Codzienność

Codzienność

niedziela, 29 listopada 2015

Zimnooo, sprzedaż domku i problem na fecebooku...

Ostatnie mroźne noce dały mi popalić. Rano wstawałam z nieogrzewanej sypialni, a w pokoju dziennym było jak dla mnie za zimno. Inna sprawa, że kiedyś lubiłam temperaturę około 20 stopni, a teraz chcę mieć wyższą. Ten survival tak mnie zdenerwował, że poutykałam szpary pod drzwiami do przedpokoju i pracowni kocami. Pal licho wystrój wnętrza, skoro od razu zrobiło się cieplej. W piecokuchni jeszcze nie palę i może z miesiąc jeszcze nie będę. Piecokuchnię zostawiam sobie na wielkie mrozy, bo żre węgiel strasznie. Dwa wiadra wychodzą w 6 godzin. Chyba dlatego, że palę na otwartych drzwiczkach. Muszę, bo inaczej temperatura na piecu nie wzrasta. Pewnie coś robię nie tak, albo węgiel małokaloryczny. Swoją drogą co roku w pierwsze chłodne dni marznę i narzekam. Później się przyzwyczajam i jakoś zimę wytrzymuję bez problemów.
Chyba sprzedamy gospodarstwo na wsi. Znalazł się kupiec i Krzysiek się zastanawia. Żal mu, bo to w końcu jego rodzinny dom. Nie dziwie mu się. Z drugiej strony my tam mieszkać nie pójdziemy, bo okolica niezbyt ciekawa/las daleko/ i trzeba by domek rozbudować. Na co funduszy brak i raczej pod tym względem nic się nie zmieni, bo nawet w totolotka nie gramy.
Poza tym ja już nawet przestałam marzyć o przeprowadzce na wieś. Krzysiek prawa jazdy nie ma i nie zrobi. Ja też nie. Na wsi bez samochodu ciężko żyć. No i dla mnie już teraz ważne by do lekarza, sklepu, biblioteki i przystanku było blisko. Wygód szukam. Jeszcze trochę i może o blokach zacznę marzyć. Kto wie? Starzeję się... Za kilka - kilkanaście lat pewnie mi będzie ciężko węgiel nosić, o piece dbać czy odśnieżać zimą. Tak to już jest, że z wiekiem priorytety się zmieniają. Nawet moja mama już na trudy życia narzeka, a zawsze wytrzymała była.
Ostatnio mam na facebooku problem. Stworzyłam sobie grupę kociarzy i wysyłałam im zaproszenia na kocie wydarzenia. To się facebookowi nie spodobało, bo mnie zablokował. Jako powód podał, że zbyt dużo zaproszeń wysyłam. Kiedyś miałam problem, bo ponoć zbyt dużo udostępniałam. Ciekawe kiedy te problemy miną?

środa, 25 listopada 2015

Dieta dr Pape, zima, piżamy, marznące zwierzęta i kotleciki z płatków owsianych...

Od kilku dni jestem na diecie dr Pape. Jem około 1300 kalorii. Dieta jest popularna w Niemczech. Nie chudnie się na niej szybko, ale za to można jeść moje ukochane węglowodany i to do syta. Dieta przeznaczona jest dla osób z insunolinoopornością. Je się trzy posiłki co 5 godzin. Nie powinno się podjadać. Śniadanie powinno być węglowodanowe, obiad mieszany, a kolacja koniecznie białkowa. Jeśli nie ma spadku wagi to można dietę zmodyfikować i wprowadzić obiady białkowe oraz dni białkowe. Ogranicza się tłuszcze. Ważne jest też by dużo spać. Co najmniej 7 godzin w nocy. Dieta mi odpowiada, bo raz, że nie muszę jeść 5 razy, a dwa, że mogę zjeść sporo ziemniaków czy klusek. Wczoraj zjadłam frytki z 3 ziemniaków i zalewajkę z boczkiem na obiad. Nie przytyłam. To już dużo. Białkowa kolacja fajnie zrzuca wodę. Pierścionki zrobiły się luźne. Nie mam też zaparć. Zobaczymy co dalej. Książka o tej diecie wydana była w Polsce kilka lat temu i teraz kosztuje sporo, bo nawet 150 zł na Allegro. Mnie się udało kupić za 77 zł i już do mnie idzie. Ciekawe czemu taka jest droga. Kiedyś gdy była dostępna w księgarniach kosztowała około 30 zł.


Od kilku dni czuć zimę. Wczoraj prószył śnieg, a powietrze jest lodowate. Noce są już mroźne. Ja, że śpię w nieogrzewanej na razie sypialni założyłam już do spania podkoszulkę i za gorąco mi nie było. Jeszcze trochę, a wyciągnę z szafy moje cieplutkie piżamy. Mam takie męskie z trykotu. Są obszerne i wygodne. No i ciepłe. Koszul nie lubię, bo mi się podwijają jak się rzucam w nocy i później mi w nogi zimno. Koty też przygotowują się do zimy. Mają już grubszą i bardziej gęstą sierść. Tylko Pikuś biedny jest z tą króciutka sierścią i gołym brzuszkiem. Jeszcze trochę i zacznie się pchać pod kołdrę. Czasem w zasadzie już to robi gdy rano w piecu nie rozpalę. Mruczek z Morusem też chętniej leżą pod kołdrą niż na niej. Piecuchy jedne kochane...

A na koniec kotleciki z płatków owsianych. Są smaczne i szybkie w przygotowaniu.

5 łyżek płatków owsianych
łyżka tartej marchwi
łyżka tartego sera  żółtego
jajko
bułka tarta
sól
pieprz
olej
zioła
kiełbasa, boczek, pieczarki/niekoniecznie/ 

Płatki zagotować i odcedzić, dodać jajko, ser, marchew, przyprawy, trochę tartej bułki lub otrąb i pozostałe składniki/pieczarki podsmażone/ i wymieszać. Formować kotleciki i smażyć na rumiano na rozgrzanym oleju. Podawać z sosem lub majonezem, chutney czy ketchupem.

niedziela, 22 listopada 2015

Senność, Książki, wspomnienia o Rykach i insulinooporność...

 Ale dziś pospałam. Do 12 i jeszcze mi było mało, ale Krzysiek zrobił kawę i pogonił mnie z łóżka. Całe życie byłam śpiochem. Śpię po 9-10 godzin na dobę i dobrze mi z tym. Wszyscy prawie moi bliscy też lubią czy lubili spać. Dzisiaj pewnie jeszcze pośpię w dzień, bo ostatnio ciągle mi mało. Na szczęście Krzysiek też spać lubi. Tak, że dobraliśmy się pod tym względem. Nie wyobrażam sobie jak można spać po 6 godzin i być zdolnym do pracy np. Ja bym była nieprzytomna i ciągle bym ziewała.
Ostatnio znowu po całych dniach czytam. Tym razem to thrillery medyczne. Przeczytałam dwa i kończę trzeci. Czasem lubię poczytać tego typu książki. Pamiętam jak raz byłam w Rykach u mamy Krzyśka i  przez przypadek znalazłam się w bibliotece. Zaczęłam oczywiście myszkować po półkach i natknęłam się na thrillery medyczne właśnie. Krzysiek wypożyczył mi pięć. Przeczytałam je przez trzy dni. Lubiłam jeździć do Ryk. Zawsze tam odpoczywałam. Nic nie robiłam przez cały pobyt tylko spałam, czytałam i oglądałam telewizję. Mieli tam wtedy Planette i Discovery. Nie mogłam się oderwać od filmów dokumentalnych, bo sama telewizji satelitarnej nie miałam. Jednym słowem odpowiada mi życie rencisty i nicnierobienie.
Nie wiem co jest, ale mimo zachowania diety nie chudnę. Waga się waha. Czasem są nawet zwyżki. Chudnę tydzień na nowej diecie i waga się zatrzymuję. Tak nie powinno być. Przestoje się zdarzają, ale dopiero po kilku tygodniach czy wręcz miesiącach. W ten sposób to ja nigdy nie schudnę. Podejrzewam u siebie insulinooporność albo zespół metaboliczny. Objawy się zgadzają- trudności w odchudzaniu, senność po posiłku, ochota do jedzenia po posiłku. Do tego cukier w górnej granicy normy, podwyższony poziom cholesterolu i trójglicerydów, podwyższone ciśnienie. Jedyne co się nie zgadza to ochota na słodycze, bo ja za słodyczami nie przepadam. Lubię za to węglowodany typu kluski, kasze, ziemniaki. Coś z tym muszę zrobić...

 

czwartek, 19 listopada 2015

Antologia, odchudzanie, książka i wyjazd...

Wczoraj mi przyszedł egzemplarz autorski antologii o Łodzi, w której znalazły się trzy moje wiersze. To kolejna antologia, a emocje wciąż te same - zadowolenie i podekscytowanie. Będę miała co robić przez kilka dni, bo książka liczy ponad 300 stron. Współautorów jest wielu. W tym znani poeci z dorobkiem. Wyszła prawdziwa perełka.
 

Od kilku dni się zawzięłam i  przeszłam na dietę dukana ze zmniejszoną ilością kalorii. Bardzo ładnie chudnę. Jem głównie ryby i jajka. Mięsa mało i to mi służy, ale też jest bezpieczniejsze. Na tej diecie będę jakiś czas. Ile czas pokaże. Zadowolona jestem z tego, że w końcu czuję głód i ssanie w żołądku tuż przed posiłkiem. To zdrowy objaw, bo oznacza, że organizm pracuje, trawi. Znowu czuje zapach jedzenia i jego smak, a nie wrzucam do żołądka kolejne porcje jedzenia, bo tak trzeba, bo pora posiłku nadeszła. Wreszcie mój organizm nie jest zamulony zbyt dużymi porcjami jedzenia a żołądek nie jest przeciążony. Widocznie tyle jedzenia mi potrzeba, żeby chudnąć. Taką mam przemianę materii i taki tryb życia. Więcej mi nie trzeba.
Co ważne przeszły mi zaparcia i organizm pracuje prawidłowo bez zatrzymywania wody i treści w jelitach.
Ćwiczę cały czas i moja kondycja rośnie, bo wciąż dokładam następne serie. Dzięki tym ćwiczeniom zrobiłam się bardziej sprawna. Chodzę szybciej i chętniej się schylam, choć nadal kręgosłup mnie boli.
Dziś przyszła mi książka Czesława Klimuszki. Była kiedyś w domu, ale gdzieś wsiąkła. Pewnie mama komuś pożyczyła i nie raczył oddać, a ona zapomniała komu. To pozycja bardzo wartościowa, bo zawiera oprócz różnego typu rad także receptury na mieszanki ziołowe przy wielu schorzeniach. Właśnie ją studiuję po raz kolejny.


Do zimy coraz bliżej i do świąt też. Święta będą u mnie w tym roku skromne, bo jestem na diecie. Nie będzie pieczenia ciast i szaleństw. Jedzenia będzie zdecydowanie mniej niż zawsze. Choinka będzie sztuczna i tylko gałązki do domu przyniosę dla zapachu. Będzie też oczywiście szopka po dziadku Edku.
Robi się coraz zimniej. Pada i jest ponuro na dworze. W piecu palę już prawie od rana, ale jeszcze nie w piecokuchni. Węgiel już zamówiłam. Ma przyjechać w przyszłym tygodniu.
Jutro jadę do miasta i to rano. Mam autobus po 8. Później tramwaj o 9. Nawet kawy nie zdążę wypić. Wrócę pewnie zmęczona i psychicznie i fizycznie. Cóż taki los. Muszę jechać. 

poniedziałek, 16 listopada 2015

Terapia manualna, dieta, ćwiczenia, mandala i wiersz...

Znalazłam w mieście obok specjalistę od terapii manualnej kręgosłupa. Podobno potrzeba do 5 zabiegów. Nie wiem czy się kwalifikuję i czy mnie będzie stać, ale te zabiegi mnie kuszą. Ponoć stawiają niektórych na nogi. Z pieniędzmi może być krucho, bo część trasy musiałabym przebyć taksówką, a to z postojem za każdym razem wyniosłoby około 70 zł. Dla mnie to dużo, bo dochodzi jeszcze cena zabiegu, a nie wiadomo czy Krzysiek po nowym roku będzie miał pracę. Nie wiem też czy po tego typu zabiegach bóle przechodzą całkiem. No i nie wiem jak często by trzeba je powtarzać, bo ponoć jest to konieczne...
Od kilku dni zamiast chudnąć tyłam. Dieta 1300 kalorii choć smaczna i fajna na mnie nie działa. Potrzebuje większego kopa, a nie delikatnej diety, bez diety. Od dziś dukan. Na razie kilka dni i zobaczę jak na niego zareaguję. Myślę też o głodówce oczyszczającej z tym, że może dopiero po świętach albo o diecie WO doktor Dąbrowskiej. Coś muszę zrobić, bo chcę 8 z przodu do końca roku zobaczyć. Dieta 1300 kalorii to chyba dieta na resztę mojego życia. Taka na utrzymanie wagi. Na razie od dwóch dni jadłam po 1000 kalorii i bez śniadań, bo nigdy rano nie jestem głodna i schudłam. To chyba najlepsze rozwiązanie dla mnie. Całe życie śniadań nie jadałam, bo głodna jestem późnym popołudniem i wieczorem.
Od kilku dni mój zestaw ćwiczeń kończyłam po 15 minutach zamiast po 20. Dziś postanowiłam dołożyć czwarte powtórzenie. Ciekawe czy dam radę. Mam zamiar dojść do 6 na początku grudnia o ile się uda. Nie powiem, żebym ćwiczenia polubiła, ale je toleruję. Będę ćwiczyć, bo mi pomagają. Jestem po nich bardziej sprawna choć chodzić i stać nadal nie mogę, bo kręgosłup strasznie boli. Ciekawe czy te ćwiczenia coś tu zaradzą. W trakcie ćwiczeń zauważyłam, że bardziej mnie boli po prawej stronie. Może faktycznie kręgarz jest wskazany.

Koniec listopada


stęskniona za słońcem
i ogniem barw
spoglądam w okno
świat płacze
kropla za kroplą
roni  łzy rzęsiste
mokną drzewa krzewy
ławka w parku
i stary bezpański pies

Spójrz
rozłożysty klon
stracił już szkarłatną sukienkę
a marcinki pod płotem
zszarzały i zwiędły
słyszysz
listopadową piosenkę
śpiewa wiatr w kominie

może już jutro
ziemia okryje się białym
płaszczem
może już jutro
lód skuje kałuże
a pierwszy płatek śniegu
zawiśnie na twoich rzęsach
już czas

sobota, 14 listopada 2015

Codzienność, dietetyczne rozterki, coś smacznego, starzejące się koty, wiersz i akwarela...

Dziś tuż wstałam po 10. Wypiłam kawę i zabrałam się za przygotowywanie obiadu. Był tradycyjny - kotlety mielone, mizeria i ziemniaki z koperkiem. W tym czasie Krzysiek rozpalił w piecu i przyniósł węgiel. Po obiedzie i ja i Krzysiek ucieliśmy sobie drzemkę. Spałam jak zabita ponad godzinę. Po wyjściu Krzyśka do pracy zaparzyłam sobie kawę i zioła i zasiadłam na kanapie z laptopem na kolanach. Posiedzę tak jeszcze trochę, bo mam horoskop prognostyczny na rok do zrobienia. Tranzytów jest sporo. Trochę mi zejdzie. Tym bardziej, ze zrobiłam sobie przerwę na wizytę u mamy. Mama jest dziś w dobrym nastroju, bo udało jej się kupić tanio węgiel. Oby się tylko dobry okazał. Coś czarno to widzę. Ten dostawca, który jej go sprzedał już kilka razy ją oszukał, ale ona ciągle się nad nim lituje, że utrzymuje z handlu węglem całą, liczna rodzinę. Ja wszystko rozumiem, ale to go do oszustw nie upoważnia. Późnym popołudniem po porcji ćwiczeń może coś namaluję albo poczytam książkę. Pewnie też będzie medytacja i tak dzień zejdzie.
Ostatnio dieta zaczęła mnie denerwować. Przez cały tydzień schudłam 20 dkg, a to początek diety. Na dodatek przytyłam od wczoraj 50 dkg bez powodu. Jem do syta i bardzo smaczne rzeczy, ale mam chudnąć, a nie delektować się. Widać 1300 kalorii to dla mnie za dużo. Trzeba będzie coś pomyśleć. Może dukan na kilka dni by woda zeszła ze mnie? A może potem ten jadłospis od dietetyka albo dieta Naturhouse. Nie należę do długodystansowców i 10 lat chudnąć nie zamierzam.
Dziś mam zjeść jeszcze sałatkę z pęczaku i owsiankę z pieczarkami. Nie wiem czy to nie za dużo.

Owsianka z pieczarkami

3 łyżki płatków owsianych
3 średnie pieczarki
mały pomidor
ser żółty 10 g
sól
pieprz
kawałek cebuli
zioła

Płatki zagotować i odcedzić. Dodać podsmażone pieczarki z cebulą i pokrojonego pomidora. Przyprawić i wymieszać.


Sałatka z pęczakiem


5 łyżek pęczaku
3 łyżki tuńczyka z wody
mały ogórek kiszony
kawałek cebuli
łyżka majonezu
sól
pieprz
zioła
jajko na twardo

Cebulę, jajko i ogórka rozdrobnić. Wszystkie składniki wymieszać i przyprawić.

Ostatnio zauważyłam, że stado zaczyna mi się starzeć. Najmłodsze koty - kocięta ja je zbiorowo nazywam skończyły wiosną 3 lata. Najstarszy Mruczek 9 lat. Po tym draniu wieku nie widać. Nadal dominuje i goni inne koty. Ostatnio uwziął się na biedna Punię i żyć jej nie daje. Punia to spokojna 6 letnia koteczka. Całe prawie dorosłe życie spędziała na szafie. Tam się czuła najlepiej. Ostatnio zaczęła schodzić i przychodzić do nas. Lubi poleżeć na poduszce lub wtulona w nas.


Wiek za to widać po Megusi. Ma 8 lat i była moim prezentem urodzinowym, bo w tym dniu ktoś ja wyrzucił pod moim domem i Krzysiek ją przyniósł, bo zauważył, że biega przerażona po ulicy. Całe życie była indywidualistką. Nie przepadała za kotami. Za nami owszem. Początkowo wolała mnie, ale odkąd kupiłam laptop i trzymam go na kolanach przeniosła się do Krzyśka. Tuli się do niego i łasi. Lubi leżeć w zagłębieniu szyi i dużo mruczy. Ostatnio zrobiła się płochliwa i boi się kotów. Gdy jest starcie ucieka. Nie wspina się już po wysokich meblach i jakby wolniej, ostrożniej stawia łapki. Starzeje się biedula.




 A na koniec ostatni wiersz i akwarela i zmykam już na medytację...

Przemijanie i ty



dotknęłam
ostatnich barw tej jesieni
poczułam zapach błota i liści

wiatr tarmosi
stroskane suche nawłocie
kora drzewa spływa deszczem
niczym łzami

wszystko przemija
jak sen
jak noc upojna
tylko twój uśmiech
ciągle ten sam
I uścisk dłoni


czwartek, 12 listopada 2015

Oporna waga, dieta, bazarek, codzienność i bezpańskie koty

Cały czas jestem na diecie. Niestety waga spada strasznie wolno. Już mnie to zaczyna denerwować pomału i myślę o tym by dietę zmienić. Fajna jest dieta Naturhouse. Je się tylko niektóre warzywa, owoce, jogurty naturalne i białko. Zero ziemniaków, pieczywa, kasz, makaronów. Chudnie się szybko. Zastanawiam się nad nią. Co gorsze od czasu jak piję zioła na reumatyzm trapią mnie zaparcia i to potężne, bo nawet senes i otręby nie pomagają. Tak samo miałam po świeżym czosnku. Już nie wiem co robić i chyba zdecyduję się na serię lewatyw według terapii Gersona. Na razie co ratuję się bisakodylem, ale ile można.
Wczoraj przesłałam zdjęcia moich wytworków na bazarek dla bezdomnych kotów z cmentarza  https://www.facebook.com/events/343812822477544/412357085623117/ 
Rzeczy fajnie się sprzedają. Już koty zarobiły ponad 85 zł, a to dopiero drugi dzień. To stadko to w większości koty, które kiedyś miały domy - oswojone i miziaste. Teraz już nikomu niepotrzebne. Wyrzucone kiedyś jak stara, zbędna rzecz. Nie mogę się z tym pogodzić.
Dziś cały dzień siedziałam w domu. Trochę pracy wykonałam. Wsadziłam między innymi do doniczek cebulę na piórka i pietruszkę. Dosypałam ziemi do niektórych kwiatków. Miałam wysłać opowiadania do wydawnictwa, ale mi się nie chciało teksów sprawdzać i odpuściłam. Wczoraj zamknęliśmy z Krzyśkiem okienka  do piwnicy i uprzątnęliśmy doniczki. Zima może nadejść. Tylko zwierzą bezpańskich mi strasznie żal. Zwłaszcza tych, które kiedyś miały domy i zostały wyrzucone. Strasznie cierpią i nawet dorosłe rzadko zimę przeżywają. To barbarzyństwo pozbawiać zwierzęta domu.
A na koniec piosenka, która mnie strasznie wzrusza...



wtorek, 10 listopada 2015

Trochę tego i owego...

Niestety nie udało mi się wziąć udziału w tym kursie pisania ikon. Musiałam rano jechać do miasta i po południu kręgosłup odmówił mi posłuszeństwa. Chodziłam zgięta w pół. Gdybym rano nie pojechała to by była inna sprawa, ale są sprawy ważne i ważniejsze. Taka decyzje podjęłam i pojechałam rano. Na kurs chcę się wybrać w grudniu. Będzie o tyle lepszy, że już ze złoceniami.
Za zdrowie się zabrałam i są efekty, bo czyrak pękł i zaczął się powoli czyścić. Niewiele zostało. Trochę lepiej też słyszę. Tak, że idzie ku dobremu. Nie mam też już problemów z energią. Pomogło albo Reiki albo witaminy, które biorę. Witaminy są dla seniorów. Fajny zestaw z jodem, magnezem i żeń szeniem. Najgorzej jest z kręgosłupem. Boli jak diabli. Kupiłam zioła i piję trzy razy dziennie. Zioła są gotowe, ale mam zamiar kupić luzem i zmieszać. Mieszanka jest dobra i liczę na to, że coś pomoże.

liść brzozy 25g
liść czarnej porzeczki 25g
kwiat bzu czarnego 25g
pączki topoli 25g
kora wierzby 25g
wiązówka błotna 25g

Kupiłam też maść, która działa przez chwilę i tabletki, których boję się brać, bo nie wiem jak na nie zareaguje organizm. Tabletki to Voltaren. Poleciła mi farmaceutka. Mam zamiar wypróbować jeszcze olej z żywokostu i z dziurawca oraz gęsi smalec z olejem rycynowym. Jest jeszcze uzdrawianie praniczne, które bóle znieczula na jakiś czas. Ponoć jest możliwość leczenia tej przypadłości tą techniką, ale dość długo to trwa. No i są jeszcze ćwiczenia krokodyla czyli joga kręgosłupa. Książkę kupiłam już jakiś czas temu i niedawno zaczęłam ćwiczyć. Ćwiczenia są bardzo łatwe, ale kręgosłup pracuje. Jeszcze długo po wykonaniu ćwiczeń kręgosłup jest rozgrzany. Mam też magnesy. Zobaczymy. Coś muszę zrobić, bo neurolog przyjmie mnie dopiero po nowym roku. Jeszcze zapisów nawet nie ma. Leków też bym wolała za dużo nie brać, bo przecież niszczą wątrobę...
Dieta mi idzie. Nie podjadam i powolutku waga spada. Jem do syta. Dziś np. na śniadanie miałam owsiankę z dodatkami na jogurcie.

3 łyżki płatków
pół jabłka
łyżka orzechów włoskich
łyżka rodzynek
jogurt naturalny

Płatki zagotować, dodać starte jabłko i pozostałe składniki. Wymieszać.

 

niedziela, 8 listopada 2015

Kuracje, problemy, poszukiwanie pracy i listopad...

Ostatnio tak mnie lekarka wystraszyła skierowaniem do specjalistów, że postanowiłam zadziałać i sama poprawić swoje zdrowie jeśli to możliwe. Po pierwsze tarczyca jest już zdrowa. Guzki zniknęły albo po przytulii albo po Reiki. Ciśnienie też chyba spadło, bo kiedyś zapomniałam wziąć tabletki i czułam się dobrze przez cały dzień. Tu mam zamiar nadal robić Reiki i pić zioła. Biorę też pół tabletki zamiast przepisanej całej, bo mam ciśnienie w normie. Stawy po Reiki i ziołach też już są w lepszym stanie. Kiedyś nie mogłam kucnąć i wciąż mi wracała rwa. Teraz to przeszło i boli jeszcze tylko staw barkowy. Aby się obeszło bez reumatologa czy ortopedy będę ćwiczyć, reikować, pić zioła i brać preparat z kolagenem. Brała go moja koleżanka i bardzo jej pomógł. Martwi mnie kręgosłup. Chyba kupię jednak jakieś leki przeciwbólowe i czasem będę brać, bo maść końska nie pomaga. Zwłaszcza gdy zaplanuję cięższą pracę lub wyjazd. Będę też ćwiczyć codziennie po 15 minut ćwiczenia z gatunku tych, które wykonuje się podczas rehabilitacji na przemian z jogą. Książkę już kupiłam i czekam na nią. Pozostanie czyrak i zatkane uszy. Coś postaram się i tu zdziałać, bo chirurg i laryngolog mi się nie uśmiechają.



Czyraka na razie traktuję sokiem z cytryny, tarą cebulą i maścią nagietkową. Zmiękł to bardzo. Później jeśli trzeba będzie myślę o maści propolisowej i cebulowej z Tormentiolem. Jak to nie pomoże to jest jeszcze maść ichtiolowa przecież. Uszy płuczę wodą utlenioną. Mam też specjalny preparat do odtykania uszu. Zobaczymy. Można jeszcze zrobić świecowanie uszu, ale nie mam świec. Jutro jadę do miasta to specyfiki kupię. Zobaczymy...
Od kilku dni intensywnie szukam pracy, bo od nowego roku mogę mieć problemy z finansami. Mianowicie u Krzyśka w pracy albo będą zmniejszane etaty, albo zwolnienia. Coś ludzie mówili na ten temat. Gdyby Krzyśka zwolnili to będzie miał problem znaleźć nowa pracę, bo gdzie? Przecież ma grupę inwalidzką i do tego nie ma samochodu, żeby dojechać. Ja niby mam możliwość pracy na portalu i w agencji, ale za masakrycznie niskie stawki, bo mogę pisać teksty po 2 zł za 1000 znaków. Niby wiem, ze niektórzy piszą i za 0,70 zł, ale to straszna harówka jest. Wprawdzie mamy trochę oszczędności, ale na długo nie starczą. Można by też wynająć mieszkanie po babci. Niestety moja mama się nie zgadza, bo chce mieć spokój i obcych ludzi na podwórku nie zniesie. Trzeba będzie więc zacisnąć pasa i już jeśli nic nie znajdę.
U mnie listopad rozgościł się na dobre. Zrobiło się zimno, mroczno i ponuro. Wczoraj przez cały dzień siąpił deszcz. W piecu w pokoju dziennym, palę praktycznie już od rana. Węgla ubywa błyskawicznie. Trzeba by przepalić w piecokuchni. Od rana też świecę światło, bo przecież wróżę i widno muszę mieć. Mam nadzieję, ze jutro padać nie będzie, bo mam dwa wyjazdy w tym jeden na warsztaty pisania ikon. Wrócę pewnie zmęczona i znowu dwa dni będę odpoczywać.

piątek, 6 listopada 2015

Ciężkie dni, odchudzanie, ćwiczenia i przygoda kota ...

Ciężkie te ostatnie dni były jak diabli. Kilka wyjazdów pod rząd. Nieraz dwa razy dziennie. Jeszcze dwa takie tygodnie mnie czekają. W najbliższy poniedziałek dwa wyjazdy, a za tydzień też dwa tylko, że nie koniecznie w jeden dzień. Zmęczona jestem i już mam dość. We wtorek byłam u lekarza i niestety nie wszystkie leki ta nowa lekarka mi przepisała. Stwierdziła, że na kręgosłup musi mieć zaświadczenie, bo to co mam jest za stare i wysłała mnie do neurologa. No i zostałam bez leków na co najmniej 3 miesiące, bo neurolog pewnie mnie wyśle na tomografię, gdzie też się czeka. Tak się wściekłam, że ponad dwa przystanki przeleciałam w niewiele ponad 10 minut. Później padłam, a prawie cały następny dzień przespałam. Jednak nie ma tego złego, bo przy okazji pobytu w przychodni zrobiłam sobie usg tarczycy i wygląda na to, że ozdrowiałam, bo guzków brak. To pewnie Reiki pomogło, bo leki przez 10 lat niewiele dawały. Z rozmowy z lekarką dowiedziałam się, że powinnam iść do chirurga z czyrakiem, do laryngologa na płukanie uszu, do neurologa na kręgosłup. No i kto wie czy nie do ortopedy i reumatologa. Oprócz tego został ginekolog i stomatolog, bo mi plomba wypadła. Powinnam też zrobić badania krwi, bo dawno nie robiłam. Połowy tych lekarzy nie zaliczę, bo nie będę czekać w kolejkach i chodzić. Będę sobie radzić domowymi sposobami.
Dobrze chociaż, że chudnę. W niecały tydzień zgubiłam ponad 1 kg. Ćwiczę i dobrze się z tym czuję. Niestety ćwiczenia na Vitalii raczej nie są dla mnie odpowiednie. Po pierwsze 8 minut biegu, po drugie ćwiczenia rąk i ramion są mi zbędne. Nie mam też ani ławeczki ani sztangietek. Niby można to czymś zastąpić, ale coś nie mam do nich przekonania. Fajne są te rozciągające i te z rozgrzewki. Chyba pozostanę przy jodze, tai chi, pilatesie i ćwiczeniach cesarzy chińskich. Niektóre z jogi wykorzystywane są przy rehabilitacji kręgosłupa.
Ostatnio znalazłam na You Tube  ćwiczenia na kręgosłup. Myślę, że warto by było się nimi zainteresować. Muszę tylko wybrać z nich te, które są na odcinek lędźwiowy i spróbuję ćwiczyć po 10 minut dziennie na początek. Rehabilitacja jest ponoć skuteczna. może i mnie pomoże.
A na koniec przygoda czyli spotkanie kota ze sroką i książka, która mnie kusi.
Dwa dni temu widziałam jak sroka zaatakowała kota. Frunęła tuż nad nim i dziobała go. Kot był przerażony i nawet nie próbował się bronić tylko uciekał, a ona nie odpuszczała. Nie wiem jak to się skończyło bo zniknęły mi z oczu. Pierwszy raz coś takiego widziałam. Kot był dorosły i spory. Z gatunku tych co polują nawet na gołębie. Zareagować nie zdążyłam.

 

środa, 4 listopada 2015

Listopad, ćwiczenia, kuszące książki, czyrak i coś na ząb...

Gdy listopad mroźny to lipiec niegroźny
Deszcz z początkiem listopada mrozy w styczniu zapowiada
Gdy mróz na Marcina będzie tęga zima
Od świętego Marcina zima się zaczyna
Gdy Marcin w śniegu przybieżał całą zimę będzie leżał
Deszcz w połowie listopada tęgą zimę zapowiada
Listopad ciecze, marzec nie podpiecze
W listopadzie kapusty pełne kadzie

Listopad. Przyroda przygotowuje się do zimy. Wprawdzie jest jeszcze ciepło i ciepło przez kilka dni ma być, ale późną jesień już widać i czuć. Drzewa coraz bardziej gubią liście, zwierzęta coraz więcej jedzą. U mnie niektóre koty tyją z dnia na dzień. Muszę ograniczać im jedzenie. Pikuś też ma apetyt i wszystko z miski znika. Ptaki przylatują na miejsce karmienia całymi stadami. Ostatnio były trzy sroki. Jadły ziarno wysypane dla gołębi i wróbelków. Kilka dni temu obudziłam jeża, który spał w stercie liści. Dobrze, że sprawdziłam, a nie spaliłam jej. Byłoby nieszczęście. Ja jestem praktycznie do zimy przygotowana. Pozostały mi do zamknięcia i zabezpieczenia przed zimnem dwa okienka piwniczne. Trzeba je będzie utkać szmatami. Oba, bo w jednej piwnicy trzymam ziemniaki, a w drugiej są rurki od wody. Jeszcze ich nie zabezpieczyłam. Muszę w końcu to ocieplenie kupić.
Odchudzanie mi idzie. Waga spada i dietę trzymam mimo stresów. Jak na mnie też sporo ćwiczę. Codziennie 15 minut hui chun gong, a dziś dołożyłam 40 minut jogi. Następne 40 minut będzie w sobotę. Przejrzałam ćwiczenia na Vitalii i znalazłam chyba też coś dla siebie. Mianowicie pilates i chyba stretching. Te pierwsze ćwiczenia znam, ale stretching to dla mnie nowość. Myślę, żeby kupić sobie jakąś książkę na ten temat...Kusi mnie też druga...Też z ćwiczeniami. Za tydzień zabiorę się jeszcze za tai chi.


  
Ostatnio mam problem, bo na twarzy zrobił mi się spory czyrak. Chyba będzie trzeba zastosować maść ichtiolową, ale boję się, że się jeszcze powiększy zanim pęknie i się oczyści. Na szczęście go nie widać i nie boli tak bardzo. Do chirurga raczej z tym nie pójdę, bo w kolejce czekać nie będę. To już wolę z czyrakiem chodzić. Całe życie mi się robiły czyraki. Już miałam kilka razy twarz ciętą. Mam to po tacie. On też miał problem z tłustą skórą. Plaga jakaś czy co...

A na koniec przepis na dietetyczne placuszki z cukinii
kawałek cukinii/plaster/
2 cm marchwi
kawałeczek cebuli
sól
pieprz
zioła u mnie cząber i tymianek
olej
otręby owsiane
jajko

Warzywa zetrzeć na tarce, dodać jako, przyprawy i tyle otrąb by konsystencja była jak na placki ziemniaczane. Smażyć na oleju. Ja je jem z chutney lub ketchupem. Czasem z majonezem.

niedziela, 1 listopada 2015

Zaduma, miłość, rozpieszczanie siebie, wytworki i ataki Onki...

Wczorajszy dzień spędziłam pogrążona w zadumie. W moich myślach gościli Ci, którzy już odeszli. Wspominałam też znajomych i sąsiadów. Zwłaszcza dobre i mądre dusze. Paliłam świece. Moi bliscy są ciągle w moim sercu i bardzo za nimi tęsknię. Wychowałam się w domu pełnym ludzi. Teraz pozostały mi tylko trzy osoby. Boję się, że kiedyś mogę zostać sama. Boję się, że odejdę w samotności i tego co wtedy stanie się z moimi zwierzętami. Tego boję się najbardziej. 
Dziś mam wyjazd do miasta, ale powinnam wrócić szybko. Po południu znowu będę palić świece, bo w końcu jest Dzień Zaduszny. Powinnam też według aniołów zająć się zabawą, by odreagować ostatnie stresy. Trochę ich miałam i jeszcze trochę będę mieć.
Ostatnio dużo pracuję z czakrą serca. Przesyłam miłość do moich bliskich także zwierząt. Przesyłam też miłość sobie i swojemu ciału. To bardzo ważne by się kochać i akceptować. Ten tylko potrafi kochać innych kto potrafi kochać siebie. Przedwczoraj pomyślałam by trochę to moje biedne, zaniedbane ciało dopieścić. Kupiłam więc nowe kosmetyki między innymi płyn do kąpieli o zapachu ciasteczek waniliowych i balsam o zapachu kokosu. Kupiłam też kolejne olejki w tym lawendowy ułatwiający kontakt z opiekunem duchowym. Mam zamiar kupić jeszcze balsam o zapachu cynamonu i jakiś olejek do kąpieli może.
W najbliższym czasie powinnam zrobić chustecznik dla znajomej lekarki. Musi wyjść perfekcyjny, bo jej nie dam. Wstyd by był gdyby były jakieś niedociągnięcia. Jeszcze się za niego nie zabrałam i nawet o serwetce nie pomyślałam. Czas najwyższy skończyć też wreszcie ten mój chlebak. Zostało jeszcze lakierowanie.
Ostatnio coś te moje zwierzęta nerwowe są. Wczoraj Ona zaatakowała Pikusia. Rzuciła się na niego z pazurami. Krzysiek nie mógł jej odgonić. Pikuś się wystraszył. Nie wiem o co poszło, bo początku awantury nie widziałam, ale wyglądało to dosyć groźnie. Nie wiem czy to nie poszło czasem o zazdrość, bo i Ona i Pikuś są do Krzyśka bardzo przywiązane. Później był drugi atak i tym razem go skaleczyła w łapkę. Nie wiem co z tym zrobić. Nigdy między nimi konfliktów nie było, a są już razem dwa lata. Teraz się na niego czai. Pikuś się boi zejść na podłogę...