Codzienność

Codzienność

niedziela, 31 stycznia 2016

Garść nowin i domowy majonez...

Ostatnie dni były spokojne. Nic się w zasadzie nie wydarzyło. Dietkuję, czytam, piszę teksty, wróżę i śpię popołudniami. Dodatkowo tylko oglądałam mistrzostwa w jeździe figurowej na lodzie. Zawsze oglądam gdy mam okazję. Pracę tą dobrze płatną udało mi się złapać. Niestety to będzie tylko kilka tekstów miesięcznie. Kokosów więc nie zarobię, ale dobre i to. Zwłaszcza, że Krzysiek będzie miał w pracy cały luty wolny. Oby go tylko od marca przyjęli z powrotem. Martwię się.
Wczoraj po raz pierwszy robiłam domowy majonez w rozdrabniaczu do warzyw. To był eksperyment, bo można robić ale blenderem. Eksperyment się udał i majonez wyszedł pyszny choć trochę zbyt rzadki, bo niepotrzebnie dolałam wody. Robi się szybko i bez problemu. Majonezu już kupować nie będę, bo domowy jest zdrowszy i chyba mniej kaloryczny, bo nie dodaje cukru. Majonez u mnie schodzi na bieżąco. Jemy sporo sałatek i surówek, a bez majonezu warzywa dla mnie nie mają smaku. Innych sosów do sałatek nie używam.

Majonez

szklanka oleju
łyżka musztardy
2 małe jajka
sól
pieprz
papryka
łyżka soku z cytryny

Wszystko włożyć do rozdrabniacza. Na początku włączyć z przerwami. Później ciągle.

Ostatnio zauważyłam, że rzadko wyjeżdżam z domu. Większość spraw załatwia za mnie Krzysiek. Jutro np. jedzie do lekarza i do apteki. Może też kupi coś warzyw. Po jutrze już będę musiała jechać, bo trzeba być z Filusiem u weterynarza. Krzysiek sam tego nie załatwi. Ciekawe kiedy następny zabieg.
Pogoda u mnie zupełnie nie zimowa. Śniegu brak i mrozów na szczęście też nie ma. Oby nie wróciły. Znowu widziałam kosy. Czyżby to koniec zimy?










środa, 27 stycznia 2016

Trochę nowin

No i niestety Filusiowi krwiak powrócił. Na razie jest nabrzmiałe pół uszka. Czy to się będzie powiększać jeszcze nie wiem? W poniedziałek miały być zdjęte szwy, a tu za kilka dni pewnie będzie następny zabieg. Oby ostatni...Okropnie się denerwuję...W dodatku mimo dwóch zastrzyków świerzbowiec nadal jest. Już nie wiem co z tym zrobić. Nic nie pomaga. Zastrzyk miał być ostatecznością, bo Advocate nie pomagał, a raczej pomógł na chwilę i świerzbowiec wrócił.
Wczoraj znowu kupiłam kilka książek w tym kolorowanki dla dorosłych i powieść. Z nią się niestety pośpieszyłam, bo okazało się, że jest na Chomiku. Kolorowanki dla dorosłych zauroczyły mnie jakiś czas temu. Zaczynałam od mandali. Bardzo mnie wyciszają i relaksują.







Cały czas czytam. Ostatnio wzięłam się nawet za romanse Viktorii Holt. Nawet ciekawe są. Przypominają mi troszeczkę książki Austin. Głównie klimatem, bo to te same czasy. Czytnik pokochałam. Kupiłam pokrowiec i już go nawet ze stołu nie sprzątam. Krzysiek się do czytnika nie dał przekonać. Dziś znowu był w bibliotece i przyniósł kilka książek w tym taka grubą o Piastach. Będzie miał co robić.
Parę dni temu udało mi się złapać dodatkowe zlecenie. Jest dobrze płatne i ciekawe. Piszę na portal o drzewach i krzewach. Na razie napisałam kilka artykułów o drzewach owocowych. Mam sporo materiałów. Wszystko by było dobrze tylko kobieta dla której piszę jest jakoś mało komunikatywna. Pisze rzadko i właściwie nie wiem czy z mojej pracy jest zadowolona czy nie. Ciekawe ile to zlecenie potrwa.


 

czwartek, 21 stycznia 2016

O krok od nieszczęścia i przyjemne chwile...

Wstałam dziś po 10. W domu zimno, albo tylko mnie się tak wydaje, bo zawsze w trakcie diety marznę. Nie lubię odchudzać się zimą. Odchudzanie coś opornie idzie, bo już 4 dzień diety, a spadło ledwie 70 dkg. Co to jest. Mało tym bardziej, że odchudzam się solidnie bez grzeszków. Ponoć otyli szybciej chudną. Ja tego nie zauważyłam. Jak tak dalej pójdzie trzeba będzie chyba odrzucić węglowodany. To będzie dla mnie ciężkie, bo lubię. Może te koktajle Herbalife coś pomogą. Jeszcze jednak nie przyszły. Idą już tydzień.
Dziś o mało co a doszło by do nieszczęścia. Wstałam i jeszcze zaspana chciałam wziąć leki. Złapałam przez pomyłkę 2 tabletki na ciśnienie zamiast cerutinu. Normalnie biorę pół. Gdy już miałam w ustach usłyszałam alarm w głowie i zorientowałam się, że to pomyłka. Nie wiele brakowało. Ktoś nade mną czuwa jak nic. Wystraszyłam się solidnie i natychmiast cerutin przełożyłam w inne miejsce. Mam nauczkę. Swoja drogą ciekawe co by było jak bym połknęła? Aż myśleć nie chcę...
Wczoraj spędziłam przyjemny dzień w domu. Czytałam, robiłam kartki tym razem kocie i trochę spałam. Była też dłuższa medytacja z kamieniami. Kusiło mnie wyjść na dwór i zrobić trochę zdjęć zimy, która posypała śniegiem, ale jest łaskawa, bo mało mrozi. Mam nadzieję, że solidnych mrozów już nie będzie. Niedługo luty. Słońce będzie już wyżej i można zacząć wyglądać przedwiośnia. Lubię ten czas.
Dzisiejszy dzień też spędzam w domu. Krzysiek ma urlop i pojechał na zakupy, a ja siedzę i buszuje po blogach. Po południu może zrobię dwie ostatnie kartki. Trzeba by pomyśleć o nowym zamówieniu materiałów do decu i wyrobu kartek. Nic na Wielkanoc nie mam, a wypadałoby już się za pracę zabrać.


 

wtorek, 19 stycznia 2016

Zabieg, laptopy, książki i kosy...

Dziś Filuś miał zabieg usuwania krwiaka małżowiny usznej. Ma kilka szwów. Niestety uszko było zakażone i będzie już zniekształcone. Będzie też musiał brać antybiotyki przez 6 dni. Będzie pewnie drapał i gryzł, bo reaguje histerycznie. Szwy są nierozpuszczalne i trzeba będzie jechać je zdjąć 1 lutego. Znowu będzie cyrk z dojazdem. W tamta stronę pewnie pojedziemy autobusem, a z powrotem może wrócimy taksówką. Muszę też kupić Advocate, bo znowu 7 kotów ma świerzbowca usznego. Niewiele, ale jednak.
Wczoraj odebrałam laptop. Okazało się, że był dobry, a zepsuty był zasilacz. Chcę teraz kupić oryginalny, bo jest sprawny dłużej. Za to nawalił nowszy laptop. Zepsuł się port czy jak się to nazywa do włączania myszy. Działa jeden i nie wszystko można zrobić. Zdjęcia zgrywam okrężną drogą za pomocą myszy wbudowanej. Muszę to naprawić, bo nie lubię używać tej myszy.
Czytnik mnie bardzo cieszy. Co prawda co książka papierowa to papierowa, ale ja już książek kupować nie mogę, gdyż nie mam ich gdzie trzymać. W tej chwili kupuje tylko Krzysiek, bo jego czytnik nie interesuje. Sama nie wiem gdzie te swoje książki będzie chował. Kupuje dwie serie. Bitwy Polaków i II wojna światowa. Łącznie 4 tomy miesięcznie.
Kupiłam wreszcie ten rozdrabniacz do warzyw. Świetna sprawa. Surówka gotowa w 5 minut i ławo się urządzenie myje. Teraz się dziwię jak mogłam tak długo wytrzymać z tarką. Surówki jem codziennie. Mam nadzieję schudnąć.
Przyleciały kosy. Kilka dni temu widziałam jednego. Mam nadzieję, ze przetrwają, bo to bardzo wcześnie w tym roku. Mama je dokarmia, ale czy to wystarczy? Zima mnie coś nie cieszy w tym roku i wyglądam wiosny...
 

sobota, 16 stycznia 2016

Trochę złego i dobrego...

Zima trwa. Nawet wczoraj trochę śniegu spadło. W tym roku mnie to nie cieszy. Wyglądam wiosny i drżę, żeby mrozów nie było dużych. Zimna mam dość. Na dwór wychodzę mało i unikam wyjazdów. Czasem nawet na pocztę jeździ za mnie Krzysiek. Gdy już muszę jechać to załatwiam wszystko szybko i często, żeby nie stać na przystankach wracam taksówką.
Nadal jeszcze czasem kaszlę. Już ponad dwa tygodnie. Łykam cerutin i ładnie mi się ten kaszel odrywa. Kupiłam bańki na Allegro, ale zadowolona nie jestem. Nie zawsze się przyczepiają. Gdy się wyciąga powietrze pompką jest wszystko w porządku. Gdy się chce odczepić pompkę powietrze ucieka. Bańki są plastikowe i w kilku rozmiarach. Były tanie. Cóż z tego skoro Krzysiek sobie z nimi nie poradzi. Za nic. Chyba będę musiała kupić drugie w aptece i wypróbować na miejscu. Muszą być łatwe w obsłudze, żeby Krzysiek dał radę. Ja jak trzeba stawiam tradycyjne na denaturat.
Krzysiek ma znowu urlop. Musi wykorzystać wszystko, bo prawdopodobnie przez luty będzie siedział w domu, a od marca znowu przyjmie się do pracy. Coś mówił na ten temat, ale pewny nie jest. Brygadzista też nic jeszcze nie wie. Pozmniejszali ludziom etaty do połowy. Kupili jakąś maszynę, ale ona się nie bardzo sprawdza i nie w każdej sytuacji. Oby tylko Krzyśka przyjęli z powrotem, bo gdzie on pracę znajdzie. Sporo stresu mnie czeka teraz z tego powodu.
Chyba powoli dojrzałam do diety. Interesuje mnie Dukan albo ketogeniczna. Obie są skuteczne z tym, że teraz gdy Krzysiek nie będzie pracował nie bardzo będzie mnie na nie stać. Ketogeniczna tez jest nisko węglowodanowa, ale je się tłuszcz co w dukanie jest zabronione. Nie wiem na co się zdecyduję w końcu. Na Dukanie byłam i łatwo schudłam 10 kg. Może więc Dukan. Teraz od poniedziałku mam zamiar być na 1000 kaloriach. Kupiłam rozdrabniacz do warzyw to surówkami podgonię. Później gdy przestanie działać, co się stanie prędko jak sądzę, wykończę zapasy Allevo, Herbalive i Prolavii. Powinnam na tym 1 kg tygodniowo zrzucać.
Wreszcie kupiłam czytnik. Jestem bardzo zadowolona i czytam jak szalona w tej chwili Robina Cooka. Jeszcze mi kilkanaście pozycji zostało. Zgrałam też z Chomika e-booki Viktorii Holt i Tess Gerritsen. Będę miała co robić.

 

środa, 13 stycznia 2016

Dieta, zakupy przez internet, hartowanie i wytworki na rzecz kotów...

Ostatnio coś mnie od diety nieco odrzuca. Nie mam motywacji i boję się ograniczyć ilość kalorii ze względu na zdrowie. Czuję, że chorowałam przez niedobory jedzenia, bo osłabiłam sobie dietami organizm. Teraz nie mam ochoty na zimne potrawy i napoje. Nie nęcą mnie surówki i sałatki. Może zaczną jak kupię rozdrabniacz do warzyw. Ciągnie mnie do do dużych ilości węglowodanów i o dziwo do mięsa. Najchętniej bym jadła ziemniaki pieczone z warzywami, ziołami lub pieczarkami czy boczkiem, sycące zupy czy dania z makaronu lub fasoli np. Po tym się nie chudnie niestety. Kiedy będę całkiem zdrowa nie wiem, bo to już trwa ponad 10 dni. Czuję się co prawda lepiej, ale nadal mam katar i kaszlę co jakiś czas. No i jest mi zimno nawet pod kołdrą przy 22 stopniach.
Wczoraj po kolejnym narzekaniu Krzyśka, że musi nosić ciężkie siaty z zakupami znalazłam w internecie delikatesy i zaproponowałam mu robienie w ten sposób części zakupów. Sklepów jest kilka, ceny nawet do przyjęcia i wybór niezły. Nie zgodził się jednak, bo twierdzi, że nie ma gdzie tego składować. Fakt spiżarkę zawalił jakimiś rupieciami i nie chce tego powyrzucać, bo twierdzi, że to potrzebne. No to niech nosi i nie narzeka. Na to by przywozić zakupy co miesiąc taksówką też się oczywiście nie zgadza. Czasami go nie rozumiem...
Ostatnio zaczęłam łykać Cerutin. Myślę też o czystku, który ponoć wzmaga odporność. Jak to nie pomoże chyba z powrotem zacznę brać zimne prysznice i chodzić boso po śniegu. Gdy to robiłam chorowałam 3 dni i to rzadko.
Jutro jadę wreszcie po czytnik. Już go zamówiłam. Przy okazji kupię rozdrabniacz i wydrukuję sobie zdjęcia kotów. Będę z nimi robić kartki na bazarki dla kotów. Ostatnio kartki z kotami fajnie się sprzedały. Trzeba by też namalować kilka akwarelek kotów. Byłyby również na bazarki.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Uodparnianie, pisanie i czytnik e-booków...

Od wczoraj kombinuję co by tu zrobić żeby nie chorować, albo przynajmniej chorować lżej. Kiedyś przeziębienie u mnie trwało 3 dni i po krzyku. Teraz się męczę po 10 dni. Jeśli chodzi o katar na który jestem podatna to tu jestem zależna od Krzyśka. On zachoruje i przekazuje mnie, a u mnie od razu i kaszel i ból gardła i dreszcze. Na razie kupiłam cerutin i echinaceę. Myślę o syropie z jodem i bańkach tych nowoczesnych, bo tradycyjnych na denaturat Krzysiek stawiać nie potrafi. No i zobaczymy. Jak to nie pomoże to trzeba będzie poprosić lekarza o środki uodparniające o ile badań nie każe zrobić. Jeśli każe to poproszę znajomego lekarza o wizytę prywatną, a on przepisze co zechcę bez badań. Coś muszę wymyślić, bo już mam dość, a sezon na choroby jeszcze potrwa do marca...
Powoli chyba choroba mi przechodzi, bo przychodzą mi myśli do głowy, żeby wreszcie zacząć pisać opowiadania. Może książki typu poradników z medycyny alternatywnej, a może powieść? Nie bardzo mi się jeszcze chce. Jeszcze coś mnie hamuje, jeszcze weny brak, ale zdaje się, że zaczynam wracać do żywych. Pomysły wprawdzie były i to chyba niezłe, ale zapału do pracy jeszcze nie mam. Hamuje mnie zwłaszcza trudność w poszukiwaniu wydawcy, a za swoje pieniądze lub ze współfinansowaniem wydawać nie chcę. Ostatnio znalazłam jednak kilka agencji literackich, więc może to by coś ułatwiło? Czuję, że powinnam zacząć coś robić, bo trwonienie czasu na gry komputerowe niezbyt mi odpowiada. Można i pograć, ale trochę...Z drugiej strony czy jestem w stanie na pisaniu książek zarobić? Czy to się opłaca? Pisać wprawdzie lubię, ale pisać i nic z tego nie mieć to chyba bez sensu?
W tym tygodniu jadę kupić czytnik. Model mam wybrany, ale muszę go zamówić do sklepu stacjonarnego, bo najpierw chcę obejrzeć zanim kupię. Strasznie się cieszę. E-booków zgrałam już z Chomika całą masę i teraz tylko czytać. Ciekawe czy tego typu czytanie mi przypasuje. W komputerze nie lubię. Książek tradycyjnych nie mogę jednak już absolutnie kupować z braku miejsca na nie. E-booki to przyszłość i czas się z tym pogodzić. Krzysiek zdania na ten temat nie ma, ale raczej przekonać się do czytnika nie da...Oporny jest jeśli chodzi o naukę nowych rzeczy, a technika chyba go gryzie....Ja uważam, że to swoiste lenistwo umysłowe to efekt starzenia się. On do tego tak nie podchodzi i nie przejmuje się.

sobota, 9 stycznia 2016

Ogrzewanie i męczące przeziębienie...

Ostatnio nic nie robię tylko śpię i myślę co by tu zrobić, żeby w domu było cieplej. Teraz mam rano 13 stopni w sypialni, 11 w kuchni i 15 w pokoju dziennym. Później palę w piecu kominkowym i temperatura dobija do 22 stopni w pokoju dziennym, ale dopiero po południu przy bezmroźnej pogodzie. Wieczorem w sypialni po dogrzaniu grzejnikiem jest 15 stopni. Kuchnia jest nieogrzewana. Mam jeszcze piecokuchnię, która wcale nie zdaje egzaminu. Ma moc 10kw i strasznie żre węgiel/2 wiadra na 6 godzin/ przy czym ciepła wiele nie daje, a blaszane kaloryfery stygną momentalnie. Mieszkanie jest częściowo ocieplone w tym sufity. Są też nowe okna. Nie wiem co robię źle, że ciepło nie jest. Inni przy spaleniu tej ilości węgla chodzą z krótkimi rękawami. Koleżanka spala 4 tony miału i ma 23 stopnie ciepła wszędzie przy tej samej powierzchni grzewczej. Coś muszę wymyślić, bo jesteśmy coraz starsi i więcej ciepła nam potrzeba, a tu rady znikąd. Krzysiek nie interesuje się niczym i wszystko jest na mojej głowie...Jestem już tym zmęczona...
Wymyśliłam, że za kilka lat trzeba będzie przenieść sypialnię do wnęki bibliotecznej, a bibliotekę do sypialni. Wtedy można będzie założyć gaz i w ten sposób ogrzewać jedno pomieszczenie plus trochę kuchnię. Biblioteka w obecnej sypialni byłaby nie ogrzewana to bym na gaz nie zbankrutowała. Teraz tego zrobić nie mogę, bo w bibliotece stoi kilka kocich kuwet, których nie mam gdzie przenieść. Ciekawe jak mam wytrzymywać teraz? Jest jeszcze kwestia tego rodzaju, że niedługo mogą zabronić ogrzewać węglem mieszkania. Niedawno już byli na wywiadzie i co wtedy? Pozostanie drewno, a ono może nie ogrzać.
Przeziębienie niby mi przechodzi, ale strasznie wolno. Ciągle jeszcze mam katar i kaszel. W gardle mi charczy i ciężko mi się oddycha. Włosów nie myłam już od tygodnia, bo się boję w tym zimnie. Jestem słaba i nic mi się nie chce robić. Mam dość. Ciekawe ile ten stan jeszcze potrwa. Dobrze, że chociaż Krzysiek już zdrowy.

czwartek, 7 stycznia 2016

To i owo...

Wczoraj wreszcie wyczyściliśmy ten piec i komin w pokoju dziennym. Zebrało się prawie wiadro osadu. Nic dziwnego, że się palić nie chciało. Po południu było już cieplutko i przyjemnie. Tak jak lubię. Siedziałam w podkoszulce i grałam sobie w Wiedźmina. Gra jest fajna. Czas mija błyskawicznie. My graliśmy prawie dwie godziny. Jeszcze pewnie błędy robimy, ale i tak przyjemnie spędziliśmy czas. Później czytałam książkę, którą Krzysiek przyniósł z biblioteki dla siebie. Spodobała mi się i chyba poproszę go o drugą część. Też ponoć jest dobra.


Dziś przyjemności ciąg dalszy. Jeszcze zdrowa nie jestem to nic robić nie będę poza ugotowaniem obiadu. Krzysiek ma urlop to wszystko zrobi. Teraz poszedł narąbać drewna do rozpalania w piecu. Ja leżę przy piecu pod kołdrą i się grzeję. Jeszcze do końca tygodnia pewnie będę dochodzić do siebie po chorobie. Coś mi strasznie długo te przeziębienia ostatnio trwają. Odporność mi siadła jak nic i nie bardzo wiem co z tym zrobić. Niby są środki, ale który wybrać?
Filuś będzie miał zabieg 19 stycznia. Jak byliśmy w przychodni to trafiliśmy na chirurga, który potwierdził, że biedak cierpi na krwiak małżowiny usznej. Ulżyło mi, że to nic poważniejszego. Dostał trzy zastrzyki przeciwzapalne i dodatkowo jeszcze jeden na świerzbowca. Z tym świerzbowcem mam straszny problem, bo wciąż to draństwo niektórym kotom wraca. Używałam już różnych środków i poprawa jest na krótko. Teraz Filuś dostanie zastrzyki może one pomogą mu na stałe. Inne koty dostaną jeszcze raz Advocate.

wtorek, 5 stycznia 2016

Problemy...

Mrozy trochę odpuściły, ale przeziębienie nie chce mi przejść. Nadal mam katar i ataki kaszlu. Czuję się jednak już trochę lepiej. Nie mam dreszczy i zimnych potów. Jak to dalej będzie nie wiem, bo dziś muszę jechać do weterynarza z Filusiem. Zrobił mu się chyba krwiak małżowiny usznej. Oby to nic gorszego, bo ucho wygląda fatalnie. Jest całe spuchnięte i oklapnięte. Przypuszczam, że to przez świerzbowca, który mu ciągle wraca. Chyba bez zabiegu się nie obejdzie. Filuś biedak od rana nic nie jadł, a to dla niego problem, bo jest łasuchem. Kiepsko się zaczął u mnie ten nowy rok. Oj kiepsko. Moja mama też narzeka. Już nie chce nosić węgla i palić w piecach. Ma dość. Ostatnio dwa razy zamarzła jej woda. Na szczęście puściło po dogrzaniu łazienki grzejnikiem. Co dalej będzie nie wiem. Ja jej pomóc nie zdołam, bo sama siły nie mam, a Krzysiek nie da rady i w pracy i w domu i u mamy. Też młody przecież nie jest. Przez te problemy nachodzą mnie depresyjne myśli, że już nigdy lepiej nie będzie...Oby ta zima minęła jak najszybciej...
 

sobota, 2 stycznia 2016

Mrozy, katar i plany artystyczne...

Wstałam dzisiaj, a w sypialni 12 stopni. To przez mrozy, a ja jeszcze w centralnym nie palę, bo nie ma kto ruszt przełożyć w piecokuchni. Najbardziej się martwię o kwiatki. W sypialni jest szeflera, monstera i hoja. Są też kaktusy, ale one odporne. W kuchni martwię się o monsterę o plamiastych liściach. Nie wiem też jak chłód wytrzymuje reo, bo mam młodą tegoroczna roślinę. Kupiłam w lecie.
Mrozy sprawiły, ze Krzysiek złapał katar i sprzedał mnie. Teraz ja mam, a oprócz tego trochę kaszlę co jakiś czas. Łykam polopirynę, syrop z cebuli i robię sobie Reiki. Myślę, że mi przejdzie, ale i tak jestem wściekła na Krzyśka, że mnie zaraził. Prosiłam go, żeby spał w pokoju dziennym, ale nie. On musi w sypialni, ze mną. Bardzo łatwo łapię katar. Wystarczy, że ktoś kichnie w autobusie, a ja już mam. Krzyśkowi katar przechodzi i dobrze, bo dziś poszedł do pracy, a pracuje przecież na dworze. Mam tylko nadzieję, że dziś pracy nie będzie miał dużo i wróci wcześniej.
Ostatnio miałam sporo wróżenia i kilka horoskopów. Przełom roku sprawia, że ludzie ciekawi są przyszłości. Zwłaszcza popularne są teraz układy kart na 12 miesięcy i horoskopy prognostyczne. Dziś też wróżyłam z Allegro. Miała być wróżba plus astrologia. Układ skrócony za 15 zł. Wiele z tego się nie da wyczytać, ale problem jest w stanie zanalizować dość dobrze. W tym przypadku chodziło o miłość. Młodzi byli ze sobą już długo i nawet zaręczyn nie było. Dziewczyna była zniecierpliwiona i szukała rady. Karty wyszły pozytywne. Lubię przekazywać dobre wieści...
Dziś po południu może zrobię jakieś kartki albo coś namaluję. Trzeba by namalować jakieś koty np. Kusi mnie też seria kartek z kotami. Były by na bazarki dla kociarzy. Musiałabym jakieś zdjęcia kotów wydrukować. Pomyślę, bo niedługo mam wyjazd na pocztę to bym wydrukowała...