Codzienność

Codzienność

niedziela, 30 kwietnia 2017

Walpurgia i inne sprawy...

Dziś Walpurgia - sabat. Ja nie mam zamiaru jakoś specjalnie świętować. Ogniska nie będzie. Będę tylko palić świece. Pewnie też zafunduję sobie dłuższą medytację i zjednoczenie duchowe z osobami, które będą świętować jak trzeba. Zawsze chciałam wziąć udział w prawdziwym sabacie ale mobilna nie jestem i nie wyszło. Dziś poza tym muszę mimo niedzieli wyjść popracować w ogrodzie. Wsadzimy pewnie sałatę do donicy i kalarepę na grządkę, a także dymkę. Jutro pewnie Krzysiek skopie dalszą część warzywnika.

Angielskiego się nadal uczę. Powinnam raczej słuchowo ale to mi nie idzie, bo ja mam pamięć wzrokową. Nie potrafię ze słuchu. Mój zmysł dominujący to zdecydowanie wzrok. Jak mi dalej pójdzie zobaczymy. Na razie ładnie mi idzie rozumienie tego co czytam. Z pisaniem już gorzej, a z pisaniem po angielsku ze słuchu tragedia. W ogóle słów nie rozpoznaję prawie. Zwłaszcza zdań. Z odmianami typu on, ona, wy, oni doszłam wreszcie i zaczynam pojmować. Dziś nie mam zamiaru uczyć się nic nowego. Będę wałkować to co już umiem, a raczej powinnam umieć. Ciągle zapominam słówka. Muszę je wkuwać do momentu aż przestanę się mylić. Oby mnie to nie zniechęciło. Nie mam już jednak nawet nadziei, że będę kiedyś mogła rozmawiać. To się nie uda. Tylko czytać będę...

Wczoraj kupiłam sobie kilka kwiatków i cudną szafkę na buty. Zachwyciła mnie gdy tylko ją zobaczyłam. To jest wyrób współczesny. Kokosów nie kosztowała. Jeszcze chcę kufer do łazienki tego typu kupić. Krzyśkowi się się nie podoba i by nie kupił. Za to on chce rower. Coś taniego trzeba będzie chyba kupić. Tylko po co mu skoro nie jeździ i nie zamierza. Na te wyjazdy do sklepu raz na miesiąc i stary może być przecież. Na stary narzeka, że źle się go pompuje i że powietrze szybko ucieka.



piątek, 28 kwietnia 2017

Nauka i nowe kosmetyki

Pogoda nadal tragiczna. Nie mam odwagi wyjść na dwór, a trzeba sadzić na gwałt sałaty i kalarepy, które kupiłam. Może dziś w końcu wyjdę. Kiedy Krzysiek skopie pozostałą część warzywnika? Licho wie. Wczoraj kupiłam kilka worków drewna, bo węgiel prawe mi się skończył. 

Dieta mi idzie. Chudnę ale się męczę, bo jestem głodna. Pewnie z powodu zimna. Miałam od poniedziałku przejść na jakiś czas na dietę warzywną, ale nie bardzo mam odwagę. Kiedyś schudłam na niej 7 kg w dwa tygodnie. Myślę też o kapuścianej jakieś 2 kg mniej w tydzień. Chodzi za mną post dr Dąbrowskiej ale raczej później. Może w czerwcu dopiero gdy warzywa będą tańsze i na dworze będzie ciepło. Przy tej diecie wszyscy marzną. No i oby do przodu. Ważne, że motywacja wróciła. Czy uda mi się jeszcze 10 kg w tym roku zrzucić? Raczej wątpię ale może chociaż z sześć się uda.

Od dwóch dni usiłuję uczyć się angielskiego. To zupełna nowość dla mnie, bo uczyłam się rosyjskiego i niemieckiego. Oczywiście już nic nie pamiętam. Jeśli chodzi o angielski to bym chciała tylko rozumieć co jest napisane. Pisanie to już szczyt moich ambicji. O rozumieniu i mówieniu nie myślę, bo słuchu nie mam i za granicę się nie wybieram, bo mnie to nie nęci. Uważam, że fajnie by było czytać książki po angielsku. Są fajne pozycje dostępne. Jak na razie czarno to jednak widzę. Zawsze do języków byłam raczej tępa, a słówka szybko zapamiętywałam i szybko zapominałam. Tak jest i tym razem. Gramatyka natomiast to tragedia. Nawet nie wiem o co w niej chodzi jeszcze i nie wiem gdzie tej wiedzy szukać. Jak na razie korzystam tylko z aplikacji na smartfonie. Zobaczymy co dalej.
Kilka dni temu zrobiłam porządek w kosmetykach. To i owo wyrzuciłam. To i owo kupiłam. Na razie przyszedł mi krem sandałowy z Orientany. Jest naturalny, cudnie pachnie i świetnie się wchłania. Czekam na mleczko w woskiem pszczelim, krem do rąk na bazie miodu i krem do stóp z propolisem. Te ostatnie kosmetyki są z Korany. Przyjdą pewnie po świętach. Ostatnio używam jedynie kosmetyków naturalnych. Staram się unikać tych testowanych na zwierzętach, bo to dla mnie zwyrodnienie. Nie wszystkie jednak firmy o tym piszą.

wtorek, 25 kwietnia 2017

Opóźnienia i przeszkody....

Ostatnio siedzę w domu i marznę. Martwię się, bo w ogródku nie zrobione i węgiel się kończy. Zostały mi  z cztery wiaderka tylko. Kupić nie zamierzałam teraz. Dziś jest trochę cieplej. Może wyjdę do pracy w ogrodzie. Powinnam posadzić sałatę i kalarepy, które wczoraj kupiłam i niezapominajki. Chyba zbyt mało jednak i jeszcze dokupię. Te co wysiałam i pracowicie przepikowałam chyba zmarnieją. Jutro ma z powrotem się ochłodzić. Zapowiadają też deszcz. Nie udała się wiosna tego roku. Nawet ja narzekam.

Kilka dni temu zaprojektowałam kilka okładek do antologii. Spóźniłam się jednak, bo okładka została już zrobiona. Teraz zostaną dla mnie do moich książek może. Po przeróbkach oczywiście. Szczególnie ta ostatnia mi się podoba.










A na koniec o kartach i odchudzaniu. Jeśli chodzi o karty to karty Lenormand coraz bardziej mi pasują. Sporo czasu im ostatnio poświęcam i cieszy mnie to. Dają dobre odpowiedzi konkretne i rzadko się mylą. Zostanę przy nich chyba na dłużej, bo są intuicyjne. Ostatnio siedzę również więcej nad tarotem. Kombinuję z nowymi układami. Też mnie to cieszy.

Odchudzanie natomiast to problem. Przytyłam przez święta i teraz z trudem to zrzucam. Myślę o diecie dukana, Kwaśniewskiego albo dr Dąbrowskiej. Coś muszę zrobić by z 10 kg jeszcze w tym roku zrzucić. Według kart Lenormand mam na to szansę. Wczoraj kupiłam Libramed. Te tabletki pomagają ponoć schudnąć. Tanie nie są. To co zauważyłam to mnie pomagają w opanowaniu ataków głodu. Nie chce mi się jeść. Obym schudła. Jeśli nie to może załatwię sobie Xenical.

piątek, 21 kwietnia 2017

Obowiązki, nauka itp...

Codzienne malowanie weszło mi w nawyk. Teraz dołożyłam też naukę. Postanowiłam nauczyć się lepiej, bo znam nieźle, kart Lenormand. Karty są bardzo fajne i wróżę nimi od dawna ale zaczęłam z nimi pracę, bo chcę mówić więcej o każdej karcie. Po prostu chyba warto poszerzyć nieco interpretację. Teraz mówię dwa zdania. Chcę mówić nieco więcej. Zaczęłam z kartami medytować i uczyć się oznaczeń z książki, którą mam. To potężne tomiszcze ale wszystkiego wykuć nie zamierzam, bo bardzie ufam skojarzeniom niż kuciu. To się przydało gdy się uczyłam tarota to i teraz się przyda. Później w kolejce czekają karty cygańskie. Tak sobie myślę, żeby może kiedyś zacząć w domu wróżyć. Powinnam tylko ogarnąć mieszkanie. To i owo zmienić np. wybudować toaletę dla kotów, żeby nie było ryzyka, że przy gościach zapach się pojawi😈. Poza tym mam opory, bo do tej pory nie wróżyłam nieznajomym twarzą w twarz. Nie lubię nawet przez telefon, bo czasem się stresuję i mam pustkę w głowie i karty przestają mówić. Powodem jest chyba to, że jestem konkretna i  nie bardzo umiem lać wodę. Mówię krótko i treściwie, a to chyba za mało. Wróżki robią seanse godzinne. Mnie by wystarczyło z 20 minut no powiedzmy pół godziny by wszystko powiedzieć i jak tu dalej czas wypełnić? O czym mówić? Chyba pójdę kiedyś do dobrej wróżki i zobaczę jak to ona robi na żywo. A może nie każda wróżka gada przez godzinę? Ponoć nie i to zależy od układu jaki się wybierze. U żadnej nigdy nie byłam, bo zawsze wróżyłam sobie sama i to się sprawdzało. 
Ostatnio robię też sobie eliksiry z ametystu i kwarcu różowego. To mnie otworzy na miłość i duchowość bardziej. Zwłaszcza miłość jest ważna...Robiłam sobie analizę czakr wahadłem i wyszły mi jakieś blokady na czakrze korzenia jak zwykle i czakrze serca. To ostatnie bardzo mi się nie podoba. No ale ja miałam i mam nieco zahamowań przed ludźmi. Nie jestem aż tak otwarta jak powinnam być. Cóż introwertyzm się kłania. Czakrę korzenia też by wypadało wzmocnić, bo może kręgosłup by tak nie bolał...Ech...

Martwi mnie ogród. Nic nie kiełkuje prawie, bo za zimno. Krzysiek nie ma kiedy skopać drugiej części warzywnika. Ja powinnam wreszcie użyć środka chwastobójczego i też nie mam jak, bo potrzeba kilku dni ze słońcem. Oj czarno to widzę w tym roku. 

środa, 19 kwietnia 2017

Marzenia o zmianach w domu

Ostatnio rozglądałam się za meblami, bo co prawda pieniędzy za bardzo nie mam ale pomarzyć można przecież. Tym razem skupiłam się na meblach do kuchni. Moje już dogorywają. Mają 14 lat i czas na nie. Teraz chcę drewniane to może wytrzymają dłużej. Znalazłam fajne ale funduszy brak i pewnie długo nie będzie. Tak to jest gdy się stałej pracy poza domem nie ma i pracuje się tylko 4 godziny dziennie, bo dłużej lenistwo albo pasje nie dadzą. Do tego facetów z grubym portfelem sobie nie dobieram, bo co innego jest dla mnie ważne. Meble chcę w kolorze buczyny lub czereśni oraz białe. Oprócz szafek chcę też kupić półeczki w tym nad drzwi na ikony oraz stół i krzesła z rustykalnych. Innego typu mebli nie lubię, a tych nowoczesnych z dużą ilością metalu i szkła wręcz nie znoszę.



W tym roku mam zamiar pomyśleć o przedpokoju i może o łazience. W przedpokoju ma być szafa zamiast wieszaka, nowe lustro może rzeźbione i nowa szafka na buty. Trzeba będzie pomalować sufit, kupić roletę bambusową i chodnik tkany w pasy. Do tego uszyję lambrekin. Oby się plany powiodły. Będę zbierać na to stopniowo. Do tego może też w łazience porządek zrobię o ile brat Krzyśka się zgodzi pomóc. Krzysiek już się złości. Remont w łazience nie będzie drogi, bo kafelków nie przewiduję, a umywalkę i podłączenia już mam. Trzeba tylko trochę nowego tynku położyć, zamontować listwy na suficie z boazerii, pomalować na biało, gumolit rozłożyć i wannę zmienić i to już wszystko. No i jeszcze karnisz nad drzwi, bo tkanina ma być. Tylko zasłonę uszyć, bo już ją mam... Ma być tanio i praktycznie...Moje wnętrza mają być dla mnie, a nie dla gości. Mają być przytulne i swojskie, a nie do podziwiania.


A na koniec moja wędlinka z szynkowaru i znikam do nauki... 

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Świątecznie- nieświątecznie...

Święta mijają u mnie dość leniwie. Odpoczywam po sobocie kiedy to niespodziewanie zmobilizowałam się i posprzątałam w kuchni i w sypialni. W niedzielę napisałam opowiadanie. Sporo też maluję ale to nic dziwnego ostatnio. Dziś robić nic w zasadzie nie będę. Chyba tylko zerknę w horoskop i sprawdzę wahadełkiem czy ktoś rzucił urok. Napisała do mnie dziewczyna z problemami i trzeba pomóc. Jeśli coś będzie nie tak podziałam dopiero jutro. Pewnie za to sporo dziś w dzień pośpię. Nie lubię próżnować ale czasem warto spędzać czas inaczej niż zwykle.
Mam problem z Facebookiem. Nie wyświetla mi się nic poza pustą stroną. Próbowałam z innych przeglądarek i z innego laptopa i z telefonu i mam to samo. Czyściłam komputer z wirusów i nie pomogło. Dla mnie to problem, bo właśnie na Facebooku starałam się pomagać kotom. Nie wiem co dalej będzie. Może to chwilowe. Oby.

Wędlina z szynkowaru, którą zrobiłam wyszła bardzo dobra. Fajnie się ją kroi i jest zwarta. To był eksperyment, bo robiłam bez przepisu. Tym razem użyłam mięsa mielonego, papryki czerwonej i ziół. Mam pomysły by dodawać kawałki mięsa, boczku, wątroby, pieczarki, grzyby suszone, marchewkę. Oczywiście nie wszystko na raz. Przypuszczam, że już nie będę jadła wędlin ze sklepu poza parówkami berlinkami i kabanosami. Krzysiek chyba będzie jednak mielonki i salcesony ze sklepu jadł. Jego wybór.



sobota, 15 kwietnia 2017

święta, praca i...

Już prawie święta. U mnie bardzo skromne w tym roku, bo nie chcę przytyć i znowu gotowanie jest moim wrogiem. Całe życie tak mam albo uwielbiam gotowanie albo go nienawidzę. Jest albo czarne albo białe. Nie ma nic po środku. Piec ciast nie znoszę nigdy. Może dlatego, że za słodyczami nie przepadam i dużo ich nie mogę zjeść. Dziś dzień zaczął się u mnie awanturą, bo nie chciałam iść święcić jajek. Ja w zasadzie do kościoła nie chodzę, bo nie jestem religijna choć w siły wyższe wierzę. Święcić pójdzie Krzysiek i spóźni się pewnie do pracy z tym, że ma urlop i nie musi koniecznie chodzić.
W tym roku w ogóle świąt u mnie  nie będzie. Owieska nie posiałam, jajek nie będę barwić, kartek nie zrobiłam i nie wysłałam. Kupiłam tylko palmę, zerwałam bazie i bukszpan, trochę ale bez wielkiego zacięcia ogarnęłam mieszkanie. Co innego mam teraz w głowie. Chociażby pracę czy książkę z wierszykami dla dzieci. Ostatnio mi doszła jeszcze antologia z wierszami o przyrodzie. Zostałam zaproszona do udziału w niej i oczywiście się zgodziłam, bo tego typu wiersze bardzo lubię pisać.
Oprócz tego sporo maluję. Mam zamiar malować około godziny dziennie przez jakiś czas. Trochę zaniedbałam ostatnio szkicowanie. To źle, bo to też jest ważne. Może w przyszłym roku będę chodzić do ośrodka kultury na zajęcia z rysunku sztalugowego. Zajęcia były w tym roku ale nie wiedziałam o tym czego żałuję. Liczę na to, że może w przyszłym roku też będą.



czwartek, 13 kwietnia 2017

Działanie...

Praca na dworze posunęła się do przodu. Jedna rabata na nowe kwiaty już przygotowana. Wyplewiłam na niej i ziemię wzruszyłam. To i owo mi kwitnie. Cieszy mnie to. Cudów jakiś u mnie nie ma i raczej nie będzie, bo delikatne roślinki by po prostu nie przetrwały. Dobrze jest jak jest. Jutro jadę do miasta i kupię środek chwastobójczy. Teraz czekam na słońce kilka dni z rzędu i specyfikiem wszystko spryskam. Wiem, że tego typu środki to zło ale albo ja albo chwasty wieloletnie typu perz czy podagrycznik. Tego ostatniego też nie daję rady zwalczyć i zagłusza mi kwiaty. Dwie rabaty mi zarósł i jest go coraz więcej. Robię z niego zapiekanki wprawdzie ale mam go dość na podwórku. Tam zwalczać nie będę.

Praca w domu typu przygotowanie świąt też przebiega dość sprawnie. Wprawdzie porządków generalnych u mnie nie było i nie będzie ale poprane jest i okna umyte. Kiedy porządki nie wiem. Może dopiero przy okazji malowania albo wymiany mebli. Obrosłam w rzeczy i nie mam zamiaru ich ruszać. Na święta nic prawie z jedzenia nie będzie domowego. Może tylko wędlina z szynkowaru jakaś. Miałam piec pieczeń rzymską ale nie udało mi się kupić małej foremki do pieczenia. Mam dużą ale kto to zje? Gości mieć nie będę i sama też raczej chyba nigdzie nie pójdę. Miał być Sebastian u mnie. Niestety nie wyszło... Może przyjedzie w maju...

Dziś wysłałam partię kolczyków decoupage i malowanych oraz dwie akwarelki, które udało mi się ostatnio sprzedać. Za te pieniądze znowu chyba kwiatki kupię tym razem na dwór.

A na koniec dwa obrazy. Ten pierwszy, malowany akrylami jeszcze do dopracowania. Jestem z niego nawet zadowolona. Namalowany jest nie na typowym podobraziu, a na dykcie. Mam jeszcze trzy takie same dykty to w najbliższym czasie coś jeszcze podziałam.



wtorek, 11 kwietnia 2017

Ogrodowo i artystycznie

Wczoraj miałam trochę roboty przy roślinach. Co prawda na dworze nie byłam ale musiałam przepikować z 30 kalarepek, które mi wybujały nieco na oknie w kuchni. Jak wszystkie pójdą to nie będę miała ich gdzie posadzić. Teraz czekam jeszcze na sałaty. Na razie kiełkują ładnie. Koty się za sadzonki jeszcze nie wzięły ale pilnuję i szkodniki z kuchni gonię. Ostatnio też dużo trawy im z dworu przynoszę. Nie wychodzą przecież. W tym tygodniu powinnam już koniecznie wsadzić bób i cebulę. Późno na nie trochę ale nic na to nie poradzę. Pogoda była kiepska i nie chciało mi się wychodzić. Nie wiem czy nie powinnam jeszcze jednej donicy na sałatę kupić. Jutro będę w sklepie to decyzję podejmę. Nie kiełkuje mi niestety koper. Albo jest za zimno albo nasiona kiepskie. Tak może być, bo w  sklepie kupiłam też miętę pieprzową i było puste opakowanie. Oczywiście wiem, że to raczej nie wina sklepu. Nie mogli tego przewidzieć, bo niby jak. Z drugiej strony kupiłam w zeszłym roku trochę nasion i nie wszystkie wzeszły. Później był kłopot, bo termin siewu minął.
W tym tygodniu powinnam też przesadzić parę roślin doniczkowych. Nie bardzo mam czas na to, bo święta za pasem. Długo z tym czekałam w tym roku. Zawsze przesadzałam na Józefa, zanim zaczęły rosnąć... Kupiłam też kilka roślin z tych wytrzymałych w tym laur, cytrynę, rozmaryn, hoję. Chcę jeszcze trochę kupić głównie sukulenty. 
Znalazłam w internecie sklep w którym są irysy, funkie, floksy, rudbekie. Oj chyba jednak ulegnę i trochę pieniędzy u nich stracę. 

niedziela, 9 kwietnia 2017

Marzenia

Zaczęłam marzyć o meblach do sypialni. Znalazłam piękne, drewniane i solidne. Jak by to dobrze było na nie zarobić, bo Krzysiek kupić nie chce. Te co mam zupełnie się sypią. Komplet kosztował by trochę. Ech... Krzysiek już teraz się wścieka, bo zmian w domu nie lubi. Ba, Nienawidzi. Tego typu zmiany to by straszny ruch był. Porządki, wynoszenie mebli, wnoszenie, malowanie, układanie. Koszmar jak dla niego. Ja tego też nie lubię ale zniosę, a on znosić nie chce...




 Od kilku dni mam problem z ramieniem. Boli mnie jak diabli. Mam problemy z poruszaniem nim. Już kiedyś tak miałam i po Reiki i bioterapii mi przeszło. Teraz niespodziewanie wróciło. Pracujemy nad tym obie z moją mamą i jest troszkę lepiej, ale jeszcze boli. Najgorsze jest to, że nie jestem w stanie ćwiczyć jogi. Strasznie mnie to martwi. Boję się, że zardzewieję i później wcale mi joga nie pójdzie, a tyle już udało mi się osiągnąć. Szkoda by było to zmarnować.


A na koniec portrety i akwarelki. Portrety nadal ćwiczę, ale obawiam się, że popełniam błędy. Potrzebuję nauczyciela. Tylko skąd go wytrzasnąć. Ostatnio były warsztaty malowania portretów akwarelą. Prowadziła babeczka ze stowarzyszenia akwarelistów. Niestety były daleko i szans dojechać nie miałam. Muszę to przemyśleć i poszukać kogoś przez internet chyba. Portrety maluję i będę malować choć wiem, że na razie mi nie idą. Jeszcze niedawno nie miałam do tego serca. Teraz mnie to już bawić zaczęło.






piątek, 7 kwietnia 2017

kolczyki, szafa i portrety

Kilka dni temu dostałam propozycję by wstawić kolczyki zdobione metodą decoupage oraz malowane w komis do sklepu z biżuterią. Sklep jest stacjonarny w Jeleniej Górze w dobrym punkcie. Strasznie się cieszę, bo uwielbiam kolczyki zdobić. Pierwszą partię mam wysłać w środę. Bazy oczywiście od razu kupiłam i już mam. Może pomyślę też o broszkach i bransoletkach. Gdyby się współpraca dobrze układała to mogę pomyśleć o robieniu kolczyków srebrnych z naturalnymi kamieniami albo miedzianych. Te już by były droższe oczywiście. Zawsze chciałam to robić, bo to lubię. Może czas pomyśleć o tym by rękodzieło do sklepów zacząć wstawiać. Są u mnie w okolicy sklepy z prezentami np. Może by były zainteresowane kolczykami, świecznikami, termometrami, kartkami itp. w komis, a może i obrazami? Chyba jak będę w mieście to popytam.
Ostatnio wpadłam też na pomysł by dać ogłoszenie do Szamana w sprawie astrologii. Ogłoszenia są stosunkowo tanie. Nie wiem tylko czy nie trzeba przypadkiem działalności mieć by wydrukowali. Może się uda.Wysłałam też na próbę jeden artykuł do czasopisma.

Poza tym zaczęłam się oglądać za szafą. Ma być koniecznie drewniana i na stary styl. Chciałabym starą ale przez internet nie kupię, bo się boję, że będzie uszkodzona. Znalazłam nową. Nawet mi się podoba. W sklepie są też inne fajne meble. Może i o nich pomyślę z czasem. Powinnam wymienić i te w sypialni i w kuchni. Te w pokoju dziennym w zasadzie również, bo dogorywają. Mają dopiero pięć lat i już by trzeba pomyśleć o nowych. Już mebli z płyty nie kupię. Na zmieniające się mody nie zwracam uwagi i meble chcę mieć na długo. Nie na kilka sezonów.


A na koniec nowe zainteresowanie - portrety. Od wczoraj mnie wzięło i zaczęłam się tego uczyć. Dwa pierwsze są moim zdaniem koszmarne. Podobieństwo jest ale takie sobie. Podobno jednak coś w nich jest i powinnam ćwiczyć, a jest szansa, że kiedyś będą lepsze... Pierwszy namalowałam akrylami, drugi to akwarela. Z czasem może też spróbuję pastelami suchymi. Pastele zestaw portretowy mam.

środa, 5 kwietnia 2017

Wyjazd i rozważania

Dziś jadę  do miasta. Muszę zawieźć obrazy na konkurs i na wystawę. Pojedzie jeden akrylowy i jedna akwarelka. Tematyka to pejzaż. Abstrakcje nie wskazane. Wystawa pokonkursowa będzie w czerwcu. Na początku miesiąca w tej chwili nie pamiętam kiedy. Poza tym muszę kupić Randap do zniszczenia perzu, który się rozplenił w truskawkach. Kupię też dymkę i nasiona bobu oraz może rzodkiew jak będzie. Bardzo lubię czarną rzodkiew z twarogiem. Kiedyś już ją wysiałam ale nic nie wzeszło może tym razem się uda. Chcę również sobie kupić w sklepie budowlanym duży pędzel z włosia do moczenia akwareli. Krzysiek mi nie chce dawać swojego pędzla do golenia jakbym mu zjeść miała.😃

Poza tym dzisiaj pewnie kolejne opowiadanie do wydawnictwa wyślę, bo pieniądze się przydadzą. Może też wiersze dla dzieci jakieś napiszę. Ostatnio kusi mnie też nauka pisania bajek. To by mogło być nawet interesujące. Kursy są ale stacjonarne typu warsztatów. Mnie interesują tylko internetowe oczywiście. Zrezygnowałam natomiast z kursu webwritingu. Myślę, że dziennikarstwo mi wystarczy. Z drugiej strony tu też muszę kurs wybrać mądrze. Nie interesuje mnie przecież specjalnie ani reportaż, ani tym bardziej wywiad, ani organizacja redakcji. Chcę pisać głownie felietony i newsy. Musi być też na kursie nauka dziennikarstwa internetowego. Kurs ESKK jest więc chyba niezbyt odpowiedni, a długo trwa i jest drogi. Może pomyślę nie o kursie, a o książce i korepetytorze, który teksty mi oceni np. Jeśli chodzi znowu o kurs fotografii to te w większości o ile nie wszystkie bazują  na lustrzankach. Jeżeli chodzi o mnie to nie bardzo mi się uśmiecha lustrzankę kupować. Nie przepadam za robieniem zdjęć i raczej tego nie pokocham, bo nie mam do tego drygu. Aparat chcę kupić nowy i lepszy ale raczej kompaktowy. Zależy mi co prawda na sprzedaży zdjęć w internecie ale nie aż tak bardzo i mam zamiaru ponosić aż takich kosztów. Muszę to wszystko przemyśleć. Co do grafiki to też prawdę mówiąc jestem w kropce. Kurs uczy zawodu grafika. Ja w zasadzie chcę robić jedynie logo, wizytówki i papier firmowy. Czy cały kurs jest mi więc konieczny?

 Ostatnio zachorowałam na kanapę bujaną na dwór. Mogłabym sobie leżeć i pracować za domem. Może by mi hałas nie przeszkadzał i wygodniej by mi było niż na twardych, starych, plastikowych krzesłach. Na pewno bym nie zarwała, bo schudłam przecież. Krzysiek mi kupić jednak nie chce. Nie wiem czemu. Chyba będę musiała sobie za nią sama zapłać ale wtedy mu siedzieć nie dam skoro taki drań z niego... 

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Plany

Nowy tydzień i nowe zadania. Miałam plewić, ale nie wiem czy dam radę z powodu pogody.  Trochę mi zimno. To co najpilniejsze w ogrodzie w zasadzie zrobiłam. Mogę poczekać na lepszą pogodę. Nie pali się przecież. Dziś może tylko sprzątnę doniczki sprzed domu i posadzę pocięte pędy porzeczek, które dostałam od koleżanki. Może też prania jakieś zrobię w końcu święta coraz bliżej.
Dziś za to popracuje nad opowiadaniami i książką dla dzieci. Planuję napisać 100 wierszyków. Mam na razie 40. Ilustracje są wykonane ołówkiem ale trzeba je pomalować. Maluję akwarelami i gwaszami. Wychodzą nawet nawet. Wyzwanie mi się strasznie spodobało i przy wierszykach dla dzieci pozostanę pewnie na dłużej. Ciekawe tylko czy wydawcę znajdę. Jeśli sama nie dam rady to może agent literacki pomoże? Zupełnie nic nie wiem na temat wydawania książeczek dla dzieci. Nigdy mnie to do tej pory nie interesowało. Dla dzieci nie pisałam i nie miałam zamiaru. Dopiero ta antologia mnie skusiła, a w zasadzie nie wiersze tylko możliwość wykonania ilustracji. Czasem dobrze podjąć rękawice, bo wyzwanie może być furtką do czegoś fajnego.
W tym roku chciałabym też napisać trochę opowiadań. Gdyby mi się je udało wydać to może zabiorę się za coś w rodzaju powieści. Pomysł mam od kilku lat ale na razie leży odłożony na bok. Kusi mnie też napisanie kryminału. Może kiedyś. Jedno z moich opowiadań mogłoby być początkiem. Pracy więc przez kilka lat mi nie zabraknie. Tym bardziej, że dwa tomiki wierszy są gotowe i trzeba wydawcę znaleźć, a następne się piszą.
Mam też zamiar skończyć trzy kursy - grafiki, dziennikarski i fotografii o ile czas będę miała i się nie rozmyślę. Oczywiście nie na raz...To już będzie chyba wszystko o ile coś nowego mi do głowy nie wpadnie...Może bajki dla dzieci np.? To nawet prawdopodobne, bo co roku Biedronka organizuje konkurs, w którym jest gigantyczna nagroda. Kusi mnie to oczywiście a jakże... Jakbym wygrała tobym wreszcie remont domu zrobiła...Taki solidny...


sobota, 1 kwietnia 2017

Sobota, prace koło domu, plany i obrazy

No i udało się. Jestem współpracownikiem wydawnictwa. Będę pisała opowiadania. Płacą bardzo dobrze...To dla mnie sukces... Strasznie się cieszę, bo uwielbiam to robić w przeciwieństwie do pisania o pożyczkach... Tematyka jest obyczajowa, społeczna z tym, że liczę też, że uda się pisać kryminały i opowiadania z zakresu parapsychologii, bo i tego typu opowiadania są drukowane... W zasadzie to już jedno o duchu zostało przyjęte do druki i mam wysłać następne w tym typie. Mam też namiary na kolejne czasopismo. Przez ostanie dwa dni zarobiłam tyle ile Krzysiek przez pół miesiąca. Do tego przygotowałam następne opowiadania i szansa na wydrukowanie jest spora. Dowiem się czy przejdą pewnie w poniedziałek. Krzysiek minę ma nietęgą... Chyba mi po cichu zazdrości pracy na leżąco z kotem na kolanach. On musi sporo kilometrów zrobić i sporo się naschylać. Do tego pracuje na dworze bez względu na pogodę.
Ostatnio staram się coś robić na dworze. Wczoraj odmłodziłam agresty i co nieco posiałam w tym tymianek do doniczki. Postawiłam doniczkę w kuchni na oknie i oby koty się do niej nie dobrały, bo poduszę...😃😃Nie wiem nawet czy to odpowiednia pora na odmładzanie ale sobie przypomniałam o tym i od razu to zrobiłam. Agrestów mam kilka krzaków ale one są małe, nie rosną i nie owocują mimo nawozu. Zależy mi na nich, bo to stara, cenna dla mnie odmiana. Owoce pamiętam z dziecięcych lat. Są zielone i bardzo smaczne. Może teraz po przycięciu za rok owocować będą. Trzeba by agrestów dokupić i zrobię to o ile mi się uda oczyścić sad z perzu. Myślę o czerwonych. Kupię też wtedy maliny, bo te co kupiłam perz zabił. Trzeba by też dokupić poziomek, bo mało ich mam. Jest ledwie kilka krzaczków. Porzeczki sobie rozmnożę sama. Z tych czarnych co rozmnożyłam zostały dwa krzaczki. Ładne rosną, ale chcę więcej. Muszę też rozmnożyć czerwone i może białe od koleżanki. Chcę to zrobić w poniedziałek. Może w tym roku przygotuję też sadzonki winogronu. Marzy mi się zrobienie  porządku w ogródku przed domem. Chcę zlikwidować trawnik, bo nie ma kto o niego dbać. Ja kosić co tydzień nie mam zamiaru. Ogródek chcę częściowo wyłożyć płytami betonowymi i posadzić kwiaty, a rabatki wysypać korą. Krzysiek się nie chce zgodzić i chyba będę musiała sobie na to zarobić. Z kwiatów chcę kupić floksy, liliowce i irysy w różnych kolorach, bo dobrze rosną bez wody. Myślałam też o funkiach. Część kwiatów może dostanę od Asi z bloga MarAsiowa Ostoja. Ona ma cudny ogród i masę ciekawych roślin. Do tego posadziłabym roślinki na skalniaki i po kłopocie. Byłoby ładnie i praktycznie. Kwiatów jednak w sklepie nie kupię, ponieważ kupowałam kilka razy i nie przyjęły się. Muszę kupić od kogoś z ogrodu albo się wymienić na liliowce pomarańczowe czy niebieskie i białe marcinki. Mam też roślinki na skalniaki do wymiany i biało-fioletowe irysy. Powoli zaczyna mnie ogród cieszyć. Dobry znak...😃
Dziś planuję wyjść z plewieniem przed dom. Mam taką długą rabatkę wzdłuż domu na ulicy. Trzeba by chwasty z niej usunąć, bo rosną jak szalone. To właśnie na niej chcę posadzić nowe roślinki. Wczoraj zerwaliśmy bazie do wazonu. Tym samym wiosna zawitała do domu. Czas na nią...