Codzienność

Codzienność

wtorek, 27 marca 2018

ikona i reszta...

Ostanie warsztaty ikony za mną. Ikonę mam już w domu i bardzo mi się ten mój wyrób podoba. Ciekawe jak wyjdą następne, bo to z pewnością nie jest ostatnia. Tą, którą zaczęłam w domu skończę po świętach. Wtedy też kupię dodatkowe pigmenty i inne materiały do ikon typu deska i złocenia. Teraz złocenia chcę kupić miedziane i srebrne, bo mi się spodobała ikona złoto-srebrna.



Poza tym wysłałam wiersze do antologii i pracuje nad następną. Chcę wszystko przesłać do wydawnictwa pod koniec tygodnia. Ten rok jest dla mnie bardzo bogaty jeśli chodzi o wydane książki. Jeśli nic się nie zmieni wezmę udział w 8 antologiach z wierszami i jedną z prozą.

Jeśli chodzi o inne sprawy to straciłam dwa miejsca stałej pracy i szukam kolejnej stałej lub dorywczej. Przydałoby się trochę zarobić, bo lato się zbliża i praca na dworze. Trochę pieniędzy będę potrzebować. Są do krycia papą dwie drewutnie. Trzeba by też położyć nad kuchnią warstwę waty szklanej, żeby wnętrze było cieplejsze. W sypialni nad którą wata jest, było w tym roku w duże mrozy 12 stopni bez ogrzewania, a w kuchni tylko 3. To spora różnica przecież. Problem z tym będzie, bo trzeba trochę strychu uprzątnąć. Będzie musiał to zrobić Krzysiek, bo on wie co jest potrzebne. Będzie klął...:(

Dziś Krzysiek jedzie na zakupy, bo święta coraz bliżej. Problem mam z owsem. Za nic nie chce rosnąć. Jutro może jak lepiej się poczuję, zabiorę się za malowanie gęsi, które mają ozdobić stół świąteczny. Na razie siedzę pod kołdrą i o wyjściu do pracowni nie marzę.

niedziela, 25 marca 2018

Wszystkiego po trochu...

Znowu robię logo i sprawia mi to przyjemność. Działam na starym laptopie, bo na nowym jeszcze corel nie jest wgrany. Nie wiem czy się uda wgrać, bo moja wersja jest stworzona pod windows 8, a ja teraz mam 10. Na corela 7 mnie jednak nie stać. Podobnie jak na tablet graficzny z wyświetlaczem. To moje hobby jest dość drogie niestety. Zarabiać na tym nie zarabiam, bo konkurencja jest bardzo duża, a ja początkująca jestem. Kiedyś chciałam skończyć kurs grafika w ESKK, ale zrezygnowałam, bo ja chcę robić tylko logo, okładki, papier listwy i wizytówki. Inna działalność mnie nie interesuje. 
Poza tym moja koteczka po sterylizacji czuje się dobrze. Je, bawi się, ale jest bardzo spokojna. Przedtem kręciła się pod nogami i była bojowa. Teraz się wyciszyła tylko nie wiem czy na stałe.

Źle się czuje za to ja. Sebastian zaraził mnie i jestem przeziębiona. Boli mnie gardło i mam początki kataru. Jemu już przeszło a ja cierpię. Wczoraj rano tak mnie gardło bolało, że ani mówić nie mogłam.

Dziś mam ostatnie zajęcia z ikony. Czy ikonę przyniosę do domu nie wiem, bo ponoć ma być poświęcona. Poza tym mam wysłać umowy na dwie antologie i trzy obrazy na wystawę. Dzień będzie aktywny.










piątek, 23 marca 2018

meble i trochę o kotach

Wczoraj miałam stresujący dzień. Rano, tuż po 8:00 przyjechały mi meble do kuchni, a o 13:00 moja koteczka Ona miała zabieg sterylizacji. To, że przyjechały mi meble to mi ulżyło, bo nie lubię trzymać gotówki w domu, ale zabiegu się bardzo bałam. Meble są bardzo ładne i wyglądają na solidne. Myślę, że trochę mi posłużą. Remont będzie późną wiosną lub w lecie. Trzeba będzie jeszcze pomalować półkę i trzy krzesła. Muszę też jeszcze kupić półkę nad drzwi na ikony i lampę.
Ze sterylizacją tez wszystko dobrze poszło. To było cięcie boczne. Koteczka obudziła się już w klinice. Niestety okazało się, że znowu ma robaki. Trzeba będzie w najbliższym czasie podać preparat całemu stadu. Tym razem podam im trzy dawki. 
W przyszłym miesiącu może wysterylizuję jeszcze Puńkę. Jednak się waham, bo ma już 9 lat. Z Puńką jest jeszcze taka sprawa, że może trzeba będzie zrobić też zęby. Obejrzeć zębów sobie nie pozwoli, ale to właśnie jest podejrzane. Może ją coś boleć i dlatego nie lubi, gdy jej się pyszczek dotyka.

Teraz planuję po woli zakup mebli do sypialni. Teoretycznie to na bieliźniarkę i komodę raczej szybko będę mieć. Może też nawet na szafeczki nocne. Problem będzie z szafą. No i nie wiem czy meble kupie szybko, bo nie wiem co z pracą Krzyśka. Gdyby pracował to mam szanse i sypialnie zrobić w tym roku.

Kończę przygotowanie do dwóch antologii. Jedna będzie z wierszami o samotności, a druga z felietonami. Do tej z wierszami materiał mam już w zasadzie gotowy. Teraz wszystko wygładzam i dopracowuję. Chcę to skończyć do końca tygodnia. Do drugiej, do napisania mam jeszcze tylko jeden felieton. Może dziś napiszę. :) Do dwóch antologii wiersze już wysłałam. Pozostały trzy w tym dwa projekty komercyjne. Szykuje się pod koniec roku jeszcze jedna i tez chyba udział wezmę. Te projekty niekomercyjne również są warte uwagi, bo wydawane są po 250 egzemplarzy. To nie tak mało...

wtorek, 20 marca 2018

wtorek

Sebastian dziś przyjechał. Będzie u nas dwa tygodnie. Coś koło domu zrobi i odpocznie. Ma mi założyć uszczelki na drzwi, ma zrobić zasuwkę i powiesić kilka obrazów. Wyręczy Krzyśka, bo on do niczego się nie bierze.
Ja nadal maluję i pisze wiersze. Dziś mam skończyć ostatni obraz vedic art do łazienki. 
Wczoraj jednak ikony nie skończyłam. Będą jeszcze jedne zajęcia w przyszłym tygodniu. Ikona mi się podoba. Jestem z siebie zadowolona. Na razie nie bardzo mam czas na to by popchnąć do przodu prace z ikoną domową. 


niedziela, 18 marca 2018

koniec tygodnia i plany

Pogoda mnie zaskoczyła, bo spadło sporo śniegu i leży. Wyglądałam już na wiosnę-bazie i forsycja w wazonie, a przed domem przebiśniegi się pokazały. Przed świętami planowałam wędzenie schabu i boczku i nie wiem co z tych planów wyjdzie. Mam dość zimy:)
Dziś odpoczywam. Chcę poczytać babską książkę i zrelaksować się. Pewnie namaluję kolejny obraz vedic art i napiszę kolejne wiersze. Ostatnio przystąpiłam do wydarzenia Droga Krzyżowa. Polega ono na pisaniu codziennie wiersza. Na razie napisałam dwa.

***

cierpienie
dopada nagle
drąży ciało kaleczy duszę
wykrzyczałam je
tłum zafalował przeszedł obok
obojętny czasem wrogi
nie ukoił
dotknęłam ran Jezusa
i pojęłam że uleczy tylko
wieczność

***

dzień po dniu stąpam
powoli do przodu
to nie szkodzi
że życie czasem boli
że ciało nie nadąża za duchem
los zapisany w niebie
jest jaki jest
znoszę  go z pokorą
 cierpienie Jezusa  drogowskazem
i tylko on słyszy krzyk mojej duszy


Poza tym zapisałam się na kolejną antologię komercyjną. Tym razem to mają być wiersze  miłości lub erotyki. Tym samym zrezygnowałam na razie z jednej szafki do sypialni. Jeśli chodzi o tomik to na razie zrezygnowałam. Tomik papierowy oczywiście, wydany w lepszym wydawnictwie to i koszty i promocja autora. Ta promocja to przeważnie wieczorki autorskie, na które nie bardzo jestem gotowa psychicznie, bo w domu zdziczałam i dobrze mi z tym.:) W tym roku wezmę udział w sześciu antologiach w tym jedna z felietonami. To chyba dość...

Jutro mam ostatnie zajęcia z ikony. Teoretycznie powinnam ją skończyć, ale jak będzie nie wiem. Zastanawiam się nad następnym warsztatem tylko nie wiem co będzie. Nie wszystko mnie interesuje. Chciałabym akwarelę i oleje...:)

A na koniec obraz vedic art



piątek, 16 marca 2018

piątek

Koniec tygodnia i jestem trochę zmęczona. Chyba odpoczynek jest wskazany. Jutro zrobię tylko to co konieczne i będę leniuchować. Nie tak całkiem, bo pewnie powstanie jakiś wiersz i może obraz. Jeszcze nie wiem jaki, ale powoli podobrazia się kończą. Powinnam wkrótce coś kupić. Ostatnio maluję tylko vedic art, bo wymyśliłam sobie galerię w łazience, a konkretnie w części z toaletą. Na razie tam wiszą trzy obrazy, ale Sebastian przyjedzie w wtorek to powiesi kolejne sześć. Trzeba teraz coś namalować do pokoju dziennego, bo ściany puste się zrobiły. Mam wprawdzie trzy obrazy z warsztatów, które chciałam w pokoju dziennym powiesić, ale najpierw musza je oprawić. Kiedy to zrobię jeszcze nie wiem. Jest z tym problem, bo obrazy duże, a ten co oprawia daleko i trzeba do niego taksówka jeździć.
Tak mi się fajnie obrazy vedic art ostatnio maluje, że zamarzyłam o II stopniu kursu vedic art. Czy się uda nie wiem, bo moja nauczycielka ostatnio chyba kursów nie organizowała. Poza tym kurs tani nie jest i nie wiem czy mnie będzie w tym roku stać.

Poza tym przymierzam się znowu do diety. Na pierwszy ogień pójdzie chyba dieta dr Dąbrowskiej. Chcę jeszcze raz spróbować. Mięsa nie jem od kilku miesięcy to liczę na to, że organizm za bardzo się nie będzie buntował i może nie zasłabnę. Interesuje mnie też dieta polegająca na jedzeniu żywności nieprzetworzonej. Odrzucę mąkę, tłuste sery, konserwy, majonez i moje ukochane napoje gazowane. To będzie okropnie niesmaczne ale muszę się zmobilizować i choć 10 kg zrzucić. Ważę koszmarnie dużo choć ciuchów zmieniać nie musiałam i dobrze wagę znoszę. Kombinując chce wytrwać do września chociaż. Zobaczymy co to da.

A na koniec felieton. Jeszcze do dopracowania.


Stary kot
Umrzeć tego się nie robi kotu, te słowa z wiersza Wisławy Szymborskiej stanęły mi przed oczami gdy wczoraj przeczytałam na Facebooku o kolejnej zwierzęcej tragedii. Wzmianka mną wstrząsnęła jak zawsze. Kolejny kot po śmierci  schorowanej, wiekowej opiekunki został przez rodzinę wystawiony z legowiskiem na ulicę. W mieszkaniu po babci nie znalazło się dla niego miejsce. Mieszkanie trzeba szybko  sprzedać, a kot jak niepotrzebny mebel wylądował na śmietniku. Nikt z rodziny go nie wziął i domu nie zapewnił. Ponoć nikt nie mógł. Przyczyny były różne- groźne psy, zazdrosne koty i alergia u dziecka, a także prozaiczne nowe meble ze skóry, a kot przecież drapie. Zresztą powód nie jest ważny. Każdy był dobry. To nieważne, że zmarła babcia kota kochała ponad wszystko, że uratowała mu życie i chciała, by w spokoju przeżył swoje. To nieważne, że kot był rozpieszczony, dworu nie zna i że sobie na dworze nie poradzi. To nieważne, że jest zimno. Nic nie jest ważne. Kot musiał zniknąć z mieszkania i nikt sobie nie zadał trudu, by znaleźć mu inny dom. To przecież tylko kot. W dodatku zwykły pręgowany, nierasowy i stary.
Miał co prawda trochę szczęścia w nieszczęściu, bo dobra dusza go dokarmiała, a nawet zawiozła do schroniska, gdy go dzikie koty pokaleczyły. Teraz tkwi wciśnięty w róg klatki w schronisku, przerażony i drżący i wielkimi oczami śledzi ruch w pobliżu. Boi się oddychać. Wszystko budzi strach- koty wokół i szczekanie psów.  Nie zna tego. Został przygarnięty jako malutki kotek. Opiekunka uratowała go, gdy ktoś bardzo mądry i zapobiegliwy w swoim mniemaniu chciał go utopić tuż po urodzeniu, bo przecież poród u kotki to kłopot, a sterylizacja to niepotrzebny wydatek. Żył sobie w spokoju w ciszy. Miał swoją poduszę, swoją miseczkę, swoje kolana do wylegiwania się i ręce do głaskania. Teraz nie ma nic nawet ciszy i spokoju. Co z nim dalej będzie łatwo przewidzieć. Jeśli będzie miał szczęście i zdobędzie czyjeś serce, trafi do kolejnego domu i będzie żył dalej. Jeśli nie, będzie męczył się w schronisku i któregoś dnia odejdzie w samotności, niekochany i opuszczony. Może też odejść szybko z powodu chorób, które w schroniskach się szerzą. Może odejść bardzo szybko, bo na razie nic nie je, jakby chciał zniknąć, zapaść się pod ziemię, byle nie cierpieć.
Czy znajdzie dom? Raczej wątpię. Tych dobrych dusz wrażliwych na krzywdę i z wielkim sercem nie ma aż tak dużo i zwykle są zakocone po same uszy. Jeśli chodzi o zwykłych zjadaczy chleba, to oni też czasem w schronisku bywają ale kocia konkurencja wokół jest poważna. Są  koty w typie rasy, po które ustawiają się kolejki. Tak jakby uroda czy puszysta sierść, wyzwalała w ludziach pokłady miłości. Są koty ciekawie umaszczone, czyli białe, marmurki, szylkretki. Te też dom łatwiej znajdują. Wreszcie są urocze kocięta. Na co komu zwykły, starszy kot o przeciętnej urodzie? To nieistotne, że on też ma serce i też potrafi kochać. To nieważne, że to właśnie on w tej chwili domu najbardziej potrzebuje.
A przecież wystarczyło, by ktoś ze spadkobierców opiekunki zechciał otworzyć serce i spojrzeć na biedne zwierzę łaskawie. Kot to nie rzecz i potrafi  być wdzięczny. Czy uśmiechnie się do niego szczęście i nie odejdzie zapomniany i niewidoczny?




wtorek, 13 marca 2018

Ikona, vedic art i dieta

Wczoraj byłam na warsztatach ikony, a Krzysiek siedział w domu i pilnował ognia w piecu i kurierów. Mają przyjść moje ozdoby- gęsi i paczka z jedzeniem wegetariańskim. Paczka będzie już 4, a to oznacza że stuknęło mi 3 miesiące na diecie ichtiowegetariańskiej. Na razie nie przytyłam i dieta mi służy. Jem dużo w tym słodycze, a konkretnie ciastka typu eklerów i nie tyję. Mięsa mi nie brakuje i tak ma być. Zwierzęta przeze mnie nie cierpią. No prawie, bo jem jajka i nabiał no i ryby. :( Z tego jednak nie zrezygnuję niestety. Co do ciastek to nie weszły na stałe do mojej diety, bo gdy Krzysiek prace skończy skończą się i one.
Co do odchudzania to zrobię jeszcze jedno podejście do diety dr Dąbrowskiej. Mam nadzieję, że skoro teraz mięsa nie jem, a ryby jem rzadko, to nie będzie się organizm zbytnio buntował i słabo mi się nie zrobi. Może jakoś wytrwam i parę kilo zrzucę. Przydało by się ale nic na siłę. :) Z dietą chcę ruszyć po świętach, od razu gdy dostawcy warzyw zaczną jeździć. Gdyby mi wyszło i schudłabym to dietę powtórzę pod koniec lata. Może w sierpniu. Na cuda się nie nastawiam ale może...

W przyszłym tygodniu ostatnie już zajęcia z ikony. Co później jeszcze nie wiem. Chciałabym akwarelę albo oleje. Interesuje mnie też witraż ale ma być ponoć dopiero w lecie.

Nadal piszę wiersze i maluję. W niedzielę mój wiersz zdobył kolejne wyróżnienie na grupie na Facebooku. Wyróżnienie administratora grupy zdobył też felieton. Do tej pory napisałam tylko dwa, ale może to się zmieni, bo coś mnie do nich ostatnio ciągnie.






sobota, 10 marca 2018

codzienność i vedic art

Wiosna idzie i już ja czuję. Odetchnęłam po fali mrozów, ale że za wiosna aż tak nie przepadam to się specjalnie nie cieszę. Trzeba będzie jeszcze przetrwać lato nim nastanie moja ukochana jesień. Kocham gdy zmrok szybko zapada, szarugi, mgłę, poncho, kocyk i filiżankę herbaty przy kominku. Chyba ma starą duszę i to od bardzo dawna, bo lato lubiłam jedynie w okresie szkolnym ze względu na wakacje.
Mnie ostatnio dni biegną dość szybko. Sporo pracuję, bo mam pilne wydatki. Zbliżają się remonty i czas na przesłanie wierszy do antologii. Na razie opłaciłam udział tylko w jednej. Jeszcze trzy.

Po pracy czytam w tym poezję i piszę wiersze. Dziś po raz pierwszy działałam w pracowni. Powstał obraz vedic art Ożywienie. Tym samym sezon na malarstwo sztalugowe uważam za otwarty. Jutro będzie kolejny obraz, tez vedic art, bo już podobrazie przygotowane. Na razie zamalowuje to co mi się znudziło albo co się nie podoba.

Poza tym przygotowuje się powoli do świąt. Zbieram łupiny cebuli do barwienia jajek, a w poniedziałek wyślę Krzyśka do sklepu po owies, bo trzeba wysiać. Może tez kupi farbki do jajek. Z ozdobami nie szaleję. Ma być owiesek i gęsi. Już je kupiłam tzn. trzeba je jeszcze ozdobić. Ja chyba po prostu je pomaluję. Gęsi są trzy i są spore. Później postawie je w przedpokoju.

A na koniec wiersz. Lubie takie pisać ale nie lubię czytać, ponieważ wolę wiersze białe z metaforami i ich elegancją. Ten napisałam na warsztaty, bo miał być zgłoskowiec rymowany z tym, że nie rymy gramatyczne. Dodatkowym wymogiem było to by rymowany był wyraz powietrze...


Wiosna tuż
zima przemija wiosna blisko
odchodzi w dal mroźne powietrze
radosny ptak wesołe psisko
ślady śniegu wnet wiatr zetrze
krokus przy płocie chyli czoło
bazie puchate słońce świeci
jest mi już teraz bardzo wesoło
cieszą się starcy śmieją dzieci
jak tu nie kochać czasu wiosny
bryza lekka pachnące kwiaty
jutro napisze wiersz radosny
bo czas już nastał przebogaty



środa, 7 marca 2018

problem z piecem, plany i trochę o kotach

Okazało się, ze w piecu się nie paliło, bo Krzysiek zamknął drzwiczki od popielnika, a dodatkowo w piecu była klapka od popielnika, która należało wyjąć. Zupełnie zablokowała ciąg. Moja wina, bo nie ruszyłam się do pieca gdy się palić nie chciało tylko polegałam na Krzyśku. On jest jaki jest. Powinnam była od razu pokombinować. Swoją drogą nie jest łatwo żyć z facetem bezradnym jak dziecko... Niestety nadal się nie pali, a mnie się pomysły skończyły...

Ostatnio pracuję sporo i zaczęłam planować zakup mebli do sypialni. W zasadzie jak nic się nie zmieni to jeszcze wiosną powinnam kupić komodę i bieliźniarkę. Może jeszcze na szafeczki nocne starczy. Szafa musi poczekać, bo się do antologii jednak zgłosiłam i to trzech. Oby tylko Krzysiek pracy nie stracił od lipca, bo będzie krucho... Na meble do kuchni już mam. Nie wiem tylko ile transport.
Meble do sypialni też mają być z sosny.

Mruczek na razie sika z tym, ze pod stołem. To dla niego norma, bo zawsze kuwetę omijał. Rozi jest taka sama. Jeszcze jej w kuwecie nie widziałam. W tej chwili Mruczek jest zestresowany i okropnie przerażony. Dołożył mu ten wyjazd. z podaniem leków jest problem, bo no-spę wypluwa. Antybiotyki i środek przeciw zapalny łyka, bo to w płynie.  Trzeba go strasznie pilnować przy jedzeniu. Nie bardzo chce jeść mięso. Daję mu chrupki urinary i pilnuję, żeby zjadł. 
Rozi dwa dni temu znowu dostała szału i nie pozwoliła do mnie żadnemu kotu podejść, bo wyła i syczała. Zjeżyła się do tego na grzbiecie i ogon miała jak szczotka. Wyglądało to groźnie. Wsadziłam ją pod kołdrę i na szczęście prawie zaraz jej przeszło. Co ją napadło nie wiem.
Znalazłam wreszcie weterynarza, który robi sterylizacje kotek- cięcie boczne. Zwykły zabieg jest niemożliwy jeśli chodzi o Onkę i Puńkę. Obie to histeryczki, zwłaszcza Onka i było ryzyko, że ściągną sobie kaftaniki po sterylizacji i nie pozwolą z powrotem założyć. Wolałam się nie mierzyć z problemem wylizanych albo rozdrapanych ran. Pierwszej, chyba Once, bo to pilniejsze chcę zrobić zabieg po 16 III, gdy Krzysiek będzie miał kilka dni wolnego. Puńce po kilku dniach. 

A na koniec kolejny etap ikony


niedziela, 4 marca 2018

Koniec mrozów i trochę filozofowania

Koniec tygodnia i ponoć koniec mrozów.🙂 Bardzo mnie to cieszy, bo ostatnio miałam 3 stopnie ciepła w kuchni, a pieckuchnia przestała działać. Czekam na wiosnę choć w tym roku prac w ogrodzie nie będzie. Będę pewnie w lecie żałować, gdy zobaczę ogrody innych i zbiory ale nie mam czasu na warzywnik. Praca i przyjemne zajęcia mnie pochłaniają. Poza tym zdrowie mi nie bardzo pozwala na wszelkie przysiady i skręty, bo kości i stawy mnie bolą, a leków brać nie chcę.😞W tym roku na dworze jedynie dwa dachy chcę pokryć, a trawa niech rośnie choćby po pas. Skosi się tylko tam gdzie się siedzi. 
Jak na razie to ja nie przewiduję wiele wyjść na dwór. Utknęłam w czterech ścianach i nawet mi z tym dobrze. Ptaki śpiewające słyszę przez otwarte okna, a podwórko odkąd starą gruszę zniszczył wiatr i została wycięta już nie zachęca do wyjścia. Stało się obce. Z drzew po moim dziadku zostały jeszcze tylko cztery. Zanim ja odejdę pewnie i one znikną. Smutne to, bo to była ciężka praca mojego dziadka. Sadził je i bardzo o nie dbał. Ziemia u nas kiepska więc przed posadzeniem każdego kopał olbrzymie doły i wypełniał je dobrą ziemią by drzewa rodziły. Tak było. Gdy byłam młoda owoców nie brakowało. Później dziadek się postarzał i o drzewa nie miał kto dbać, a gdy dziadek odszedł i one stopniowo umierały jedno po drugim. Te cztery tez są w kiepskim stanie. Jeden orzech nie rodzi, drugi rodzi ale przechylił się i lada wiatr może go obalić. Papierówka- ukochane drzewo mojej babci prawie uschła i nie owocuje, a druga jabłonka owocuje, ale bardzo kiepsko mimo zasilania. Drzewka, które ja posadziłam coś kiepsko rosną. Dom umiera to i drzewa do życia się nie rwą. Mój świat przemija i nie da się tego procesu zatrzymać...😥Z mojego dawnego świata została mi tylko mama i ona jest tą cieniutką nitką, która łączy moje dawne szczęśliwe życie z teraźniejszością. Przyszłości się raczej obawiam, bo co może być dobrego w starości, w niesprawności i może samotności?...

A na koniec wiersz, który zajął II miejsce na warsztatach. Bardzo się cieszę. Tak mi ostatnio idzie dobrze w konkursach, że chyba w tym roku wezmę udział w konkursie poezji organizowanym przez fundacje Anny Dymnej. Jestem niepełnosprawna to wiersze mogę przesłać.

Ja

nie lubię tłumu
jest jak monolit
oskarża gani ocenia
boję się
szyderstw uśmieszków
arogancji
czasem szybko rzucone słowa
nie lecą na wiatr
a ranią jak miecze
spojrzenia palą i kąsają
zamykam się w samotni
żyje ciszą bez zbędnych słów
myśli przekuwam w wiersze
i tylko czasem brak mi ciepła
i ramion które tulą


Wczoraj musiałam jechać z Mruczkiem na ostry dyżur, bo wyglądało jakby się nie mógł wysiać. Miał zrobione USG i pęcherz był mały. Dostał zastrzyki i leki do domu. Ma jeść karmę urinary i oby to był koniec problemu.