Codzienność

Codzienność

czwartek, 30 maja 2019

czwartek - wiejskie nastroje i ciągoty...

Pogoda bardzo fajna. Lubię słońce, ale nie żar lejący sie z nieba. Pasuje mi gdy chowa sie za chmurami. Pracy na dworze końca nie widać. Ja plewię, a Krzysiek wycina sekatorem chaszcze. Pracujemy niedługo. Po godzinie dziennie. Trzeba się jednak spieszyć, żeby przed upałami zdążyć. Trochę pracy będzie miał S. Musi skosić. Do tego czasu ja muszę wszystkie zioła zebrać. Już mi żal, że nie mam warzywnika. Będzie w przyszłym roku. Ostatnio byłam u koleżanki i ona ma warzywnik w pobliżu orzecha. Na zbiory nie narzeka. Ma też w donicach ogórki, papryki i pomidory. Przejeść nie może. Chyba jakieś błędy popełniam, że u mnie zbiory takie kiepskie. Może za mało nawozu? Z drugiej strony warzywnik jest tamgdze rosną pokrzywy, a to podobno znak, że ziemia dobra. Myślę o zbudowaniu skrzyń. Na początek może dwóch. S obiecał, że mi zrobi jak załatwie deski. Trzeba będzie sporo ziemi kupić.

Mam problem z chmielem. Rozpanoszył sie po całym podwórku. Zadusił jodełkę, zarasta grzadkę z ziołami i rabatkę z barwinkiem. Cudem uratowałam spod niego młoda czarną porzeczkę. Nie wiem co z nim zrobić, bo radykalnie zniszczyć go nie chcę. Ma być, ale nie wszędzie. Ja nie mam siły pędów wyrywać i muszę prosić o to Krzyśka, a on się denerwuję. Oby w tym roku chociaż dużo szyszek było. Zrywam je i suszę.


Cały czas myślę o tym jakby sobie wprowadzić w życie więcej elementów wsi. Zastanawiam się czy nie pomyśleć jednak o drobiu. Nie wiem czy można hodować kury bez koguta. Ponoć tak. Nie wiem czy koguty ozdobne tez są głośne. Kuszą mnie kaczki. Uboju w zasadzie nie przewiduję, ale gdy coś sie rozmnozyło to chyba by był konieczny. Dzwoniłam do urzędu i zakazu hodowli nie ma, ale w regulamnie stoi jak byk, że nie może przeszkadzać sasiadom. Jest szansa, że 5 kur nie będzie przeszkadzać. Kaczki tym bardziej. Myślę o kaczkach pizmowych, biegusach albo staropolskich.

Na koniec moje zioła i nieporządany gość...:)




wtorek, 28 maja 2019

wtorek

Od wczoraj znowu pracuje na dworze. Plewię rabatki. Na pierwszy ogień poszła grządka z ziołami. Musiał mi pomóc Krzysiek, bo rozpanoszyły sie na niej jeżyny. Zioła pięknie rosna i codziennie teraz zrywam je do potraw. Najładniejszy jest tymianek, estragon i oregano. Mam też siedmiolatkę, ale jest licha. Wsadziłam dymkę na piórka. Mam kilka długich donic, bo Krzysiek kupił 25 dkg zamiast 5. Wczoraj posadziłam pelargonie. Dziś chcę wyplewić dwie grządki na ulicy, a jutro kolejną o ile nie będze deszczu. Powinnam zerwać pokrzywę. Wolę pokrzywę zerwać i wysuszyć niż kupić, bo podobno zrywana jest bardziej skuteczna. 

Dziś Krzysiek jedzie do miasta wysłać mi partię krzyżówek. Ułożyłam 20 zadań. Ciekawe ile przejdzie. Potrzebuję pieniądzy na sukulenty. Chcę też kupić jeszcze dwa zimnolubne kwiatki. Myślę o szeflerze i aralii. Trzeba by kupić papirus dla kotów. Daję im zimą po trochu. Bardzo lubią. Sukulentów chcę kupić z 4-5. Postawię je na parapecie w kuchni. Zimą nie będę podlewać. Moze przetrwają. Kupiłam rozmaryn w doniczce. Niestety w ciągu 2 dni zczerniał. Przyciełam go i czekam czy puści od korzenia. Coś nie mogę przechować ziół w domu. Nastychmiast się niszczą. Chciałabym mieć rozmaryn i laur, może bazylię.

W najblizszym czasie trzeba wyplewić pod orzechem, bo chcę kupić funkie. Te które kupiłam w zeszłym roku podgryzły ślimaki. Mimo to rośliny w tym roku pokazały się i oczy cieszą. Liczę, że się rozrosną. Chcę jeszcze inne kupić, bo rabatka dość długa. Kuszą mnie też żurawki.


A na koniec zdjęcia z niedzielnego spaceru. Sprawił mi przyjemność. Wróciłam z bukietem i kłaczami cytrynowo-białych irysów. Od razu je posadziłam. U mnie ogród ma być wiejski, a nie same iglaki i nisko strzyżony trawnik...










niedziela, 26 maja 2019

niedziela

Wczoraj byłam na zajęciach w ośrodku kultury. Udało mi się prawie skończyć obraz. Będą jeszcze małe poprawki, ale to juz w domu. Nie mam planów na nastepny. Powinny to byc góry, morze albo wiejska chata. Kuszą mnie słoneczniki. Na zajęcia będę chodzić do końca czerwca i powinnam ten czas dobrze wykorzystać. W lecie jeszcze nie wiem czy będę chodzić. Nie wiem tez czy zajęcia będą od września. Jeśli tak to oczywiście wezmę w nich udział.




Po deszczu na razie nie ma śladu. Myślę o spacerze do lasu albo nad rzekę. Potrzebuję nasycić sie bujną zielenią. Chcę przytulić się do drzewa, posłuchać ptaków. Zazdroszczę mamie, że mieszka od strony podwórza i ptaki słyszy cały czas. Na podwórku trawa po pas i od jutra zabieram sie za plewienie. To jest to czego najbardziej nie lubię.
Znowu oglądam domy, a w zasadzie chaty na wsi. Ech. Gdybym miała 10 lat mniej...
Znowu tęsknię za tradycyjnym piecem kaflowym. Chciałabym dwa - kuchnię z piecem chlebowym i piec w pokoju z szybą i ścianówką. Teoretycznie piec w pokoju dało by sie zrobić i nawet o fundusze sie nie martwię. Problemem jest ustawa antysmogowa, ale podobno są elektrofiltry. Trochę sie tez obawiam czy piec na drewno mi wnętrze ogrzeje. Jeśli chodzi o kuchnię węglową to to realne nie jest. Mam centalne i piecokuchnię. Krzysiek się nie zgodzi centralnego skasować, bo koszty założenia były spore. Minusem piecokuchni jest to, że jest wstrętna, ciepła nie daje i nic sie na niej ugotować nie da.

Czarny bez zaczyna kwitnąć. W tym roku zrobię może soki i na pewno nalewkę. Pączki sosny słabo puszczają sok. Chyba będzie trzecia nalewka zamiast syropu. Jest sporo pokrzywy i przytulii. Inne zioła sa w ilościach śladowych. Przypuszczam, że zostały zniszczone przez zbyt częste koszenie. Myślę o tym by kupić mieszankę na łaki i dosiać. S chce kupić trawę i chyba będzie konflikt, bo ja nie znoszę nisko strzyżonych eleganckich trawników. U mnie ma być wieś na podwórku i to taka sprzed lat. Gdyby się udało zniszczyć perz w sadzie tobym kupiła właśnie mieszankę na łąki. Znowu by były polne kwiaty w wazonie. Tęsknię za tym. Zaczęłam suszyć przytulię. 

Herbatka z przytulii
2 łyżeczki suszonych ziół zalać szklanką wrzątku.  Zaparzać pod przykryciem 10 min. W razie potrzeby dosłodzić miodem.  Oczyszcza drogi oddechowe, usuwa nadmiar śluzu, oczyszcza krew i limfę. W przypadku zaburzeń układu chłonnego należy pić codziennie przez dłuższy czas, aż do ustąpienia objawów.



piątek, 24 maja 2019

Piątek

U mnie deszcze. Nic zrobić na dworze się nie da. Krzyśkowi jest to na rekę, ale ja się denerwuję, bo upały mogą nadejść szybko i wtedy roboty nie będzie. Za kilka dni powinnam się ruszyć do znajomego, który mi będzie robił przy dachach. Trzeba z robotą uciekać. Do roboty jest komórka mamy i moja drewutnia. Czekam na wstawienie okna. Cały czas sie zastanawiam nad malowaniem sypialni. Nie wiem też co z warzywnkiem w przyszłym roku. Jeśli miałby być to trzeba by zrobić skrzynie. Zrobił by S, ale chyba we wrześniu dopiero. W tej chwili za bardzo czasu na warzywnik nie mam. To kwestia organizacji. Od dawna chcę ograniczyć trochę internet.
Deszcze przywitałam pogodna. Lubię gdy pada i mam okazję do rozpalenia w piecu. Palę i teraz i czuje sie jakby to była moja ukochana jesień. Przeczy temu zieleń. Podwórko całe zarosło i mokre rośliny wyglądaja uroczo. Na szczęście mnie nie zalewa. U nas rzeka jest regulowana i czas powodzi już sie skończył. Nie wszyscy mają to szczęście. Ostatnio czytałam o zalanym schronisku dla zwierzat. To było przerażajace. Zalane boksy, budy i brodzace psy.

Ostatnio znowu więcej czytam. Teraz to Życie w średniowiecznym mieście. Pozycja jest ciekawa. Wczoraj przyszło Życie w średniowiecznej wsi. Chcę kupić Stulecie Winnych, bo serial bardzo mi się podoba. To już na razie koniec chyba. Mam inne wydatki z gatunku pilnych. Mam też kilka książek do przeczytania. W tym problem jednak, że ja na książki mam nastroje. Nie koniecznie ciągnie mnie do tych, które sa w danym momencie dostępne. Już dawno nie byłam w bibliotece. Teraz częściej książki kupuję lub czytam te dostępne na Chomiku.



środa, 22 maja 2019

środa

Dziś mija dwa tygodnie diety dr Dąbrowskiej. Schudłam 4,3 kg. Trochę mało, ale dobre i to. Liczę jeszcze na 4 kg, bo chcę wytrwać do 42 dni. Teraz może juz spadać wolniej. Dieta nie jest dla mnie trudna. Ciężkie były 3 pierwsze dni. Czułam sie skrzywdzona i łapała mnie jakaś panika. Jeśli mi się uda to kolejny post we wrześniu. Krótki, bo tylko 2 tygodnie. Chciałabym jednak te 76 kg w tym roku zobaczyć. To by była nadwaga. Mam dość otyłości i wcale przez te kilka lat się do niej nie przyzwyczaiłam. Zawsze miałam wagę w granicach normy i chcę by tak było z powrotem. Ostatnio sporo czasu spędzam w kuchni i nawet mi to nie przeszkadza. Jeszcze nie myślę o końcu diety i pociągu do zakazanych pokarmów nie mam.

Ostatnio intensywnie pracuję nad sobą, a wczoraj zapisałam się na kurs anielski. Trwa trzy miesiące. To 15 lekcji plus kontakt przez email. Jeśli chodzi o anioły, to jestem po dostrojeniu w engel ki. Niby kontakt mam, ale jakoś tak intensywnie z aniołami nie pracowałam, a bardzo chcę. Mam trochę książek, ale co kurs to kurs. O tym kursie myślałam juz od kilku lat. Zdecydowałam się teraz. Niby wcześniej miał być kurs terapeuty kryzysowego, ale jest sporo droższy i mnie teraz na niego nie stać. Kurs prowadzi uczeń D Virtue oraz D Cooper i nie ukrywam, że to mnie zachęciło.

Rozunia prawie doszła do siebie. Czuje się dobrze - je, myje się, mruczy i z kolan mi nie schodzi. Okazała sie bardzo grzeczna i delikatna. Nie było ataków szału ani gryzienie podczas podawania tabletek. Teraz juz powinno być tylko lepiej i oby było.

warzywa po grecku

- marchew
-seler
- korzeń pietruszki
- cebula
- czosnek
- sól
- pieprz
- koncentrat pomidorowy
- zioła

Cebulę pokroić i podsmażyć na suchej patelni, dodać czosnek i starte warzywa. Podlać woda i dusić. Na koniec dodać przyprawy i koncentrat.

poniedziałek, 20 maja 2019

poniedziałek

Ostatnio kombinuję z pączkami sosny. Na razie Krzysiek zerwał z naszego drzewa pączki na syrop. Mam zaufanie do tego syropu i robię go co rok. Kiedyś zrywałam sama, ale drzewo urosło i trzeba teraz z drabiny. Krzyśkowi sie oczywiście nie chce, a ja mam lęk wysokości i na drabinę nie wchodzę. Chciałabym pączków wiecej, bo mnie jeszcze kusi nalewka. Chcę choć jedna butelkę. Bardzo ja lubię. Sosny rosną tez w okolicy. Ostatnio bylismy z Krzyśkiem na spacerze i trochę pączków zerwałam. Przy okazji zrobiłam zdjęcia i powspominałam. W tym miejscu gdzie teraz rosna drzewa, jeszcze nie tak dawno były pola uprawne. Rosły tam zboża, ziemniaki. W zbozu zbierałam maki, chabry i kąkole. Było sporo zajęcy, kuropatw i skowronków. Wieki juz nie słyszałam skowronka. Teraz zostały sarny, dziki i bazanty.













Wiosna, czyli już czas na zbieranie ziół. U mnie jeszcze nie koszone i coś może znajdę. Sporo ziół piję i wierzę w ich moc. Wyniosłam to z domu. Mój dziadek był bardzo chory. Miał wrzody i wazył czterdześci pare kilo. Lekarze tylko wzruszali ramionami. Dopiero zielarz pomógł. Dziadek pił zioła przez kilka miesięcy i całkowicie wyzdrowiał. Ja mam nawyk picia ziół. Teraz piję herbatki z miety i z kopru.

A na koniec wegetariańske gołabki. Zdjęć nie mam, bo zbyt szybko zniknęły z talerza.

- 3 liście młodej kapusty
- marchew
- kawałek kalafiora
- sól
- pieprz
- kminek
- koncentrat pomidorowy
- cebula

Kalafior ugotować. Marchew zetrzeć na tarce o dużych otworach i podsmażyć na patelni np. bez tłuszczu. Gdy zrumienione lekko dodać kalafior, podlać mała ilościa wody, dodać przyprawy i dusić do miękkości. Liście obgotować. Zawijać jak tradycyjne gołąbki. Wyłożyć na patelnię, podleć wodą, dodac koncentratu i dusić.

Zmykam na medytację...:)

sobota, 18 maja 2019

sobota

Rozi przezyła wczorajszy dzień i teraz będzie juz tylko lepej, ale czy napewno? Podczas sterylizacji została znaleziona zmiana na jajniku. Oby to nie był następny problem. Martwię się. Cierpi teraz malutka, bo rana jest duża. Na razie jest spokojna, ale charakterna jak zawsze, bo juz wczoraj Mruczka potraktowała pazurami. Na razie je, chodzi i podkłada główkę do głaskania. Od wczoraj siedzi cały czas koło mnie albo na kolanach. Nie ma ataków złości i ładnie połknęła tabletki.

Wiosna w pełni  to widać. Cieszy mnie zieleń i rośliny. Cieszą mnie ptaki i ich jasne głosy. U mnie jest sporo gniazd i trochę ptaków sie uwija po podwórku. Trochę kwiatów u mnie kwitnie. Czekam na rózanecznik. Ma zakwitnąć po raz pierwszy. Niestety robota przy wodociągu nie przysłuzyła się roślinom. Część zostala zasypana i mimo, że później S wygrabił piasek, liście nie przetrwały. Odbiją chyba w przyszłym roku. Cieszą mnie tez rośliny w domu... Niby kocham jesień i lubię zimę, ale bogactwo życia wiosna mnie zachwyca. Wiosna jest piękna i tylko to mi spędza sen z powiek, że niedługo lato. Lata nie lubię, bo upały dają mi w kość.











Dieta trwa. Sporo jej zawdzięczam. Nauczyłam się przygotowywać nowe potrawy. Poznałam nowe sposoby w tym podpiekanie cebuli na suchej patelni i duszenie warzyw na wodzie. Na raze schudłam prawie 4 kg. Liczę jeszcze na 4-5 kg, bo teraz juz waga moze spadać wolniej. Im dłużej jestem na diecie WO tym mi się wydaje łatwiejsza. Niepotrzebne tyle z nią zwlekałam i tak się jej bałam. Fajne jest to, że nie czuję głodu, a gdy mam chęć na podjadanie wiem, że nie przytyję. Jem bardzo mało kalorii, bo około 300. Ciężkie będzie wychodzenie z diety. Będę musiała bardzo uważać, żeby z powrotem nie przytyć. Myślę by od razu dodać 200 kalorii, a po tygodniu jeszcze 100. Później chcę dodawać po 100 kalorii co dwa tygodnie. Na pierwszy ogień pójdą jajka, ryby i białko roślinne ze strączków. Później tłuszcz. Do mięsa wrócę chyba dopiero w sierpniu. We wrześniu może kolejny krótki post. Taki z dwa tygodnie. Jeśli wszystko wyjdzie jak myślę, to do granicy nadwagi zejdę już w tym roku.

czwartek, 16 maja 2019

czwartek

Mam araukarię. Jest cudna. Jeszcze jej nie miałam i ciekawa jestem czy uda m się ją utrzymać. Na razie stoi w pokoju dziennym, ale wyniosę ja chyba do ganku, bo tam jej będzie lepiej. Niby koty nie skubią, ale przechodza obok i trącają. Może tego nie lubić. Kwitnie mi też amarylis, a drugi zaczyna puszczać. Teraz czekam na pieniądze, żeby kupić następne kwiaty do domu. Lubię mieć dużo roślin w domu. Cieszą mnie.

Nadal jestem na diecie. Schudłam 3 kg w tydzień. Poznaję nowe smaki. Niektóre potrawy będę jadać i później. Ot chociażby sałatki niekoniecznie z majonezem i warzywa duszone bez tłuszczu, czy cebulę przypiekaną na suchej patelni. Powoli myślę co będzie po diece. Nie chcę dużego jojo i chyba muszę pomyśleć o jedzeniu zdrowszych rzeczy. Nie uśmiecha mi sie pieczywo z gipsem i słodycze z chemikaliami, kupne chipsy. Jadam dużo konserw z ziarnami. To największe grzeszki. Teoretycznie mogę strączkowe gotować. Mogę tez piec pieczywo. Tylko czy czasu wystarczy? Nie chcę pół dnia w kuchni siedzieć. Chyba zacznę robić domowe słodycze. Nie jem dużo, ale uważam, że na niedziele cos słodkiego powinno być. To może być ciasto, ciastka albo np. ptasie mleczko czy deser. Chyba kupię te książki albo najperw poszukam cos w internecie. Nie chcę przepisów zbyt skomplikowanych i ze zbyt wielu składników.





U mnie nadal pada, a przyszły werbeny  trzeba je posadzić. W tymroku wybrałam niebieske. Do tego będą kolorowe pelargonie, szczawik i lilie miniaturowe. 

Jutro Rozunia ma operację, a ja się martwię. Niby guzek malutki ale może być problem z podawaniem tabletek. Może tez sie wsciekać na koty i zdejmować kaftanik. No i bólu będzie sporo...:(

Tą książkę kupiłam...



wtorek, 14 maja 2019

wtorek

Po deszczu trawa buja jak szalona. Nie koszona wyglada ładnie i po wiejsku. Cieszy mnie bogactwo roślin w tym oczywście te kwitnące. Trochę roślin pozbieram do rytuałow. Będą na zimę. S przyjedze w czerwcu to resztę skosi, a mnie będzie żal. Nie lubię wychuchanych, podmiejskich trawników. Pamiętam jeszcze czasy, gdy okoliczne łąki i pastwiska zachwycały. Chodziłam z ciocią zbierać polne kwiaty. Rosły rumianki, stokrotki, dzwonki, maki. Przynosiłyśmy całe bukiety. Teraz to ugory porośnęte po pas perzem i chaszczami i kwiatów nie ma. Żal mi tych klimatów i wspominam te czasy z nostalgią. Nie wszystko zmienia się na lepsze niestety. Młodym ludziom nie chce się pracować w polu i tradycje zanikają. Przykre to.

Czekam na pogodę, bo trzeba by zacząć plewić. Krzewy, które posadziłam w zeszłym roku zaczynaja zarastać. Wzdrygam sie przed ta pracą, bo jej nie lubię, ale zrobić trzeba. Muszę też Krzyśka pogonić do sadu. Powinen wyciąć resztę chaszczy. Trzeba stary perz skosić i spryskać ten co wyrośne. Bardzo mi żal owadów więc będziemy pryskać wieczorem. Spryskane być musi, bo perzu coraz więcej, a my nie mamy siły by go usuną w inny sposób. Późnej weźmemy się za podwórko po kurach. Krzysiek wytnie maliny, a S chaszcze. Trzeba by te maliny jakoś zniszczyć. Chciałabym w tym miejscu posadzć nowe, szlachetne odmany. Nie wiem jednak co zrobic z tymi dzikimi. Krzysiek wytnie, ale korzenie przeciez zostaną i odbiją. 

Zimno jest na tyle, że codzennie palimy w piecu. Jak to dobrze, że mieszkamy w domu, a nie w blokach.

niedziela, 12 maja 2019

niedziela

Ostatnio trochę lepiej śpię i łatwiej zasypiam. Nie wiem czy to trening autogenny pomógł czy aromatoterapia, czyli olejek na sen, który kupiłam. Ważne, że się wysypiam i bez problemu wstaję. Niestety nadal mam kiepski nastrój. Mam czarne myśli i uważam, że nic dobrego mnie w najbliższym czasie nie spotka. Trochę tych myśli sie obawiam, bo jakie myśli takie życie. Dzieje mi się różnie. W piątek np. dowiedziałam się, że za likwidację przyłacza gazu nie będę płacić. Martwiłam sie o to przez dwa tygodnie. To zamartwanie o przyszłość jest bez sensu. Przyda mi sie bardzo trening uważności. Książkę na ten temat właśnie czytam. Nie była tania, ale wygląda na wartościową.

Wczoraj byłam na zajęciach w ośrodku kultury. Zaczęłam martwą nature, a konkretnie kwiaty. Zajęcia będą do końca czerwca.W tym czasie chcę namalować jeszcze może jedne kwiaty, może morze i wiejską chatę. Nie wiem czy to się uda. Raczej nie. Później będę malować tylko w domu, bo nie wiadomo czy zajęcia w wakacje będą. Pani, która prowadzi zajęcia ma podpisaną umowę tylko do wakacji. Co dalej nie wiadomo. Jeśli zajęcia będą od września, też będę chodzić. W lecie może będą zajęcia w sąsiednim mieście. Czekam na akwarelę.

Wczoraj Krzysiek pomalował resztę okien, a później wsadzilśmy ostatnie rośliny. Wszystko już jest w ziemi. Coś jeszcze może kupię w tym roku, ale raczej jesienią. Chodzi o podlewanie.
Dziś dzień w domu na kanapie, choć wróżenie będzie. Pogoda taka sobie. Zaraz chyba będze deszcz.

piątek, 10 maja 2019

piątek

Pogoda w kratkę, ale udało mi się trochę roślin wsadzić. W ziemi są dalie i liliowce. Do donicy wsadziłam ostrokrzew. Mam tez kilka dalii od mamy. Chcę jeszcze kilka roślin kupić, ale funduszy teraz brak. Na razie kupilam niebieskie werbenki do doniczek przed dom oraz pelargonie i araukarię. Wsadziłam pestki mandarynki i pomarańczy. Czekam na roślinki. Lubię cytrusy. Kiedyś marzyłam o oranżerii.

Post dr Dąbrowskiej trwa. Myślałam, że potrawy sa bez smaku i byłam załamana. Wszystko do czasu. Znalazłam trochę przepisów i zły humor przeszedł. Zrobiłam frytki z selera w frytkownicy beztłuszczowej i wyszły bardzo dobre. Dobry jest tez bigos i kalafior z cebulą i pomidorem. Chcę tez wypróbować sałatki, ale więcej warzyw muszę kupić. Na poczatek może kapustę pekińską lub zwykłą i rzodkiewki. Pomyślę o cukini i papryce. Minusem WO jest uczucie zimna. Chyba kolejny post zrobię w lecie. Będę kolejne o ile poczuję jego zbawienny wpływ. Na razie lepiej śpię i chudnę. Ciekawe ile uda się zrzucić.

Ostatnie zakupy...












środa, 8 maja 2019

środa

Wodociąg skończony...Uf. Jeden problem juz mam z głowy. Zostały 4 - ławka z tym, że noga juz idze, operacja Rozi, okno plus roleta i dachy nad komórkami. Powinnam dołozyć malowanie sypialni i okno na strychu, ale nie wiem czy psychiczne dam radę. Najbardziej martwi mnie oczywiście Rozi. Będzie malutka cierpieć, bo rana jest duża. Będzie się bać, bo w tej przychodni koty sa usypiane w osobnym pomieszczeniu, a później gdy sa wybudzane nas nie ma obok. To będzie straszny stres dla niej, a jest nerwowa. Kolejne zmartwienie to okno, bo w pracowni jest masa rzeczy, których nie chce wynosić. W połowie czerwca powinno być co gorsze zrobione.

Dieta WO mi idzie. Bardzo dużo sobie po niej obiecuję. Chciałabym wytrzymać 42 dni. Jest trudno, ale ponoć z czasem jest łatwiej. Później będę stopniowo dodawać kalori. Myślę oczywiście o tym by nie jeść po poście za duzo mięsa i białej mąki. Potrzeba mi pracy nad sobą. Muszę mieć nad sobą kontrolę. Muszę okiełznać stresy, nie jedzeniem, a innymi sposobami. Od tego jest Reiki jest medytacja, trening autogenny, głęboke oddechy. O przyjemnościach tez muszę pomyśleć. Do tej pory jedzenie było zbyt wazne.

Dziś moze kupię kwiatki przed dom. Ma być w tym roku kolorowo. Wypatrzyłam pelargonie i werbeny. Pelargonie kupię białą, różową, fioletową i łososiową. Werbeny niebieskie i czerwoną. Będzie ich mniej, bo mam jeszcze lilie i dalie. Poza tym chce kupić dwie książki. Muszę się spieszyć, bo są na allegro.

poniedziałek, 6 maja 2019

Poniedziałek

Nowy tydzień zaczął się zmianą diety. Od dziś jestem na diecie dr Dąbrowskiej. Będę jeść tylko warzywa i owoce, ale nie wszystkie. Potrzeba mi siły i uporu, bo jedzenie jest dla mnie niesmaczne. Wiem, bo już kiedyś na diecie byłam i nie wytrzymałam, a raczej wytrzymałam tylko tydzień. Warto by wytrzymać choć miesiąc. Powinno byc 42 dni. Post jest zdrowotny. Mnie chodzi o hormony, stawy i może o ciśnienie choć ono ostatnio jest zawsze w normie, a nawet niskie. Chcę też schudnąć jak najwięcej. Liczę po cichu, ze spadnie 5-6 kg. Jest szansa, że tego co zrzucę nie odrobię, bo kalorie będę dokładać stopniowo.

Dziś mam trochę pracy, ale ostatnio zwolniłam tempo. Mniej piszę. Potrzebuję więcej czasu na rozwój siebie, czytanie i naukę. Dziś będzie tylko jeden tekst. Powinnam  przepisać krzyżówkę, ale zrobię to jutro. W tym tygodniu chcę partię wysłać i zacząć układać następne.
Czekam na pieniądze i wykupię kurs psychologiczny albo kurs na psychodietetyka. Nauki będzie więcej.



Pracuję teraz nad gniewem. Wściekam się za często i chłonę emocje innych, a moje otoczenie mocno nerwowe jest. To ponoć można opanować. Nie mam wpływu na to jak zachowują sie inni, ale ze swoja złością bym chciała coś zrobić. Najlepsza metoda to zerwanie albo ograniczenie kontaktów z agresywnymi osobami. W moim przypadku to sie nie uda, bo bym została sama. Nerwowy jest Krzysiek, czasem S no i przede wszystkim moja mama. Ona denerwuje mnie najbardziej. Jestem z nią w konflikcie praktycznie od zawsze. Jesteśmy zbyt różne, a mama jest apodyktyczna i roszczeniowa. Chce mnie nadal wychowywać, manipuluje, narzeka szantażuje. Mieszkamy razem i praktycznie codziennie u niej bywam. Wracam chora.

piątek, 3 maja 2019

piątek

Wczoraj S pojechał. Dojechał szczęśliwie. W domu zrobiło się pusto i cicho. Przyjedzie chyba na poczatku czerwca, bo chcę by był jak będą wstawiać okno w pracowni. Smutno mi będzie bez niego. Lubię gdy jest mimo jego uporu i mimo awantur.

Ostatnio znowu myślę o nauce. Znalazłam kilka kursów psychologicznych, które mnie interesują. Chyba je stopniowo zrobię. Mam tez pomysł, żeby zmienić zawód. Teraz jestem technikiem chemikiem, ale myślę by zostać psychotronikem z dyplomem. Kursy sa w eskk i po zdaniu egzaminu i napisanu pracy mogę stać sie psychotronikiem. Kurs jest drogi, ale chyba warto. Składa sie z trzech - parapsychologii, psychologii i tarota lub astrologii. Wiedzę z ezoteryki juz mam.Trzeba by tylko opanować psychologię. Boję się egzaminu, bo jest w Warszawie. Jak tam dojechać? Muszę to przemyśleć i pieniądze ewentualnie zebrać. Jeśli się zdecyduję to nie w tym roku. Może w przyszłym od września. Wtedy wejdę w mój 1 rok numerologiczny. To odpowiedni czas na zmiany. W tym roku chcę zrobić wreszcie kurs aniołów. 

Kupiłam kolejną książkę. Czekam na nią. Kilka też zgrałam z internetu. Czytam codziennie.


środa, 1 maja 2019

środa

Wodociąg prawie zrobiony. Poszło sprawnie. Duża zasługa S, bo pilnował i utargował cenę. Jeszcze zostało przepięcie licznika. Niestety niektóre moje rośliny ucierpiały, ale nie dało się inaczej. Liczę na to, ze odbiją w przyszłym roku. Jaki to komfort facet typu S - pewny siebie, przedsiębiorczy i komunikatywny. Krzysiek oczywiście w remoncie nie uczestniczył. Nawet nie wyszedł na dwór. Spokojnie rozwiązywał sobie krzyżówki. Twierdzi, że był S. To nieprawda, bo gdyby go nie było, wszystko spadłoby na mnie. 
S jedzie jutro. Przyjedzie chyba na początku czerwca i dopiero wtedy wstawie okno i założę roletę antywłamaniową. Wtedy też trzeba będzie moze zniszczyć chwasty w sadzie. S twierdzi, że wcześniej trzeba skosić i dopiero gdy zacznie perz rosnąć, spryskać środkiem chwastobójczym.

Beltane już za nami. Zaczęło się symboliczne lato, jasna pora roku. To święto wody i ognia. W tym roku przygotowałam ołtarz z ogniem i wodą. Miałam trochę kwiatów polnych. Później obeszłam dom ze świecą. Kusiło mnie rozpalić ognisko. Świętowałam tym razem także z S. Uprzedziłam go jednak, że bierze udział w sabacie.

Od poniedziałku chyba post dr Dąbrowskiej. Jestem na forum i tam zaczyna się post. Planuję się przyłączyć. Chcę wytrzymać z miesiąc, bo gdy przyjedzie S post raczej się nie uda. Kusi mnie jedzeniem i karmi. Gdybym tak 6 kg zrzuciła. Świetnie by było. Ponoć waga łatwo na poczatku leci. Wszystko zależy od tego czy Krzysiek zgodzi się robić mi zakupy. Moze go przekonam, bo powinno być tanio. To dla niego argument koronny:)