Codzienność

Codzienność

środa, 30 lipca 2014

Plony, upał, tchnienie jesieni, wróble i haiku...


Pełnia lata. Upał trwa nieprzerwanie, a najbliższe dni mają być jeszcze bardziej gorące, bo temperatura ma dojść do 34 stopni. Całe szczęście, że codziennie przechodzą deszcze to trochę to rozgrzane powietrze chłodzą. Powinnam wyjść do pracy do ogrodu, ale z tym zwlekam i zwlekam, a praca się nawarstwia. Później będzie urwanie głowy. Na razie to i owo z ogrodu zbieram. Cieszą mnie pomidory i ogórki. Ostatnio podjadłam bobu. Ładnie rośnie szczaw i słoneczniki. Zbieram też kalarepki, a fasola dochodzi. Cały czas zbieram też po trochu poziomki. Miałam też kapustę, ale nie zerwałam wcześniej i pojawił się na niej jakiś szkodnik. Zebrałam trochę ziemniaków. Zdecydowanie nie udały się buraki, marchew i pietruszka. Kiepska była rzodkiewka i rzodkiew. Chyba nawozu trzeba więcej. Oko cieszą też kwiaty...








Dostatek i ciepło cieszy też ptaki. Wczoraj obserwowałam wróble. Przychodzą na posiłek, do miejsca gdzie karmimy gołębie, trzy stada, te które wychowały się u nas na podwórku. Gniazda w tym roku były w winogronie i na jabłonkach. Stada konkurują między sobą, bo wszystkie ptaki chcą się najeść do syta przed nastaniem chłodów. Jedzą sporo i strasznie się przy tym awanturują, krzyczą i gonią. Jesienią i zimą też oczywiście mogą liczyć na posiłek, bo pszenica wysypywana jest kilka razy dziennie.
Ponoć lato w górach się już powoli kończy, bo pojawiły się mgły. Coś w tym może być, ponieważ u mnie w ogródku kwitnie już nawłoć, a liście sumaka zaczynają się przebarwiać na żółto i czerwono. Czyżby jesień miała przyjść wcześniej tego roku? Po kotach tego jeszcze nie widać. Nadal gubią sierść i omijają miski z daleka...

A na koniec zupa z bobu i haiku z deszczem w tle...

szklanka ugotowanego i wyłuskanego bobu
marchew
korzeń pietruszki
cebula
koncentrat pomidorowy
mąka
śmietana
kilka ziemniaków
listek laurowy
zioła/niekoniecznie/
kawałek wędzonego boczku
2 kostki rosołowe

Ziemniaki pokroić w kostkę, dodać warzywa starte na tarce, podsmażoną cebulę z boczkiem, kostki rosołowe i gotować do miękkości. Dodać przyprawy i bób. Pogotować chwilę. Dodać koncentrat i zaprawić mąką. Na koniec dodać śmietany...

nawałnica 
gniazdo wróbla pod dachem 
spływa wodą 
  
burza tuż tuż 
pszczoła zmierza do ula 
w świetle błyskawic 
  
kropla za kroplą 
sroka w kałuży pod bzem 
stroszy piórka

poniedziałek, 28 lipca 2014

Upał trwa, perfumy i koty do wydania...



Upał nie odpuszcza i tak według prognoz ma być jeszcze tydzień. Jestem już zmęczona, puchnę i denerwuję się. Tak sobie myślę, że to już ostatnia fala upałów w tym roku. A może jeszcze sierpień będzie upalny? Oby nie, bo mam trochę spraw do załatwienia i czekam z nimi na chłodniejsze nieco dni. Po pierwsze powinnam już zamówić węgiel, 2 tony na początek. Powinnam też poprosić sąsiada o wycięcie ostatnich suchych drzew i jeszcze kilku drzewek dzikich, nie owocujących śliwek. Powinnam też zrobić partię biżuterii na bazarki tym razem dla kopytnych. Myślę też, o wyrobie serów i wędlin wędzonych. Krzyśka czeka przygotowywanie miejsca pod truskawki. Jest też sporo pracy w sadzie. 
Chodzi też za mną wycieczka do miasta i zakup perfum rozlewanych. Wiem, że te perfumy to nie oryginały, wiem, że sporo osób je krytykuje, ale ja je chce wypróbować  na własnej skórze, bo podobno są trwałe i naprawdę fajnie pachną. Mnie w końcu zależy na tym by fajnie pachnieć, a nie żeby pachnieć markowo. Chcę kupić perfumy typu Hypnose i Opium, bo tych zapachów do tej pory używałam z tym, że oryginalnych. Kusi mnie też Gabriela Sabatini, ale nie wszystko na raz. Mam też zamiar kupić perfumy Fm, bo sporo dobrego o nich czytałam.

Wczoraj byłam u znajomej porobić zdjęcia kociaków do wydania. Już porobiłam ogłoszenia i teraz znajoma czeka na potencjalnych chętnych. Kociaki są łagodne, pro ludzkie, śliczne i ciekawie umaszczone. Pewnie więc domy znajdą, ale dopiero za jakiś czas, bo teraz w adopcjach panuje przestój. Jak to w wakacje. Znajoma ma dwie kotki, które mają małe dwa razy do roku. No i jest problem z szukaniem domów. Teraz co najmniej jedna koteczka ma być wykastrowana...





Wiersze i haiku nadal powstają. Kusi mnie też pisanie opowiadań. Coś mnie tak ostatnio naszło. Nie działam na dworze, bo upały to działam w domu...

sobota, 26 lipca 2014

Zimna Anka, wena i kotka morderca...


No i doczekałam się Anny. Wreszcie jest nadzieja na chłodne noce i rześkie poranki. No przynajmniej według przysłów. Przysłów znam sporo dzięki babci, która lubiła co rusz przysłowia cytować. Może wreszcie je spiszę i powstanie książka...Nawet już zaczęłam pisać...

Od świętej Anki zimne poranki.
Święta Hanka grzyby sieje.
Święta Anna to już jesienna panna.
Od świętej Hanki chłodne wieczory i zimne poranki.
Na świętą Hannę mrowiska poszukaj w zimie ogniska.

Od kilku dni sporo piszę. Powstało kilkanaście haiku i kilka wierszy. Tomiki piszą się same. Tomik z haiku jest gotowy i tomik z wierszami też. Niestety funduszy na wydanie na razie brak. Piszę dalej, bo muza usiadła mi na ramieniu i cichutko szepcze do ucha...

Odszedłeś

odszedłeś
wieczór usłyszał krzyk 
szczęście kołysane w ramionach 
uleciało 
  
czy nie brak 
niewypowiedzianych słów 
nie szkoda chwil 
wypełnionych słodyczą 
  
dlaczego 
ciepły dotyk 
nie potrafił spoić 
naszych dni 
w jedno istnienie 
  
pomyśl 
o samotnych wieczorach 
stężałych od ciszy 
i o chłodzie dłoni
wróć

Dwa dni temu spokojny dzień skończył się źle. Tak to przynajmniej na razie wygląda. Otóż wyszłam późnym popołudniem na podwórko i zastałam kotkę od sąsiadki uciekającą z gołębiem. Gołąb był żywy i wciąż się szamotał. Ruszyłam na odsiecz i udało mi się gołębia uratować. Przeżył, ale niestety ma coś ze skrzydłem i do tej pory nie fruwa. To gołębica, bo już w komórce do której ją zamknęłam, zniosła jajko. Gołębica je, pije i chodzi normalnie. Nie jest też poraniona. Tylko to skrzydełko jej trochę zwisa. No i teraz nie wiem co będzie dalej. Jeżeli przeżyje, ale nie zacznie latać będę musiała kupić dużą klatkę i tak biedula spędzi resztę życia. Czy będzie szczęśliwa? Wątpię. To przecież ptak, stworzony do latania, do przestrzeni nie do klatki. Z drugiej strony innego wyjścia przecież nie ma. Cierpi też w tej chwili samiec, partner gołębicy. Widział co się stało i próbował partnerce pomóc w czasie ataku kota. Był cały czas blisko i fruwał nad kotem. Teraz otumaniony szuka gołębicy i gulgocze po podwórku. Gołębie są podobno monogamiczne i przywiązane do siebie. Co zrobić z kotką, która sobie zrobiła u mnie spiżarnię. Jeszcze nie wiem. Na razie zaproponowałam sąsiadce kupno obroży z dzwoneczkiem, bo tak dalej być nie może. Natura naturą, ale nie pozwolę, by mordowała na moim podwórku ptaki, które dokarmiam i o które dbam...

A na koniec trochę muzyki...









czwartek, 24 lipca 2014

Jesienny dzień, urok kuchni i praca nie tylko koło domu...


Pogoda cudna - pochmurno, rześkie powietrze i od czasu do czasu pada. Za oknem bardziej jesień niż lato, ale cóż poradzić jak ja właśnie takie klimaty lubię i na upały się wzdrygam. Tak ma być przez kilka dni, tak że odpocznę od litrów potu i nabiorę energii. Szkoda tylko, że w ogrodzie za dużo zrobić się nie da...
Ostatnio sporo czasu spędzam w kuchni i przeprowadziłam w niej parę zmian. Najważniejsza to brak obecnie obrusa. Musiałam z niego zrezygnować, bo Ona lubi spać w kuchni na stole i obrus ciągle był nie tylko brudny, ale i cały w sierści. Musiałabym go zmieniać codziennie, a to według mnie przesada. Teraz kuchnia wygląda inaczej i nie jest już tak przytulna/chyba/. Muszę się przyzwyczaić. Dla mnie kuchnia to miejsce szczególne i magiczne. Powinna być klimatyczna, koniecznie wiejska i bardzo przytulna. Powinny być w niej drewniane meble, belkowany sufit, elementy z nietynkowanej cegły, sporo tkanin i naczyń kamionkowych. Konieczne są też wiązki ziół i wianuszki z czosnku. Powinien w niej być też piec typu kuchni. Moja kuchnia nie całkiem jeszcze taka jest, ale mam zamiar to zmienić jeśli mi się uda. Z czasem stanie się tą wymarzoną no prawie, bo pieca nie uda mi się zrobić...Będzie to zupełnie nowa kuchnia...

Parę zdjęć z obecnej...









Dzisiaj miałam sporo pracy i jeszcze będę miała. I tak zrobiłam 15 słoików ogórków. Mam je jeszcze zalać wodą. Wsadziłam do doniczki sadzonkę begonii drzewiastej. I oby się ukorzeniła, bo roślinka piękna. Po południu idę z Krzyśkiem przyciąć porzeczki czerwone. Zrobię też kilka sadzonek. Przytnę również agresty, choć na to nie pora, ale wiosną zapomniałam. Powinnam też posprzątać półki w spiżarni, bo przetworów przybywa...Tak sobie ostatnio myślę, że nie mam zupełnie czasu na robótki. Mniej też piszę. Chyba to prace na dworze tak mnie absorbują. Ogródka po prostu nie da się zostawić, bo wszystko zmarnieje. No i sezon trwa tak krótko...


Jutro imieniny mojego Krzyśka, a później Anny i według przysłowia Od Anki zimne wieczory i poranki. Prawie połowa wakacji już za nami. Jak ten czas szybko leci, jak gna. Dopiero wiosna była i kwitły krokusy, dopiero wąchałam bzy, a tu jeszcze miesiąc i już będzie można wyglądać jesieni. Swoją drogą tyle mnie jeszcze pracy przed nadejściem jesieni czeka. Obym zdążyła...Ciekawy ten rok był i pełen wrażeń. Inny, wypełniony pracami ,,wiejskimi" co mnie bardzo cieszyło. Nie wszystko mi się udało i popełniłam sporo błędów, ale ten tylko błędów nie popełnia kto nic nie robi...W przyszłym roku będzie lepiej, mam nadzieję...


wtorek, 22 lipca 2014

Pracowite dni, las, haiku i Loni - stary kot, którego nikt nie chce...



Bardzo mam te ostatnie dni pracowite, mimo upału. Wczoraj musiałam się zerwać z łóżka po 9 i iść do sklepu na zakupy, bo Krzysiek niespodziewanie poszedł do pracy. Szłam oczywiście na skróty przez las. Ten powitał mnie spokojem, rześkim chłodem, szumem rozkołysanych gałęzi oraz zapachem roślin i grzybów. Zachwyciły mnie refleksy światła przesączającego się przez gałęzie. Ścieżka była nimi upstrzona, a drgały, a mieniły się. Było pusto i cicho. Tylko z daleka dobiegało szczekanie psa. Zazdroszczę wszystkim tym, którzy w lesie lub w pobliżu lasu mieszkają. To musi być wspaniałe, choć wieczorem las może wydawać się ponury i groźny. Wczoraj mnie zachwycił szłam więc powoli krok za krokiem, delektując się nim i chłonąc wrażenia. Przy okazji rozglądałam się za grzybami, bo podobno jest wysyp. Nic jednak nie znalazłam. Może w czwartek pójdziemy z Krzyśkiem gdzieś dalej to jakieś grzyby znajdziemy. Zakupy załatwiłam szybko i po chwili już człapałam z siatami, narzekając w duchu na ciężki los i brak samochodu. Wróciłam zgrzana i zadowolona, że nie natknęłam się na żmije, których w naszym lesie jest sporo. Pobyt w lesie mnie ucieszył jednak na stałe obowiązku robienia zakupów się nie podejmę. Za duże ciężary trzeba nosić i Krzysiek sobie lepiej z tym radzi, choć też narzeka. Tak sobie myślę, że trzeba by zacząć robić zakupy w sklepie objazdowym, który kilka razy w tygodniu przejeżdża obok mojego domu. Podobno jest dobrze zaopatrzony i stosunkowo tani. Pomyślę o mleku na sery...











Po powrocie do domu napisałam haiku, które samo się ułożyło po spacerze przez las...

zapach lasu
między plamami światła
oczy żaby

poranek w lesie
grzyb za grzybem ląduje
w moim koszyku

las o poranku
słońce przez gałęzie
znaczy ścieżkę

   

Później zerknęłam do internetu i dobry humor mi się skończył, bo znowu natknęłam się na zdjęcie Loniego. Od dawna temu kotu kibicuję i bardzo się martwię, bo nadal domu nie ma. Jest taki kochany, ma tak mądre spojrzenie i tak bardzo domu potrzebuje. Tak cierpi. Wiem, że jest dużo takich bied, ale on stał się ostatnio moim symbolem starego kota, którego nikt nie chce. Wszyscy chcą młode kociaki, bo rozkoszne, słodkie, wesołe i zabawne, a on praktycznie szans na dom nie ma. Nikt go nie weźmie i ostatnie chwile spędzi samotnie w klatce, opuszczony przez wszystkich. To straszne...A teraz parę słów o nim na pamiątkę...

Pamiętacie Loniego? Nadal szukamy dla niego miejsca - schronisko to nie miejsce dla seniora. Loni jest zamknięty w klatce i coraz gorzej to znosi.

"Loni - bo na starość miejsca tutaj nie ma..."

Cudowny kot, uwielbia ludzki dotyk, delikatny, spokojny, kocha człowieka a spojrzeniem rozmiękcza nawet najtwardsze serca...
Tak, właśnie taki jest Loni.
Stary więc nieadopcyjny, bez szans na miłość.
To również prawda, której żadna z nas nie ma odwagi mu przekazać. Jego dotyk, spojrzenie i zachowanie mają w sobie nadzieję...
To chyba jedyne czego nie odbierze mu nikt, może jedynie upływający bezlitośnie czas.
Dlaczego dzieje się tak, że zwierzę starsze traktowane jest jak produkt uboczny gorszej kategorii?
Dlaczego tak niewielu z nas ma odwagę przyjąć pod swój dach starszego niekłopotliwego kota, który będzie potrzebował więcej snu, więcej czułości i miłości? 
Zastanówcie się chwilę, starość i śmierć to dwie pewnie stałe w życiu każdego stworzenia - człowieka również. 
One nas nie ominą.
A może przyjmując Loniego i zapewniając mu spokojną starość zrobimy coś dla siebie? Może taki dobry uczynek zaprocentuje kiedyś w przyszłości...

Błagamy o dom dla Loniego, stały lub tymczasowy.
Loni jest starszym kotem, zapewniamy mu opiekę weterynaryjną.
Mamy mało czasu, prosimy o pomoc...



Viva szczecin


niedziela, 20 lipca 2014

Praca koło domu, plany, ogród, Pikuś i kot morderca...

Ostatnio sporo pracuje na dworze i coraz więcej następnej pracy do wykonania widzę. Po ostatnim deszczu zasiliłam warzywa i kwiaty. Dwa dni temu został też podpięty wąż do podlewania. Wąż jest niestety za krótki, bo nie sięga do sadu. Trzeba będzie sztukować. W najbliższych planach mam odchwaszczanie sadu i wszystkich miejsc, w których rosną agresty i porzeczki. Powinnam też wyplewić wszystkie rabatki z kwiatkami. Oczyszczone miejsca chcę wysypać korą albo żwirem, żeby chwasty nie rosły i tu mam problem, bo nie mam jak kory przywieźć bez samochodu. Sklep jest daleko i za taksówkę zapłaciłabym majątek. Muszę jeszcze pomyśleć, a może coś mi do głowy wpadnie. Powinnam też przyciąć agresty i porzeczki, a przycięte gałązki porzeczek użyć na sadzonki. Porzeczek kupować nie chcę, ponieważ wolę stare, odporne odmiany, a takie właśnie koło mojego domu rosną. Myślę też o rozmnożeniu winobluszczu i chmielu.

Powoli myślę też już o przetworach. Będę robić dżemy, kompoty, sosy z śliwek, jabłek i gruszek, bo dobrze w tym roku obrodziły. Muszę także zakisić sporo ogórków. Pewnie też włożę do słoików fasolkę. W ciągu tygodnia, dwóch muszę również wysprzątać w spiżarce, ponieważ bytowały w niej myszy i rządziły po swojemu. Sporo pracy mnie czeka...

Ostatnio mam problemy ze zwierzętami. Po pierwsze z kotką od sąsiadów, która notorycznie poluje na moje gołębie. Gołębie się boją jeść i straciły dach nad głową , bo do gołębnika już nie wchodzą, a zima przyjdzie szybko. Nie wiem co zrobić, żeby ta małpa przestała na dach wskakiwać. Chyba będę musiała coś na parapetach poustawiać, żeby się bała skakać. Kotka głodna nie jest i poluje dla sportu, zaraza.
Po wtóre jaśnie pan Pikuś. Ten znowu obraził się na mnie i nie chce siedzieć ze mną sam w pokoju, gdy Krzysiek jest w pracy. Niby może siedzieć na legowisku w ganku, ale co będzie zimą? Obrażony jest, bo mu nie pozwalam wyjadać z kocich kuwet, zabraniam wyciągać buty z szafki i wrzeszczę na niego, gdy zjada kotom jedzenie wtedy, gdy jego miska jest pełna. Ostatnio obraża się coraz częściej i demonstracyjnie wychodzi do ganku, albo z ganku przyjść nie chce. Nic tylko dziwaczeje coraz bardziej...




Miłej niedzieli...

piątek, 18 lipca 2014

Oberwanie chmury i plany remontowe.

Dziś musiałam mimo deszczu pojechać na cmentarz, bo umówiłam się z kamieniarzem na robotę tablicy na grobie pradziadków i remont grobu. Tablice były z czarnego marmuru, ale ktoś je potrzaskał i teraz trzeba założyć nowe. Trafiłam na oberwanie chmury i pomimo tego, że pan był taki miły i podwiózł mnie pod sam dom i tak zmokłam do suchej nitki. Potoki wody płynęły całą szerokością jezdni i wpadłam do wody aż po kostki, zaraz po opuszczeniu samochodu. Lało tak strasznie, że ciężko było prowadzić samochód. Na dodatek zalało mi doniczki z siewkami i zupełnie wymuliło z 30 kapust pekińskich. Będzie trzeba siać jeszcze raz. Oprócz tego kapie mi w kuchni koło komina i trzeba będzie poprawić wykończenie, bo papa jest dobra termozgrzewalna. Na cmentarzu będzie więcej prac do wykonania, bo planuję też położyć płytę na grobie taty, zrobić obmurówki koło grobów, żeby trawa nie rosła, a grobów jest 5. Chcę też porobić donice betonowe i wazony. Wszystko będzie zrobione z lastryka, ponieważ luksusu i na cmentarzu nie lubię.

Od kilku dni siedzę i planuję remonty. Muszę też kupić nowe meble do sypialni i do kuchni. W sypialni mam stare 70 letnie meble plus szafkę i fotel jeszcze starsze. Niestety szafa ma zepsute drzwi i fornir zaczął odchodzić. Myślę więc o nowych. Chcę kupić szafę i komódki sosnowe. Do tego będzie duży wiklinowy kosz i tkane chodniki. Mam też zamiar odsłonić na jednej ścianie cegły. Drzwi są drewniane i podłoga też. Jest też za łóżkiem zagłówek z ciemne boazerii i to zostanie. W kuchni są do wymiany szafki, bo zaczynają się rozpadać. Powinnam też postawić 80 cm ściankę, żeby ukryć piecokuchnię, bo te wszelkie rurki i zbiorniki wcale ładnie nie wyglądają. Tu też odsłonię trochę ceglanej ściany i może zamontuję na suficie drewniane listwy. Meble też będą z sosny plus dodatkowe półki i stary stół z krzesłami. Kuchnia ma być swojska i przytulna, bo takie lubię. W pokoju dziennym trzeba wybudować toaletę dla kotów czyli pomieszczenie na kuwety, bo teraz stoją w widocznym miejscu. Przydałoby się też przemeblowanie i kupno nowej biblioteczki. Nie wiem jeszcze co zrobię ze ścianą koło pieca. Albo położę kamień, albo również odsłonię kawałek muru. Lubię rustykalne, przytulne wnętrza, ponadczasowe. Chcę raz zrobić i już nie zmieniać. Jeżeli planów nie zmienię to pieniędzy będzie trzeba sporo i remonty potrwają kilka lat...No chyba, że bank obrabuję...

Trochę inspiracji...