U mnie teraz ruch i masa zajęć. Nie tylko przygotowania do świąt. Jest też duzo nauki i tym teraz żyję. Odetchnę po 10 I gdy zdam ostatnie egzaminy w szkole. Na szczęście ostatnie zajęcia są zdalne. Praca w domu typu przedświatecznej idzie, ale świeta będą skromne w tym roku, bo przytyłam i nie chcę tyć dalej. Ze sprzątaniem też nie szaleję. Nie mam natchnienia.
Od stycznia dieta. Na razie jestem spanikowana, bo mam otyłość. Muszę szybko zrzucić 5 kg, a najlepiej 8. Wtedy waga będzie możliwa do zaakceptowania. Zauwazyłam, ze jem z powodu emocji. Gdy pojawiaja sie negatywne myśli, za tym ida emocje też negatywne typu np. niepokoju to ja jem by szybko doznać ulgi. Napycham sie węgowodanami typu makarony, pieczywo, bo one najłatwiej mnie wprowadzaja w dobry nastrój. Lubię być wyciszona i spokojna. Myślę o diecie Cambridge, bo mi sie nie chce gotować i liczyć kalorii.
Filuś powoli odchodzi, bo nie zgodziłam sie na kroplówki. To by była męka dla niego- stres i ból. Gdy miał pobierana krew strasznie plakał, a mnie o mało serce nie pęklo. Na razie czuje sie dobrze- je pije, załatwia się, ale nerki sa podstepne. Do tego to podejrzenie guza. Je specjana karmę i ma leki takie które może brać w domu. Jest strasznie drobniutki. Schudł okropnie. Waży około 2,6 kg, a ważył 4,5. Same kości i skóra. Na razie go rozpieszczam i obserwuję. Gdy zycie stanie sie dla niego zbyt ciężkie nie będę go męczyć, odejdzie. Strasznie mi go żal, bo nic zrobić sie nie da. Trzeba sie z tym pogodzić i biernie czekać. W maju skończy 13 lat o ile los pozwoli. To sporo, ale mógłby jeszcze pobyć z nami. Jest wspaniały, kochany, ufny. Przytula się, pokazuje brzuszek, podwija glowkę, mruczy. Nadal to robi, a mnie sie chce płakać.
Ma przyjechać Sebastian. Jest trochę pracy. Zostanie do Nowego Roku to wszystko zrobi.
Sień prawie skończona. Reszta została dla Sebastiana. Trzeba skręcić wieszak, powiesić lustro, naprawić stare, gięte krzesło.
Choinka juz ubrana. Podziałał Krzysiek. Kurtyna świetlna pod dachem wisi...Święta...