Codzienność

Codzienność

sobota, 31 maja 2014

Theta healing, wiersz i refleksje...

Od kilku dni trwam w magicznym świecie z rzadka z niego wyglądając na świat realny i jego problemy. Odpoczywam i pracuje nad sobą. Spotykam się z aniołami i z przodkami, którzy czekają na mnie po drugiej stronie. Dziś miałam bliskie spotkanie z babcią. Odreagowałam wreszcie jej odejście i moją samotność. Wybaczyłam sobie, że mnie przy niej nie było. Płacz przyniósł mi ulgę. Po ośmiu latach. Wszystko to dzięki medytacjom w stanie theta. Dzięki specjalnej muzyce mózg sam w ten stan wchodzi i dzieją się cuda. Tak właśnie działa Theta Healing. Metoda ta pomaga się skontaktować ze swoim najwyższym ja, pomaga odreagować i oczyścić podświadomość między innymi z bloków, które przeszkadzają w osiągnięciu szczęścia czy sukcesów. Dzięki tej metodzie można też poprawić swoje zdrowie. Można też podobno stracić na wadze. Na razie eksperymentuję, bo książka na ten temat dopiero do mnie idzie, ale się nie mogę książki doczekać, bo eksperymenty są bardzo zachęcające. Wierzę, że to anioły mnie prowadzą. Nie może inaczej być...





W świecie materialnym też działam wczoraj napisałam wiersz, a dziś będę kończyć czapkę. Dzisiaj posadziłam również lwie paszcze, które dostałam od znajomej. Kocham te kwiatki, bo nie tylko są piękne, ale i przypominają mi lata dzieciństwa. Dostałam też dwie paprotki z domowych, które już są w ziemi i oczy cieszą. Oby przetrwały. Z plewieniem i przerabianiem ziół czekam na bardziej sprzyjająca aurę. Dzisiaj po południu już na trochę się słońce pojawiało to może jutro się za coś wezmę mimo niedzieli. Nadal mało piszę. Trudno...

Odejście miłości


ileż to dni
nie ogrzałam serca
w ciepłym uśmiechu

ileż nocy
sen nie nadchodził
w zimnej pościeli

nie dałeś mi szans

zatrzasnąłeś drzwi
za odchodzącą miłością
pokazałeś plecy wspomnieniom

więc idź
pozwól milczeniu
ukoić wargi
a samotność niech
weźmie mnie w ramiona

Tak sobie dziś po raz kolejny uświadomiłam, że to moje życie najgorsze nie jest mimo chorego męża i mieszkania w nieciekawym miejscu. Mogło być gorzej. Mogłam np. być zmuszona do pracy na etacie w jakimś biurze, albo mieć towarzyskiego męża, który by do domu zapraszał gości.  A tak mam względny spokój, możliwość rozwoju siebie i robienia tego na co mam ochotę i wtedy kiedy chcę. Krzysiek specjalnie mnie nie ogranicza i wymagań też wielkich nie ma. Znosi i kurz po kątach i jednodaniowy, prosty obiad. A, że jest nerwowy i czasem się wścieka...

czwartek, 29 maja 2014

Plany ogrodowe, bazarki i anioły.



Nie dane mi było dzisiaj pospać, bo Krzysiek wyjeżdżał do miasta na zakupy. Nie chciało mu się jechać i marudził. Na dodatek padał deszcz. Później wyszłam do ogrodu posadzić to co wczoraj kupiłam i oczywiście zmokłam. Przy okazji posprzątałam ślimaki, których pełno na grządkach, a które to zjadają co popadnie w tym moją dynię. Tak sobie myślę, że w przyszłym roku ogród muszę powiększyć i to sporo. Potrzebuję więcej miejsca na truskawki i na fasolę. Chcę też posadzić więcej ziemniaków. Nie wiem czy pomidorów i ogórków mi starczy. Kapust też mam w tym roku mało, bo miejsca nie było. Krzyśkowi te plany się za bardzo nie podobają, ponieważ to on będzie musiał nowe miejsca przygotować, co łatwe nie będzie...

Po południu muszę przygotować biżuterię, którą mam zamiar wysłać na bazarki na facebooku organizowane dla kotów. Tym razem wyślę po 8 par kolczyków i dwie bransoletki. Dołączę też książki. Bazarki wybrałam dwa w tym jeden jest na karmę dla stada 30 kotów bezdomnych. Bardzo mi żal  bezdomnych kotów, zwłaszcza tych, które miały kiedyś domy, poznały co to wygodne kanapy, pełna miska i bezpieczny kąt. Teraz są samotne, narażone na niebezpieczeństwo i nieraz trudne warunki pogodowe, często głodne. Jak one muszą biedne cierpieć. Jak bezmyślni są ludzie, którzy koty rozmnażają. Jak podli są ci którzy je porzucają...

Wieczorem zajmę się aniołami i kulą. Od paru dni bardziej intensywnie pracuje z aniołami. Do znanych mi medytacji dołączyłam nowe. Dołączyłam też afirmacje z nowej książki. Książka jest wartościową pozycją, którą cudem udało mi się kupić, bo nakład się już rozszedł. Bardzo lubię pracować z aniołami. Blisko mi do ich energii. 






poniedziałek, 26 maja 2014

To i owo, bułki i leniwy mąż...

No i nowy tydzień się zaczął. Czas się zabrać za pracę, a że pogoda odpowiednia to praca będzie głównie na dworze. Będzie plewienie pod pomidory i pod zioła. Będzie wsadzanie ziół z doniczek do gruntu. Czas też zabrać się za przerabianie koniczyny, bzu czarnego i pędów świerka. Z koniczyny chcę zrobić syrop. Będzie jak znalazł zimą do kawy. Czarny bez i z moich potężnych krzaków i z krzaka koleżanki pójdzie na kilka butelek nalewek i syropy. Świerk przeznaczę na nalewkę. Jest podobna w smaku do tej z pędów sosny. Ma również podobne działanie. Krzysiek też nie będzie leżał na urlopie, bo czeka go koszenie. Lubię ostatnio wyjść na dwór i trochę podziałać. Cieszy mnie słońce i lekki wiatr. Zachwycają mnie rośliny nie tylko kwiaty czy zioła, ale i bujnie rosnące warzywa i nawet ziele nazywane chwastami. Radość mi sprawia śpiew ptaków. Czas chyba pomyśleć o jakimś kącie wypoczynkowym na podwórku. Przydałaby się wygodna ławka albo kanapa bujana. Może...

Wczoraj było pieczenie kiełbasek na patykach, a przy okazji Krzysiek wydobył z czeluści garażu naszą beczkę do wędzenia. beczka jest nowiutka i jeszcze nie wypróbowana. Ciekawa jestem jak się w niej wędliny będą wędzić i czy sobie z tą wędzarnią poradzę. Kiedyś wędziłam boczki i schaby, ale w wędzarni murowano- drewnianej. Wszystko się wtedy udało i miałam niezłą frajdę. Teraz pewna nie jestem, bo to w końcu tylko urządzenie zastępcze, a nie wędzarnia z prawdziwego zdarzenia. 
Wczoraj piekłam też bułki z ziołami i otrębami. Wyszły rewelacyjne jak nigdy, bo dodałam trochę świeżego rozmarynu. Następne będą z cząbrem i tymiankiem...Kusi mnie chleb razowy, ale nie mogę nigdzie mąki dostać...



A na koniec Mruczek i Megusia na kolanach mojego męża, który zamiast się zabrać za pożyteczną robotę typu np. koszenie ma obsesje na punkcie krzyżówek i czytania. Krzyczę i gderam, ale bez skutku, bo i tak robi swoje...



sobota, 24 maja 2014

Psychiczne niepokoje i terapie naturalne...

Przede mną dwa wolne dni. Mam zamiar dobrze je wykorzystać czyli poleniuchować, maksymalnie odpocząć i zregenerować siły. Bardzo tego potrzebuję, bo moja motywacja do pracy słabnie, a i psychicznie też za dobrze się nie czuję. Wciąż się zamartwiam, denerwuję, myślę o nieprzyjemnych sprawach, jestem ponura i przygnębiona. Co dziwne problemów żadnych nie mam i wszystko ostatnio w moim życiu układa się po mojej myśli. Nawet mój pan jest spokojny. Skąd więc te nastroje? Astrologia. Potężny neptun i ponury saturn spoglądają w moją stronę krzywo, a ja to odbieram. Złe aspekty trzeba przetrwać, ale lepiej je przepracować to stracą moc. Tak sobie myślę, że trzeba by może zrobić sobie koloroterapię wahadłem, popracować dodatkowo nad czakrami, oczyścić je, zrobić sobie dodatkowe zabiegi reiki z intencją poprawy nastroju. Może dłuższe medytacje z aniołami albo kamieniami pomogą. Coś zrobić muszę. Byle nie brnąć dalej w kiepski nastrój, bo to niszczy świetlistość aury, kala duszę i grozi depresją...Dawno też nie robiłam oczyszczania domu i sporo brudów energetycznych mogło się w moim otoczeniu zgromadzić...Może podziałam, bo księżyca ubywa.



piątek, 23 maja 2014

Dieta, plaga myszy i zdjęcia z ogrodu...

Zaczęły się upały i już mam dość. Nie znoszę gorąca i prażącego słońca, a lato dopiero idzie. Czas się przygotować na pot i chmary komarów. Czas się uodpornić na zatęchłe powietrze w pokoju dziennym, bo przecież okna w dzień nie otworzę z powodu hałasu. Za to wieczorem i nocą odpoczywam przy otwartych oknach. Chłonę czar nocy, słucham nawołujących się psów i marzę o jesieni albo o siedlisku na uboczu z dala od sąsiadów i dróg. I trwam...

Od miesiąca jestem na diecie Dukana i schudłam prawie 6 kg co mnie bardzo cieszy. Mam do zrzucenia jeszcze 30 kg, a i wtedy, gdy już zrzucę całkiem szczupła nie będę. W zasadzie powinnam zrzucić 40, żeby wyglądać szczupło, bo nie mam mięśni, które  najwięcej ważą. Mięśni oczywiście nie mam szansy sobie wyrobić, gdyż ruchu unikam jak ognia i dużo czasu spędzam na kanapie. I trybu życia nie zmienię. Trochę czasu mi to odchudzanie zajmie. Tym bardziej, że będę zrzucać stopniowo po kilka kilogramów. W miedzy czasie jedząc wszystko w małych ilościach. Dieta Dukana mi bardzo odpowiada, ponieważ nie głoduję i waga szybko spada, a przestoje trwają po parę dni, a nie po parę miesięcy. 

Mam plagę myszy. Od kilku dni koty oszalały i łapią na potęgę. Życie straciło 6 myszy w 3 dni, a kilka żywych wyniosłam na dwór. Dziś w nocy jedna z myszy spadła mi na głowę. Dosłownie. Nie wiem co się dzieje i skąd ich tyle się wzięło i to o tej porze roku. Powinny przecież iść w pola. A tu nie. Jest ich więcej niż zimą. Trutki wysypać nie mogę z oczywistych względów, a ich żałosnych pisków, gdy są mordowane już znieść nie mogę. No i klops...

A na koniec trochę zdjęć z mojego ogrodu...











środa, 21 maja 2014

Niechęć do pracy, astrologia, kula i Rozi sadystka...

Od jakiegoś czasu męczy mnie opozycja neptuna do słońca i przez to nic mi się nie chce robić. Ogarnęło mnie zniechęcenie i marazm. Tylko spanie mi w głowie, a praca się piętrzy albo po prostu nie wykorzystuję wszystkich nadarzających się okazji. Zlecenia na portalach leżą i tylko czekają, żebym je zechciała wykonać, a ja mam tego świadomość, ale jest mi to obojętne. Robię tylko tyle, żeby pracy nie stracić. Dziś bym pewnie cały dzień przespała, gdyby nie horoskop do zrobienia. Horoskop jest z prognozą i pieniądze na konto mi już wpłynęły. Co dziwne robiłam go chętnie, a nawet z pasją. Jutro skończę. Może więc tylko niektóre prace mi ostatnio nie leżą?
Wieczorem będę patrzyć w kulę i zobaczymy co mi kula pokaże. Ostatnio uczyłam się czytać z wody, ale za dobrze mi nie szło. Obrazy były zamazane i trudne do interpretacji. Dziś spróbuję czytać z kuli. Szkoda tego lusterka które mi wszystko pięknie pokazywało. Nie powinnam była go zostawiać  na wierzchu toby koty nie stłukły. No ale cóż...




W ogródku mi wszystko rośnie, ale niekoniecznie tak jak powinno. Rzodkiewka poszła w liście, a ziemniaki nierówno rosną. Cukinia została tylko jedna i musiałam dosiać. Posiałam też ostatnio rzodkiew i buraki na botwinkę oraz następną partię kopru. Plewię po trochu, ale szybko zarasta. Cieszą mnie truskawki, bo mają już całkiem spore owoce.
Rozi dziś znowu złapała mysz i nosiła ja ze dwie godziny żywą po pokoju, a całe stado kotów biegało za nią. Nie mogłam na to patrzeć, bo ta biedna mysz piszczała i co jakiś czas wyrywała się i uciekała. Próbowałam jej naturalnie biedulę zabrać, ale bezskutecznie. W końcu chyba jej uciekła, bo dręczenie się skończyło. Nie sądzę by ją zjadła, ponieważ normalnie zjadła kolację, a mysz była duża. Jednak koty potrafią być małymi bandytami i czasem aż się wzdrygam na ich sadyzm...

piątek, 16 maja 2014

Codzienne obowiązki, dziurawa rura i masaż kamieniami...

Nadal pada i to solidnie. Jest też zimno.  Byłam w mieście na roślinnych zakupach i solidnie zmokłam, bo parasolki naturalnie nie zabrałam. Teraz się grzeję i jednocześnie wędzę, ponieważ w rurze od pieca jest dziura jak pięść, a w piecu się oczywiście pali. Czeka mnie po południu nie tylko sadzenie roślin, ale i obsadzanie pieca od nowa, o ile Krzysiek rurę przytnie. Szamot na szczęście jest. Posadzę też oczywiście zioła w tym lubczyk i trzy pomidory. Kupiłam też nawóz kurzy i trzeba by go rozsypać w warzywniku. Powinnam też przenieść drewno, które powstało z wyciętych trzech jabłoni. Czwarta została do jesieni, bo ptaki na niej założyły gniazda i muszę im dać czas na odchowanie młodych. To teraz najważniejsze, a jabłonka nie ucieknie. Pracy mnie czeka sporo, ale praca koło domu jest zawsze i nigdy się chyba nie kończy. Zwłaszcza w sezonach ciepłych jest jej dużo. Odpocząć można zimą, choć i wtedy trzeba drewno do pieca rąbać, węgiel nosić i odśnieżać...Jednak mojego starego domu na nowy bym nie zamieniła i na bloki oczywiście również nie...Nie te klimaty...




Po południu czeka mnie też praca typu pisania, bo kilka tekstów napisać muszę. Mam też zabieg reiki wieczorem. Miałam też mieć świecowanie uszu, ale termin został zmieniony ze względu na pogodę. A później odpoczynek i czytanie. Wieczorem będę się relaksować bardziej, bo mam zamiar zrobić sobie coś podobnego do masażu gorącymi kamieniami. Mianowicie mam zamiar poprosić Krzyśka, żeby mi rozłożył cieplutkie kamienie na plecach w tym na czakrach i poleżę sobie tak chwilę. To bardzo odpręża. Kamienie kupiłam...


środa, 14 maja 2014

Codzienność i nieznośny Pikuś...

Dziś od rana pada  i mży. Jest smutno, szaro i ponuro.  Deszcz stuka  smętnie w parapety. Mnie ogarnął marzycielski nastrój i leń a pracować wcale mi się nie chce. Wciąż marzę o cieplutkim łóżeczku i ziewam. Nawet dwie kawy nie pomogły. Poprawiłam sobie trochę nastrój rozpaleniem w piecu, ale ochota do pracy mi przez to nie wróciła. Co to to nie. Za to nastrój zrobił się błogi i do marzeń mnie ciągnie i do poezji a nie do pisania tekstów o pralniach i biurach rachunkowych. Praca poczeka, bo dziś mogę sobie na to pozwolić, nic ani nikt  mnie nie goni, zleceń na wczoraj nie mam. Najwyżej mniej zarobię. To jest właśnie przewaga pracy typu wolny strzelec nad pracą na etacie za biurkiem. I jeszcze to, że nie trzeba się do pracy stroić, ani pazurków szlifować, a pracuje się na własnej kanapie z kotem na kolanach. Jutro jednak już będę się musiała zmobilizować i lenia pogonić na cztery wiatry, bo wydatki mnie czekają typu zakupy podobrazi, skrzyneczek do decoupage i surowców na kosmetyki...

Ostatnio mam problem z Pikusiem, bo nie chce zostawać sam na noc w ganku i piszczy wieczorem. Rano szczeka od 6 i nawołuje, a ostatnio zaczyna nawet wyć. Nie wiem co z tym fantem mam począć. Karcić go nie chcę, bo mi go szkoda, ale z kolei nie mogę pozwolić by mnie dręczył i mi spać nie dawał. Próbowałam brać go do sypialni, ale spokojnie spać na łóżku nie chce tylko łazi nocami i myszkuje po pokoju. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest za bardzo rozpieszczony, ale w tej chwili już się z tym nic zrobić nie da, bo to już się stało...No i problem...





Ostatnio zaczęłam sobie robić szal z kwadratów z tym, że nie babuni a takich w jednym kolorze. Kwadraty będą kolorowe. Myślę, że 4 kolory wystarczą. Będzie wykończony bordiurą albo pomponikami. Robię też zamotkę i czapkę. Kapy też nie skończone. A chodzi za mną jeszcze szal kwiatowy i oczywiście poncho z kwadratów babuni. Ciekawe kiedy to wszystko pokończę. Pewnie w zimie, bo teraz mnie ogródek ciągnie...

poniedziałek, 12 maja 2014

Pierwsze zbiory i domowe kosmetyki...

U mnie pogoda taka sobie od kilku dni. Jest przeważnie szaro i ponuro, a chwilami pada albo i grzmi. Na ogródku nie mam kiedy zrobić, a sporo prac czeka w tym sadzenie fasoli i sianie szczawiu. Trawa też coraz większa. Plewienie potrzebne na wczoraj. Dziś   zerwałam sałatę i zjadłam ze smakiem i to ze śmietaną czego mi na dukanie nie wolno. Nie mogłam się jednak oprzeć, bo to w końcu pierwsze zbiory z mojego ogrodu. Była przepyszna. Sałat jest kilka, a i powoli rzodkiewka dochodzi. Dziś już taką jak paznokieć zjadłam. Tą mogę jeść bez wyrzutów sumienia. Wszystko ładnie idzie. Jeszcze tylko pomidorów brak. No i ziół niektórych, bo trochę sobie kupiłam w doniczkach. Muszę też wysadzić ogórki i wysiać jeszcze raz cukinie. Wodę też już mam, bo wczoraj mi sąsiad założył. Teraz tylko jeszcze trzeba węża kupić...


Po południu robiłam sobie kosmetyki, bo już mi wszystko wyszło, a za kupnymi nie przepadam, bo to i chemia i doświadczenia na zwierzętach a to uważam za zbrodnię. Profesjonalne surowce muszę dopiero kupić więc zrobiłam z tego co miałam w domu. Powstał tonik z soku z ogórka, z soku z cytryny i z octu jabłkowego z dodatkiem olejku waniliowego/ spożywczego/. Nastawiłam drugi tonik czyli pokrojoną skórkę z pomarańcza z goździkami i octem jabłkowym. Dodam później do niego olejku goździkowego. Zrobiłam też mydło, a raczej przerobiłam, bo zamiast bazy użyłam mydła biały jeleń. Mydło jest z dodatkiem kawy i olejku goździkowego. Pachnie pięknie. Przydałby mi się też jakiś krem typu uniwersalnego i do twarzy i do ciała, bo oleju ziołowego nie za często mogę używać z powodu tłustawej cery. Nie używam kremów specjalistycznych typu przeciwzmarszczkowych np. ponieważ wychodzę z założenia, że starość to starość, każdego czeka i nie ma co szaleć. Krem ma nawilżać, pielęgnować, być lekki i ma pięknie pachnieć by używanie go było przyjemnością. I to tyle...




piątek, 9 maja 2014

Koty na wycieczce, praca i domowe SPA

Wczoraj o mało co a stałoby się nieszczęście, bo 4 koty przez nieuwagę Krzyśka wybrały się na dwór na spacer. Józek i Rozi zostały znalezione w sieni, a właściwie już na schodach. Lwica przerażona swoją odwagą utknęła na podwórku między ścianą domu, a rozłożystym świerkiem. Natomiast Ona uciekła do ogrodu, a później gdy Krzysiek ją próbował złapać, przesadziła ogrodzenie i pognała w pola. Wybiegliśmy za nią, ale już jej nigdzie nie było. Na dodatek na podwórku był hałas, bo sąsiad ciął mi drewno. Wróciłam do domu z mokrymi oczami i już planowałam pisanie ogłoszeń z nagrodą. Postanowiłam jeszcze jednak dać jej szansę powrotu i otworzyłam wszystkie drzwi, zamknąwszy uprzednio koty i psa w ganku od ulicy. Wystawiłam też jedzenie. Minęło chyba ze dwie godziny, a Ona nie wróciła. W końcu sąsiad drzewo pociął i gdy zbierał się już do domu Ona pojawiła się w furtce do sadu. Zawołałam ją i posłuchała, bo przybiegła sadząc wielkie susy. Po chwili znalazła się w pokoju a mnie kamień spadł z serca. Była przerażona i nerwowa, bo dość długo nie dawała się pogłaskać. Chyba jednak spacer jej się spodobał, ponieważ wieczorem miauczała pod drzwiami, żeby ją wypuścić. Zołza...

Drzewo zostało pocięte, a dziś Krzysiek zniósł je do komórki. Jest tego około 2 kubików i powinno wystarczyć na miesiąc palenia albo i dłużej. Jeszcze trochę będzie, bo mam zamiar wyciąć 4 suche stare drzewa owocowe z tym, że większość przeznaczę do wędzenia wędlin i serów jak już się za to wezmę jesienią o ile nic nie wyskoczy.



Dzisiejszy dzień był bardzo pracowity. Zszedł mi głównie na zarabianiu pieniędzy czyli na pisaniu tekstów. Trochę pracy podgoniłam, ale sobota i niedziela też będą pracowite. Przed wieczorem byłam trochę w ogrodzie. Przerwałam marchew i kilka grządek wyplewiłam. Posadziłam też kwiatki. W tym roku mam w doniczkach pelargonie, werbeny, petunie, szałwię, fuksje i heliotropy. Wczoraj kupiłam też trochę ziół, lawendę oraz starca.
Wieczorem zdałam sobie sprawę, że się okropnie zaniedbałam, a w zasadzie swoje ciało, bo o duszę i psychikę dbam. Postanowiłam więc tym razem zająć się moim biednym ciałem, bo trochę rozpieszczania też mu się należy. Przygotowałam sobie kąpiel stóp. Do wody wsypałam soli i wlałam olejku o zapachu wanilii. Co za rozkosz. Kilka razy dolewałam wody, a później stopy wymasowałam delikatnie i wtarłam oliwę pachnącą wanilią. Odżyłam i odpoczęłam za razem. Jutro rozpieszczania dalszy ciąg czyli maseczka na twarz i szyję i może peeling cukrowy na ciało.
Marzy mi się też masaż gorącymi kamieniami albo chociaż ułożenie gorących kamieni na plecach a zwłaszcza na kręgosłupie w miejscu czakr. Chętnie też bym się wybrała do jakiegoś ośrodka z basenami termalnymi, ale nic takiego w pobliżu mnie nie ma...

wtorek, 6 maja 2014

Przytulia, ogród i wiersze...

Dzisiaj dużo czasu spędziłam na dworze, a jeszcze czeka mnie ognisko wieczorem i pieczenie kiełbasek. Po południu korzystając ze słońca zerwałam wreszcie partię przytuli i powiesiłam w domu celem wysuszenia. Po wysuszeniu rozdrobnię, zapakuję do torebek, powieszę nad piecem i będę się nią delektować. Jutro też trochę zbiorę jak pogoda będzie odpowiednia. Tak sobie myślę, że do końca tygodnia wszystka, albo prawie wszystka przytulia z mojej posesji zniknie. Mam nadzieję, że mi się przysłuży. A później przyjdzie czas na zbiory gwiazdnicy i pokrzywy, które już czekają. Maj obfituje w zioła i sporo ich zamierzam zebrać. Tak sobie myślę, że wybiorę się też na zioła na pobliskie ugory i do lasu. Będą ludzie na mnie dziwnie patrzeć ale co tam znają mnie przecież...




Ostatnio nie mam za dużo czasu na robótki, bo znalazłam jeszcze jedną agencję i nawiązałam z nią współpracę. Tym razem piszę teksty krótkie, bo tylko 600 znaków ze spacjami bez synonimów więc pracy szybko ubywa. Trochę już zarobiłam, ale tekstów do napisania jest bardzo dużo i ciągle pojawiają się nowe a ja mam pracę...
W ogrodzie wszystko mi co wzeszło rośnie błyskawicznie i chłody nic nie zniszczyły. Wczoraj Krzysiek przygotował grządki na fasolę niskopienną i tyczną. Za tydzień będę wsadzać z tym, że nie wszystką na raz tylko w odstępach dwutygodniowych. Muszę też wysiać szczaw, macierzankę i jeszcze raz tymianek, dziurawiec i estragon. Nie wzeszło też oregano. Pewnie też kupię jeszcze cukinie, bo 3 się chyba zniszczą. Zmarniały zupełnie, ale co się z nimi stało nie wiem, bo nie jest to wina chłodu. Pięknie idą dynie i czosnek. Bób wzeszedł raczej kiepsko, a pietruszka jeszcze w ziemi siedzi.

Ostatnie wiersze i zmykam do pisania, a później jeszcze medytacja i zabieg Reiki...


Nie potrafię

     nie potrafię biec
szybciej od wiatru
ani wirować wdzięcznie
jak płatki kwiatów wiśni

nie potrafię martwić się
umykającym czasem
a krople deszczu na twarzy
witam z radością

spójrz
już chwyciłam słońce
dłońmi pełnymi wspomnień
marzę
i trwam
chwaląc dni aż po ich kres

 
Swojskie zakamarki


znalazłam w przestrzeni serca
cichy zakamarek
miejsce tchnące spokojem
swojskie i pachnące ziołami
jak kraina dzieciństwa
gdzie bzy rozkwitają
a dmuchawce tańczą w słońcu

odkryłam domek wśród łąk
obrośnięty bluszczem
drewniany omszony płot
i ławkę w słońcu

odpoczywam
odpływam w marzenia
wciąż głębiej i głębiej
a zgiełk teraźniejszości
umyka w nicość niczym dręczący sen



piątek, 2 maja 2014

Aktywność, zioła i robótki...



Dzisiejszy dzień był bardzo pracowity, choć nie wszystko udało mi się dokonać. Z powodu pogody nie udało mi się mianowicie zebrać przytuli, która w tym roku wysypała mi się w obejściu. Jest jej naprawdę dużo i mam zamiar ją wykorzystać. Zrobię nalewkę, a oprócz tego trochę też ususzę. Przytulia to cenne ziele jednak trochę w obecnych czasach zapomniane. Pomaga na wiele schorzeń. Kiedyś stosowano ją także na guzy nowotworowe. Mnie się przyda w celu oczyszczenia nerek, trzustki, wątroby i śledziony oraz na czyraki i guzki tarczycy do których mam skłonność. Uważa się również, że likwiduje wole. Mam też zamiar wykorzystać pokrzywę, chmiel i gwiazdnicę. Dziś nastawiłam 2 porcje nalewki z pączków sosny oraz syrop. Zrobiłam też porcję ,,lekarstwa" na kurzajki z glistnika. Glistnik obrodził w tym roku nad podziw. Nie mam jednak odwagi używać go wewnętrznie, choć działa bardzo efektywnie. Będzie też sporo koniczyny i oczywiście czarnego bzu. Pojawił się również bodziszek. Za to wysiany dziurawiec się nie pokazał...
Po południu byłam w ogrodzie i wreszcie wyplewiłam tu i ówdzie. Wyłożyłam też słomę na grządki z kabaczkami, dynią, poziomkami i truskawkami. Chwastów będzie mniej, a owoce nie będą się brudzić i gnić. Zobaczymy jak to się sprawdzi. 
Jutro też pewnie popracuję mimo święta jak pogoda dopisze. Dziś już prawie jestem wolna, bo zostało mi jeszcze tylko napisanie kilku tekstów na portale bankowe tak, że popracuję z godzinkę, a później fajrant do samej dwunastej o której pewnie pójdę spać...Podziałam robótkowo...