znalazł mi dwa wiadra opieniek. Część wysuszyłam i część zamroziłam. Z domu przywiózl mi dużo suszonych prawdziwków i duzo zamrozonych. Już dawno tyle grzybów nie mialam. Strasznie mu jestem wdzięczna, że tak o mnie dba. Przyjedzie chyba na święta i zostanie do Sylwestra. Dużo potraw teraz z grzybami robię. Jeszcze mi się nie przejadły. Dziś wypróbuję może kaszotto. To nowy przepis, ale bardzo interesujący.

Od kilku dni pracuję z systemem Kundalini Reiki. W system byłam inicjowana kilka lat temu, ale nie praktykowalam. Teraz chcę wrocić i zająć sie tym na poważnie. Zaczęłam od medytacji. Są jeszcze zabiegi. Później wezmę sie za drugi stopień uzdrawiania pranicznego. Jestem po kursie I stopnia. Chciałam zrobić II, ale porowadzaca wyjechała do Szkocji. Moze kiedyś ten kurs skończę. Ostatnio też mama coś wspomniała o tym, że mnie będzie uczyć bioterapii. 

nasze jesienie



odpływają lata

znikają za horyzontem

te miłością malowane
i te wypełnione zgryzotą po brzegi
pamiętasz tamtą jesień
gdy po raz pierwszy powiedziałeś że kochasz
i tamtą gdy słowa miłości  przeplatały się z łzami
wspominasz mgliste poranki pachnące świeżym pieczywem
i wieczory przy kominku gdy dłoń w dłoni dotykały duszy
ja pamiętam bukiet marcinków
ten pierwszy
i pierwszy siwy włos
myślałam że to babie lato znaczy ci skronie
kolejna jesień zapala liście
jaka będzie dla nas
szczęściem bramowana
czy smutkiem kąsającym serce

niedziela, 13 października 2019

niedziela

Wczoraj miałam szkolenie z dwupunktu. Mam dwie książki na ten temat, ale nie odpowiedziały mi na wszystkie pytania. Szkolenie trwało 5 godzin i jestem zadowolona. To cud, że je znalazłam. Szukałam ponad rok z przerwami. Teraz tylko praktyka została. Będzie intensywna do czasu aż poczuję sie z metoda pewnie. Mam tez sporo przekonań do przepracowania.

Kupiłam sobie trochę ciuchów w tym kilka uzywanych swetrów. Muszę byc uzywane, bo je strasznie plamie farbami. Na zajęcia z malarstwa też wkładam rzeczy uzywane. Te osoby, ktore chodzą ze mną w większości wkładaja fartuchy i dopiero malują. Ja nic takiego nie mam i maluję w czym przyjezdzam na zajęcia. Ostatnio poplamiłam nowa tunikę i getry. Kupilam też płaszczyk i beret. Berety nosiłam kiedyś, gdy bylam jeszcze młoda. Nawet je lubię. Zobaczymy jak mi sie będzie je teraz nosić.

Prace w domu i koło domu posuwaja się do przodu. Krzysiek opróżnił donice, a Sebastian zamknął okienka. Schowali wąż i tym samym wszystko co trzeba było koło domu prawie skończone. Trzeba jeszcze tylko sprzątnąć doniczki po kwiatkach i to już wszystko. Sebastian pociął mi juz podkłady pod malowanie na szkle. Muszę jeszcze poszukać wzorów i wydrukować. W domu jeszcze jest montowanie alarmów i naprawa zamka. Pojedzie w czwartek.

Jutro powinnam jechać na zajęcia z malarstwa. Maluję pejzaż jesienny. Jeszcze dwa wyjazdy i chyba skończę. Powinnam usiąść nad szkicami, ale to dopiero po wyjeździe Sebastiana.


łza

zalśniła diamentem

spłynęła jak wartki potok

potrzeba było tylko chwili
by dotknęła duszy
tamy runęły
i już nic nie jest jak dawniej


czwartek, 10 października 2019

czwartek


Na dworze zrobiło się chłodno. W nocy szczególnie. Jesień  już na całego. Zastanawiam sie czy są jeszcze grzyby. Drzewa zabarwiają się na cieple kolory. Moj winobluszcz również i sumak też. Nie wiem czy uda sie jeszcze zrobić grilla. Dziś moze posadzę marcinki, które kupiłam. Z wrzosów w tym roku rezygnuję, bo już się nie zdążą  się ukorzenić. Kupię jednak moze bukszpan. Jest tyle roślin, ktore bym chciała mieć, ale niestety mój ogródek nie jest z gumy. Coś trzeba wybrać. Wybieram to co jest łatwiejsze w uprawie. Koniecznie bym chciala jeszcze berberys i moze wiciokrzew. Muszę też kupić jeszcze raz hortensje o dwukolorowych liściach, bo moją słońce zniszczyło.

Przyniosłam już rośliny doniczkowe z dworu. Co ciekawe przynisłam też bluszcz, ktory rośnie na dworze i ten doskonale mi sie zaadaptował w warunkach domowych. Rośnie nadal, a bluszcze domowe mi się niszczą. Przeniosłam też papirusa i agawę. Na papirusa polują z upodobaniem koty. Muszę teraz bardzo pilnować, zeby w kuchni nie zostały, bo go skubią.

Wykopałam już dalie, bo pędy zwarzył nocny przymrozek.

Ja teraz odpoczywam psychicznie. Jest cicho w domu, bo okna zamkniete i dzieci z powodu zimna siedzą w domach. Zrobiło się spokojniej. To lubię. 
Cały czas piszę wiersze do antologii. Wiersze do antologii o tematyce jesieni juz wyslałam. Teraz piszę do antologii Spieszmy się kochać bliskich.  Pisanie sprawia mi dużą przyjemność. Wydaje mi się jakby moi przodkowie zagladali mi przez ramię. Przypominam sobie chwile, gdy byli blisko mnie. Wspominam ich i już czuję cieplo koło serca. Moi bliscy nie byli idealni, ale ja juz teraz pamietam tylko dobro. Dla mnie przodkowie sa bardzo ważni.

Jesienie

nadeszła jesień
drzewa rozkwitłe złotem i oranżem
snują opowieści
wiatr ciska mi w twarz to co było
chwile nabrzmiałe radością i te smutne
wspomnienia wirują wokół
jak liście swawolące z wiatrem
to kąsają goryczą to pieszczą
tyle ich już było
odchodzę powoli
kraina bez powrotu wabi światłem
gdzie kolejna jesień mnie zastanie
tu czy tam


poniedziałek, 7 października 2019

poniedziałek

W weekend odpoczęłam chociaż były wróżby. Dziś jadę na zajęcia. Jedzie ze mną Krzysiek, bo będzie kolejne podejście do łapania kota. Weźmiemy tez troche karmy dla tego drugiego o ile będzie. Nie wiem jaki jest ten drugi kot. Jeśli tez przyjacielski to i jego spróbuję złapać. Nie wiem tylko jak koty, które zaznały wolności czułyby się w zamknięciu. To moze być problem. Rozkoszy nie zaznały na dworze, bo ta koteczka, z którą miałam kontakt jest strasznie zabiedzona - drobna i brudna. Nie wiem też co z jej uszkiem. Albo to znak, że jest wysterylizowana, albo ma po prostu uszkodzone uszko. No zobaczymy. Do zimy jeszcze troche czasu zostało. Robi sie już coraz bardziej zimno... Chciałabym by przed zimą znalazły dom. Oba jeśli sie uda, a ile takich kotow jest bezdomnych. Ile zimy nie przetrwa? Serce mnie boli i tak przykro. To takie cudowne zwierzęta.

W tym tygodniu, który sie zaczyna koniecznie muszę zrobić porzadek na dworze. Trzeba posprzątać donice. Zostały by do wykopania tylko karpy dalii. Kupilam marcinki i czekam na nie. Mam białe, a kupiłam niebieskie i fioletowo-różowe. Ładne. U mnie te kwiatki bardzo dobrze rosną. Lubię je, bo przywołuja wspomnienia dzieciństwa. Wtedy rosły kępy niebieskich.

Dziś dolozylam kolejne kalorie. Robię już kluski. W sobotę były kładzione. W tym tygodniu planuję pierogi. Raz w tygodniu będę robić, choć dietetyczne nie są. Robię z 10 dkg mąki. To sporo kalorii, ale klusek mało. Kiedyś jadłam caly talerz, a teraz kilkanaście klusek. Myślę sobie, że moze od przyszłego tygodnia dwa razy w tygodniu będę kluski robić. Jeść już będę 1300 kalorii. Obym tylko tyć nie zaczęła. Boję się weglowodanów.

sos do klusek

garska grzybów suszonych
pół tartej marchwi
śmietana
oliwa
sól
pieprz
ulubione zioła
mąka na zaprawkę

Grzyby i marchew ugotować do miękkości, dodać przyprawy. Zaprawić mąką, zagotować i dodać śmietanę. Można dodać łyżkę kukurydzy z puszki.


październik

kroczy z bukietem liści
i podgrzybkami
słońce natchnione oranżem
ścieli się u stóp
las wzdycha w ciszy
przytulając  do serca strzępki mgły
jeszcze wczoraj wróble szalały
dziś napełniają brzuszki
i z trwogą oczekują chłodu
stęsknione za latem ogrody
zasypiają spokojnie
i natura powoli zasypia
wsłuchana w kroki odległej zimy


czwartek, 3 października 2019

piątek

Tydzień się kończy i dobrze, bo był dość trudny. Teraz jeszcze tylko założenie folii antywłamaniowej i koniec. Odpocznę jutro i w niedzielę. Swoją drogą kończą sie już trudne, zaplanowane zajęcia na ten rok. Teraz będą wakacje, czyli tylko bieżące sprawy. Mam nadzieję, ze nic niespodziewanego nie wyskoczy.

Majeczka czuje sie dobrze. Czarnej kotki na ulicy Krzysiek nie zastał. Pytał w okolicy i podobno bywaja w tym miejscu dwa koty. Bytują od jakiegoś czasu. Teraz nie wiem czy one sa czyjeś i tylko przychodzą w to miejsce, czy są bezdomne. Pojedziemy w poniedziałek z transporterkiem i karmą. Moze je zastaniemy. Chciałabym tą koteczkę złapać, a co z drugim kotem? Nie widziałam go i nie wiem czy tez jest miły i oswojony.

Od połowy września dodaję pokarmy stałe do diety. Przytyłam kilogram i więcej nie mam prawa. Teraz stopniowo podnoszę ilość kalorii. Sprobuję dojść do około 1400. To dla mnie sporo. Teraz jem okolo 1100 i głodna nie jestem. Jestem tylko łakoma i dlatego jedzenie typu pokusy kupujemy w ograniczonej ilości.

Kupiłam spory krzaczek morwy białej. Liczymy z mamą na jej właściwości lecznicze. Dobra jest dla diabetykow.  Chcę jeszcze kupić bukszpan o złotych liściach i marcinki w kolorze niebieskim i bordowym.

A na koniec wiersz za ktory zdobyłam nagrodę w konkursie... To była wariacja do wiersza Jana Twardowskiego. Strasznie się cieszę...




jak nazwać to co było

pomiędzy wczoraj a dzisiaj
te słowa niewypowiedziane
co nie dźwięczą a doświadczają ciszą
to co zakrada się do serca
co burzy mury wzniesione przez obojętność
ale czego nie widać
czego pochwycić nie sposób
to że wciąż tkwisz przy mnie a od dawna cię nie ma
i że gubię się w tajemnicach choć rozumiem wszystko

środa, 2 października 2019

środa

Niektore sprawy zaczynają kuleć. Nie założona jest jeszcze folia do okna. Fachowiec był, pomierzył i ma zadzwonić sie umówić. Nie wpływa jedna wypłata i nie pokończone prace w domu i koło domu. Jutro nic nie podgonię, bo jest sterylizacja Majusi. Dziś będzie intensywna praca. Muszę przygotować partię krzyżowek do gazety i skończyć pracę nad jedną antologią, a pracę nad drugą kontynuować. 

Dziś Krzysiek jedzie do miasta i sprobuje złapać kota. Ostatnio gdy byłam na zajęciach spotkałam na ulicy dorosłą kotkę bezdomną. Jest prawdopodobnie po sterylizacji, bo uszko miała nacięte. Nie była bardzo głodna. Kotczka błaka się raczej dość dlugo, bo ma zaniedbaną sierść. Jest ufna, przemiła i proludzka - łasi się, ociera, barankuje, całuje. Próbowałam ja zlapać, ale boi sie gdy ja brałam na rece. Nie drapie, ale sie wyrywa. Bardzo mi jej szkoda, bo nie wiadomo czy zimę przetrwa. Jestem sklonna ja przygarnąć, ale musi ja przywieźć Krzysiek, bo ja nie dam rady. Oby tylko w tym miejscu jeszcze była. Na razie mam straszne wyrzuty sumienia, ze jej nie pomogłam.

Jest masa grzybow. Ponoć są wszędzie. Na razie kupiłam i wysuszyłam 2 kg podgrzybków. Kupię jeszcze conajmniej 1 kg. Sebastian wysuszył mi na razie jedną maszynkę i trochę zamroził. Gdy przyjedzie jeśli sie uda, przywiezie mi wiadro świezych. Ja grzybów potrzebuję bardzo duzo. Używam ich sporo, bo uwielbiam. Raz w tygodniu gotuję zupę grzybową i dodaje grzyby do innych zup. Niedługo gdy kaloryke podniosę, zaczne tez przygotowywać sosy, omlety, tarty, quiche. Niby mogę używać pieczarek, ale grzyby leśne też mi bardzo smakują, a skoro w tym roku są, to trzeba to wykorzystać. Gdy Sebastian będzie moze pójdzie do mojego lasu. Zna go już i nie zabłądzi. Moze znajdzie choć opieńki. Też je mrożę i suszę.

A na koniec ostatni obraz i kolejny wiersz. Nadal piszę...




Zapachy jesieni

rozkwitła jesień oranżem i złotem
rozsiewa zapach żywicznych lasów liści i grzybów
przycupniętych w mchu
nęci wonią wrzosowisk wilgotnych łąk i ugorów
gdzie czaruje nawłoć a trawy kłaniają się blademu słońcu
zaprasza do sadu
kuszącym aromatem jabłek
i ostatnich śliwek lśniących po deszczu
czasem wiatr przynosi zapach pól
i ciężkiej gleby tęskniącej za latem i urodzajem