Codzienność

Codzienność

środa, 31 stycznia 2018

Trochę tego i owego i znowu kotach

Wczoraj usiłowałam przeszyć sobie poszewkę i maszyna do szycia się zepsuła. Wysiadło ustrojstwo do nawijania nici i teraz trzeba to robić prawie ręcznie, bo coś się tam kręci ale nie do końca. Wściekłam się jak diabli, bo maszyna wprawdzie ma kilka lat, ale była bardzo mało używana. Uszyłam na niej tylko lambrekin, 6 poszewek na jaśki i trzy woreczki na grzyby suszone. Maszyna jest bez bajerów ale to Zelmer i myślałam, że trochę pochodzi. Starą miałam z 25 lat. Teraz sobie w brodę pluję, ze ją wyrzuciłam. Mogłam naprawić, a nie nowoczesne buble kupować. Coraz mniej mi się współczesne produkty podobają. Kiedyś synonimem dobrej jakości była trwałość i niezawodność. Teraz to zbędne nieraz bajery, a sprzęt z niby dobrej marki jest tak samo awaryjny jak chiński tylko drożej kosztuje. Kiedy maszynę naprawię nie wiem, bo jest z tym problem. Do punktu napraw muszę dowieźć taksówką. Nie wiem też czy naprawa się opłaci. Szycie czeka i poczeka, a ja się wściekam:(

Wreszcie dojrzałam do oczyszczenia wątroby i woreczka żółciowego z kamieni metodą Moritza. Zabieg jest mi potrzebny, bo mnie w boku pobolewa, a diety nie przełknę. Jest tez przecież ten problem, że warzywa typu fasoli jeść musze skoro nie jem mięsa. Metoda jest skuteczna i sporo kamieni wychodzi w tym te twarde z woreczka. Oczyszczać trzeba kilka lub nawet 12 razy. Wtedy wszystko się wyczyści. Można czyścic raz na miesiąc np. w okolicach nowiu. Trochę długo to trwa ale warto, bo samopoczucie później jest o wiele lepsze i wiele dolegliwości przechodzi. Niektórzy nawet po cyklu oczyszczania ładnie chudną. Tak sobie myślę, ze może zrobię tylko wcześniej na usg się wybiorę.

Ostatnio Rozi nauczyła się otwierać bieliźniarkę i pracowicie przez kilka nocy z rzędu wszystko z półek wyrzucała.:( Rano trzeba było wszystko układać, a to, że wszystko pogniecione i w sierści to już szczegół. Wpadłam więc na pomysł, żeby drzwi zawiązać sznurkiem. Zdało egzamin, bo nie wyrzuca. Zawiązałam jednak zbyt luźno i wczoraj udało jej się do bieliźniarki górą wleźć. Nie zauważyłam oczywiście i szukałam jej przez dwie godziny, bo myślałam, że uciekła na dwór. Szukałam w domu i koło domu. Płakać mi się chciało. Wahadełko było w robocie. Gdy wróciłam się zagrzać raczyła z kryjówki wyjść jak gdyby nigdy nic. Ulga mieszała się z wściekłością:)




poniedziałek, 29 stycznia 2018

zima i ogrzewanie itd

Zima na razie mi odpowiada, bo mrozów dużych nie ma i na razie  chyba nie będzie. Jest na tyle ciepło, że nawet w sypialni grzejnika nie włączam, bo jest 14 stopni. To dużo jak na mnie. Dla większego komfortu na nogach oprócz kołdry leży pierzyna po babci. Według tego co czytałam w internecie luty ma być ciepły. Oby. Więcej zwierząt bezpańskich i ptaków przetrwa.

No i wygląda na to, że wprowadzenie ustawy przeciwsmogowej nie sprawi, że umrę z zimna. Znalazłam już piec do centralnego ogrzewania za 3500 i wkład do kominka za 1700 zł. Na to mnie stać. Nie wiem tylko czy jest sens montowania kotła  CO w kuchni. To mi nie pasuje, a innego pomieszczenia na kocioł nie mam. Piec jest tani, bo bez udziwnień czyli podajnika i elektroniki. Taki by mi pasował, bo im prostszy tym lepszy. Wkład do kominka też prosty. Nie jest to wprawdzie piecokuchnia ani piec kaflowy ale dobre i to. Jeśli w ciągu dwóch lat nie wymyślą filtrów eco do pieców kaflowych to chyba kominek zamontuję. Ciepła do sypialni z niego rozprowadzać nie będę ale zrobię otwory w ścianie miedzy pokojem dziennym a sypialnią. To trochę sypialnie ogrzeje. Dogrzewać ją będę grzejnikiem elektrycznym tak jak teraz. Muszę też jeszcze jedną ścianę ocieplić. Co z kuchnią nie wiem. Jedyne co będę musiała zrobić to rozłożyć na strychu watę szklaną no i ścianę ocieplić.
Muszę też pomyśleć co z gotowaniem. Teraz gotuję na kuchence 2 płytkowej, a czasem na piecokuchni. Gdy piecokuchni nie będzie zostanie kuchenka. Będzie problem z przygotowaniem Wigilii np. Inne maszynki problemu nie rozwiążą, bo słaba instalacja jest, a na gaz się nie zgadzam. Mogę ostatecznie drugą maszynkę włączyć w mieszkaniu u babci i biegać:) to prostsze rozwiązanie niż kupno kuchni 4 płytkowej i ciągnięcie linii do niej z sieni od licznika.

Kupiłam kotom nowa zabawkę. Wybrałam coś do gonienia. Może Majka przestanie mi wynosić do zabawy wyschnięte znaleziska z kuwet. Do tej pory tylko tym się bawiła.:( Jest tak na to napalona, ze jak jej się zabierze to miauczy. Dobrze, że mi choć tego na fotele nie wnosi jak wnosił Pikuś gdy był młody. Na Pikusia zadziałało wyzywanie od świntucha. Na Majkę nic nie działa...


sobota, 27 stycznia 2018

domowa medycyna, koty i zakupy

Po głęboko skaleczonym palcu pozostała blizna. Jest dość duża, bo rana była głęboka ale bez szwów się obyło. Długo mnie ten palec bolał i musiałam trochę skóry obciąć, bo wszystko wisiało. Czym dezynfekowałam na forum się nie przyznam. To stary sposób i pewnie wiele osób go zna tylko niewiele się przyznaje, że go stosuje. Ja tam w leczeniu jestem za sposobami domowymi i medycyną naturalną. Klasyczna medycyna powinna być w zasadzie jedynie do ratowania życia i tych naprawdę poważnych przypadłości. Kiedyś wszyscy z drobnymi problemami leczyli się w domu albo szli do babki. Teraz z pierdołą od razu do lekarza, a później narzekanie, że kolejki w przychodniach.

Ostatnio Suzi moja dzika koteczka zaczęła czasem przychodzić na kanapę gdy na niej leżę. Wczoraj leżała tuż obok mnie. Zaszczyt ten spotkał mnie po prawie 6 latach. Suzi jest u mnie od małej kotusi. Próbowałam ją oswoić ale bez efektu. Niby nie gryzie, nie drapie ale złapać się ani pogłaskać nie pozwoli. Chyba, że przy jedzeniu. Złapana na ręce bardzo się boi więc tego stresu jej oszczędzam, bo mam inne miziaki. Ona żyje sobie spokojnie gdzieś na uboczu  i tak sobie życie przeżyje. Podobnie jest z jej siostrą Czarnusią. Ona też jest dzika i kontaktu z ludźmi nie lubi ale nauczyła się jednak na kanapie leżeć. Czasem nawet leży mi na nogach ale bliżej stóp, żebym pogłaskać jej nie mogła.

Mój Krzysiek jest jak dziecko albo zniedołężniały staruszek czasem i trzeba go pilnować. Powinien brać trzy leki psychotropowe w tym jeden po którym chce się spać tylko 1/2 tabletki. On brał po całej i był półprzytomny. Tabletki schowałam i podawałam po pół tabletki wieczorem. To dobrze funkcjonowało przez kilka dni. Niestety ostatnio dobrał się do tabletek zamkniętych, zapasowych i w efekcie brał po 1 1/2 tabletki. Zorientowałam się gdy zaczął nieskładnie mówić i usypiać na siedząco. Musiałam mu wszystkie leki schować...Czasem mnie ta odpowiedzialność strasznie męczy:(

Taką matę kupiłam kotom. Zainteresowanie jest spore. W robocie były pazury i zęby. Jest kolejka i odganianie. Ciekawe jak długo je to będzie bawić...



czwartek, 25 stycznia 2018

czwartek

No i szafek do kuchni nie mogę w tym momencie kupić, bo doczytałam na stronie, że nie ma opcji wniesienia przy transporcie. Ja sama wnieść nie zdołam gdyby Krzysiek był w pracy. Poprosić nie ma kogo nawet za wynagrodzeniem. Musze więc z tym czekać na Sebastiana. Ma przyjechać pod koniec marca to wtedy kupię. Będzie to już wtedy chyba cały komplet nie tylko dolne.

Okazało się, że w nowej pracy Krzysiek zarobi więcej. Ma mieć płacone za każdy dzień o 20% więcej za dniówki nocne i dobrze. Ja też mam szanse zarobić więcej, bo coś mi pracodawca wspomniał o tym, że planuje tez zmienić opisy krzewów gdy opisy drzewek będą gotowe. Nie wiem ile tego będzie i czy mi to zleci ale jeśli tak to może choć jedna szafka do sypialni z tego będzie:) Jest jeszcze też sprawa telefonów, bo coś wspominał, że wiosną by mi zlecił odbieranie telefonów. To by była kolejna szafka. Gdyby wszystko wyszło to i na sypialnię w tym roku zarobię. To by był super:) Remontu, a właściwie malowania, jednak nie zrobię, bo czekam na to co będzie z paleniem węglem. Nie wiem czy będzie można palić w piecach drewnem. To ważne dla mnie, bo chciałam postawić piec kaflowy do palenia drewnem ze ścianówką. Miałby też ogrzewać sypialnie i remont by trzeba zrobić dopiero wtedy gdyby był na miejscu. Chyba jednak moje marzenie się nie spełni, bo będzie zakaz, a drewnem można będzie palić jedynie w kominkach o ile będą ekofiltry. Co to jest to licho wie, bo nic o tym internecie nie ma. Zdun nic nie wie i w markecie gdzie sprzedają kominki tez nie wiedzą. Jestem przerażona, bo nie cierpię tych nowoczesnych urządzeń kosztownych, skomplikowanych i nietrwałych.

Od kilku dni coś się niedobrego stało i ptaki nie przychodzą do jedzenia ani drobne ani gołębie. To ziarno co mama wysypała, nadal leży. Nie wiem co się stało ale obawiam się, ze to sprawka jakiegoś kota. Może je płoszyć. Mam tylko nadzieję, że to nie jest jakiś kot porzucony. Jeśli tak, trzeba by go złapać, bo sobie może nie poradzić w mrozy. Niby jedzenie wystawiam i komórkę ze słomą udostępniłam ale to może nie wystarczyć. Domowe koty mają przecież inną sierść. Ptaków tez mi szkoda, bo głodne, biedactwa...


wtorek, 23 stycznia 2018

trochę planów i Morus

Znalazłam w internecie pastele olejne na sztuki i w komplecie. Pastele są lepsze od moich, bo profesjonalne. Może tych kilka na sztuki wkrótce kupię, bo na komplet mnie w tej chwili nie stać:( Moje pastele były taniutkie i jak dla mnie mają nieładne, zbyt jaskrawe kolory. Mnie takie nie bardzo leżą, bo potrzebuje trochę stonowanych barw natury. Maluje nimi głównie pejzaże typu krajobrazy, bo miejskich nie lubię i kwiaty. Tak w ogóle to mam zamiar malować we wszystkich technikach tylko pejzaże, kwiaty, zwierzęta, ptaki, anioły, ikony no i może portrety o ile się nauczę ale tylko moich bliskich. Architektura i martwa natura mnie raczej nie interesuje. Nie przepadam też za malowaniem ludzi, scen rodzajowych i nie znoszę malować techniki.

Kilka dni temu zapisałam się na kolejne warsztaty ikonopisania. Będzie 5 spotkań w lutym i w marcu. Będziemy tworzyć Madonnę z dzieciątkiem. Strasznie się cieszę choć siedzenie w domu się kończy...

A na koniec obrazek i Morus. Morus został przniesiony przeze mnie z pracy od mojego męża osiem lat temu. Miał około pół roku. Ktoś go wyrzucił w listopadzie. Była akurat faza mrozu i całą noc nie spałam, bo bałam się, ze kociak zamarznie zanim po niego pojadę. Wcześniej nie mogłam, bo mąż z pracy wrócił koło 22 i trzeba było do rana czekać. Kociak okazał się proludzki i bardzo sympatyczny- przychodzi na kolana, dużo się łasi, całuje i jest dość zazdrosny. Ma niesamowite bursztynowe oczy. Oczywiście został wykastrowany. Kilka lat temu rozchorował się na pęcherz i jest obecnie na specjalistycznej karmie. Problem z nim jest taki, że nie lubi jeść i jest strasznie drobny. Je bardzo mało i nie da go się na więcej namówić. Do adopcji się nie nadawał, bo siusia za fotelem i kuweta go nie interesuje. Naturalnie zostanie u mnie do końca.





niedziela, 21 stycznia 2018

wrogowie i problemy

No i okazuje się, że mam w blogowym świecie jeśli nie wroga to na pewno kogoś nieżyczliwego. Co jakiś czas jakiś anonim zajadle krytykuje mnie, moje upodobania, moją pracę oraz to, że mam koty i je kocham. Najwyraźniej jest wrogiem kotów, bo komentuje przeważnie gdy o wydatkach na koty piszę. Ostatnio oberwało mi się za lenistwo, koty i wróżby. Komentarza nie wstawiłam, bo było sporo wyzwisk i złych życzeń pod kierunkiem mojej osoby. Niniejszym tą osobę pozdrawiam i życzę jej wszystkiego najlepszego. Żal mi jej, bo pewnie dobrze w jej życiu się nie dzieje skoro tyle w niej jadu i agresji. Tylko skąd ta nienawiść do mnie skoro jej nic złego nie zrobiłam? No i co jej winne koty? Co w tym złego, że je kocham, dbam o nie i pomagam im jak mogę?

Drzewo, które kupiłam jest tym razem gorsze. Niektóre kloce tylko do kominków się nadają, bo potężne są. W dodatku chyba jest wilgotne, bo palić się nie bardzo chce. Okopci się draństwo i dymi. Będzie musiało chyba przeschnąć do przyszłego roku. Na razie pale węglem ale to nie jest rozwiązanie, bo zależy mi by też drewnem palić. Wiosną mają być wycięte dwie suche śliwki. To coś dodatkowego do palenia będzie.

Mam problem z komputerem. Kupiłam bardzo tani w internecie i nie jestem za bardzo zadowolona, bo już klawiatura nie działa jak trzeba. Gdy piszę normalnie albo się klawiatura zawiesza albo się zjadają litery. Gdy się zawiesi musze uruchomić od nowa, a gdy nie wybijają się litery musze tekst sprawdzać i litery uzupełniać co zajmuje czas:( Komputer jest tez wolny i strony czasem się zawieszają i bardzo wolno ładują. Żałuję, że nie kupiłam sprzętu w sklepie. Mogłam dopłacić trochę i pewno by było lepiej. Chyba trzy lata z nim nie wytrzymam.

A na koniec pastele olejne. Zdjęcie zmieniło kolory... 



piątek, 19 stycznia 2018

trochę o wszystkim...

Ostatnio posypało nieco śniegu. Świat się skrył na chwilę pod białą kołderką. Wszystko jednak stopniało. Nawet zdjęć nie zdążyłam zrobić. Za kilka dni ma prószyć znowu. Może wtedy zrobię. Zawsze zazdrościłam pięknych widoków. U mnie takich nie ma. Są niby łąki i jest las, a nawet rzeka ale jakieś te krajobrazy takie nieciekawe. Nie ma zupełnie czym się zachwycać. Co ładniejsze miejsca to już zdjęcia porobione. Może i ładne gdzieś jeszcze są ale dalej gdzie mi się dotrzeć raczej nie uda. Gdy był dom w Kamesznicy to były widoki. Góry, lasy, wąwozy, potoki i łąki. Moja mama z aparatem się nie rozstawała. Czasem się zastanawiam czy jeszcze w tym życiu góry zobaczę. Strasznie mi ciężko ruszyć się z domu, bo Krzysiek ze stadem zostać nie chce, a i ja podróży nie lubię. Chyba, że własnym samochodem, którego nie mam i mieć nie będę.

W najbliższym czasie muszę kupić węgiel i wiadro do przynoszenia. Z wiadrem będzie kłopot, bo nie ma gdzie kupić. Sklep w którym były został zlikwidowany jak wiele innych. Trzeba by chyba do jakiegoś supermarketu się wybrać z czym jest problem, bo te są w takich miejscach gdzie raczej pieszo się nie dojdzie. Samochodu brak i trzeba będzie wziąć taksówkę o czym Krzysiek słyszeć nie chce. Strasznie mnie denerwuje to zamykanie sklepów w mieście. Nie ma już księgarni, nie ma zielarskiego, nie ma zdrowej żywności, a ostatnio skasowali chemiczny i budowlany. Niedługo to tylko bary zostaną, apteki i banki...

Tam gdzie Krzysiek teraz pracuje jest bardzo dużo dzikich kotów. Niby jedzenie dostają i to tyle, że w miskach stoi ale nie wiadomo czy ktoś poza tym się nimi opiekuje. Ważne jest leczenie, sterylizacje, schronienie przed zimnem. Napisałam o tych kotach do okolicznych fundacji i czekam na odpowiedź. Oby wszystko było ok. Tylko skąd ich jest tam tak strasznie dużo?




środa, 17 stycznia 2018

trochę o zakupach, pracy, kocich uszach i piecu...

Piecokuchnię sprawdziłam i jednak jest z nią wszystko chyba ok. Paliłam sama i ani dymek nie poszedł i rozpaliło się za pierwszym razem. Zastrzeżenia mam tylko takie, że temperatura na piecu nie chciała powyżej 45 stopni wzrosnąć. Co ten Krzysiek w Wigilie zrobił, że tak kiepsko się paliło pojęcia nie mam. Chyba, że pogoda mu przeszkodziła, bo wtedy dusiło z góry.
Wczoraj kupiłam olej z pestek dyni. Tani nie był ale podobno zwalcza robaki i świerzbowca w uszach kocich. Coś musze z tymi uszami pokombinować. U mnie trzy koty mają i wyleczyć się tego draństwa nie da. Podawany był i Stronghold i adwokat. Te środki oczywiście nie naraz oba dostały wszystkie koty. Później dawka była podana jeszcze raz z dusza na ramieniu, bo niektóre koty po tych środkach maja biegunkę. Już ich chyba nie kupię, ponieważ są szkodliwe i bez czyszczenia uszu nie zadziałają i tak, bo jajeczka przetrwają w osadzie. Ja mam niestety trzy kotki, którym uszu wyczyścić się nie da ani ich obejrzeć. Dwie to koteczki prawie dzikie, a jedna bardzo bojowa i nawet dotknąć uszu nie pozwoli choć głaskanie lubi. Przez te trzy kotki świerzbowiec ciągle wraca. Czyszczę teraz uszy co kilka dni tym kotom, którym mogę. Osad w uszach mają dwa w obu i jeden w jednym uszku. Pozostałe mają uszka prawie czyste. Żaden kot się nie męczy, bo uszu nie drapią. Gdyby to się rozprzestrzeniało i nasilało to chyba będzie trzeba te trzy koteczki uśpić i wtedy im uszy wyczyścić. Tak mi radzi weterynarz o ile chcę to draństwo do końca zwalczyć ale się boję...

Nadal dużo piszę. Teoretycznie na szafki kuchenne dolne już zarobiłam. Na niektóre pieniądze jeszcze czekam. Muszę jeszcze zarobić na transport. No i nie wiem czy części pieniędzy na coś innego nie stracę. Na razie się pilnuję. Może za tydzień jak dobrze pójdzie je kupię. Jak przyjdą to się je w mieszkaniach po babci skręci i będą czekać na remont. Od razu też zacznę zbierać na trzy górne. Te chcę kupić o ile przeszkód nie będzie w lutym. Remont planuję może w maju. W lecie powinnam też zrobić remont dachów nad dwoma drewutniami i nad komórką. Te dachy nad drewutniami są konieczne już. Ten nad komórką może ostatecznie poczekać na przyszły rok.

Wczoraj był sądny dzień. Krzysiek wrócił z pracy późno i od razu wysłałam go spać, bo była przed nim następna nocka. Spał 4 godziny. Ja go musiałam wyręczyć z pracą w domu. Musiałam przynieść węgiel i drewno i rozpalić w piecu. Dałam sobie radę z tym ale z trudem i później byłam z siebie nawet dumna...:) Moja mama robi to codziennie, a ma 77 lat prawie. Ona jednak nigdy przed wysiłkiem fizycznym nie uciekała...Nie to co ja... Krzysiek dodatkowo mnie rozpieścił. Muszę chyba trochę o kondycji pomyśleć, bo przecież musze być samodzielna...Tylko jak...

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Zimno w domu

Wczoraj Krzysiek rozpalił w piecu bardzo późno, bo ja spałam do 16, a on twierdzi, ze mu ciepło. Rozpalił drewnem bez węgla i gdy wstałam było okropnie zimno. Nie wiem czemu ale temperatura wyżej niż 18 stopni nie chciała podskoczyć. W piecu aż buzowało. Dopiero gdy dołożył węgla temperatura wzrosła. U mnie chyba samym drewnem o tej porze roku palić się nie da. Jak inni palą tylko drewnem nie wiem. Teraz się boje co będzie gdy wprowadzą zakaz palenia węglem. Na gaz mnie nie będzie stać i pozostanie tylko drewno. Będę chyba marzła albo trzeba będzie zrobić remont i postawić w pokoju dziennym ścianę, żeby oddzielić aneks biblioteczny. Pokój będzie mniejszy to i łatwiej go będzie ogrzać przecież. Remont pokoju dziennego planuje dopiero za dwa lata. Myślę by wtedy od razu piec kaflowy, a konkretnie z cegły ze ścianówką postawić. Ścianówka nie będzie duża, bo niecałe 2 m2 tylko. Będzie grzać sypialnię. Myślałam o kominku z kasetą ale mnie te nowoczesne mechanizmy przerażają, bo są nietrwałe i ciągle trzeba coś przy nich robić. Piec jest solidny. Raz postawiony wytrzymuje lata i o to chodzi.:) Remont w domu to armagedon.


Dziś po południu musze pilnie do miasta jechać. Będę się spieszyć, bo ciemno i wszystkiego chyba nie załatwię. To wszystko to nici do haftu. Kusi mnie wziąć się za to. Na razie pracuje pilnie i zarabiam zawzięcie na szafki do kuchni W weekend udało mi się na jedną dolną zarobić ale miałam tez zlecenia na horoskop i wróżby na pół roku.:) Dziś wieczorem pracy ciąg dalszy. Będę też malować... Następny pomysł to będą chyba znowu anioły na desce....




sobota, 13 stycznia 2018

Pilne do zrobienia i zakupy...

Prace w domu posuwają się do przodu. W czwartek przyjechało drewno. Tym razem to buczyna, kubik. Jest już pocięta na klocki pasujące do pieca. Fajnie się nią pali, wiem bo już miałam. Krzysiek zniósł ją do komórki w sobotę. Trochę się martwiłam czy nóg nie dostanie ale nie. W piątek zostało wypompowane szambo. Krótko tym razem wytrzymało, bo od lata. Trzeba będzie chyba pomyśleć o drugim. Koszty pompowania nie są wprawdzie duże ale trzeba wjeżdżać na prywatną drogę sąsiada i pytać go o zgodę. W poniedziałek lub we wtorek znajomy ma przyjść zrobić mi zawór w piwnicy. Koło 20 I przyjedzie węgiel i to już będzie wszystko na tą chwilę. Mogę czekać na mrozy. Oby nie siarczyste, bo trzeba będzie wtedy kupić otulinę na rury od wody. Kupuję od kilku lat i nie mogę kupić. Nie bardzo mam gdzie. Wyprawa do sklepu mi się nie uśmiecha.

Ostatnio buszowałam po blogach sprzedażowych i po raz kolejny stwierdziłam, że są tam cudne rzeczy po parę groszy. Tym razem natknęłam się na piękny duży bieżnik haftowany za 6 zł. Była też haftowana zazdrostka i piękne lambrekiny. Część kupię, a chętnie bym kupiła więcej, ale nie mam w tej chwili gdzie tego typu rzeczy ani ekspnować ani przetrzymywać. Na razie wybrałam to. Wszystko jest haftowane...





Dziś mam sporo pracy, bo pracodawca przysłał mi teksty na weekend. To nie problem oczywiście. Chętnie napiszę. Na razie mam pieniądze na trzy szafki kuchenne dolne. Jeszcze na dwie musze zarobić. :) Powinno się w tym miesiącu udać.
Po południu będę malować pastelami olejnymi na płótnie. Myślę  kwiatach. Obrazek będzie na bazarki kocie. Tym razem to chyba akcja dla tych bezdomnych. Okropnie mi ich żal... Zwłaszcza tych, które kiedyś domy miały. Cierpienie tych jest zwielokrotnione. Trafić z kanapy na mróz. Nawet sobie tego wyobrazić nie mogę.:(

a na koniec pastele olejne



czwartek, 11 stycznia 2018

Rozważania o pieniądzach, ogrodzie itd...

Pracy, a konkretnie pisania mam ostatnio sporo. Piszę średnio po cztery godziny dziennie. Kolejnych pracodawców na razie nie szukam. Tyle pracy mi wystarczy, bo jeszcze przecież wróżę. Pieniądze na szafki kuchenne się zarabiają i jak dobrze pójdzie to dolne szafki może na początku lutego kupię. Wszystko w zasadzie zależy od tego czy Krzysiek będzie dalej pracował. Oby... Jeśli chodzi o pieniądze to ja mam dość skromne wymagania. Nie szaleję z zarabianiem, bo chcę mieć czas na inne sprawy. Lubię pospać, poczytać, coś stworzyć. Nauczyłam się żyć oszczędnie i nie zazdroszczę nikomu kto ma więcej. Mam na jedzenie, opał, opłaty, koty, pasje i remonty. Nic mi więcej w tym momencie nie trzeba.

Praca Krzyśkowi odpowiada. Twierdzi, że jest nawet lepsza niż sprzątanie. Idzie znowu w poniedziałek. W tym miesiącu wypada mu jeszcze 10 nocek. Praca jest odpowiedzialna i może być nawet niebezpieczna. Ma legitymować podejrzane osoby, a nawet zatrzymać i wezwać policję. Boję się o niego, bo on bojowy nie jest.

Powoli zastanawiam się nad ogrodem. Chciałabym mieć wszystko w doniczkach. Zależy mi głownie na pomidorach, papryce, cukinii, sałacie i ogórkach. Krzysiek o doniczkach nie chce słyszeć. Problem jest też z ziemią, bo u mnie jest strasznie licha- piaszczysta, a samochodu brak by lepszą przywieźć. Może pokombinuję z taksówką jak się uda...Jeśli nie, warzywnika chyba nie będzie. Warzywnik w gruncie mi zdecydowanie nie wyszedł. Miałam trzy lata i tylko chwasty rosły dobrze, a to co wyrosło albo bujało albo zostało zjedzone przez ślimaki, których u mnie jest masa. Zwalczać chemicznie ich nie zamierzam. Nie chcę też za dużo czasu spędzać w ogrodzie, bo za tym nie przepadam. Szczególnie nie cierpię plewić. No i na tego typu zajęcia nie mam też zbyt wiele czasu...:) Może tez być kłopot z podlewaniem. W doniczkach ziemia schnie szybko, a Krzysiek będzie wieczorami w pracy. Musiałabym sama podlewać:(

Taki drapak chcę kupić i nie wiem czy warto...








wtorek, 9 stycznia 2018

Robaki, kocie sprawy i praca Krzyśka...

Mam problem z kotami. Po pierwsze robaki. Koty były odrobaczane jesienią. Koty na dwór nie wychodzą i są dorosłe więc miałam zamiar odrobaczać dopiero wiosną. Niestety zauważyłam, że Morus jest jednak zarobaczony. Kupiłam więc pyrantelum ilość na dwie dawki. Wybrałam ten lek, bo jest bezpieczny i skuteczny. No i jest w zawiesinie. To ma znaczenie, ponieważ nie tak łatwo leki w tabletkach kotom podać. Podałam jedną dawkę. Udało się choć trochę krwi się polało. Problem był z Onką ale zjadła z mięsem. Problem był z Suzi i niestety nie zjadła tyle co trzeba. Może nadal robaki mieć. Pikuś też zjadł swoją dawkę z mięsem. Jutro podam drugą dawkę leku. Martwię się o Suzi, bo nie ma jej jak leku podać. Jest dzika i dziczeje coraz bardziej :( Do weterynarza nie ma jej jak zawieźć, bo do transportera wejść nie chce. Pozostaje tylko kupić lek na kark ale czy będzie skuteczny?

Mam też trochę problemu z Majeczką, moją najmłodszą koteczką. Kicia mianowicie odsunęła się od nas odkąd dorosła i nie lubi być brana na ręce. Wzięta na ręce miauczy. To nie jest tak, że jest dzika. Nie jest. Po prostu nie przepada za kontaktem z ludźmi. Kotów też nie lubi. Ot taka indywidualistka z niej. Czasem przychodzi rano i włazi pod kołdrę albo układa się na mnie gdy śpię i tyle kontaktów jej wystarcza. Mnie trochę brakuje kontaktu. Chciałabym, żeby pchała się na kolana jak inne koty, żeby strzelała baranki i całowała ale nic z tego...:)

Kupiłam nowy transporter dla kotów. Tym razem jest solidniejszy. W tym starym mogę przewozić tylko Józka, bo jest spokojny i nie rzuca się. Stary to zasuwana torba i nerwowe koty  zamki rozsuwały. Nowy jest z wikliny. Powinnam dwie koteczki do weterynarza zabrać na przejrzenie ząbków. Obie są nerwowe...

No i na koniec praca Krzyśka. Wczoraj był po raz pierwszy i nie jest to to o czym myślał. Chciał być portierem, a jest ochroniarzem, który musi sporo chodzić z krótkofalówką. Chodzi około 8 godzin dziennie. To dużo. Bolą go nogi. Ma pracować tylko na noc. To by było dobre, bo by chyba pracował tylko 14 dni w miesiącu. Reszta by była wolna. Wczoraj gdy on był w pracy nie spałam całą noc. Położyłam się późno w pokoju dziennym, żeby nie przespać kuriera. Koty niestety były nieznośne. Majka wyciągała węgiel z wiadra i bawiła się nim, a Rozi wywaliła z bieliźniarki całą półkę pościeli. Wstałam i obie zamknęłam w przedpokoju. Niestety już nie usnęłam. Teraz czekam na Krzyśka. Spać pójdę gdy wróci...

poniedziałek, 8 stycznia 2018

rytm przyrody i pilne sprawy

Zima trwa tylko śniegu nie widać. Trochę mi tego szkoda. Jest ciepło to i u mnie w domu chłodu nie ma choć palę tylko w pokoju dziennym. Śpimy w nieogrzewanej sypialni na razie. W kuchni też nie palę, bo i po co? Czy będą jeszcze w styczniu mrozy czas pokaże. Oby tylko w lutym nie ścisnęło. Dni płyną spokojnie i leniwie jak to w zimie. Ja mimo, że na wsi nie mieszkam i nic prawie nie uprawiam, ani nic nie hoduję to i tak wyraźnie dostrzegam zmiany pór roku. Wiosną zaczynam remonty i inne prace koło domu. Coś też sadzę. W lecie to kontynuuję, koszę trawę i plewię. Poza tym zaczynam robić przetwory i suszę zioła. Jesienią przygotowuje się do zimy. Robię dużo przetworów, suszę grzyby i owoce, gromadzę opał. Wycinam też suche drzewa i chaszcze. Czasem jeszcze kończę remonty. Zimą odpoczywam i planuję co zrobię w kolejnym roku. Ten rytm pozwala mi się skupić na rytmach przyrody. To dla mnie ważne.

Czeka mnie trochę spraw do załatwienia w najbliższym czasie. Muszę kupić drewno do palenia i to już. Niby mam jeszcze węgiel ale się śniegów boję, bo mogą zasypać podjazd i będzie ciężko wjechać. Koło 15-20 I kupię też kolejną tonę węgla. Poza tym muszę zrobić kran w piwnicy i muszę koniecznie wypompować szambo, bo jeszcze trochę i wyleje. 
Poza tym coś muszę wykombinować na prezenty dla moich panów na Walentynki. Do tego Sebastian ma imieniny w styczniu. Kupię mu chyba plecak wędkarski, bo wiem, że chce. Co kupię Krzyśkowi pojęcia nie mam. Kosmetyków dużo dostał na święta to ma zapas i twierdzi, że nic nie potrzebuje.

Myślę, żeby kotom kupić taki drapaki. Nie wiem czy warto i trochę się boję, bo przychodzi w częściach i nie wiem czy uda mi się złożyć.

sobota, 6 stycznia 2018

sobota

Dziś święto ale ja go nie obchodzę. Święto jest mi obce. Dla mnie to zwyczajny dzień. Będę normalnie pracować czyli pisać i wróżyć. Ostatnio odezwał się do mnie mój dawny pracodawca i znowu piszę teksty o sadownictwie. Tekstów ma być sporo. Oby, bo pieniędzy potrzebuję.
Krzysiek nadal nie pracuje, ponieważ czeka na kolegów, którzy jeszcze nie zrobili badań. On zrobił i jest zdrowy.

Nowy rok i nowe plany. Chcę schudnąć około 10 kg na stałe. Chcę wydać co najmniej dwie antologie komercyjne z wierszami. Chcę zrobić remont w kuchni i kupić meble. Powinnam zrobić remont dachu nad komórką i nad drewutniami...

Nadal jestem na diecie ichtiowegetariańskiej i na takiej pozostanę. Nadal staram się jeść tanio. Wczoraj zrobiłam zakupy konserw dla siebie i innych produktów potrzebnych, a niedostępnych w moim sklepie. Wczoraj też kupiłam konserwy i saszetki dla kotów. Zmieniłam im część mokrego jedzenia, bo konserwy które dawałam nie za bardzo im smakowały. Teraz wybrałam lepsze czyli bardziej mięsne. Znalazłam sklep z warzywami. Ponoć przywożą do domu. Zobaczymy. Na razie zapasy jeszcze mam ale sporo jem to szybko wyjdą, a Krzysiek całymi kilogramami mi kupować nie chce. Dużo tego potrzebuję na mojej diecie. Taki pasztet z selera to na raz 50 dkg, a zjadam szybko przecież.

Dziś późnym popołudniem zaczynam działać robótkowo i to w tempie. Chcę za jakieś dwa tygodnie wysłać paczkę do fundacji pomagającej bezdomnym zwierzętom. Mam zamiar wysłać akwarele, kartki, może jakieś drobiazgi decu i może czapki robione szydełkiem. Potrzeby są ogromne. Może niedługo kupię małe podobrazia i zacznę też malować obrazki akrylowe lub pastelami olejnymi. Chciałabym dla zwierząt robić więcej niż teraz robię.

A na koniec moje podkołderniki:) Pikuś ostatnie chłodniejsze noce przespał pod kołdrą Krzyśka. Jest coraz starszy i mu chyba chłodno... Józek też ostatnio przykryty lubi leżeć...




wtorek, 2 stycznia 2018

wtorek

Dziś ostatni dzień z Sebastianem. Jutro już jedzie do domu. Już teraz martwię się drogą. Przyjedzie pewnie dopiero po 20 marca i zostanie na święta. Będzie mi smutno bez niego, bo lubię jak jest ze mną. Pewnie znowu będziemy gadać długo przez telefon ale to nie osobisty kontakt. On się trochę nudzi u mnie. Ja późno wstaję i nie ma nic do roboty. Wychodzi do sklepu i poznał już sporo sąsiadów. Jest szalenie otwarty. Zupełne przeciwieństwo i mnie i Krzyśka. Krzysiek to typowy, zamknięty w sobie mruk. Ja niby oporów przed kontaktami z ludźmi nie mam ale jestem introwertyczką i mnie do ludzi specjalnie nie ciągnie.

Martwię się pracą Krzyska i moją dalszą egzystencją. Moje złote czasy się kończą. Krzyśka w domu nie będzie i na mnie spadnie więcej pracy. Będę musiała palić w piecu. Będę musiała gdy przyjdą śniegi odśnieżać i nie będzie miał kto mi pomagać przy gotowaniu obiadu i kawę będę sobie musiała sama robić i masę innych drobnych rzeczy też...Marny mój los...Ech :( Jutro po raz pierwszy idzie do nowej pracy. To 12 godzin w nocy, a ja zostaje po raz pierwszy sama :( Tak nie lubię być sama w domu, a w nocy szczególnie. Zupełnie od tego odwykłam, a w zasadzie nigdy tego nie zaznałam, bo wychowałam się w domu pełnym ludzi. Teraz będę sama w całym dużym domu. Te kilka razy gdy Krzysiek wyjeżdżał na noc wspominam źle...

Sebastian wyjeżdża, Krzysiek zmienia pracę, a ja zaczynam myśleć o działaniach artystycznych. Kusi mnie pisanie wierszy o miłości i malowanie. Chce tez przesłać jakieś opowiadanie do Kocich Spraw. Może o Józku. Tak sobie myślę, ze z rękodzieła w celach zarobkowych się wycofam. Kocham robić kartki i decu ale mi się to nie opłaca. Na kartce zarabiam 5 zł. Nie chce mi się za taką sumę do miasta na pocztę jechać, a muszę specjalnie, bo wyjeżdżam z domu bardzo rzadko. Robię tylko kartki, bo to lubię. Nie kuszą mnie zaproszenia, albumy czy pudełka. Co do decu to sprawa ma się trochę lepiej i też kocham to robić ale do tej pory nie zarabiałam na tym prawie wcale. Sporo rękodzieła robię na bazarki dla zwierząt i robić będę nadal. Wtedy jednak jadę raz i wysyłam paczkę, a nie po jednej sztuce.