Codzienność

Codzienność

piątek, 20 marca 2015

Praca koło domu, atak niedźwiedzia i rozrywki...

Wreszcie czuję się lepiej - mniej śpię i się tak już nie pocę. Wczoraj byłam na dworze to i owo zrobić. Podsypałam nawozem potasowym drzewa i krzewy owocowe. Obejrzałam też schedę czy wszystko przetrwało zimę. Wygląda na to, że szkód nie ma. Jeżyna bezkolcowa już ma pączki, drzewka te co obejrzałam też, agresty i porzeczki już się zielenią. Maliny nie wyschły. Te porzeczki czarne, które ukorzeniłam w zeszłym roku rosną w najlepsze. Dziś idę podciąć agresty, żeby je odmłodzić i wyściółkować część truskawek słomą. Za kilka dni planuję wysadzić ziemniaki. Bardzo mnie ta praca cieszy. Na szczęście pogoda jest piękna - słońce i ciepło. W tym roku warzywnik jest dwa razy większy niż był w zeszłym roku. Doszło też sporo miejsca z truskawkami. Pracy będzie więcej.
Wczoraj znowu zaczęłam marzyć o przeprowadzeniu się na wieś, a konkretnie w Bieszczady. Wszystko zaczęło się od tego, że przeczytałam w gazecie o ataku niedźwiedzia. Człowiekowi założyli 30 szwów, ale żyje na szczęście. Mieszka w przepięknym, odludnym miejscu w osadzie leśnej Buk koło Cisnej. Jak tam musi być cudnie. Domów jest tylko 8 i autobus dojeżdża jedynie w sezonie letnim. Obie z mamą wyprowadziłybyśmy się tam już. Gorzej z Krzyśkiem, który nawet porozmawiać na ten temat nie chciał. On kocha miasto i marzy o blokach. Zupełnie nas nie rozumie. Dobrze chociaż, że przed pracą w ogrodzie już się specjalnie nie miga i zna się na tym...
Ostatnio czytam masę książek. Odkryłam, że jedna biblioteka do której jestem zapisana ma księgozbiór dostępny online. Można w ten sposób nie tylko książki przejrzeć, ale i zarezerwować. Książek jest masa w tym na prawdę sporo tych, które chciałam kupić. Będzie co robić. Oglądam też filmy, bo wykupiłam konto VIP na zalukaj. Życie jest piękne...



wtorek, 17 marca 2015

Po weselu, osłabienie i lektura....

No i już po weselu. Przeżyłam i jestem bardzo zadowolona. Było fajnie. Nie nudziłam się i czas mi się nie dłużył. Nagadałam się za wszystkie czasy. Pod koniec wprawdzie kręgosłup odmówił mi posłuszeństwa i chodziłam prawie zgięta w pół, ale to szczegół. Po raz kolejny doszłam do wniosku, że kompletnie zdziczałam przez to siedzenie w domu i gdyby nie Krzysiek nie potrafiłbym się odnaleźć między ludźmi. Nie wiem teraz czy to moje skrajne domatorstwo to dobry pomysł. Doszłam do wniosku, że czasem będę jednak gdzieś do ludzi wychodzić. Zacznę może od operetki i koncertów skoro Krzysiek już garnitur ma. Pomyślę też o jakiś wystawach malarstwa i może fotografii. Krzyśka jakoś przekonam. Za kilka dni są targi medycyny niekonwencjonalnej w Katowicach. Miałam na nich być, ale w tym roku nic z tego, bo jest remont drogi i auobusy nie jeżdżą jak zawsze. Nowy przystanek jest w miejscu, którego kompletnie nie znam i boję się, że zabłądzę. Pojadę innym razem.
Choroba mi przeszła. Długo mnie trzymała i byłam okropnie osłabiona dlatego sądzę, że to nie było zwykłe przeziębienie tylko grypa. W tej chwili jest już ok, ale nadal jestem osłabiona i dużo śpię. Chyba muszę sobie zaserwować kurację żeń szeniem albo arktycznym korzeniem. Innej rady nie ma. Pracy na dworze jest sporo, a mnie siły opuściły. Samo się nie zrobi.
U mnie już wiosna. Pogoda piękna - ciepło i słońce świeci. Kwitną krokusy, przebiśniegi, kiełują liliowce i hiacyny. Forsycja w wazonie czaruje żółtymi kwiatkami, bazie pękają. Ptaki szaleją i śpiewają na całego. Kusi mnie wyjść na dwór z kawą, wygrzać się w słońcu, ale trochę się boję. Może to jeszcze za wsześnie.
Ostatnio sporo czytam głównie powieści historyczne. Poziom ich jest różny, ale pozwalają mi oderwać się od rzeczywistości i nieźle relaksują.





niedziela, 8 marca 2015

Choroba, wyczerpanie i kocie zabawki...


Padłam i jestem ledwie żywa. Narzuciłam sobie zbyt duże tempo i dyscyplinę - dieta i intensywne ćwiczenia. Organizm się zbuntował i rozchorowałam się. Od wczoraj jestem obolała, słaba i nie mam na nic ochoty. W dodatku kaszlę, drapie mnie w gardle i kicham. Zaraził mnie oczywiście Krzysiek. Jak on był w stanie chodzić chory do pracy pojęcia nie mam. Ja jestem wycieńczona i kręci mi sie w głowie. Biorę oczywiście polopirynę. Piję lipę z miodem, czarny bez i sok z malin. Cały czas prawie śpię i nic nie robię. Krzysiek się denerwuje, ale wszystko w domu robi. Zastanawiam się czemu mnie ta choroba zmogła. Zawsze byłam odporna. To pewnie ten dodatkowy wysiłek, który sobie narzuciłam w postaci godziny ćwiczeń dziennie. To było chyba za dużo jak na osobę żyjąc do tej pory na kanapie. Podświadomość się zbuntowała i organizm zastrajkował. Do ćwiczeń oczywiście wrócę, ale już tak intensywnie ćwiczyć nie będę. No i będę się obserwować. Jeśli osłabienie nie przejdzie kupię żeń szeń albo arktyczny korzeń. A może to zmęczenie wiosenne i dieta? Na dodatek przez te ćwiczenia i dietę schudłam niecałe dwa kilkogramy. Strasznie mało...


W najbliższym czasie mam zamiar kupić kotom zabawki. Do tej pory miały tylko takie niby myszki szyte przeze mnie albo kartony. Teraz chcę im zrobić prezent i kupić  węża z latającą wewnątrz piłeczką albo szeleszczący tunel. Moje koty są dość humorzaste i szybko je zabawki nudzą. Te myszki które miały do tej pory musiałam co jakiś czas chować, bo po jakimś czasie koty już się nimi nie bawiły. Zazwyczaj wtedy je zabierałam, chowałam i po jakimś czasie dawałam ponownie. Przeważnie dawały się nabrać jak do tej pory. Ciekawe czy nowe zabawki im się spodobają...





Jutro jadę na usg i może do bibloteki. Ciekawe jak tam dam radę taka osłabiona dotrzeć. Krzysiek pojedzie ze mną. Po południu będę odpoczywać. Prawdopodobnie nic nie będę robić. Kompletnie nic. No chyba, że już mi do jutra częściowo przejdzie i nabiorę ochoty na aktywność. Może coś wtedy poczytam...

czwartek, 5 marca 2015

Prawie nic nowego...


Ostatnio dni płyną mi spokojnie i leniwie - czytam, maluję i śpię. Od poniedziałku Krzysiek ma urlop. Cieszy mnie to, bo trochę czasu razem spędzimy i podgonimy robotę na dworze. Powinnam zasilić drzewa, rozgarnąć kopczyki wokół pni młodych drzewek, przyciąć ostatnie agresty. Mam zamiar też rozłożyć słomę wokół pni i wyściółkować truskawki, żeby chwasty nie rosły. Czas kupić agrowłókninę. Dobrze mi ta praca zrobi i poruszam się trochę. Od jakiegoś czasu nic mi się robić nie chce i mam problem ze wstawaniem rano z łóżka. Zamiast się cieszyć, że nowy dzień się zaczął, wściekam się, że budzik dzwoni. Nie wiem co się dzieje i jak to zmienić. Może moja podświadomość jest po prostu zmęczona i stąd ten bunt.
Wczoraj byłam w mieście i kupiłam kolejną książkę. Tym razem to powieść historyczna dla kobiet. Lubię tego typu książki. Cały wieczór czytałam i dziś chcę skończyć. Książek tego typu jest sporo z tym, że w internecie. W księgarni stacjonarnej były tylko dwie. Było za to całkiem sporo romansów, których nie znoszę. Nigdy romansów nie lubiłam. Te wszystkie spojrzenia, flirty, dotknięcia itp po prostu mnie nudzą. Czasami się zastanawiam co ze mnie za kobieta jest.

Wesele coraz bliżej. Nie wiem jak to przetrwam. Zanudzę się na śmierć. Tańczyć nie tańczę, jeść nie mogę, pić nie piję, porozmawiać też pewnie nie będzie z kim. Czasem sobie myślę, że chyba powinnam wziąć przykład z młodzieży i zaopatrzyć się w smartfon, który by mi umożliwił buszowanie po internecie. Mam wprawdzie telefon, ale internet działa na nim dość opornie. Próbowałam Krzyśka namówić na kupno smartfona z dużym wyświetlaczem, ale mi to nie idzie. Co więcej był pomysłem zgorszony. Ma rację. Internet i wesele nie pasują do siebie. W końcu nie mam zamiaru nikogo gorszyć ani lekceważyć. No i jak ja wytrzymam te godziny? 

niedziela, 1 marca 2015

Badania, malowanie i to i owo o śnie...


Marzec zaczął się u mnie od wyjazdu na badania krwi. Boję się tego okropnie i zazwyczaj nie pozwalam sobie pobrać krwi z żyły. Wolę pobieranie z palca zestawem dla dzieci. Gdy ma być pobieranie z żyły to jest straszny problem, bo u mnie żył nie ma i pobieranie jest bardzo trudne. Zdarza mi się zasłabnąć, a krew lecieć i tak nie chce. Pewnie ze strachu. Horror. Dziś niestety z badań nici, bo technika nie ma a pilęgniarki z palca nie pobierają. Muszę czekać do czwartku...
Po południu będę odreagowywać wyjazd. Z pewnością skończę czytać książkę z biblioteki i skończę malować obraz. Tym razem to akryle. Wczoraj się wreszcie odważyłam na malowanie w pracowni. Nawet nie zmarzłam tak bardzo. Obraz wyszedł jak wyszedł. W naturze kolory oczywiście lepsze. Ważne jest to, że nabrałam odwagi i namalowałam wreszcie wodę. Dziś ją dopracuję. Książka jest ciekawa i cieszę się, że udało mi się ją wypożyczyć, bo miałam zamiar ją kupić.




Ostatnio prawie codziennie śpię po południu. W nocy oczywiście też. Zaczęłam chodzić wcześniej spać  i przez 12 jestem już w łóżku. Wcześniej też wstaję. Czas się przygotować, bo wiosna idzie. Praca w ogrodzie się zacznie. Krzysiek jest zadowolony, bo on też jest śpiochem. Tak sobie myślę, że latem będę wstawać jeszcze wcześniej. Nie chcę ćwiczyć jogi w upalne popołudnia. Trzeba będzie ćwiczyć wcześnie rano zanim upał się zacznie.