Codzienność

Codzienność

wtorek, 30 czerwca 2015

To i owo o jedzeniu i ogrodzie, bazarki dla kotów, wytworki i marzenie o książkach...


Mam już serdecznie dość diety i  liczenia kalorii. Zaczęłam podjadać. Jem i chleb i ziemniaki i kluski, a w czwartek zjadłam całą czekoladę nadziewaną. Wyrzutów sumienia nie miałam. Efekt jest taki, że zamiast przytyć, schudłam pół kilograma. Do typowej diety wrócę póżnym latem, bo jeszcze kilka kilogramów w tym roku chcę zrzucić. Ostatnio gotuję proste potrawy i z tego co mam w domu. Przepisów nie wertuję. Wyjadam zapasy ze spiżarni i to co urośnie. W warzywniku dżungla, bo od 3 dni nie byłam plewić. Może dziś w końcu wyjdę. Powinnam też wysiać resztę fasolki szparagowej. Cały czas zbieram szczaw, rabarbar i truskawki. Było też i jest sporo rzodkiewki. Botwinka dochodzi. Nie będzie za to pomidorów, bo wybujały. Kartofle też. Czekam na bób.
Od dwóch dni działam intensywnie w pracowni, bo będe miała bazarek dla kotów na facebooku  https://www.facebook.com/groups/bazarkidlazwierzat/?fref=ts
Chcę tym razem wysłać obrazki pastelami, kolczyki, magnesy, breloczki, zakładki, butelkę i inne drobiazgi zdobione techniką decoupage. Wyślę też kartki. To co wysłałam ostatnio ładnie się sprzedało. Ciekawe czemu ja nic sprzedać nie potrafię. Mam sklepiki i na Srebrnej agrafce i na DaWandzie, ale tylko z czapkami szydełkowymi i obrazami vedic art. Sprzedałam jedną czapkę i jeden obraz. Powinnam może zrobić zdjęcia i wstawić też coś innego. Myślę o zawieszkach z aniołami, może świecznikach, deskach kuchennych, z czasem o kartkach i innych drobiazgach do domu.
Ostanie wytworki... Zdjęć nadal robić nie potrafię. Tym razem wyszły cienie...Strasznie jestem tępa w tym temacie i często zdjęcia wychodza poruszone. Tyle dobrych rad usłyszałam na ten temat i jak nie szło tak nie idzie.





Ostatnio zrobiłam spore zakupy w sklepach dla rękodzielników. Czekam jeszcze na przesyłki. Będę miała co robić przez jakiś czas. Pieniędzy na koncie jak nie było tak nie ma, a babka odebrała towar w piątek. Przesyłka była za pobraniem i nie wiem co się dzieje. Mam do zapłacenia za towary w dwóch miejscach i strasznie się denerwuję. Wpadły mi też w oko 2 książki i mam zamiar je kupić jak pieniądze wreszcie dostanę. W tym tygodniu ma mi przyjść tez grubsza suma, ale zatrzymam ją na płytę na grób taty, bo wreszcie trzeba ją zrobić.




Ostatnio kusi mnie haft krzyżykowy. Chyba niebawem ulegnę...

niedziela, 28 czerwca 2015

Remont, wytworki, zakupy, marzenia i przepis na zapiekankę...


Wczoraj prawie nie wychodziłam z pracowni, bo mam remont i uciekłam przed hałasem jaki wywołuje zbijanie tynku. Dalszy remont dopiero chyba z miesiąc, gdy brat Krzyśka będzie miał urlop. Ten już będzie gorszy, bo w domu. Wczoraj skończyłam butelkę, ale jest niezbyt w moim stylu, bo troche za jasna. Zrobiłam też kolejną kartkę i koguta. Przy okazji przekonałam się, że mój preparat do spękań nadaje się do wyrzucenia, bo nic pękać nie chce. Dziś działam dalej. Chcę skończyć obraz ikonopodobny na płótnie. Może też zrobię jakąś kartkę  i butelkę...




Ostatnio przekonałam Krzyśka, żeby mi dał pieniądze na zakupy w sklepie dla rękodzielników. Kręcił nosem, ale dał. Kupiłam karbownicę do papieru, dziurkacz, błyszczące papiery, stemple i szablony. Marzę o maszynie do wykrojników i drukarce laserowej koniecznie kolorowej. Prędko tego nie kupię, bo na koncie mam 1,2 zł. Czekam wprawdzie na pieniądze, ale nie na takie sumy. Muszę jeszcze szybko zrobić zakupy, żeby przygotować mamie prezent na imieniny. Myślę o kartce ze zdjęciem na którym widnieje Toulouse Lautrec oraz o obrazku z Giewontem, który uwielbia, a płyta na grobie mojego taty jeszcze nie zrobiona.
A na koniec zrobione ostatnio kartki i przepis na zapiekankę z selera i ziemniaków...




Przepis

seler
4 ziemniaki
2 jajka
1/4 l śmietany
łyżka sera żółtego
sól
pieprz
zioła
cebula

Ziemniaki ugotować i pokroić w plastry, dodać starty seler i przypieczoną cebulę. Układać warstwami. Na wierzchu posypać serem i polać jajkami rozmieszanymi ze śmietaną i przyprawami. Piec około 50 minut w 220 stopniach.

czwartek, 25 czerwca 2015

Decoupage, pierwsze kartki, pomoc Asi, trochę o roślinach i ostatni wiersz...


Od kilku dni działam artystycznie i końca nie widać. W tej chwili robię butelki. Pomysłów mam masę. Tylko miejsca na przechowywanie nie mam. Mam zamiar kupić półkę, ale pieniędzy brak. Powoli też zapas butelek mi się kończy. Mają mi zbierać koleżanki. Obiecały to pewnie słowa dotrzymają. Na razie butelki są raczej proste w wykonaniu, ale wciąż się uczę czegoś nowego. W najbliższym czasie spróbuję zrobić spękanie. Odważyłam się też wreszcie, zrobiłam zakupy w sklepie dla rękodzielników i powstały pierwsze kartki. Pokochałam to zajęcie i mam nową pasję. Muszę jeszcze sporo dodatków dokupić, ale już działam. W decu i scrabkach bardzo pomaga mi Asia z blogu MarAsiowa Ostoja http://marasiowaostoja.blogspot.com/2015/06/roze.html. która sama robi przepiękne rzeczy. Ta kochana dziewczyna ma do mnie masę cierpliwości. To ona mi uświadomiła, że robiąc prace powinnam w zasadzie przestrzegać stylu i że jest moda na shabby chic. I tu mam problem, bo nigdy się modą nie przejmowałam i lubię styl eklektyczny. Zobaczymy jak mi to dalej pójdzie...Chciałabym jak się wprawię robić butelki i kartki na bazarki dla kotów, a może pomyślę kiedyś i o sprzedaży...






Wczoraj posadziłam też ostatnie z zakupionych roślin doniczkowych. Koty się nimi na razie nie interesują. Inna sprawa, że w pokuju w którym zazwyczaj przebywają nisko postawiłam te z twardymi liśćmi jak aloes czy sanseweria, której kupiłam dwa rodzaje. W najbliższym czasie mam zamiar kupić nasiona papirusa, żeby zielenina dla kotów była cały rok. Chcę też kupić nasiona asparagusa i może jeszcze cytrynę skierniewicką.

A na koniec wiersz o lecie, które niby jest a go nie ma...

Powotanie lata


wczoraj powitałam lato
z nastaniem poranka
odwiedziłam
pola łąki las

widziałam maki
tańczce wśród kłosów i
kąkole pochylajace główki
tak pachniały zioła

odpoczęłam
pod wdzięczną brzozą
w migotliwym cieniu
uległam pieszczocie
wody w strumieniu

wspomniałam
śpiew skowronka
letnią burzę
i cienistą dąbrowę

sielski widok
dodał mi sił
i ukoił zmysły
piękno zachwyciło

Zmykam, bo chcę skończyć obraz ikonopodobny, który ostatnio zaczęłam...

środa, 24 czerwca 2015

Wieści z ogrodu, artystyczne porywy i coś dobrego...


Od kilku dni pada. Jest zimno i ponuro. Marznę tak, że przepalam w piecu. Do ogrodu nie wychodzę. Chyba, że szybciutko by narwać zieleniny. Truskawki nie chcą dojrzewać i obawiam się, że mogą zgnić, choć i tak sporo się ich najadłam w tym roku. Wszystko buja i rośnie na potęgę. Nie wszystko jednak tak bujać powinno np. pomidory i ziemniaki moim zdaniem zbyt wybujały. To i owo poszło w kwiat i do niczego się już nie nadaje. Kwitnie szczaw, rabarbar i chrzan, który się przyjął i bardzo ładnie rośnie. Wcale mi za to nie rośnie koper. Nie wiem czemu. Siałam pare razy, wschodzi, a później coś się z nim dzieje i już go nie ma. Ledwie parę gałązek zostaje.








Ostatnio sporo działam artystycznie. Maluję i robię decoupage. Coraz więcej się uczę, nabieram odwagi i wprawy. Nawet mi się te moje ozdoby podobają. Wszystkie robię dla siebie. Czasem coś dla mamy tak jak ostatnia butelka. Z czasem jak nabiore wprawy będę pewnie też coś wysyłać na bazarki dla kotów. Tak mam zamiar robić też z kartkami, które chcę zacząć robić. Nigdy jednak scrapbokingu nie próbowałam i nie wiem jak sobie z tym poradzę. Kusi mnie to coraz bardziej i pewnie już niedługo ulegnę. Powinnam mieć z tego frajdę. Zapisałam się na forum, śledzę blogi i widzę jakie cuda dziewczyny robią. Też tak chcę... Teraz potrzebuję już tylko odwagi. Brak mi jej na razie. Tak samo było z decu, malowaniem i biżuterią. Zbierałam się dość długo i dojrzewałam do pierwszych zakupów aż któregoś dnia podejmowałam decyzję i zaczynałam robić. I jakoś idzie tak samo z siebie na wyczucie...





A na koniec dwa przepisy...

Zapiekanka z kalafiora

kalafior
2 jajka
1/2 szklanki śmietany
łyżka bułki tartej
ser żółty
sól
pieprz
zioła u mnie cząber
pióra z cebuli
boczek lub kiełbasa

Kalafior ugotować i rozdrobnić, dodać kiełbasę i przyprawy. Ułożyć w naczyniu żaroodpornym. Zalać śmietaną z rozmąconmi jajkami, posypać bułką i tartym serem. Zapiekać w 200 stopnach około 40 minut.

Śledzie

4 płaty śledzi
cebula
2 ogórki konserwowe
1 jabłko
50g majonezu
50g kwaśnej śmietany
koperek
natka
jagody jałowca
pieprz

śledzie wymoczyć i pokroić, dodać pokrojoną cebulę, ogórki i jabłka. Wymieszać majonez ze śmietaną i resztą składników. Polać śledzie z dodatkami. Wstawić do lodówki.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Kurs pisania ikon, wytworki, cierpliwy mąż i placki z kalarepki...


Prawdopodobnie we wrześniu w pobliskim mieście będzie kurs pisania ikon. Strasznie się cieszę. To moje marzenie. Mam tylko nadzieję, że zbierze się grupa chętnych osób, bo od tego jest uzależnione czy kurs się odbędzie. Malowanie obrazków ikono podobnych bardzo mnie wciągnęło. Lubię to robić. Mam tylko problem z napisami, bo to litery greckie lub język starocerkiewny. Obym tylko sobie z prawdziwymi ikonami poradziła.



Od kilku dni nic w domu prawie nie robię. Miałam myć okna i sprzątać w szafie, a zajmuję się czym innym. Maluję albo uczę się decupage. Nabrałam w deku odwagi i działam na całego. Ostatnio skusiły mnie butelki. Krzysiek nawet się nie wścieka. Cierpliwy jest coś ostatnio. Nie goni mnie też do pracy w domu. Jak coś trzeba to sam zrobi. Dobrego męża mam. Wyrozumiałego i niewymagającego. Swoją drogą z innym bym nie wytrzymała. Mąż dyktator albo pedant to nie dla mnie. Są kuwety, jest sierść,  czasem potargane przez koty firanki czy podrapane meble. Zawału by dostał...



Czekam na zakupy ze sklepu plastycznego. Kupiłam akryle, tempery, podobrazia, pędzle, bloki do akwarel. Potrzebne mi są jeszcze deski do pisania ikon, pigmenty suche oraz trochę drobiazgów do decoupage typu preparatu do postarzania i patynowania. Mam też kupić tempery w złotym kolorze i deski do malowania aniołów, może zakładki, serwetki albo papiery z motywem ikon i deski.

A na koniec placki z kalarepy

kalarepka
ziemniaki 1/2 porcji
cebula
sól
pieprz
jajko
zioła
mąka
ser żółty tarty/niekoniecznie/
olej

Kalarepkę, ziemniaki i cebulę zetrzeć, dodać jajo, mąkę i przyprawy i ser. Wymieszać. Ma być taka konsystencja jak na placki ziemniaczane. Smażyć na rozgrzanym oleju.

niedziela, 21 czerwca 2015

Litha, kwiatki doniczkowe, decoupage i pomoc dla kotów...


Sabat Litha- świeto wody i ognia czyli letnie przesilenie u mnie będzie obchodzony na terenie posesji. Nie wybiore się ani do lasu ani nad rzekę, choć to by było wskazane. Będzie ognisko, spalenie ziół. Przygotowanie ziół do powieszenia w domu. Okadzę też ziołami mieszkanie, przeskoczymy przez ognisko. Później będzie kąpiel przy świecach. Ciekawe co zrobię jak będzie lać deszcz... Sobótki już obchodzić nie będę. Może tylko zapalę świecę. Zioła przygotuje tak by był zapas na wszystkie dziedziny życia. Będą zebrane i te pomocne przy problemach ze zdrowiem, finansowych, czy miłosnych. Zbiorę też te które służą do oczyszczania osób i wnętrz. Będę skupiona by wyczuć prastare moce i zjednoczyć się z energią tych, którzy będą świętować w tym samym czasie. Ostatnio Krzysiek jakby przywykł do moich rytuałów i piekłem mnie już nie straszy.
Przestał też się złościć na mnie, że hoduję kwiatki w domu. Kupiłam ich trochę ostatnio. Kupię jeszcze gdy zdobęde półki na pnącza. Mam już kliwię, zielistkę, szeflerę, grubosza, 2 agawy, aralię, amarylisa, który nigdy nie kwitnie, 2 hoje, 2 cisusy, 3 bluszcze, mirta, laura, kawę, dracenę, żyworódkę, mandarynki z pestek, fikusa beniana. Idą do mnie kaktus wielkanocny, reo, calatea, grudnik, fikus podobny do monstery, monstera, fikus, filodendron i dwa kwiatki o ozdobnych liściach o nieznanych nazwach. Mam zamiar jeszcze kupić begonię tamaję i drzewiastą oraz fikusa dębolistnego. Planuje też wysiać z nasion papirus i asparagusy. Moje kwiatki są generalne dość biedne, bo koty je czasem obgryzają. Trzymam je więc tam gdzie one na stałe nie przebywają. W pokoju w którym koty siedzą są tylko te, które im nie smakują...
Ostatnio oprócz ikon robię też decoupage. Na razie zdobie to co mam w domu. Zrobiłam też zakupy i przedmioty do zdobienia oraz masa serwetek już są w drodze. Z kursu decoupagę zrezygnowałam. Ponoć to strata pieniędzy, bo podobno wiele się na takim kursie nauczyć nie można.




A na koniec problem. Wczoraj ktoś wyrzucił w lesie 3 małe kotki. Wzięła je koleżanka, ale ona ma psa mordercę. Ja wziąć nie mogę, bo już mam za dużo...Tu jest wydarzenie. https://www.facebook.com/events/1448080615494780/ Pomóżcie jeśli możecie i prześlijcie dalej...  To jest bardzo pilne...

piątek, 19 czerwca 2015

Spacer boso po trawie, dokuczliwe owady, truskawki, ikony i prośba o pomoc...

Wczoraj dzień zaczęłam bardzo wcześnie jak na mnie, bo o 8 spacerem boso po trawie. Jeszcze była rosa i stopy cudownie się zrelaksowały. Było troche masażu, miekkości i troche chłodu i wilgoci. Coś wspaniałego. Muszę sobie to fundować częściej. Lato dopiero sie rozpoczyna. W zimie za to funduję sobie chodzenie boso po śniegu. Śnieg musi być puszysty i najlepiej świeży, bo stwardniały to już nie to. W nadchodząca zimę muszę to robić częściej, bo to bardzo uodparnia. Zaraz mi się przypomina Kneipp i jego wodolecznictwo. Poleca między innymi ścieżkę z kamieni polewaną wodą. Kiedyś gdy żył jeszcze tata mieliśmy sobie taką przygotować. Teraz nie ma kto, bo mój Krzysiek się nie kwapi.
Ostatnio owady mi nie dają żyć. Jest w tym roku wyjątkowo dużo komarów i much. Naprzykrzają mi się i topią w herbacie. Trafiaja sie i osy, ale te szybko likwiduję, bo polują na nie koty i mogłoby dojść do nieszczęścia. Siatek w oknach oczywiście nie mam. Kupłam wprawdzie, ale nie ma kto zamontować. Używam oczywiście octu, czosnku, cebuli i ciągle się smaruję olejkiem waniliowym. Komary nie lubią tych zapachów i mnie nie kąsają. Denerwuja mnie szczególnie muchy, których się okropnie brzydzę. One z kolei nie lubią zapachu lawendy i paproci. Niestety u mnie paproci na oknach być nie może, bo by je koty zjadły w kilka dni. Skuteczne są też lepy, ale są nieestetyczne i brzydzę się ich.

Sezon u mnie na truskawki trwa. Piekłam ciasto, robię owsianki, gotowałam kompoty. Zrobiłam nalewkę. Tylko z cukrem zjeść nie mogę, bo dieta. Ładnie owocują też poziomki z tym, że te które posadziłam w zeszłym roku. Tegoroczne coś liche są.

Owsianka

3 łyżki płatków
8 truskawek
słodzik
łyżka rodzynek
jogurt naturalny

Płatki zalać warzątkiem, by napęczniały, odcedzić, dodac pozostałe składniki. Wymieszać.

Od jakiegoś czasu uczę się malowania ikon. Tym razem jeszcze nie piszę na drewnie. Nie używam też temper i złoceń, ale akryle. Wciągnęło mnie to na tyle, że marzę o kursie. Chętnie bym skończyła choć podstawowy, ale u mnie takowe nie są organizowane. Może kiedyś. Na razie działam sama i mam z tego frajdę...






A na koniec apel, który skopiowałam z Vitalii. Zazwyczaj działam tylko dla dobra zwierzat. Najczęściej kotów, ale tym razem...

Mam prośbę do wszystkich dziewczyn które przeczytają mój wpis. Skopiujcie ten link i zamieśćcie w swoich pamiętnikach. I tą samą prośbę zamieśćcie pod swoimi wpisami. Im więcej osób to zobaczy tym większa szansa na pomoc. Mam nadzieję że szanowna VITALIA nie będzie mieć nic przeciwko takiej akcji – tu chodzi o życie młodego chłopaka.  W końcu nie jesteśmy tylko egoistycznymi kobitkami, któ®e mają  o parę kg za dużo – też mamy uczucia i serca i tutaj pokażmy jak wielkie


środa, 17 czerwca 2015

Rośliny, zazdrość, zakupy, koty i anioły...


Oglądam dorodne rośliny na blogach i zazdroszczę szczególnie krzewów ozdobnych, bo ja zupełnie nie mam na nie miejsca. Do tej pory posadziłam jednynie biały bez, ostrokrzew, bukszpan i dwie róże, które zmarzły. Przesadziliśmy też kilka lat temu jaśmin z Oszczywilka. W tym roku wreszcie zakwitł całą masą wonnych, cudnych kwiatków. W moim ogrodzie rosną też iglaki, forsycja i pigwa posadzone przez mamę oraz fioletowy bez odrost od tego, który pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa. Rośnie również trzmielina i liguster. Skąd się wzięły nikt nie wie. Mam też oczywiście całą masę krzewów owocowych - agrestów, porzeczek czerwonych i czarnych, które bardzo kiepsko owocują jak do tej pory. Marzę o hortensji, kalinach, różanecznikach, klematisach i wiciokrzewie. Podobają mi się ogniki i pnące róże. Czy kiedyś je posadzę? Może, ale nie wszystkie, bo nie mam ich gdzie wcisnąć. Ogród nie jest z gumy.
Wczoraj znowu wydałam troche pieniędzy. Kupiłam świece zapachowe, kadzidełka i olejki. Świece oczywiście z gatunku tych słodkich- jabłko z cynamonem, wanilia, pomarańcza z wanilią i ciasteczko. Kupiłam też książkę o pisaniu ikon. Powinnam kupić trochę farb akrylowych i pędzelki do pisania ikon. Jeszcze trochę i skończą się papiery do akwareli. Powinnam kupić pędzle z gąbki do decoupage i jakieś przedmioty do zdobienia. Pomyślałam o dużej skrzyneczce. Byłaby na dokumenty. Myślę też o magnesach. Byłyby na bazarki dla kotów. Na wszystko potrzeba pieniędzy, a ja zbieram teraz na płytę na grób taty. Coś musi poczekać.
A na koniec trochę o kotach, przepis na pastę do pieczywa i zdjęcia aniołów. Najpierw będzie o Filusiu, kóry właśnie skończył 6 lat. To bardzo fajny kot choć na kolana za często się nie pcha, ale jeśli już to przytula się całym sobą i cudnie mruczy. To pupil mojego męża i do niego się najczęściej tuli. Ostanio trochę przytył. Je bardzo sprawnie i mięso i suchy pokarm choć ma tylko 3 ząbki. Nadal jest spokojny i nieco misiowaty. Zwady z nikim nie szuka, ale zaczepiony potrafi agresora postraszyć. Nigdy nie fuczy, a Rozi i tak przed nim zwiewa aż miło. W tym roku 6 lat kończy też Józek i Punia. Starzeje mi się stado. Oj starzeje. Najmłodsze koty mają 3 lata i to właśnie o nich był pierwszy wspis na tym blogu. Najstarszy Mruczuś, mój kochany burasek skończył już 9 lat. Na razie dobrze się trzyma. Nie choruje, je i jeszcze stara się być szefem.



Pasta z twarogu i selera

10 dkg twarogu
kawałek selera
2 łyżki jogurtu
szczypiorek
sól
pieprz
2 orzechy włoskie

Seler zetrzeć na tarce o dużych poworach, szczypiorek pokroić, dodać pozostałe składniki i wymieszać.





poniedziałek, 15 czerwca 2015

Stare czasy, wabienie pszczół, ikony i coś na ząb...


Upał odpuścił. Zrobiło się przyjemnie rześko, słońce schowało się za chmurami. Wczoraj była burza i padał deszcz. Znowu można wyjść do pracy do ogrodu. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że czasy bardzo się zmieniły od czasów mojego dzieciństwa. Sąsiedzi żyją inaczej. Nikt nie hoduje już krów, nie trzyma koni. Nie widuje się źrebaków. Kozy co prawda stały się modne, ale nikt w mojej okolicy ich nie ma. Nie ma też owiec. Kury hoduje tylko trzech sąsiadów. Wszyscy są starsi z pokolenia mojej mamy. Jak ich zabraknie to i kury widywać nie będę. Kiedyś w każdym domu było pies i kot. Teraz na palcach jednej ręki można policzyć domy w kórych są koty. Czy te czasy są lepsze? No cóż jak dla kogo. Ja tam tęsknię do tych dawnych. Te współczesne nie mają dla mnie takiego uroku...
Pszczół nadal nie ma. Ule stoją puste. Już straciłam nadzieję, że je jakiś rój zasiedli. W przyszłym roku będę musiała wysiać rośliny miododajne, bo jest szansa, że one pszczoły zwabią. Myślałam o chabrze, koniczynie czerwonej, dzwonkach ogrodowych, szałwi, macierzance, melisie i ogóreczniku.
Ostatnio zainteresowałam się ikonami. Kusi mnie, żeby namalować kilka i umieścić je na półce nad drzwiami w kuchni, gdy już remont zrobię. Chcę mieć ikony malowane akrylami na deskach, nie pisane, a właśnie malowane. Za wyrób oryginalnych ikon, złocenia itp nie mam zamiaru się brać. To odrębna sztuka z którą mi na razie nie po drodze. Wczoraj i przedwczoraj przymierzyłam się do ikon i podziałałam z tym, że pastelami. Jestem nawet zadowolona. Jak dojdę do wprawy powinno być nieźle.




A na koniec surówka i zupa.

Surówka

sałata
parę liści mniszka
kilka rzodkiewek
1/2 marchwi
sól
pieprz
szczypiorek
jogurt

Wszystko rozdrobnić, dodać przyprawy, zalać jogurtem. Wymieszać.

Zupa z selera i jabłka

seler
jabłko
1/2 cebuli
4 ziemniaki
3 kostki rosołowe warzywne
tymianek
pieprz
śmietana
1/2 marchwi
mąka

Seler i marchew zetrzeć na tarce, Dodać rozdrobnione ziemniaki i cebulę, rosołki i przyprawy. Zalać wodą i goować do miękkości. Zaprawić mąką i śmietaną.




sobota, 13 czerwca 2015

Upały, inwazja mrówek, anioły, remont i przepis na placki z cukini...


Czerwiec po deszczowym maju, często dżdżysty w naszym kraju
Czerwiec gdy zagrzmi, gdzie zorze zachodzą, ryby się obficie urodzą
Czerwiec nosi dni gorące kosa dzwoni już na łące
Grzmoty czerwca rozweselają rolnikom serca
Czerwiec mokry, zimny maj, gospodarzom pewny raj
Czerwiec stały grudzień doskonały
Pogoda jak dla mnie okropna - upał i sucho. Dobrze, że chociaż trochę chmur się trafia, ale i tak nie ma czym oddychać. Męczę się od wczoraj. Koty też leżą półżywe i piją całe litry wody. W ogrodzie wszysko mdleje. Wczoraj miała być burza z deszczem, ale nas minęła w odległość 50 km według strony, którą ostatnio pilnie śledzę https://burze.dzis.net/?page=mapa . Dziś też burze chyba przejdą bokiem. Najgorsze jest to, że nie będę mogła podlać ogródka, bo Krzysiek jest w pracy i wróci późno. Pewnie wykończony.
Ostatnio na moich schodach do domu pojawiła się cała masa mrówek. Maszerują dziarsko i są coraz bliżej drzwi do ganku. Obawiam się inwazji w domu. Chemią ich nie chcę potrakować, a środki naturalne jak na razie nie za bardzo je odstraszają. Zastosowałam do tej pory sól, cynamon i liście mięty i lawendy. Dopiero liście pomidora trochę je zniechęciły. Dziś walki część dalsza. Mam zamiar wyłożyć szmaty nasączone octem. Zobaczymy...
Od kilku dni pracuję więcej z aniołami. Wczoraj zrobiłam sobie zabieg Engel Ki, a dziś medytację. Później kupiłam sobie amulet anielski. Podobno jest skuteczny i przynosi szczęście. Wprawdzie mnie anioły wspierały i bez amuletu, ale takie wzmocnienie nie zaszkodzi. 

Wczoraj zadzwonił znajomy, że za kilka dni zaczyna u mnie remont. Tym razem będzie robiona ściana, którą zniszczył winobluszcz. Mam zamiar ja ocieplić. Będzie też uszczelniana rynna i tynkowane trzy kominy. Przy okazji kominy zostaną wyczyszczone. Trzeba też poprawić wykończenie koło jednego komina, bo jest zrobione źle i w czasie intensywnego deszczu woda mi cieknie do kuchni. Zejdzie chyba z tydzień. Następny remont planuję w późniejszym terminie, ale czy się zdecyduję? Czy mi wystarczy cierpliwości i energii do sprzątania po? Powinnam w końcu zrobić tą łazienkę. Czas najwyższy...Pieniądze są zebrane, mało, ponieważ chcę by było tanio i Krzysiek się zgodził. Ma być cegła, sporo drewna, białego nierównego tynku i wikliny, a na podłodze gumolit i tkany dywanik. Wnętrze ma być ponadczasowe, przytulne i klimatyczne. Żadnych kafelek, lustrzanych ścian i reflektorów. Nic nowoczesnego.





A na koniec placki z cukini.

kawałek cukini
kawałek papryki
cebula
sól
pieprz
mąka
jajko
łyżka otrąb
olej 
zioła
ząbek czosnku

Cukinię i cebule zetrzeć na tarce, dodać pokrojoną paprykę i pozostałe składniki tak, by masa przypominała masę z której robi się placki ziemniaczane. Smażyć na mocno rozgrzanym oleju. Przewracać osrożnie.

czwartek, 11 czerwca 2015

Magnetoterapia, psujące się warzywa, amulety runiczne, przygoda Krzyśka i sos do makaronu...


Ostatnio zainteresowałam się magnetoterapią. Kupiłam magnesy przeciwbólowe i przyklejam je na chory kręgosłup na godzinę dziennie. Powinno się używać 3x dziennie, ale ja nie bardzo mam czas. Wrażenia są takie, że w czasie działania magnesu cały obszar krzyży mam bardzo intensywnie rozgrzany. Czuję też mrowienie w nogach, a zwłaszcza w tej, którą czasem mi łapie rwa. Ból też jest tak jakby odrobinę mniejszy zaraz po zabiegu. Jestem zadowolona.
Mam też bransoletkę magnetyczną i odkąd ją noszę mam wrażenie, że energii mam troche więcej. Mam też małe magnesy używane używane w terapii Su Dżuk. Mam zamiar je przyklejać na punkty akupunkturowe i akupresurowe. Większe magnesy wypróbuję na czakrach. Zobaczymy efekty. Magnetoterapia jest stosowana między innymi w celu likwidacji bólu, rwie kulszowej, wysokim ciśnieniu, miażdżycy. To coś dla mnie. Profesjonalny sprzęt do kupna np. tutaj
http://bitmed.pl/193-aparaty-do-magnetoterapii ? ?



Już jakiś czas temu zauważyłam, że warzywa i owoce, które kupuję strasznie szybko się psują. Kupiłam kalafior we wtorek, a już w czwartek był w czarne kropki. Seler kupiłam w piątek, a już w niedzielę pokrył się pleśnią. To samo jabłka i marchew. Kapusta też czernieje. Rzodkiewka natomiast bardzo szybko więdnie. Nie wiem jaka jest tego przczyna, ale zaczynam się obawić to jeść. Wyjścia jednak nie mam. Sama warzyw tyle nie zbieram, żeby mi wystarczyły, a kupić nie mam gdzie i nie ma kto. Brak samochodu kolejny problem sprawia...
Wczoraj całe popołudnie siedziałam sama w domu, bo Krzysiek był w pracy. Poszłam trochę do ogrodu, a później zrobiłam amulety runiczne. Te które zrobiłam zabezpieczają przed czarna magią, wspamagaja odchudzanie i dobrze działaja na miłość. Mam do wykonania jeszcze dwa na drewnie w celu zabezpieczenia domu przed intruzami i jeden na kamieniu w celu dopływu gotówki. Te na drewnie mam zamiar powiesić nad drzwiami wejściowymi.





A na koniec wczorajsza przygoda Krzyśka, znieczulica niektórych ludzi i przepis na sos cukiniowo - pieczarkowy do makaronu.

Po pierwsze Krzysiek i jego upór i refleks, który być może uratowały człowiekowi życie. Wszystko wydarzyło się wczoraj po południu. Mianowicie w trakcie pracy usłyszał wołanie o pomoc i rozpaczliwe krzyki. Okazało się, że jakiś mężczyzna wpadł do rzeki i nie mógł się z niej wydostać z powodu stromego, wybetonowanego brzegu. Woda sięgała mu do piersi i słabł coraz bardziej. W dodatku wypił coś mocniejszego i ledwie trzymał się na nogach. Krzysiek zareagował błyskawicznie. Pobiegł do szefa do telefonu, żeby zadzwonić po straż miejską. Niestety szef zadzwonić nie chciał, bo uznał, że nie ma co się pijakiem zajmować, a robota czeka. Krzysiek jednak wrócił z kolegą nad rzekę i ryzykując, że narazi się szefowi albo sam wyladuje w wodzie nieboraka wyciągnął. Zastanawia mnie znieczulica i bezwzględne podejście szefa. Moim zdaniem tak człowiek nie postępuje. Pijany, nie pijany, ale ratować trzeba.

Sos

kawałek cukini
cebula
5 pieczarek
olej
jogurt natralny lub śmietana
sól
pieprz
zioła

Pieczarki, cebulę i cukinię rozdrobnić i poddusić na oleju. Dodać przyprawy i zalać jogurtem. Można dodać kiełbasy lub boczku. Podawać najlepiej z makaronem.

wtorek, 9 czerwca 2015

Koniec upałów, wieści z ogrodu, trochę pracy i tęsknota za wsią...

Pogoda wreszcie się zmieniła. Upały się skończyły, słońce schowało się za chmurami, pojawiły się przelotne deszcze i burze. Odetchnęłam i ze zdwojoną energią zabrałam się do plewienia w ogrodzie. Warzywnik przejrzał, co mnie cieszy. Nie wszystko jednak idzie dobrze, bo np. pasternak nie wzszedł, a fasola bardzo kiepsko i to zarówno niskopiennna jak i tyczna. Kiepska jest też marchew i koper. Koper siałam kilka razy, a jest go tyle co kot napłakał. W zeszłym roku było tak samo. Ładna jest rzodkiewka i buraczki. Kabaczki przetrwały i kwitną. Ogórki ładnie rosną podobnie jak ziemniaki, bób i pomidory w doniczkach. Te w ziemi idą już gorzej. Kapusta jest nieco wyciągnieta, a kalarepkę w większości coś zjadło. Muszę jeszcze wysiać sałaty i kalarepy. Może coś z nich ocaleje. Muszę też wysadzić do gruntu seler. Mam go bardzo dużo, bo ładnie mi wzszedł, ale czy bulwy będą? Raczej wątpię. U mnie ziemia nie na korzeniowe, bo piszczysta i jałowa. Dużo w niej za to azotu.
Zioła z podwórka w większości zebrałam. Wczoraj Krzysiek skosił oczywiście tradycyja kosą, bo kosiarki nadal nie mamy. W czwartek ma iść kosić do sadu. Mnie zostało jeszcze sporo plewienia na podwórku. Muszę to zrobić względnie szybko, bo kora już czeka, żeby ją wysypać pod krzewy owocowe. Powoli zaczynają owocować truskawki i poziomki. Trochę ich będzie w tym roku. Kupować nie zamierzam. Powinno też być trochę wiśni i orzechów włoskich. Nie wiem czy będą jabłka i gruszki. Jedną gruszkę chyba będę musiała wyciąć, bo nie owocuje już kolejny rok choć była zasilana. To drzewko bardzo stare i niskopienne. Takie długo nie owocują. Nie owocują też prawie posadzone trzy lata temu agresty. Czyżby zdziczały?
Ostatnio miałam też trochę pracy zarobkowej. Skończyłam horoskop i ułożyłam partię krzyżówek dla wydawnictwa. Parę groszy wpadnie. Cieszy mnie to, bo zbieram na położenie płyty na grobie taty. Chcę to zrobić w tym roku w lecie, a jesienią chcę wydać tomik z haku. Też trochę pieniędzy mi będzie potrzebne, bo wydawcę poezji teraz ciężko znaleźć.
Od kilku dni znowu tęsknie za wsią. Chciałabym poczuć gorączkę sianokosów, a później żniw. Chciałabym zebrać bukiet maków polnych, chabrów i kąkoli. Marzę o ciszy, świeżym powietrzu, dzikiej naturze i przestrzeni. Marzę o spacerze miedzą wśród falujących zbórz, o widoku krowy na pastwisku. Ech...
A na koniec moje wytworki i przepis na placki warzywno ziemniaczane dietetyczne, bo prawie bez mąki.

2 plastry cukini
3 większe ziemniaki
1/4 małej marchwi
pół cebuli
ząbek czosnku
jajko
otręby owsiane
mąka
sól
pieprz
zioła

Warzywa i ziemniaki zetrzeć na tarce, dodać jajko, otręby i trochę mąki tak by konsystencja była jak na normalne placki. Więcej ma być otrąb. Smażyć na oleju.





niedziela, 7 czerwca 2015

Nowe smaki, dieta, książka, wena i fakszejwing...


Ostanio zaczęłam wprowadzać do menu nowe, zdrowe smaki. Kupiłam brązowy ryż, dziki ryż, kuskus i kaszę jaglaną. Szukam przepisów i wypróbowuję po kolei. Na razie wypróbowałam brązowy ryż i muszę przyznać, że jest bardzo dobry. Lepszy chyba nawet niż ten normalny. Będę go robić, choć z pomidorowej na tradycyjnym ryżu nie zrezygnuję. Będę z niego za to robić kotleciki i risotta. Będę go dodawać do sałatek. Dziś np. mam na kolację sałatkę z brążowego ryżu, fasoli i tuńczyka z dodatkiem musztardy. Powinna być i oliwa, ale ja przepis odchudzę.
Już czwarty tydzień jestem na diecie. Schudłam prawie 5 kg, ale dieta choć łatwa dla mnie i dość przyjemna, dała mi jednak w kość. Jestem już trochę zmęczona i zauważyłam, że zaczynam wybierać potrawy z większą ilością węglowodanów. Zawsze je lubiłam. Teraz jem ich zbyt dużo, bo w górnej granicy normy, a powinnam w dolnej. Cóż mam jednak zrobić skoro ciągle zamiast o lekkich warzywnych sałatkach marzę o młodych ziemniakach, makaronach i kaszach. Jem też bardzo mało mięsa i ryb, a w zamian wybieram jajka, fasole i soczewicę. Tak to ja nie schudnę szybko.
A na koniec powrót weny i kot, nowa książka o odżywianiu i fakszejwing czyli bardzo kontrowersyjny temat.

Po pierwsze wena nieśmiało się zbliżała, aż przyszła i powstał kot. Co będzie dalej? Nie jestem pewna, ale chyba zostanie ze mną na dłużej, bo dziś też mnie do pasteli, sepii albo sangwiny ciągnie. A może do węgla?



Po drugie nowa książka o odżywianiu. No cóż tym razem z rad w niej nie skorzystam, bo nie mam zamiaru przerzucić się na ekologiczne, świeże jedzenie typu mięso, warzywa i owoce. Nie mam go gdzie kupić i nie jest na moją kieszeń. Poza tym skąd mam wiedzieć czym były karmione zwierzęta, które czasem zjadam. Nie mam też zamiaru zrezygnować na zawsze z smażonych potraw, przetworów domowych, jogurtów smakowych, majonezów czy napoi gazowanych. Jadam ziemniaki, biały ryż, czasem ciasta i białą mąkę. Wiem, że to niezdrowe, ale lubię, a wychodzę z założenia, że jedzenie ma mi też smakować. Zdrowie jest ważne, ale można o nie dbać nie tylko za pomocą diety.



Na koniec fakszejwing czyli nic innego jak kontrowersyjna nowa moda na niegolenie nóg i pach przez kobiety. http://kobieta.wp.pl/gid,16082917,img,16083086,kat,26263,title,Pokazuja-nieogolone-pachy-i-nogi,galeriazdjecie.html
Zetknęłam się z nią w zeszłym roku i spodobała mi się na tyle, że jej uległam. Nie goliłam nóg u rąk przez całą zimę i wiosnę. Golę jednak pachy, bo za bardzo się pocę by rezygnacja z tego była możliwa. Na początku taka obrośnięta czułam się źle, ale z czasem przywykłam i już teraz nie narzekam. Problem pojawił się, gdy trzeba było to ukazać światu. Gdy wyszłam pierwszy raz do ludzi w bluzce z krótkim rękawem wydawało mi się, że wszyscy na mnie patrzą. Było to oczywiście tylko moje wrażenie, bo nikt na mnie uwagi jakoś specjalnie nie zwracał. Co sobie myśleli to inna sprawa. Dobrze, że nie jestem aż takim jasowidzem.  Poruszyłam temat na forum Vitalii i zostałam przez niekóre osoby, zwłaszcza młode dość ostro skrytykowana. Usłyszałam wręcz, że jestem niechlujna i zaniedbana. Mam teraz tylko czekać, aż mnie mąż zdradzi z wydepilowaną kobietą czy wręcz rzuci. Gdy napisałam, że mojejemu Krzyśkowi to nie przeszkadza. Usłyszałam, że pewnie sam się zapuścił i się nie myje. No cóż...Dobrze, że na krytykę jestem odporna i robię swoje... Swoją drogą pamiętam jeszcze czasy, gdy jako młoda osoba nóg nie goliłam, bo nikt tego nie robił. Tak, że powróciłam do dawnych zwyczajów, a co inni myślą? Trudno...

piątek, 5 czerwca 2015

Złe samopoczucie, akupresura, zakupy i zbiory ziół...


Od kilku dni pogoda jest niefajna - słońce, niebo bez chmur, sucho. Rośliny nie znoszą takiej patelni i ja nie znoszę. Wczoraj poczułam się źle i zakręciło mi się w głowie. Już myślałam, że to ciśnienie, ale nie. Było w normie. Nic tylko staję się metereopatą, albo zawsze byłam, bo jako młodsza osoba w taka pogodę czasem mdlałam. Zwłaszcza wtedy gdy słońce mnie przygrzewało, a ja nie miałam się gdzie schronić. Teraz to ja już staram się na dwór nie wychodzić bez potrzeby ani w upały, ani wtedy gdy jest dużo słońca. Nic to plewienie poczeka do poniedziałku, bo wtedy według progoz ma sie pogoda zmienić. Wyglądam deszczu...Mój warzywnik też...
Ostatnio zaszalałam i zrobiłam zakupy związane ze zdrowiem. Kupiłam między innymi magnesy do terapii, ale na razie o tym sza, plastry oczyszczające z toksyn i klapki do akupresury. Klapki już mam i w nich trochę chodzę, co łatwe nie jest, bo okropnie gniotą. Wszystko by było dobrze, gdyby nie to, że zauważyłam niezgodność receptorów z wypustkami. Efektem tego jest pewnie, że nie każdy receptor jest pobudzany. Nie ma to jak prawdziwy zabieg akupresury. Niestety nie mam nigdzie w pobliżu specjalisty od tej techniki, a sama wprawdzie stopy czasem gniotę, ale nie wiem czy z takim naciskiem jak potrzeba. Ach ten brak samochodu...

Od jakiegoś czasu zbieram i suszę zioła. Teraz pogoda jest odpowiednia, bo sucho. Wczoraj Krzysiek narwał całą reklamówkę czarnego bzu. Postawiłam nalewkę, część wysuszyłam, a część będę suszyć dziś. Będą herbatki na jesień i zimę. Jutro może w końcu uda mi się zerwać ten mniszek. Bzu jest wyjątkowo dużo w tym roku. Zostaną jeszcze kwiaty na owoce do dżemów i dla ptaków na zimę. Powinnam już też pomyśleć o zywaniu liści czarnej porzeczki i malin. Czeka bodziszek, ale nie wiem czy go zrywać. Dziś przyszła mi książka o ziołach Alicji Chrzanowskiej Święte zioła poleskich znachorek tom trzeci. Poczytam...

A po południu medytacja i zabieg Reiki na przyśpieszenie przemiany materii, bo odkąd robię bardzo fajnie chudnę. Co prawda pewna nie jestem czy to od Reiki, bo noszę też bransoletkę magnetyczną, ale przerywać zabiegów nie zamierzam...

środa, 3 czerwca 2015

Podciep, zmora, płatki, bułki i domowe kosmetyki...


Pogoda się zmieniła. Jest gorąco i sucho. Tak samo było w nocy. Źle przez to spałam. Rzucałam się i męczyłam. Było mi duszno. Obudziłam się cała spocona w zmiętej pościeli. Zaraz mi się przypomniały opowieści mojej cioci o strzydze albo zmorze męczącej ludzi w nocy. Pamiętam też o podciepie i mamunie. Ciocia Ala, siostra mojej babci miszkała kilka lat na Śląsku, bo jej mąż był sztygarem na kopalni i stamtąd te opowieści przywiozła. Raczyła mnie nimi, gdy jako dziecko byłam nieznośna. Nie pamiętam bym się jakoś tych strachów specjalnie obawiała. Zawsze za to bałam się wampirów i wilkołaków. O tak. O nich jak posłyszałam przed nocą to długo usnąć nie mogłam.

Ostatnio jem sporo płatków owsianych. Polubiłam je zwłaszcza w wersji na słodko z owocami, rodzynkami, orzechami i jogurtem. Płatki to bogactwo witamin i minerałów. To też źródło błonnika. Zapobiegają otyłości, poprawiają pracę jelit. Zalecane są w cukrzycy i przy podwyższonym cholesterolu. Zapobiegają też namnażaniu się komórek nowotworowych. Ja czasem jem przez cały dzień tylko 6 łyżek płatków. To doskonale czyści jelita i pozwala stracić trochę na wadze. 
Wczorajszy dzień był dość aktywny. Popracowałam trochę w ogrodzie - zasiliłam wszystko i poplewiłam. Przyszły mi też zakupy- klapki do akupresury i magnesy, ale o tym narazie sza. Wieczorem zrobiłam sobie domowe Spa. Były świece zapachowe, olejki. Był peeling tym razem z zielonej herbaty, cukru, oleju z pestek winogron i olejku pomarańczowego. Odpoczęłam i odreagowałam.
A na koniec przepis na bułki z papryką i cebulą oraz zdjęcia kwiatów, które ostatnio cieszą moje oczy.

375 g mąki w tym 40 razowej lub gryczanej/niekoniecznie/
200 ml ciepłej wody
100 ml mleka
łyżeczka soli
paczka drożdży suchych lub 15g świeżych
ulubione zioła u mnie był tymianek
kawałek papryki 
cebula

Drożdże rozpuścić w ciepłej wodzie z mlekiem. Odstawić na 30 minut do wyrośnięcia. Paprykę i cebulę rozdrobnić, dodać część soli i zioła, podsmażyć. Drożdże dodać do mąki i wyrobić krótko. Odstawić do wyrośnięcia. Formować bułki, nadziewać warzywami, posypać po wierzchu ziołami i piec około 20 minut w 200 stopniach.