Codzienność

Codzienność

środa, 30 kwietnia 2014

Pracowite dni, zakupy i ryzyko przymrozków...

Pogoda zmienna jest, ale tym razem tego nie przewidziałam i wysadziłam dynie oraz cukinie do ogródka, a tu niespodziewanie okazało się , że ma przyjść ochłodzenie. Możliwy nawet przymrozek do 3 stopni za kilka dni. Przykryję co się da, ale czy to coś pomoże? Wszystko mi już wzeszło i wszystkiego nie zdołam przykryć, bo nawet nie mam czym. Kurczę, a tak ładnie mi szło i tak się cieszyłam. Obawiam się szczególnie o marchew, rzodkiewkę, koper, cebulę, bób i słonecznik, bo tego nie mam czym przykryć. I co teraz?

Wczoraj byłam w mieście i kupiłam sporo włóczki oczywiście mojego ulubionego akrylu. Wybór był spory i chwilę trwało nim się zdecydowałam, a tu okazało się , że obok pasmanterii została otwarta druga i to doskonale zaopatrzona. Koniec końców weszłam i do niej no i wyszłam z następną reklamówką włóczki. Teraz mam z czego robić czapki, bo poduszek na razie mam dość. Ostatnio trzy czapki udało mi się sprzedać to trzeba uzupełnić zapasy...



Jutro, a w zasadzie dzisiaj szykuje mi się sporo zajęć mimo święta. Muszę popracować, bo wzięłam kilka zleceń. I tak będę pisała teksty dla klientów agencji oraz teksty do portali bankowych. Mam też zrobić miód z mniszka, ponieważ następna partia kwiatów dojrzała. Powinnam też przygotować nalewkę z sosny, a to oznacza pracowite zrywanie pączków. Nalewka z sosny jest jedną z moich ulubionych i w tym roku mam zamiar przygotować kilka butelek. A plewienie czeka i haiku do nowej antologii też jeszcze nie wszystkie przygotowane...Ostatnio doba coś się jakby skróciła...

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Deszczowo, bzy i drobne przyjemności...

Deszcz pada od rana, a moje kwiatki posadzone na rabatce przy schodach całkiem się biedne pokładły, bo woda z daszku spływa prosto na nie. Zwłaszcza bratki wyglądają kiepsko. Chyba będę je musiała przesadzić. Krzysiek przyniósł bez i cały pokój i kuchnia czarują zapachem. Mokry bez pachnie odurzająco. U mnie w tej chwili są dwa młode krzaki bzu fioletowego tego pachnącego i jeden młodziutki białego, pełnego. Wszystkie kwitną, ale na razie raczej skromnie, bo krzaki małe. Można za to narwać bzu niedaleko mojego domu przy ścieżce koło pola sąsiadki. Korzystamy z tego co roku skwapliwie i bez stoi we wszystkich pokojach. Kocham też jaśmin, ale mój jeszcze nie zakwitł ani raz. Może w tym roku...


zapach w sypialni
mokre gałązki bzu
na toaletce

Przez ten deszcz jestem w doskonałym nastroju - wyciszona i zrelaksowana. W dobry nastrój też mnie wprawia ogień szepczący w piecu. Koty drzemią, a Krzysiek marudzi, że niepotrzebnie palę w piecu. Nie będę mu po raz setny tłumaczyć, że lubię gdy ogień płonie, bo jestem człowiekiem wsi. Kiedyś ludzie na wsiach nawet w lecie palili w piecu, gdy trzeba było coś ugotować i dobrze było.
Dziś pracy dużo nie mam tak, że będę się napawać deszczem stukającym w szybę i poezją, ponieważ mam zamiar pobuszować po portalach i może też jakiś wiersz napiszę. Pewnie też skończę kolejną czapkę i tak mi dzień minie. Jutro już tak fajnie nie będzie, gdyż jadę do centrum po kwiatki. Zajrzę też do sklepu z włóczką i może coś sobie kupię.


niedziela, 27 kwietnia 2014

A może urlop mi się uda...

Tak sobie pomyślałam, że może wybralibyśmy się z Krzyśkiem na dwa dni w góry, żeby wsi posmakować. Wyjazd byłby w niedzielę, a powrót w poniedziałek. Mama się zgodziła stada przypilnować i z pewnością sobie poradzi. Myślałam o Beskidach, a konkretnie o Koszarawie. Oczywiście nie o centrum tylko o jakimś przysiółku. Sprawdzałam już pociągi i w ciągu 2 godzin powinnam być w Żywcu, a później przesiadka na autobus. Nigdy w tamtych okolicach nie byłam, a na mapie wyglądają ciekawie. Oglądałam też zdjęcia i okolice są ładne, bo drogi wąskie i dużo lasów w pobliżu drogi. Kiedyś mój tata kupował w okolicach Koszarawy drewno i znajomy mu opowiadał, że miał problem z niedźwiedziem, który włamał mu się  do obory. Wilki też tam były. No ale on mieszkał na uboczu i zdarzyło się to 30 lat temu. Nie wiem jak tam jest w tej chwili. Martwi mnie tylko nocleg, bo wprawdzie kwatery typu agroturystyki są w okolicy, ale mnie się nie za bardzo uśmiecha nocowanie z grupą rozbawionej młodzieży za ścianą. Za bardzo mi też agroturystyka luksusem pachnie czego nie lubię. Wolałabym znaleźć kwaterę w domu u kogoś kto na dużą skalę pokoi nie wynajmuje np. u starszych ludzi. Wygód nie wymagam, nawet bez łazienki wytrzymam. Nie wiem jednak czy jest na coś takiego w ogóle szansa. Inne miejscowości w Beskidach z gatunku tych gdzie diabeł mówi dobranoc też wchodzą w grę. A może uda mi się znaleźć przyjazne miejsce na dłużej...


zdjęcia z internetu...



sobota, 26 kwietnia 2014

,,Jawny" sen koty i szydełko...

Obudził mnie deszcz nostalgicznie stukający w parapet. Szkoda, bo miałam taki piękny sen i to z tych świadomych , jawnych, magicznych czyli z tych nad którymi w pełni panuję i w czasie których mogę działać cuda, tak zupełnie świadomie siłą woli. Czasem wtedy fruwam jak ptak, wysoko ponad polami i lasami, czasem nurkuję w przeźroczystej wodzie z delfinami, czasem przemierzam lasy i łąki, przytulam się do dzikich zwierząt, a czasem tak jak dziś jem smaczne potrawy, których na jawie jeść nie mogę ze względu na dietę. Dziś to były pyszne młode ziemniaczki ze świeżym koperkiem i odrobiną kwaśnej śmietany czyli zakazany na dukanie przysmak.
Cały dzień będę dzisiaj leniuchować czyli robić tylko to co sprawia mi przyjemność i na co w danym momencie będę mieć ochotę. I tak rano trochę czytałam, potem buszowałam po Vitalii i po internecie, a teraz leżę na kanapie z kotami. Koty tak cudownie śpią i mruczą i tak mnie wspaniale wyciszają. Tak lubię gdy przytulają się do mnie ciepłymi ciałkami i wtulają mi pyszczki w dłoń. I wcale mi tych kotów nie jest zbyt dużo, a i one czują się ze mną i ze sobą dobrze. Ostatnio ,,kocięta" się widocznie oswajają. Śnieżek przychodzi na mizianki na kolana i śpi przytulony do mnie, Czarnusia też śpi na łóżku obok mnie, a i Suzi też czasem na kanapie drzemie i przestała gryźć jak ją się złapie. Idzie ku dobremu, ale trochę to trwało, bo prawie dwa lata...



Ostatnio sporo dziergam i kilka dni temu skończyłam następną czapkę. Teraz robię kolejną. Myślę jeszcze o takiej z kwadratów w odcieniach ziemi/brąz, oliwkowa zieleń/ z dodatkiem fioletu albo może i z rudym, ale włóczki obecnie w żadnym sklepie nie ma. Czekam więc na nowe dostawy. Piękne włóczki są w internecie z tym, że trzeba by kupić ich więcej, żeby się przesyłka opłacała. Ja niestety w tej chwili każda złotówkę oglądam, bo mam inne wydatki i dużo na raz wolę nie wydawać...



piątek, 25 kwietnia 2014

Jak to faktycznie na wsi jest...



Przeczytałam wczoraj artykuł i komentarze i spać nie mogłam, bo w głowie mi kotłowało. I jaka głupia byłam taka jestem. Nadal nie wiem jak to na wsiach teraz jest. Czy bogato? Czy biednie? Czy ludzie dobrzy i serdeczni czy wścibscy i złośliwi? Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ludzie są pewnie różni i wsie też są różne, ale czy faktycznie krów i kur na wsiach ze świecą szukać. Czy faktycznie w polach nikt nie pracuje i tylko wszyscy snują się z kąta w kąt podchmieleni. A może wręcz przeciwnie bogactwo, a raczej blichtr bije po oczach? Sama na wsi byłam ostatnio 5 lat temu. Widziałam i krowę na polu i kury przed domami. Widziałam i wozy i konie. Słyszałam świnie, a pola obok domu w Oszczywilku były obsiane. Widziałam też ludzi. Byli raczej skromnie ubrani, a bogate wille tylko się trafiały...


http://kobieta.onet.pl/zdrowie/psychologia/polska-wies-brud-smrod-i-ubostwo-po-osmiu-miesiacach-
ucieklam-do-miasta/skt5n

czwartek, 24 kwietnia 2014

Złodzieje i marzenia

Nie ma rady na tych złodziei. Furtka na łańcuch zamknięta. Wszystko ogrodzone szczelnym płotem, a ślady na ogródku znowu dziś były. Cała grządka przygotowana pod fasolę podeptana. Dobrze, że czego innego nie podeptali i tym razem. Nie było u nas włamania i nic nie zginęło, a nerwy i tak mam zepsute. Boję się o narzędzia, Krzyśka rower i węgiel. Boję się o Pikusia, żeby mu ktoś czegoś do ogródka nie wrzucił, bo czujny jest co może się komuś nie podobać...

Marzę o domku na wsi, ale Krzysiek nie chce o tym słyszeć. On by się zgodził tylko na przeprowadzenie do Oszczywilka, gdzie domek już ma. Mnie się w Oszczywilku za bardzo nie podoba - dom w środku wsi, sąsiedzi obok, do lasu ponad 2 kilometry. Las co prawda bogaty w grzyby i jagody. Są w nim nawet dziki i nawet jakiś wilk samotnik był w nim ponoć widywany, ale to nie to o co mi chodzi. Ja to bym chciała coś na Podlasiu, albo Pogórzu w okolicy Bieszczad. Tam gdzie turystów jeszcze wielu nie ma. Tam gdzie są duże kompleksy leśne i dzikie zwierzęta podchodzą pod domy. Tam gdzie wieś jest spokojna i niezbyt bogata czyli bez blichtru, bo kolorowych domów i podjazdów z kostki nie cierpię. Dom musi być na uboczu blisko lasu, bo chcę usłyszeć wycie wilków choć raz. Musi też być raczej spory a przy tym w nie najgorszym stanie i niezbyt drogi. Oczywiście bez wygód.  Po prostu okazja mi się marzy. Romantyczka ze mnie i odludek jak nic. Widzę ten dom czasem w snach i na jawie też mam przebłyski. To zawsze to samo miejsce. Widzę łąki za drewnianym trochę krzywym płotem i las tuż za nimi. Czasem wyglądam przez małe okienko. Słyszę stare kobiety mówiące śpiewnie jakby na wschodnią nutę. I słyszę nawołujące się wilki. Czyżbym jednak miała zmienić miejsce zamieszkania? A może to przebłyski z poprzedniego wcielenia po prostu...
Wpadło mi do głowy też takie rozwiązanie, żeby dokonać zamiany na jakiś czas domek za mieszkanie w moim domu, bo w końcu jest duży i na Śląsku łatwiej o pracę...

środa, 23 kwietnia 2014

Praca i straty...

Wstałam wcześnie i powitało mnie słońce. Świeci cały czas i rozwesela duszę. Od razu po wypiciu kawy zabrałam się za pracę czyli za pranie i to w rękach, bo pralka całkiem padła i nowej jeszcze nie kupiłam. Później poszłam do ogrodu trochę wyplewić i przy okazji pogonić kota od sąsiadów, który zrobić sobie ubikacje z mojej grządki na której będą rosły dynie. Dobrze, że nie skopał mi rzodkiewki albo kopru. Koper coś mi kiepsko kiełkuje- wschodzi co 2 centymetry jak przerwany. Ładnie wzeszła rzodkiewka i ozdobne słoneczniki. Straciłam za to krzak porzeczki, bo ktoś mi ją połamał tuż przy ziemi. Przypuszczam, że złodzieje, którzy włamali się ostatnio do sąsiadów i ukradli rower. Kradzieży było więcej i kilku sąsiadów poniosło straty. Strach wyjść wieczorem na podwórko, bo wolałabym złodzieja nie zastać. W domu też straty- wszystkie ogórki, które wysiałam się zniszczyły i muszę siać jeszcze raz. Nie wiem zupełnie co się z nimi stało. Były piękne i rosły w oczach a tu nagle wszystkie zwiędły. Tak sobie myślę, że to sprawka kotów. Może któryś sobie zrobił z doniczki kuwetę, bo łapki odbite były. Dziś muszę zmienić ziemię i wysiać ponownie, ale tym razem postawie je na oknie w pracowni, gdzie koty dostępu bez kontroli nie mają. Po południu też czaka mnie praca czyli sadzenie czosnku /strasznie późno/ i sianie słoneczniku tym razem tego do jedzenia. Mam też zamiar skończyć czapkę i oczywiście muszę trochę tekstów napisać...Powinnam też wybrać się gdzieś na mlecze, żeby zrobić miodu albo soku...






wtorek, 22 kwietnia 2014

Dieta i książka

No i już po świętach. Odpoczęłam, ale i przytyłam prawie 2 kg. Zgroza, bo ważę już ponad 100 kg. Od dziś dieta czyli Dukan, bo tylko na tej diecie chudnę. Chcę teraz przejść wszystkie fazy i zrzucić 16 kg w tym roku. Później przerwa i od nowego roku dalej i tak aż do skutku. Trochę mi to czasu zajmie, ale wyjścia nie mam. Muszę schudnąć ze względu na zdrowie czyli nadciśnienie, kręgosłup i bóle nóg. Zobaczymy efekty. Powinny być. Tak sobie myślę, żeby Dukana połączyć z dietą kapuścianą to podobno przynosi dobre rezultaty. 
Przed chwilą wróciłam z miasta z zakupami i książką, którą dostałam w księgarni za darmo. Książka spadła podobno za regał, została odpisana, znalazła się i tym samym trafiła do mnie. Miałam dużo szczęścia. Książka to dla mnie skarb, bo przymierzam się jesienią, może od września do robienia serów. Wtedy już je będę mogła jeść, ponieważ będę na III fazie diety. Na razie dozwolone jest tylko białko czyli w moim wydaniu ryby i jajka, twaróg chudy i warzywa i to nie wszystkie. Najbardziej mi będzie brak owoców i właśnie serów. Bez słodyczy mogę żyć i bez wieprzowiny też...


poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Święta i Syberia

Święta na półmetku. Odpoczywam. Dużo śpię także w dzień i oglądam filmy na Zalukaj i na You tube. Obejrzałam  nowy sezon Wikingów i Gry o Tron. Wczoraj chyba jednak, choć się pilnowałam, za dużo zjadłam i nie bardzo mogłam spać w nocy. Dziś już dietka. Całe święta siedzę w domu, tak jak lubię. Wczoraj co prawda mieliśmy jechać do Darka czyli męża Krzyśka, ale z wyjazdu nic nie wyszło, bo do Darka niespodziewanie przyjechali goście i to z małym dzieckiem.  Na dodatek chłopczyk jest rozpieszczony, bardzo ruchliwy, gadatliwy i po prostu nieznośny, a to dla mnie za dużo dobrego. Oczywiście nie zgodziłam się jechać. Krzysiek się wściekł się, że jestem dzika i niedostosowana, ale został w domu. 
Dziś odpoczynku dalsza faza czyli filmy przeplatane drzemkami i może kończenie kolejnej czapki.
Wczoraj obejrzałam też film o Syberii i po raz kolejny stwierdziłam, że chciałabym tam żyć. Lasy, zwierzęta, pustka do miasta 500 km. To jest życie - prawdziwe, bez blichtru. Syberia kusiła mnie od zawsze. Kiedyś marzyłam sobie, że wybiorę się w podróż życia koleją transsyberyjską. Niestety nic z tego nie wyszło. Teraz myślę sobie, że gdybym była młodsza i nie miałabym obowiązków pojechałabym tam i zrobiła wszystko, żeby tam trochę pomieszkać, tak choć kilka miesięcy, Wiosną lub jesienią, ponieważ wtedy tam  życie jest najłatwiejsze, bo ani komarów nie ma ani 50 stopniowych mrozów. Niestety i z tych marzeń nic nie wyjdzie... Może w przyszłym życiu...W Polsce już nie ma takich miejsc. Wszędzie wsie ,,miejskie"- kolorowe domy, strzyżone trawniki, kostka, kute ogrodzenia i szybkie samochody...Brr.

https://www.youtube.com/watch?v=Whwh5VuPTtw


Zdjęcia z internetu...













środa, 16 kwietnia 2014

Plany, robótki i haiku...

Dzisiejszy dzień jest raczej aktywny, choć pogoda do aktywności nie specjalnie zachęca. Ruch zaczął się już od rana, gdy przyszedł sąsiad, żeby się zorientować ile będzie miał pracy w najbliższym czasie. Praca będzie polegała na zrobieniu porządku z drewnem, którego sporo zgromadziłam i które leży to tu to tam na podwórku i w ogrodzie. Część drewna pewnie spróchniało, ale część sąsiad ma pociąć i złożyć w komórce, żeby było czym w zimie palić. W najbliższym czasie trzeba też go będzie poprosić o wywiezienie gruzu, który straszy na podwórku od zeszłorocznego remontu. Później będzie też miał cięcie na mniejsze kawałki drzew owocowych, gdy już zostaną wycięte. Drzewa są cztery i mam zamiar je zużyć do wędzenia mięs i serów. Wędzarkę w postaci metalowej beczki kupiłam za parę groszy od ,,trunkowego" sąsiada. zobaczymy jak się sprawdzi. Nabrałam ochoty na domowe wędzonki typu schab czy boczek. Pomyślę też z czasem o łopatce wędzonej i może kurczaku dla Krzyśka, a z czasem może i o kiełbasach jak mi się uda dobrą maszynkę kupić...
Dziś jeszcze czeka mnie wsadzanie czosnku, zabieg Reiki, tarot i pisanie tekstów. Co będę robić później jeszcze nie wiem, ale coś sobie znajdę.

Wczoraj skończyłam poduszkę i namalowałam obraz vedic art...




i ostatnie wiosenne haiku...

łąka za domem
w słońcu przy kępie brzóz
mlecz koło mlecza

wiśnia przy furtce
wyjmuję z twoich włosów
płatek za płatkiem

krzyż przy drodze
kolejna kropla deszczu
na tulipanie

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Mrozy i folia w pyszczku...

Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem wiatru, zimna i deszczu. Padało prawie cały dzień i tylko momentami wychodziło jakieś takie dziwne pomarańczowe słońce. Jest mokro, szaro i ponuro. Ogrody są wdzięczne, bo wreszcie wszystko zostało  nasączone życiodajną wilgocią, żeby tylko tak zimno nie było. W nocy i nad ranem zapowiadają możliwość wystąpienia przygruntowych przymrozków. Obawiam się o warzywa, które wsadziłam i wschody. Dla pewności poprzykrywałam zagony folią, a roślinki ponakrywałam doniczkami. No i miejmy nadzieję, że strat nie będzie. Te zimne noce mają być też w kolejnych dniach i żałuję teraz, że nie kupiłam foli bąbelkowej albo takich specjalnych przeźroczystych kapturków do nakładania na rośliny. Jutro będę w sklepie to może kupię.



Wczoraj moja koteczka ściągnęła ze stołu parówkę w osłonce i kawałek folii połknęła. Niby je i nic jej nie boli, ale jeszcze od tego czasu w kuwecie nie była i obawiam się kłopotów. Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie i wszystko skończy się dobrze, bo tego typu posiłki mogą się skończyć operacją. Zrobiłam oczywiście Krzyśkowi awanturę, że był nieostrożny, ale moje wrzaski niczego nie naprawiły, bo szkoda już się dokonała. Teraz siedzę, obserwuję ją drżę na myśl co może się stać.


niedziela, 13 kwietnia 2014

Ognisko i relaks...

Niedziela palmowa zeszła mi spokojnie, choć trochę pracy jednak miałam, bo wczoraj buszowałam po internecie zamiast pilnie pracować. Zrealizowałam więc dziś jedno zlecenie dla agencji czyli 5 tekstów i posiałam słonecznik. Wsadziłam też trochę dymki. Palmy w tym roku nie mam poświęconej, co mnie trochę martwi, bo choć specjalnie religijna nie jestem to jednak palmę lubię mieć poświęconą. Po południu zaserwowałam sobie relaks przy ognisku. Było piwko o smaku jabłkowym, bo zwykłego raczej nie pije. Były też pieczone na patykach kiełbaski i ziemniaki z popiołu. Odpoczęłam, choć z duszą na ramieniu, gdyż niebo było zachmurzone i cały czas nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że deszcz poleci lada moment...







Teraz też odpoczywam tylko, że już w domu na kanapie przy piecu. Jutro od nowa praca między innymi (35 tekstów do końca tygodnia) i działanie koło domu. Będziemy z Krzyśkiem wykańczać kamieniami rabatę od strony ulicy, żebym mogła na niej we wtorek zasadzić roślinki. Może marcinki tym razem bordowe o ile mi nie wykupili w sklepie, niezapominajki i bratki. Może też kupię jeszcze jakieś rośliny na skalniaki, żebym ich podlewać nie musiała, bo od strony ulicy wody nie mam i podlewam konewką. 
Wieczorem mam zamiar skończyć wreszcie tą poduszkę, którą zaczęłam już kilka dni temu. Może też napiszę jakieś haiku z wiosną w tle.

A na koniec wiersz i już zmykam na medytację...

Rytmy wiosny


są dni gdy odpoczywam
ukołysana wiatrem
tuląc w sercu
miękkie kształty natury

marzę
chłonąc śpiew ptaków
chwalących łąki
wybuchające zielenią
i ciepło słońca pieszczącego lasy

są dni gdy śledzę
deszcz obmywający tulipany
i mgłę pełzającą po polach

są chwile gdy oddycham
wonią wzrastania i pełni

wiosna

piątek, 11 kwietnia 2014

Praca, praca, praca...

Dzisiejszy dzień był bardzo pracowity. Byłam też na zakupach. Pojechałam rano i szybciutko wróciłam, żeby zdążyć wszystko zrobić co zaplanowałam. Kwiatki  w tym kwitnące cudne niezapominajki, posadziłam jeszcze przed południem. Wysiałam też marchew i posadziłam następną partię cebuli. Oprócz tego w ziemi znalazła się kupiona dziś kalarepka. Nie udało mi się kupić kolorowej fasoli to kupiłam tyczną fasolę szparagową. Tak, że z warzyw mam już wszystko. No prawie wszystko, bo brukselki jeszcze nie mam. Jutro dalsze sianie między innymi ziół. Posadzę też resztę cebuli. Problem mam z ogórkami i dynią, bo rosną w oczach i boję się, że wybujają zanim znajdą się w gruncie.

Po południu zajęłam się pracą czyli pisaniem tekstów, bo dostałam 3 zlecenia na weekend. I dobrze, bo każdy grosz się przyda. Później robiłam poduszkę, którą zaczęłam wczoraj, a jeszcze później zrobiłam kolejną czapkę. Poduszkę skończę jutro jak mi włóczki wystarczy. Tak to już ze mną jest - zaczynam coś nie kończę i zaczynam następne. Jutro będę też stawiać dwóm dziewczynom tarota. Obie mają problemy typu uczuciowych i potrzebują rady. Jutro będę też pisała haiku i kończyła wiersz...A w niedzielę mam zamiar upiec kiełbasę na patykach. I tak tydzień minie...


czwartek, 10 kwietnia 2014

Ogród i kury

Wstałam dzisiaj o 9, bo miałam iść sadzić truskawki i poziomki. Lało od rana przez cały czas tak, że dopiero przed 12 udało mi się wyjść na pół godzinki i posadzić wszystko co się w ziemi miało znaleźć. Na zakupach na targu byłam wczoraj i zupełnie zgłupiałam gdy zobaczyłam ile roślin jest. Kupiłam 5 reklamówek i z trudem dotaszczyłam je do domu, bo przecież samochodu nie mam. Kupiłam też kwiaty, bo teraz już mogę planować nasadzenia i na podwórku skoro woda będzie. Jutro jadę do sklepu ogrodniczego to też pewnie obładowana wrócę, tym bardziej, że mam również zamiar kupić duże donice do uprawy pomidorów. Chcę też kupić liliowce, irysy, funkie i floksy jak będą. Ciekawe jak to wszystko przyniosę. Wczoraj na targu poszłam też oczywiście zobaczyć kury, bo będę je hodować z tym, ze chyba dopiero w przyszłym roku. W tym roku nie dam rady, bo najpierw trzeba ogrodzenie solidne zrobić praktycznie od nowa i teraz mnie chyba na to nie będzie stać. Z jednej strony muszę postawić ogrodzenie betonowe i bardzo wysokie, żeby kur sąsiad nie widział i żeby mu nie przeszkadzały. Z drugiej strony też muszę dać wysoką siatkę, bo kur z warzywnika nie chcę ciągle wyganiać. Na początek myślę o 6 kurach z tych co mało fruwają i znoszą dużo jajek, bo na mięsie mi nie zależy. Komórka jest spora i weszło by i 15. Ogrodzić dla nich mam zamiar duży teren, bo około 100-200 m 2. To by była część podwórka i sad. Chcę by miały duży wybieg, bo wtedy mniej karmy będę musiała dawać. Zobaczymy jak się to uda zorganizować. Ważne, że rodzina już się z tą myślą pogodziła. Nawet Krzysiek przestał się wściekać na moje wiejskie upodobania. Teraz jeszcze tylko kozy brak...

Po południu będę siedzieć w domu przy piecu. Będę też się doszkalać w sprawie ogrodu i kur. Muszę też postawić tarota i zrobić zabieg Reiki. Wieczorem sąsiadka przychodzi na świecowanie uszu. To drugi zabieg i już jest lepiej, bo ucho się odetkało i szumy się zmniejszyły...No i dzień zejdzie...

wtorek, 8 kwietnia 2014

Pracowite dni i morderstwo...

Od kilku dni mam dużo pracy na podwórku i w ogrodzie. Wczoraj sporo pracy wykonałam. I to ciężkiej. Dziś z powodu deszczu pracowałam tylko na pół gwizdka. Wczoraj robiłam porządek z cegłami czyli wybierałam je ze sterty gruzu, który trzeba wywieźć, by nie straszył. Cegły mają ponad 100 lat i są robione ręcznie. Tak sobie myślę, że przydadzą się choćby na wędzarnie. Marzę o takiej w której można też wędzić sery. Rozgarnęłam też kopczyki usypane jesienią wokół pni młodych drzewek. Później zasiliłam liliowce i irysy. Dziś zrobiłam z Krzyśkiem nową rabatkę na podwórku koło schodów. Stokrotki i bratki już są w ziemi, a będą jeszcze czerwone szałwie, dalia i może śmierdziuszki. W planach mam jeszcze dwie. I tak jedną obsadzę prymulkami, a druga ma być dla słoneczników. Jutro jadę po truskawki i po poziomki. Planuję też kupić nasiona w tym fasolę burkę i szparagową, może rzepę i słonecznik. Rozejrzę się za rabarbarem, siedmiolatką i lubczykiem, bo mój się zniszczył.
Mogę planować nowe nasadzenia na podwórku, bo skoro woda będzie to nie zmarnieją...
Dzisiaj mam jeszcze trochę zajęć między innymi pranie ręczne poduszek z kanapy. Poduszek jest 7, a przy stadzie zwierząt czyste nie są. Tak sobie myślę, że pogonię też jeszcze Krzyśka  do zmieniania firanek. Mam też jeszcze zamiar przesadzić mandarynkę, która właśnie niedawno wyrosła z nasionka i męczy się okropnie zagłodzona w piasku. A później wolne i zajęcia typu decoupage, dzierganie, wiersze i haiku. 

A teraz o kotach, a właściwie o Józku, który z kota wychowanego w blokach zmienił się wczoraj w bandytę czyli w łowcę. Było to tak. Od jakiegoś czasu Józek bardzo interesował się myszami za boazerią, a nawet na nie polował. Nic jednak nie złapał. Do wczoraj. Wczoraj jedną złapał i zamęczył z czego ja sobie nie zdawałam sprawy. Co prawda słyszałam jak szaleje w sypialni, ale myślałam, że z liściem albo moimi kolczykami. Wyskakiwał z 3 godziny i dopiero jak wyszedł przypadkiem znalazłam na dywanie udręczone zwłoki. Mysz oczywiście ku zdziwieniu Józka wyrzuciłam. Tym samym mam w domu 4 łowcę...


niedziela, 6 kwietnia 2014

Robótkowo i ogród kwiatowy

Niedziela mija w spokoju. Nic pilnego do pracy nie mam, a Krzysiek w niedzielę na dworze pracować się nie zgadza. No i siedzę i działam robótkowo. Robię ozdobę w kształcie serca. Może być np. podstawką, a wczoraj skończyłam malować kieliszki na jajka. Kończą mi się przedmioty do zdobienia, a papierów już prawie nie mam. Podobnie serwetek. Kupiłam też kiepski lakier do spękań i pękać nie chce. Czekają mnie zakupy jak nic, a pieniądze ściskam na sprawy związane z ogrodem i na remonty. Nic to jakoś to będę musiała podzielić, bo i podobrazi też już nie mam i farby się kończą...


Wczoraj umówiłam się ze znajomym na założenie wody do ogrodu to i woda na podwórku będzie. Mogę więc już powoli planować nasadzenia roślin na podwórku. Tak sobie myślę, że oprócz dalii posadzę w tym roku czerwone szałwie i śmierdziuszki. Pewnie też bratki i może lwie paszcze. No i trochę astrów. A w doniczki pójdą pomidory koktajlowe, fuksje, pelargonie i może petunie. Może też uda mi się kupić heliotrop dla zapachu i floksy drumonda też bym chciała. Jak działać to działać z rozmachem. Ciekawe tylko jak mój kręgosłup to wszystko zniesie, bo i nowe nasadzenia potrzebne są od strony ulicy. Mam w tym miejscu rabatki o długości około 25 metrów z czego część świeci pustką...





Miłej niedzieli idę zająć się tarotem...



piątek, 4 kwietnia 2014

Ogródek, plany i wiersz...

Mój ogródek ma szansę stać się większy, bo dzisiaj po godzinnej pracy zyskał około 4 metrów dodatkowej przestrzeni. Teraz wszystko zależy od Krzyśka czy mi te dodatkowe metry zechce skopać i z grubsza wyplewić. Jeżeli zrobi to w najbliższy poniedziałek to w przyszłym tygodniu jadę na targ kupić truskawki i parę krzaczków poziomek. Kupię też nasiona fasoli karłowatej, słonecznika i bobu. Może też uda się zdobyć siedmiolatkę i rabarbar, bo chrzan dostanę od sąsiadki. No i to by było tyle w tym roku. Natomiast w przyszłym planuję jeszcze fasolę burkę na płocie i więcej ziemniaków jeśli w tym roku się udadzą. No i może zioła jednoroczne...
Teraz gdy założyłam ogródek okazało się, że na mojej ulicy aż 5 sąsiadek też ogródki uprawia, a myślałam, że nikt już w okolicy warzyw ,,swoich" nie jada.
Jesienią czeka mnie jeszcze sadzenie drzewek i krzewów - malin, agrestów i porzeczek, no i może ze 2 leszczyny...

Jutro mam zamiar pozasilać kwiaty między innymi liliowce i irysy. Czeka mnie też przesadzanie kwiatków doniczkowych. A później laba, bo zleceń z agencji na ten weekend nie wzięłam. Może za to namaluję jakiś obraz albo zrobię wreszcie ten pojemnik na przyprawy, który za mną chodzi. Warto by też było pomalować kolczyki, bo czekają już jakiś czas...Laba to laba...

A na koniec wczorajszy wiersz i zmykam, bo tarot dla potrzebujących czeka...

Z deszczem


pamiętasz jesień  
i deszcz pokrywający rosą  
mokre wrzośce  

a lato  
i wonne krople bębniące  
po liściach i płatkach róż  

teraz deszcz pachnie inaczej  
a mokre hiacynty  
nie zdobią wieńcem włosów  
dotknij szyby  
spływającej łzami  
i pomyśl o maju  
otulającym rześkie poranki  
ciepłem słońca


wtorek, 1 kwietnia 2014

Ogród i nowy blog

Dzisiejszy dzień był pracowity i spędziłam go częściowo w ruchu. Po pierwsze byłam na poczcie z horoskopem i umową do agencji z którą współpracuję. Przy okazji wysłałam też rezygnację z cyfry plus, bo to teraz trzeba zrobić trzy miesiące przed końcem umowy. Cyfrę miałam prawie trzy lata, ale zadowolona nie byłam, bo telewizji wcale nie oglądam, a płacić trzeba było i to jak na mnie nie tak mało. Krzysiek trochę narzekał, ale przekonało go to, że zamiast telewizji kupi tonę węgla. No i się zgodził. Teraz pozostaną mi filmy w komputerze. Po drugie po obiedzie byliśmy w ogródku robić grządki i siać. Wysiałam estragon, rzodkiewkę, koper, pietruszkę i rabarbar na rozsadniku. Wsadziłam dwa kartofle na próbę. Przesadziłam też szczypiorek z doniczki. Trochę ten mój ogród mały jest i brakło mi miejsca na fasolę szparagową i bób oraz na buraki. Chciałabym też fasolę burkę i brukselkę. Marzy mi się też trochę truskawek i parę krzaczków poziomek. No ale nie wszystko na raz...

Późnym popołudniem pisałam teksty, a wieczorem powróżyłam takiej jednej dziewczynie z Vitalii i chłopakowi z forum o tarocie. Dziewczyna ma się z czego cieszyć, ale dla chłopaka dobrych wieści niestety nie miałam.
Teraz odpoczywam, a później mam jeszcze dwa zabiegi Reiki w tym jeden dla Krzyśka, bo nadwyrężył rękę przy kopaniu ogródka i rąbaniu patyków na rozpałkę. Drugi zabieg jest dla kobiety z depresją, która znalazła mnie przez mój nowy blog z ofertą. Blog powstał dwa dni temu i nawet go jeszcze całkiem nie skończyłam...
http://reikihoroskopy.blogspot.com/