Codzienność

Codzienność

środa, 30 marca 2016

Problemy, ogród, kartki i coś jeszcze...

No i znowu problemy. Zepsuła mi się kuchenka elektryczna na której wszystko gotowałam. Wczoraj byłam w mieście kupić nową, ale są tylko na zamówienie. Koniec końców będzie dopiero w czwartek. Do tej pory muszę wszystko gotować na piecokuchni co łatwe nie jest, bo komin zapchany. Wyczyścić się nie da, gdyż nie zrobiliśmy jeszcze wyczystki, a innego podejścia prawie nie ma. Wczoraj trochę wyciągnęłam łyżką, ale dalej się kopci przy dokładaniu. Z maszynką tyle tylko było szczęścia, że zaczęła syczeć i dymić wieczorem, a nie w nocy gdy spaliśmy, bo mogło dojść do nieszczęścia. Ta nowa kuchenka, którą zamówiliśmy jest z termostatem co wcale mnie nie cieszy. Miałam już taką kuchenkę i zadowolona nie byłam. Pewnie będzie się wszystko długo gotować i nic nie da rady przypiec. Kurczę ta stara płytka jeszcze dobrze grzała. Może się da naprawić, bo to coś z kablem. Może brat Krzyśka coś poradzi.

W tym tygodniu wychodzę już do ogrodu. Kupiłam bób, czosnek i dymkę. Chcę wszystko wsadzić w czwartek, a w piątek planuję zasilić truskawki. Nie wiem, ale wcale mi się w tym roku w ogrodzie robić nie chce. Z trudem się ruszam i schylam, bo kręgosłup mnie boli. Jak tak dalej pójdzie to warzywnika już w przyszłym roku nie będzie.
Za to artystycznie działam nieprzerwanie. Teraz jestem na etapie kartek. Kupiłam kolejny dziurkacz, a dwa następne czekają w kolejce, a raczej ja czekam na pieniądze. Jak dobrze pójdzie to pod koniec tygodnia już je kupię. To i tak nie będą wszystkie jeszcze. Planuję stopniowo kupić jeszcze kilka. Poza tym świąteczne też by się przydały, a i kwiatków nie mam.



Cały czas nadal oglądam filmy z Changiem wook Ji. Mam też już jego zdjęcia. Wiszą w pokoju w kącie gdzie cały dzień siedzę. Krzysiek zadowolony nie jest. Nie wiem czemu. Mnie by zdjęcia aktorek byle ubranych powieszone na ścianie nie przeszkadzały nic a nic. Przecież to dla niego żadna konkurencja słynny aktor i do tego ponad 20 lat młodszy. Mężczyźni czasem dziwni są i trudno ich zrozumieć.


poniedziałek, 28 marca 2016

Poświątecznie i kartki...

No i po świętach. Jak ten czas pędzi. Odpoczęłam. Długo spałam i żyłam przyjemnościami. Dla mnie mogły potrwać dłużej i przyjemności i święta. Tylko pobyt w kościele przy okazji święcenia jajek okazał się nieprzyjemny. Ksiądz zarządził odmawianie różańca i przez 15 minut co najmniej musiałam stać, a ja nie mogę, bo kręgosłup mi wysiada i boli jak diabli. Chyba święcić byłam ostatni raz. Nie mam zamiaru się narażać.

Cały czas oglądam filmy z Changiem wook Ji. Teraz oglądam dalsze odcinki Healera. Dramy koreańskie bardzo mi przypasowały. Mają fajny klimat i aktorzy przystojni. Oczywiście Chang wook Ji jest wyjątkowy, ale trafiają się też inni na których można oko zawiesić choćby Min Ho Lee. Co prawda w filmie go jeszcze nie widziałam, ale wszystko przede mną. Seung ho Ju też coś w sobie ma.
Wieczorami robię kartki. Pomysłów mi nie brakuje. Kupiłam też następny dziurkacz i czekam na pieniądze, bo wpadły mi w oko dwa kolejne. Jeden to gołąbek, a drugi kokardka. Przydałby by się też kółko z falbanką, elipsa z falbanką, szyld i może jakieś kwiatki. Muszę również kupić tekturę falistą i wstążki. Przydały by się też kwiaty papierowe. Nowe wzory kartek bardziej mi się podobają...






Zaczynam znowu dietę. Najpierw to będzie dieta nisko węglowodanowa z wyłączeniem ziemniaków, klusek, kasz i pieczywa, no i chipsów oraz słodyczy. Jeśli nie pomoże to przejdę na typowego Dukana. Chcę zrzucić około 6 kg. Tak, żeby zejść poniżej 90 kg. Już 89 kg by mnie cieszyło.

sobota, 26 marca 2016

Przyjemności i kartki...

Od kilku dni prawie nic nie robię poza oglądaniem filmów z Changiem wook Ji. Robię też kartki. Życie przyjemnościami nie znudziło mnie. Wręcz przeciwnie. Dziś zdołałam obejrzeć tylko jeden odcinek, bo coś wieczorem Chomik nie działał. Co prawda musiałam też przygotować święta, ale przy sprzątaniu pomógł mi Krzysiek. Jutro mam gości. Będzie brat Krzyśka ze swoja panią. Zupełnie niespodziewanie. Będzie wstyd, bo mam za mało jedzenia. Liczę na to, że coś przywiozą. Wieczorem pewnie będę robić kartki i może skończę magnes z kotem. Tym razem ozdobiłam go nie spękaniami, a przecierkami i pastą postarzającą. Jeszcze mam położyć lakier.







Tuż po świętach we wtorek mam wyjazd do miasta. Odwiedzę pewnie punkt ksero, bo napisy na kartki mi się kończą i sklep z nasionami. Wydrukuję również zdjęcia Changa wook Ji.

A na koniec życzę Wszystkim odwiedzającym zdrowych i pogodnych świąt w gronie bliskich...Wszystkiego dobrego...

czwartek, 24 marca 2016

Chang wook Ji i decu...

Święta za pasem, a mnie wcale się nie wydaje, że to już. Nie czuję ich w tym roku. Wiosny też nie mimo, że kwiatki przed domem kwitną. Chodzę z głową w chmurach i żyję w swoim świecie. Ostatnio to oznacza filmy z Changiem wook Ji. Zaczęło się od Cesarzowej Ki. Fascynuje mnie ten aktor. Uważam, że jest świetny, super przystojny i ma zniewalający uśmiech. Od dawna mnie tak nie wzięło. Krzysiek zły jakby to mój kochanek był i krytykuje go ile może. Mnie to śmieszy. Wydrukuję sobie nawet jego zdjęcia i powieszę w pokoju. Tak wiem ile mam lat i jak to brzmi, ale nic na to nie poradzę. Ostatnio zrobiłam nawet jego horoskop i jest bardzo interesujący. Mamy sporo wspólnych, korzystnych aspektów tak, że wcale się tej fascynacji nie dziwię. Biorytmy też wyszły bardzo dobrze. Jednym słowem byłby dla mnie również interesujący jako człowiek.








Poza tym działam również trochę robótkowo. Aktualnie robię magnesy decoupage. Zrobiłam kasetkę. Dziś robię deseczkę typu ikon z tym, że z kotem. Jutro planuję się wziąć za zawieszkę w kształcie serca. Wszystko będzie na bazarki kocie.


Wszystko poza wstążkami, do wyrobu nowego typu kartek już mam. Nadal nie opanowałam obsługi gilotyny do papieru i niektórych dziurkaczy. Może się za to wezmę jutro jak będę miała czas.

poniedziałek, 21 marca 2016

To i owo i garść wspomnień...

Ostatnio strasznie mnie denerwuje palenie w piecu, bo nie chce się palić i trzeba to robić kilka razy, albo pomagać sobie podlewaniem olejem. Na co znowu złości się Krzysiek. Nie wiem co się stało. Czyżby znowu coś było zapchane. No ale wtedy by szyba była zakopcona, a nie jest. Myślę, że to może też być wina węgla, który jest bardzo dobry, kaloryczny ale ciężko się rozpala. Tłumaczę sobie, że już bliżej niż dalej i wkrótce palić nie będzie trzeba, ale to niewiele pomaga. Mimo to z pieca bym nie zrezygnowała. Lubię gdy się pali. Lubię żywy ogień, szum z pieca i odgłos trzaskającego drewna. Uspokaja mnie to i wprowadza przytulność do wnętrza. Bez pieca dom by był inny. Byłby bardziej mieszkaniem, a to nie to samo. Zawsze latem dlatego między innymi tęsknię do jesieni, bo wtedy zaczyna się palić w piecu... Ja pamiętam jeszcze czasy, gdy w piecu kuchennym paliło się nawet w lecie by ugotować obiad. Może dlatego czuję do pieca sentyment. Moja mama też tak ma. Nawet teraz czasem pali w piecu latem i często na piecu gotuje obiad. Pamiętam gdy mieszkała na wsi w Kamesznicy paliła w piecu kuchennym cały rok. Piec był duży z wąskim przypieckiem, duchówką/piekarnikiem/ i zbiornikiem stalowym do grzania wody. Wchodziło do niego ponad wiadro. Była ciągle co najmniej ciepła i gotowa do użycia. Nie trzeba było bojlera w dzień załączać, bo umyć się można było. Co z tego, że na misce. Teraz nie ma już zdunów, którzy by potrafili takie piece stawiać. Czasem mi nowoczesność bardzo ciąży, bo nie wszystko co nowoczesne jest lepsze.
W ogóle coraz bardziej żałuję, że rodzice sprzedali dom w Kamesznicy. Był dla mnie idealny - trochę na uboczu, ciepły, wygodny. Były w nim trzy niezależne pokoje oraz pokój dzienny połączony z kuchnią i łazienka. Byłoby miejsce i na pracownię i na bibliotekę. Do tego własne źródełko w piwnicy z cudowną wodą oraz spory ogród z żyzną glebą, w której wszystko śmigało a chwasty nie rosły. Była też przestronna obórka wprost wymarzona dla kur, może kóz. Tylko czy by dała tam radę mieszkać bez samochodu? Inni mieszkali wtedy...Samochody nie były tak popularne. Miał mój tata i może z 5 innych mieszkańców z okolicy. Reszta jeździła autobusem i dobrze było...

Przymierzam się do zmiany stylu wyrabianych kartek. Na razie maluję akwarelki i uczę się obsługi gilotyny do papieru... Jak mi wpłyną pieniądze na konto to zrobię zakupy.Te co ostatnio zarobiłam wydałam na dziurkacze, papiery i inne drobiazgi. Wszystko już do mnie idzie, a ja się doczekać nie mogę...

piątek, 18 marca 2016

to i owo

W najbliższym czasie kupię dziurkacze do wyrobu kartek. Chyba te z dzięki, którym można uzyskać serwetki i duże wzory. Może też motyle zwłaszcza ażurowe. Przydałyby się listki i jakiś dziurkacz brzegowy, bo mam tylko nożyczki ozdobne. Kusi mnie zestaw dziurkacz brzegowy plus narożny i ramki. Będę też potrzebować tektury falistej, wytłaczanego papieru, baz do kartek i kartonu do dziurkaczy.
Nadal maluję. Podjęłam ostatnio dwa wyzwania. Po pierwsze jeden obrazek dziennie przez cały marzec. Po drugie 100 akwarel w roku 2016. Na razie idzie dobrze. Wyrabiam się. Ostatnio przyszły mi podobrazia to może zacznę również malować akrylami. Kuszą mnie pejzaże.
Przyszły mi niedawno zakupione przedmioty do zdobienia decoupage. Tym razem wybrałam magnesy w różnych kształtach, kasetki i breloczki. Kupiłam też sporo serwetek z kotami. Mam trochę butelek. Będę miała co robić.

Powoli przygotowuję się do pracy w ogrodzie. Najpierw wysieję bób pod koniec marca i posadzę dymkę. W tym roku mam mieć kilka grządek. Mam zamiar wyłożyć je słomą to plewienia nie będzie. Wysadzę również czosnek. Nie wiem co zrobić z ziemniakami. Kusi mnie posadzenie choć kilku krzaczków. Trzeba będzie też niedługo wyplewić truskawki, spulchnić w nich glebę, wyłożyć słomą i je zasilić. Trzeba zasilić drzewa i krzewy owocowe. To tak na początek...Później przyjdzie czas na resztę - kalarepkę, fasolkę szparagową tyczną i niską, buraki, ogórki, pomidory, paprykę, cukinie, dynie, cebulę na piórka i sałatę. Tym razem posadzę ją w wannie, żeby ochronić przed ślimakami...Koleżanka tak sadzi sałatę i zbiory ma niezłe...

Niedługo święta. Będą skromne. Niczego nie planuję robić za dużo. Będzie schab wędzony w domu i pieczony oraz klops z jajkami. Pewnie śledzie, jajka i barszcz biały. Ciasta kupię, bo nie ma kto u mnie jeść takich ilości jakie by były upieczone. Niby można zamrozić. Pomyślę może jednak coś upiekę. Do ozdoby stołu będzie wysiany owies, jajka robione techniką decoupage, palma i bazie no i kolorowe jajka. Gości nie przewiduję. Czy sami pójdziemy do brata Krzyśka jeszcze nie wiem. Nie bardzo mi się uśmiecha iść i na pewno nie pójdę jeśli miałby ktoś oprócz nas jeszcze być. Wyjazdów nie lubię, ale gwarnych imprez zwłaszcza typu rodzinnego z udziałem dzieci, jeszcze bardziej.

 

poniedziałek, 14 marca 2016

telefon, antologia i wytworki...

Od kilku dni nie odbieram telefonu stacjonarnego. Dość miałam zaproszeń na pokazy garnków, mammografię i masaże. Nie mam ochoty się nikomu tłumaczyć dlaczego nie chcę zmienić operatora telefonu czy dostawcy internetu. Ostatnio zadzwoniła babka z zaproszeniem na badania do nowego ośrodka. Nie dość, że musiałam przerwać pracę, żeby dojść do telefonu to jeszcze oczekiwała, że się wytłumaczę dlaczego badań zrobić nie chcę. Taki miała tupet. Gdy ja zapytałam skąd ma numer rzuciła słuchawką. Teraz odbieram tylko komórkę, której numer mają wszyscy moi bliscy znajomi i rodzina. Jest spokój...
Od jakiegoś czasu marzę o tym, żeby jakimś cudem stać się właścicielką domu atrialnego w głuszy. Najlepiej by nawet okien na ścianach zewnętrznych nie było lub chociaż tylko takiego z wysokim murowanym ogrodzeniem. Byłoby maksimum komfortu i izolacji. Coś coby mi na pewno przypadło do gustu. Już się całkiem odludek ze mnie zrobił i to postępuje. Kontakty przez telefon czy internet mi wystarczają. Nawet je bardzo lubię, ale takie w realu, twarzą w twarz mnie męczą i stresują. Ostatnio jak byłam u koleżanki to trafiłam na porę gdy była u niej kuzynka. Wróciłam chora i rozedrgana przez napór wrażeń. Spałam później dwie godziny, musiałam wypić melisę i zrobić sobie zabieg Reiki. To nie dla mnie...

Od paru dni pracuję nad wierszami do antologii. Mam napisać 20 miniaturek/do ośmiu wersów/ z zimą w tle. Cieszy mnie to zajęcie, bo już dawno wierszy nie pisałam.  W antologii znajdą się wiersze autorów piszących na portalu E literaci...

Mam pomysł na kartki. To połączenie scrapbookingu i malowania. Bazy będę przygotowywać sama z papieru do akwareli. Namaluję obrazek i ozdobię. Najpierw jednak muszę nauczyć się obsługiwać gilotynę do papieru.




sobota, 12 marca 2016

Trochę tego i owego...

Przyszły mi kartki do malowania akwarelami. Jest ich 30 w pudełku. Nie były tanie jak dla mnie, ale kupiłam, bo doszłam do wniosku, że fajnie będzie je malować. Kupię pewnie też następne. Przy okazji znalazłam w tym samym sklepie oryginalne pigmenty do pisania ikon. Też trzeba będzie kupić, gdy jakieś pieniądze zarobię i co ważne dostanę, bo to nie zawsze idzie w parze. Ostatnio np. napisałam trzy teksty i pieniędzy za nie nie dostałam i pewnie nie dostanę. Trafiają się niestety oszuści i trzeba się z tym liczyć. Każda praca ma plusy i minusy. Ja wolę to ryzyko i pracę w domu choć zawsze gdy na oszusta trafię wściekam się i klnę w duchu...
Zupełnie nie mam koncepcji na ozdobienie jajek decu. Pomalowałam je, przykleiłam serwetki i koniec. Koncepcji brak. . Nie potrafię pracować konturówkami. Mam białą, niebieską i różową. Nie mam siły ich naciskać. Mam też brokat oraz srebrne i białe perełki. Konturówkę mam też fioletową, ale chyba coś z nią nie tak, bo wyciskać się nie chce. Mam jeszcze bezbarwną, ale zbyt efektowna nie jest. Nie wiem zupełnie jak te jajka skończę i straciłam zupełnie zapał do ich wykańczania. Coś będę musiała wykombinować, bo święta coraz bliżej, a mają ozdobić stół. Na razie skończyłam tylko jedno. Użyłam pasty postarzającej i perełek...Wcale mi się nie podoba...
 
Od dwóch dni robię dodatkowe zabiegi Reiki dla pani Basi z Wrocławia, która cierpi na nerwicę natręctw i bezsenność. Trochę poprawy jest przynajmniej tuż po zabiegu. Ponoć robi jej się błogo i chce jej się spać. Oby pomogło. Oprócz tego zaproponowałam jej picie ziół - melisy, kozłka i chmielu. Mnie rwa przeszła prawie całkowicie. Tym razem starczyło same Reiki bez gorącego łóżka. Tym samym obeszło się bez wyjazdów co mnie cieszy jak zwykle...Jutro mam inicjować w system Engel Ki. Na razie inicjuję taniej, bo nie mam jeszcze wyrobionych pieczątek i nie wystawiam dyplomów. System ten jest bardzo fajny, bo ułatwia kontakt z aniołami. Kilka osób już inicjowałam i są zadowolone. Niby bez inicjacji też można pracować z aniołami, ale po inicjacji jest łatwiej.

A na koniec kartki malowane akwarelami. Zdjęcia kiepskie...Maki poszły od razu...





czwartek, 10 marca 2016

Wiosna, wyjazd, wściekłość i artystyczne porywy...

Niedługo połowa marca. Kwitną przebiśniegi, bazi coraz więcej, ptaki śpiewają jak szalone, a ja przestałam wiosnę czuć. Jakoś tak szaro jest i smętnie na dworze. Do mnie jeszcze radosne, wiosenne nastroje nie dotarły. Może dlatego tak się dzieje, że siedzę w domu i nawet w ogrodzie jeszcze nie byłam. Do lasu i na łąki też mi się nie chce iść. Całkiem już się ruchowo rozleniwiłam. Tylko w domu bym siedziała na kanapie. Tylko wygody mi pachną. Ciekawe jak to będzie z warzywnikiem w tym roku. Zwłaszcza plewienie mnie niepokoi. U mnie ziemia kiepska, piaszczysta. Chwasty jednoroczne rosną jak szalone. Nie nastarczam plewić. Za to warzywa, zwłaszcza korzeniowe się wcale nie udają. Marchewki mi rosną cienki jak palec mimo nawozu, rzodkiewka idzie w liście, pomidory i ziemniaki bujają. Sama jeszcze nie wiem co w tym roku posieję i posadzę. Plany niby jakieś mam, ale czy je zrealizuję? Czy coś z tego wyjdzie? Co się w tym roku uda?

W tym tygodniu miałam jechać do miasta wydrukować napisy do kartek, odwiedzić fryzjera i sklep ogrodniczy. Byłam, zrealizowałam plany, choć nie wszystkie. Ważne, że się wreszcie zmobilizowałam i domowe pielesze opuściłam choć na chwilę. Łatwo nie było. Nerwy mnie złapały i taka wściekła wyjechałam z domu. Oberwało się Krzyśkowi, że się zbyt wolno ubiera /jechaliśmy razem, bo on do pracy/, Pikusiowi, że się kręci pod nogami, Rozie, że wlazła pod wannę gdy mnie się spieszyło. O mało nie skłóciłam się z mamą, bo zadzwoniła akurat wtedy gdy się ubierałam. Jednym słowem na mnie wyjazdy z domu mają zdecydowanie zły wpływ. Wygląda na to, że powinnam ich unikać co też czynię, a jakże i gnuśnieję coraz bardziej...


Za to plany typu artystycznego na ten tydzień zrealizowałam z przyjemnością. Związane były głównie z malowaniem. W użyciu były pastele suche. Choć nie tylko. W tej dziedzinie mnie raczej nie trzeba do niczego namawiać. Do tego się dusza rwie. Czasem sobie myślę jakby przebiegało moje życie gdyby swego czasu skończyła jakąś szkołę plastyczną, nie koniecznie studia. Zdolności ponoć według nauczycieli miałam. Tylko wystraszyłam się trudności z pobytem w szkole związanych. Chodziło o internat, a później akademik, bo szkół tego typu w moim mieście nie było.

Mam w końcu solidnego korepetytora. Wysłałam mu 10 pasteli i na drugi dzień już miałam dokładną analizę błędów we wszystkich obrazach. Teraz czekam na pieniądze i wyślę akwarele. Myślę, że to nie koniec, bo jest konkretny i dobrze tłumaczy... Odezwała się do mnie kolejna korepetytorka. Lekcje są przez internet. Kosztują 30 zł za 90 minut. Zastanawiam się...




wtorek, 8 marca 2016

Codzienność, artystyczne działania i urządzenie do wykrawania scrapek...

Krzysiek był już dzisiaj w pracy. Wrócił i mnie dopiero wyciągnął z łóżka. Trochę się zdenerwował, bo myślał, że jedzenie już kotom ugotowałam, a tu nie. Dałam im suchy pokarm, żeby głodne nie były, a gotowanie zostawiłam na później. Dziś będzie spokojny dzień. Wyjść z domu nie przewiduję. Ostatnio nawet do mamy rzadko chodzę, choć to dom na tej samej posesji. Rozmawiamy za to przez telefon kilka razy dziennie. Mamie też nie chce się nigdzie chodzić. Za to do niej ludzie często na zabiegi bioterapii przyjeżdżają.
Co dziś artystycznie podziałam jeszcze nie wiem. Wszystko zależy od tego czy mi papiery przyjdą. Jeśli nie to tylko jajka decoupage mi zostają. Mogę zrobić też kartki choć scrapki, które kupiłam mi się prawie skończyły. Nie bardzo jest z czego robić. Kartki by wyszły za skromne, ubogie. Myślałam wprawdzie o tej maszynce do tłoczenia scrapek, ale droga jest jak dla mnie. Nie wiem czy warto w nią inwestować. Niby bardzo lubię robić kartki, ale czy tak na prawdę mam do ich wyrobu zmysł? Sama nie wiem. Czasem mi się wydaje, że zbyt skromne robię i trzeba by zmienić styl na bardziej bogaty. Za ślubne i komunijne czy na chrzest się nawet jeszcze nie wzięłam. Drukarki też nie mam. No nie wiem. Nie wiem... Chyba jednak w malowanie inwestycje są mniejsze... Kusi mnie jednak ta maszyna. Nawet wybrałam model, bo do niego fajne wykrojniki są, ale okropnie drogie...
Ostatnio pomyślałam sobie, że można by było robić kartki nie z drukowanymi obrazkami tylko z ręcznie malowanymi np. akwarelą. Czy jednak z takimi małymi malunkami sobie poradzę? To przecież miniatury są, a ja ślepa jestem. Nie wiem też jak wycenić tego typu kartki. Tak sobie jednak myślę, że można by spróbować zrobić kilka. Można też kupić specjalne kartki do malowania. To też by mogło być ciekawe...





piątek, 4 marca 2016

Nowiny, lenistwo, malowanie i udogodnienia...

Znowu weekend. Dziś Krzysiek jeszcze nie pracuje i nawet nie będziemy otwierać furtki. Mamy zamiar odpocząć. Ja głównie psychicznie, bo fizycznie się nie przemęczam. Szczerze mówiąc od fizycznych prac się po prostu migam i ceduję je w większości na Krzyśka. On się wścieka, ale robi co trzeba. Tak będzie wykorzystywany dopóki nie pójdzie z powrotem do pracy. Teraz idzie od wtorku. Będzie pracował po 5 godzin od wtorku do soboty. Umowę ma podpisaną do października. Chyba, bo jeszcze nie dostał. Później prawdopodobnie następna przedłużona automatycznie. Potem znowu przerwa miesiąc. Takich cykli przeszedł już kilka, ale ja się zawsze martwię czy po kolejnym zostanie z powrotem zatrudniony, bo jest coraz starszy. Na razie radzi sobie dobrze, ale jak długo jeszcze. W sumie pracuje fizycznie, a energii ma coraz mniej i kondycja będzie spadać.
Wczoraj odwiedził nas brat Krzyśka. Zrobił nam gniazdko, zamontował półkę na książki, wypili po piwie i pogadaliśmy. Wiem już, że wesele jego córki będzie w czerwcu w przyszłym roku. Zamówiona jest luksusowa sala. Niestety dość daleko, ale podobno ma być przewóz. Córka ma sporo pieniędzy, bo jest właścicielką dobrze prosperującej agencji nieruchomości. Jej partner pracuje i pochodzi z bogatej rodziny. Iść chyba musimy, ale będziemy się czuć jak ubodzy krewni, bo nie mam zamiaru szaleć ani z ubraniem ani z resztą. Nawet do fryzjera się nie wybieram. 
Nadal maluję pastelami. Przyszły mi te zakupione i teraz mam większe pole manewru, bo kolorów więcej, ale jeszcze nie wszystkie. Można wprawdzie kolory mieszać, ale ja wolę kupić. Bardzo lubię działać pastelami choć kiedyś się ich obawiałam, bo brudzą i się sypią. Niepotrzebnie. Wprawdzie mam teraz wszystko czyli ciuchy, palce, a nawet kołdrę w pokoju dziennym uwalane, ale przyjemność płynąca z malowania to przewyższa. Będę się uczyć dalej. Profesjonaliści pastelami malują prawdziwe cuda.






środa, 2 marca 2016

Korepetycje, codzienność, problemy i pastele...

Załatwiłam sobie korepetycje z malarstwa przez internet. To para studentów ASP. Będę wysyłać zdjęcia obrazów a oni i opiszą gdzie popełniam błędy. Tak się najszybciej uczę. Uczą wszystkiego. Mnie w tej chwili interesują pastele i akwarele. Później dojdą akryle. Chcę kiedyś malować pejzaże, zwierzęta i kwiaty. Z portretów chyba zrezygnuję, bo choć ćwiczyłam i podobieństwo powoli zaczęło wychodzić nie przynosiło mi to przyjemności. Ostatnio znalazłam na digarcie galerię jednej kobiety, która tworzy prawdziwe cuda akrylami. Wyglądają jak oleje. Na prawdę piękne.  Ta babka jest dla mnie wzorem. Może i mnie te akryle zaczną z czasem wychodzić lepiej. Z tego co już wiem powinnam malować więcej szczegółów. Nie upraszczać aż tak.
Od kilku dni mam więcej obowiązków, bo Krzysiek jeździ załatwiać pracę. Muszę między innymi palić w piecu i gotować stadu. Dopiero teraz widzę jak mnie Krzysiek we wszystkim wyręczał gdy siedział w domu. Rozleniwiłam się przez to okropnie. Ciężko mi się teraz zmobilizować.
Krzysiek zrobił badania i jest zdrowy jak byk. Wszystkie wyniki ma w normie. Nawet cukier i cholesterol mimo jedzenia tony słodyczy i tłuszczu. Teraz to już na pewno nie będzie się chciał odchudzać, skoro z nadwagą jest zdrowy.
Ostatnio Krzysiek podpisał przez pomyłkę, a raczej wprowadzenie w błąd umowę z telefonią stacjonarną inną niż dotychczas. Wykręcić się z tego już nie można, bo minęło 14 dni. No i mam problem. Jestem wściekła, bo to wyjdzie sporo drożej...







To pastele suche. Te dwa ostatnie obrazki czyli Przed zmierzchem i Pole lawendy do poprawki. W tym ostatnim część drzew jest zbyt płaska, a ja ich nie mam czym poprawić, bo brak mi odcienia ciemnej zieleni. Kupiłam i dopiero idzie. Kupiłam też pastele w kredkach kilka kolorów.