Codzienność

Codzienność

piątek, 31 lipca 2015

Ataki, nieuczciwości, pęd do czytania i poszukiwanie pracy.

Ostatnio zdarzają mi się nieuczciwości i ataki pod moim adresem w internecie. Wczoraj dostałam email, że kurier był u mnie i mnie nie zastał.  Faktycznie na kuriera czekam. Trzeba było wysłać meila, żeby się umówić. Coś mnie tknęło. Jakieś przeczucie. Całe szczęście, że przeczytałam regulamin. To nie była przesyłka tylko zobowiązanie do odbierania 3 meili tygodniowo przez jakiś czas oczywiście płatnych z jakimiś bzdurnymi treściami. Kilka dni temu znowu dostałam meila z informacją, że mam niezapłaconą fakturę. Trzeba było ją zgrać na komputer. Zrobiłam to i w tym momencie Avast zasygnalizował, że na komputer wszedł wirus. Musiałam komputer czyścić. Zastanawiają mnie ludzie. Co w nich siedzi, że robią innym takie rzeczy. Czemu są tacy podli. Czemu działają z premedytacja zrobienia komuś szkody. Nie rozumiem tego. Dla mnie to draństwo nawet wtedy gdy copywriterzy chcą w ten sposób zarobić. Ja takich zleceń nie przyjmuję. Nawet marketing szeptany wydaje mi się nieetyczny i rzadko podejmuje się go. A jeśli już to wtedy, gdy reklamuje jakiś sklep nigdy towar, bo przecież nie mam pewności czy towar w istocie jest dobry. Ja rozumiem, że zdarza się i tak, że hakerzy wymyślają wirusy, bo później zarobić na programach antywirusowych, ale wcale mi się to nie podoba...Nie porafiłabym w ten sposób działać.
Wczoraj skończyłam książkę o egzorcyzmach. Chyba kupię następne pozycje tej autorki, bo fajnie lekko pisze. Na razie zamówiłam tą. Ponoć jest bardzo dobra...Dziś przyszła.



Ostatnio znowu sporo czytam z tym, że nie powieści tym razem. Wzięłam się za ezoterykę i astrologię. Jeszcze kilka książek mnie kusi, ale na koncie mam pustki. Czekam na przelewy. Wszystkiego na raz nie kupię. Rękodzieło też jest przecież dla mnie bardzo ważne i z niego nie zrezygnuję. W najbliższym czasie czeka mnie zamawianie farb akrylowych, bo powoli się kończą niektóre kolory. Muszę kupić zestaw i większe tubki tych kolorów, które częściej używam. Kusi mnie też biżuteria, bo chodzą za mną naszyjniki, a właściwie takie długie coś jak korale.
Wczoraj ozdobiłam dwa talerzyki i butelkę. Dziś może zrobię następny talerzyk. Wszystko jeszcze będę musiała wykończyć lakierem, który mi przyjdzie po 5 sierpnia. Ten co mam mi nie odpowiada, bo jest matowy. Maluje nim ale na wierzchu chcę mieć półmat. Skończyłam też wreszcie zamówione kolczyki. Mam nadzieję, że się spodobają...









Ostatnio znowu częściej szukam zleceń na pisanie tekstów. Może uda się parę groszy zarobić. W sierpniu może będę miała zamówienie na dwa horoskopy, o ile osoby wstępnie zainteresowane się nie wycofają. Jeden to horoskop dla dziecka, które sprawia rodzicom sporo kłopotów. Postawiłam tarota i wyszło, że już ma taką władczą naturę, upartą i niepokorną. Trzeba by jego energie jakoś mądrze ukierunkować i liczę, że horoskop to podpowie. Powinny wyjść pasje i zdolności i jeśli mu się to podsunie to energia znajdzie ujście i być może kłopoty wychowawcze z nim się skończą...

środa, 29 lipca 2015

Książki, marzenia o bibliotece, pudełka i nieudane ogórki...

Ostatnio zrobiłam remanent w książkach i okazało się, że sporo jest mi w zasadzie zbędnych, a miejsce na półkach zajmują. Postanowiłam je sprzedać. Na razie część wystawiłam na Allegro. ceny ustaliłam bardzo niskie. Myślę też o Alegratce i Olx. Nie lubię sprzedawać książek, ale miejsca już mi na nie brak, a chcę kupić nowe. Zawsze marzyłam o bibliotece. Takiej prawdziwej z wygodną kanapą, kominkiem i regałami do sufitu. Cóż niewykonalne w tym życiu. Skazana jestem na aneks biblioteczny, a on nie jest z gumy. Teraz książki leżą wszędzie. Dosłownie, bo nawet całe stosy na stole w pokoju dziennym. Pokaźny stos leży na stole w pracowni. Kiedyś, gdy jeszcze tata był z nami często sprzedawałam książki w antykwariacie i od razu kupowałam nowe. Woziliśmy samochodem całe torby. Teraz byłby problem bez samochodu. Będę sprzedawać na mniejszą skalę.
Dwa dni temu przyszła mi przesyłka z między innymi z kasetką drewnianą do ozdabiania. Od razu się za nią wzięłam. Postanowiłam ją obkleić serwetką z motywem leśnym. Wyszła tak fajnie, że się zakochałam i postanowiłam ją zatrzymać. Będę w niej trzymać karty do gry. Swoją drogą zauważyłam, że bardzo mi trudno rozstać się z niektórymi przedmiotami, którę ozdobię. Najchętniej większość bym sobie zostawiła.



Robię też kolczyki. Te zamówione. Jeszcze nie są skończone, bo czekam na bigle. Wyglądają interesująco. 
Dziś jadę do antykwariatu sprzedać kilka książek. Wcześniej przez telefon uzgodniłam, że mam przywieźć, bo są zainteresowani. Może też wstąpię do sklepu gdzie są sprzedawane chińskie towary i kupię coś do ozdabiania. Wczoraj przerobiłam pudełko. Już kiedyś go ozdabiałam, ale to było na samym początku mojej przygody z decoupage i niedawno doszłam do wniosku, że jest okropne. Teraz podoba mi się bardziej...



Nie wiem co sie stało, ale od zeszłego roku przestały mi wychodzić ogórki kiszone. Całą zeszłoroczną partię ze spiżarni wyrzuciłam do zlewek. Te co zakosiłam w zeszłym tygodniu też się rozpadły. Dosłownie błoto sie zrobiło i zapach był powalajacy. Robię od lat według tego samego przepisu. Biorę od dostawcy u którego kupuje też moja koleżanka i jej wychdzą dobre - jędrne i smaczne. Dopust boży jakiś czy co...W tym roku zrobie chyba tylko konserwowe...

poniedziałek, 27 lipca 2015

Ochłodzenie, zmiany w priorytetach i wytworki.

W sobotę przeszły trzy burze z deszczem i wreszcie się ochłodziło. Jak ja to lubię. Jest wreszcie czym oddychać. Czuję się lepiej i lepiej mi się myśli. Koty też od razu zrobiły się bardziej ruchliwe. Już skaczą, broją i wieszają się po firankach, a nie leżą jak kłody. Nie odzyskały jednak apetytu i jedzą mało. Psa do jedzenia trzeba namawiać. Nawet już z kocich talerzy jeść nie chce. Najbardziej upalny, a więc najgorszy dla mnie miesiąc  się kończy. Jeszcze sierpień i odetchnę pełną piersią, bo będzie można wyglądać jesieni, którą tak kocham. Nie wszystko udało mi się w to lato zrobić. Tacie tablicy na grobie wciąż nie zrobiłam i nie wiadomo co będzie z łazienką. Książka z haiku też stoi pod znakiem zapytania. Funduszy wciąż brak. Rękodzieło kosztuje i na to teraz wydaję pieniądze, a zarabiam mało. Może coś się ruszy niedługo, gdy do znaku panny zawita jowisz. Będzie mnie wspierał to i pieniędzy powinno być więcej. Krzysiek też zarabia mniej, bo pracuje na 3/4 etatu.
Dieta i odchudzanie przestały mnie interesować. Jem co mam i troche przytyłam. Wcale się tym nie przejmuję. Chyba już z otyłością się pogodziłam. Planuję tylko zrzucić poniżej 90 kg i dam sobie spokój z walką. Nie zależy mi na wyglądzie to i otyłość mnie nie razi. Co innego mnie teraz interesuje i co innego jest dla mnie ważne. W końcu ja na wygląd u innych też nie zwracam uwagi, bo liczy się dla mnie charakter. Wszystko się w życiu moim zmieniło. Kiedyś wygląd był ważny i np. mężczyzn oceniałam tylko po nim. Dlatego pierwszy mój związek trwał 3 lata i skończył się rozwodem. Z Krzyśkiem jestem już 11 lat i nadal ciszę się, że go poznałam. Wspiera mnie i dba o mnie. To ważniejsze niż rzucający się w oczy wygląd, świetne ciuchy, samochód i umiejętność tańca, którą szczycił się mój pierwszy mąż.
Ostatnio też przestałam tęsknić za wsią. Dobrze mi tu gdzie mieszkam. Przestałam marzyć o kurach, kozach, owcach wrzosówkach i sianokosach. Chyba się starzeję, sił mi ubywa i zaczynam marzyć już tylko o wygodzie. Tu gdzie mieszkam problem mam tylko latem z otwieraniem okien, bo hałas z ulicy jest męczący. Brakuje mi też w pobliżu sklepu. Nie chcę już nic w moim życiu zmieniać i oby tylko gorzej nie było. Problem ze sklepem można by rozwiązać, bo u mnie w domu jest puste mieszkanie. Można by go komuś wynająć na sklep. Było by i trochę pieniędzy i zakupy by były wygodne. Niestety mama się nie zgadza. Chce mieć spokój i ludzi na podwórku nie zniesie, bo to brak prywatności.
Rękodzieło mi idzie. Działam. Dostałam zamówienie na 2 pary kolczyków. Mają być gustowne ze srebrnymi biglami. Jedne z łosiami, a drugie z końmi. Te z końmi zrobię bladoróżowe z przecierkami i srebrną pastą postarzającą. Te drugie chyba brązowe ze spękaniami.








Ostatnio wpadły mi w oko dwie książki z astrologii. Jedna jest w sprzedaży, a drugą niestety trzeba jakoś upolować. Może na Allegro.


sobota, 25 lipca 2015

Upał, codzienność, kamienie i egzorcyzmy...

Upały nieźle mi dały w kość. Wczoraj nalałam wody do wanny i wchodziłam kilka razy się ochłodzić. Na szczęście ma się od jutra ochłodzić. Podobno. Oby, bo już jestem na wpół uduszona. Planowałam w tym tygodniu zrobić ser, ale nie byłam w stanie z powodu gorąca pojechać po mleko. Poczekam na ochłodzenie. Chcę zrobić ser na podpuszczce. Może z ziołami. Kusi mnie też taki typu oscypka, ale nie mam formy, a formy troche kosztują. Wczoraj zrobiłam za to pasztet z soi, a na kolację placuszki z resztki rabarbaru. Na obiad była zupa szczawiowa. Dziś jest oczywiście schab, bo Krzysiek ma ciężką dniówkę i chce się najeść mięsa jak zawsze wtedy. Po południu mam zakisić ogórki takie na szybkie zjedzenie. Jeśli dobrze się ukiszą to kupię w przyszłym tygodniu następna partię już do zakiszenia na zimę.
Ostatnio prawie z pracowni nie wychodzę. Ozdabiam kamienie. Bardzo mi się to spodobało i jeszcze mam następne pomysły. Kamienie mnie zachwyciły i w większości zostaną w domu. To praktyczna ozdoba w domu gdzie są koty. Nie potłuką się, sierścią nie oblezą. Dziś będę robiła dalsze kamienie z kurami. Mam już z tematyką leśna i z kotami. No i te...







Decu idzie mi coraz lepiej. Już coraz większe kawałki przyklejam. Wczoraj zrobiłam też deskę i zawieszkę. Ozdobiłam również wazonik. Niestety wszystko czeka na lakierowanie, bo lakieru prawie nie mam. Zostały z 2 łyżki na dnie opakowania. Ciekawe kiedy kurier przesyłkę przyniesie.
Wczoraj dostałam od mamy firankę. Jest cudna, gruba i wycinana na dole. Niestety jest cała żółta, bo mama jest wielbicielką papierosów. Od rana z tą firanka walczę, żeby ja wybielić. Była już moczona w wybielaczu. Teraz ją piorę i jeszcze mam zamiar potraktowac ją wybielaczem do firan. Ciekawe czy pomoże. Powinnam też wyprać kocie kocyki i psią poduszkę, ale deszcz dziś zapowiadają. Mam nadzieję, że będzie, bo ogrodu sama nie dam rady podlać, a Krzysiek wróci późno.
Przedwczoraj zarobiłam na tarocie i teraz czekam na pieniądze. Chcę kupić książkę o egzorcyzmach Wandy Prądnickiej. Coś ostatnio mnie ta tematyka bardzo interesuje. Zastanawiam się czy egzorcyzmy nie przydałbyby się członkom mojej rodziny, bo nie zawsze dobrze się w niej dzieje. Niby potrafię oczyścić i ludzi i mieszkania, ale tylko w lżejszych przypadkach. Za poważne egzorcyzmy się nie biorę, bo nie mam do tego powołania.

czwartek, 23 lipca 2015

Nieznośny Pikuś, wstręciucha Onka, pitraszenie i robótki...

Nie mam już siły do tego Pikusia. Nie dość, że od kilku miesięcy odmawia spania w przedpokoju, bo wrzeszczy jak wściekły i wszystko demoluje. To jeszcze teraz, gdy już ustąpiliśmy i zyskał przywilej spania w sypialni ładuje się na łóżko. Na to nie mogę pozwolić, bo miejca brak. Próbuje więc spać na pufie obok głowy męża, albo na podłodze koło łóżka. W przygotowanym specjalnie koszyku z poduszką spać nie zamierza. Wojna trwa co noc. Dopóki świeci się światło i rozmawiamy z Krzyśkiem grzecznie leży w koszyku. Gdy tylko gasimy światło i milkniemy on nastychmiast wychodzi i mości się pod łóżkiem na podłodze. Nie było by to tragedią, ale on nie śpi na dywanie tylko na gołej podłodze. Boję się, że zimą po prostu zmarznie i rozchoruje się na stawy. Z kotami też problemy ostanio, a właściwie z Onką, bo zrobiła sobie kuwetę z miski Pikusia. Nie mam możliwości załatwić jej osobnej kuwety, a ona ze wspólnych nie chce korzystać. Ostatnio kuwetą była popielniczka. Teraz miska. Koty przez te upały straciły apetyt i mniej jedzą. Suchy pokarm zalega w miskach dopóki pies nie wyje. Strasznie dużo za to piją.
Ja ostatnio staram się gotować lekkie potrawy - mało mięsa, więcej warzyw. Jemy mniej strączkowych i mniej wędlin. No przynajmniej ja, bo Krzysiek je codziennie. Dziś znowu  będzie botwinka, bo buraczki trzeba z ogródka wyjeść. Tym razem podam ją z jajkiem. Na kolacje zrobię placki z rabarbarem, albo krążki z cukini. Wczoraj był bób i placki z cukini i papryki. Wszystko z mojego ogródka z wyjątkiem cukini, która jeszcze nie doszła. Nawet papryka. W tym roku była ta podłużna.
Do ogródka wychodzę wieczorem, bo chłodniej. Wszystko jest zarośnięte, bo w ogródku wiele miejsc jest pustych, gdyż uprawy się nie udały. Teraz grządki zarastają chwastami. Krzysiek się wścieka, że ogródek zaniedbany. On pamięta ogródek swojej mamy. Tam wszystko było elegancko wyplewione i trawy się nie spotykało. Mama plewiła codziennie. Zawzięcie i wytrwale. Ja plewię gdy już bardzo trzeba.
Robótkowo działam cały czas. Głównie decu i kartki. Zastanawiam się nad ozdobieniem osłonek na doniczki, ale nie wiem jak to by na plastiku wyszło. Nie przekonam się póki nie spróbuję. A osłonek ceramicznych nie mam ze względu na koty, które kwiatki zrzucają. Ceramiczna osłonka od razu do wyrzucenia, a plastikowa niekoniecznie. Kusi mnie też kupić chlebak...






wtorek, 21 lipca 2015

Upały, zakupy, robótki, trochę o ogrodzie i eremita...

Upały mi ostatnio dokuczyły. Zwłaszcza wczoraj, bo byłam w mieście na zakupach. Wróciłam ledwie żywa i cała mokra mimo użycia przed wyjściem dezodorantu. Od razu weszłam do wanny i wyciągnęłam się w chłodnej wodzie. Co za rozkosz. Kupiłam troche fajnych rzeczy do robótek. Między innymi wstążki, kieliszek na lampion, butelkę i deski. Przyszły mi też drobiazgi do zdobienia ze sklepu dla rękodzielników. Czekam na kamienie i lakier. No i na książki.
Dziś będę przez cały dzień działać robótkowo z przerwami na czytanie książki o egzorcyzmach. Książka jest własnością mojej mamy i jest już w domu od jakiegoś czasu, ale jakość mnie do niej do tej pory nie ciągnęło.
Wczoraj wiele nie zrobiłam tylko dwie kartki i broszkę z motylem. Dużo za to spałam, bo miasto i upał mnie wykończyły.










Dziś już spania tyle nie będzie. Mam zamiar skończyć lampion, zawieszkę i zrobić może jakieś kolczyki. Pewnie też zrobię ze dwie kartki. Może jeszcze coś.  Do ogrodu nie wyjdę, bo za gorąco jest. Wieczorem tylko pójdziemy wszystko podlać. Upały mają jeszcze kilka dni potrwać. Kurczę jak ja tego nie znoszę. Byle do jesieni i rześkich poranków mgłą osnutych...
Na obiad będę miała dziś znowu botwinkę. Jem ją ostatnio z dwa razy w tygodniu, bo buraki pięknie mi obrodziły. Jem też często potrawy z rabarbarem, bo też mi go nie brakuje. Jem również ogórki. Ładnie mi rośnie papryka w doniczce. Kiepskie są za to pomidory - małe i tylko po kilka na krzakach. Kapusta przepadła coś ją zjadło, a czerwona nie wykształciła główek. Podobnie kalarepy. Ciekawe jak udadza się kartofle. Sa bardzo wysokie i wyciągniete. Obawiam się, że bulw będzie mało, bo rośliny wysiliły się na zielone pędy.
Ostatnio wyszedł mi w tarocie eremita. Powinnam chyba bardziej skupić się na swoim wnętrzu, wycofać się, odizolowac od gwaru świata. Więcej medytacji też by nie zaszkodziło. Karta może przynieść depresję, samotność, artretyzm i chroniczne choroby. Mimo tego lubię tą kartę za jej spokój.

sobota, 18 lipca 2015

Numerologiczne wpływy, astrologia, przetwory, lato, wytworki i codzienność....

Połowa lipca minęła. Czas biegnie szybko. Z jednej strony to dobrze, bo zbliżają się moje urodziny, a po nich będzie już na mnie wpływać wibracja numerologicznej 5. Wszystko powinno ruszyć, Rok 4 był dla mnie i dla Krzyśka nienajgorszy, bo spokojny, ale też i trochę trudny ze wzgledu na pewną stagnację. Niby nauczyłam się nowych rzeczy. Niby pracowałam, ale efekty były raczej mizerne. Zwłaszcza finansowo. Zarabiałam ledwo, ledwo. Krzysiek też miał i ma nadal tylko 3/4 etatu. Astrologicznie również nie mam lekko, bo działa na mnie opozycja neptuna, która przynosi jakieś złudzenia i niepokoje. Męczy mnie też saturn. Ten znowu to ograniczenia i opóźnienia między innymi. Te planety to też choroby typu nerwic, psychoz, chorób chronicznych i kostnych. Zdarzać się mogą też nałogi. Oj jak ja takich wpływów nie lubię. Muszę je jakoś przetrwać.
Jak na razie lato mi jeszcze upałem nie dokuczyło, a do Anki coraz bliżej. Powinno to wróżyć chłodniejsze już noce i bardziej rześkie poranki. Oby. Powinnam powoli pomyśleć o przetworach. Będzie w tym roku fasolka, leczo z kabaczka, surówka z kapusty i z cukini. No i sporo ogórków. Może też zrobię sos chiński i meksykański. Dżemów nie robię, bo sporo ich zostało. Kompoty też jeszcze są. Kończą się nalewki. W tym roku zrobiłam z sosny, bzu, truskawek i czereśni. Będzie jeszcze ze śliwek, gruszek i jabłek. Myślę o winie i cydrze, ale tak z roku na rok mi schodzi i nie robię. Nie mam małego balonu i to mnie hamuje.
Robótkowo działam dalej. Wczoraj robiłam skrzynkę na materiały do wyrobu kartek. Jeszcze jej nie skończyłam. Ostatnio zrobiłam dwa lampiony z literatek i karafkę. Zdjęć jeszcze nie porobiłam. Nie polakierowałam też tak jak trzeba, bo lakier mi się kończy. Wczoraj kupiłam i na niego czekam. Czekam też na dwie książki z rękodzieła, worek kamieni i trochę drewnianych przedmiotów do zdobienia. Jakoś to powoli się wszystko toczy.
Dziś zrobię może kartki, polakieruję to i owo i poczytam, bo powieść, którą jakiś czas temu kupiłam jest nawet fajna. Chyba kupię dalsze części. Krzysiek idzie biedak do pracy i ciężka dniówka go czeka. Ja mam raczej fajne życie i narzekać nie mam powodu...

Ta skrzynka jest w naturze jasnoróżowa, a motyle są fioletowe. To moje ulubione ostatnio kolory oprócz kolorów jesieni. Cóż kiedy na zdjeciach kiepsko wychodzą...

czwartek, 16 lipca 2015

Trudne dni, trudne decyzje i dieta i wytworki...

Te ostatnie dni były niełatwe, bo musiałam wyjeżdżać z domu w pilnych sprawach. Wyjazdy były dwa, bo nie dało się wszystkiego na raz załatwić. Czekają mnie jeszcze dwa. Tylko nie wiem kiedy. Muszę jechać po jakieś szklane rzeczy do zdobienia. Może też uda mi się kupić coś z drewna w sklepie chińskim. Muszę też jechać na pocztę opłacić kurs. Mam na to dwa tygodnie. Kursu zostały jeszcze tylko 4 zeszyty. Co dalej nie wiem... Myślałam o kursie psychologicznym lub webwritingu, ale teraz bardziej mnie kusi rękodzieło. Może poczekam spokojnie na ten kurs pisania ikon...Mam trochę problem z podjęciem decyzji, a rzadko mi się to zdarza....
Problem mam też ostatnio z dietą. Jem więcej, bo rozruszać metabolizm i niestety zaczęłam tyć. Wniosek jest taki, że około 1400 kalorii to przy moim trybie życia i metaboliźmie jest za dużo. Powinnam jeść 1300 góra. Tylko jaką wtedy dietę zastosować by coś jeszcze zrzucić? Przecież chciałam zobaczyć na stałe w tym roku ósemkę z przodu. Większość moich znajomych uważa, że już nie schudnę. No przynajmniej w tym roku. Coraz częściej zaczynam myśleć tak samo w końcu tak zwanego zdrowego stylu zycia nie znoszę. Dieta mnie denerwuje, a ruch uważam za okropnie nudny. Tyle fajnych rzeczy można zrobić w tym czasie który niektórzy przeznaczają na bezmyślne machanie nogami czy tym podobne zajęcia.
Nie mam za to problemu z działaniem typu robótek. Wena jest cały czas i działam. Robię kartki. Ostatnie zrobiłam wczoraj, bo mi brakło podkładów. Działam też w decu. Wczoraj zrobiłam lampion z literatki. Dziś robię drugi. Została mi jeszcze do ozdobienia duża skrzynka i parę drobiazgów typu zakładki czy karafka. Zakupy  nowych przedmiotów już zrobiłam i czekam aż przyjdą. Czekam również na drobiazgi do wyrobu kartek, a w przyszłym tygodniu moze kupię kamienie, które też będę zdobić.


Ta kartka jest zrobiona specjalnie dla mojej mamy na imieniny, bo to i jej kolory i T Lautrec, którego uwielbia. Inne zamieściłam na galerii i spróbuję sprzedać...









wtorek, 14 lipca 2015

Nowy blog...

No i nadeszła pora, by ruszyć ze sprzedażą swoich wytworków. Pomyślałam sobie by założyć nowy blog i tam zamieszczać wszystkie swoje wytworki z którymi bym była skłonna się rozsać. Założyłam galerię i zamieściłam tam większość swoich prac, choć jeszcze nie wszystkie. Prac będzie przybywać więc warto to śledzić na bieżąco, bo może coś się spodoba. W najbliższym czasie przybędzie zwłaszcza kartek robionych typowo dla panów i może kolczyków i lampionów z kieliszków. Jeszcze trochę i znowu zacznę robić czapki. Myślę też o poduszkach, obrazach typu ikon. Przejść na galerię można bezpośrednio z tego bloga/pasek boczny/.Zapraszam serdecznie...
http://zaciszeartgaleria.blogspot.com/

poniedziałek, 13 lipca 2015

Wytworki, senność, kolczyki, zaniedbania i przetwory...

Dziś wstałam okropnie późno, bo o 11. Spałabym jeszcze, ale Krzysiek się zdenerwował i zabrał mi kołdrę. Nie mógł znieść, że zrobił mi kawę a ona stała i stygła. Wstałam, wypiłam dwa łyki kawy i usnęłam z powrotem w pokoju dziennym. Spałam jeszcze ponad godzinę. Nie wiem co mnie dziś naszło. Chyba pogoda i deszcz stukajacy miarowo tak na mnie wpłynęły. Później Krzysiek pojechał do biblioteki, a ja zostałam sama i przeniosłam się do pracowni, żeby polakierować wczoraj zrobione kolczyki. Nie nastawiałam się na zaczynanie niczego nowego, ale jak zobaczyłam głęboką tackę z serduszkami to od razu zapragnęłam ja ozdobić. Wybrałam serwetki z kurami i kogutami. Planuję zrobić przecierki. Taca zostanie w domu, bo mam w niej trzymać ziołowe przyprawy w torebkach. Po to ją kupiłam. Czas pomyśleć o zakupach przedmiotów do zdobienia, bo już niewiele zostało. Tym razem chcę kupić kolczyki, magnesy, broszki, zawieszki w kształcie serca, ściankę pod kalendarz i może ze 2 kasetki. Muszę też kupić lakier, bo znika w iście zastraszajacym tempie. Kuszą mnie wieszaki i taca, ale to już nie tym razem.









Ostatnio przez te robótkowe szaleństwa bardzo mało czytam. Czeka na mnie kilka książek, które kupiłam i sterta nieprzeczytanych czasopism o ebokach zgranych na komputer nie wspomnę. Nie ogladam też filmów. O pisaniu opowiadań i wierszy też nie myślę. Książka z haiku w lesie. Nie przepisana jeszcze, a jesienią miałam ją wysłać do wydawcy. W przyszłym roku miałam pomyśleć o wydaniu książki z opowiadanami, a ledwie kilka napisałam. Koniec świata... Pewnie zimą do tych spraw wrócę, gdy z pracowni z powodu zimna nie da się korzystać... 
Nie myślę też na razie o przetworach, bo spiżarna prawie pełna. Zostały i dżemy i kompoty. Przydałoby się zrobić trochę lecza i bigosu z kabaczka, ale poczekam aż będzie wszystko tańsze. Powinnam zrobić ogórki, ale się boję, bo zeszłoroczne prawie wszystkie były niejadalne. Będę też w sierpniu robić surówki i może fasolkę szparagową. Zrobię też jeszcze kilka nalewek.


sobota, 11 lipca 2015

Lenistwo, rękodzieło i kocie uszy...

Ostatnio i mnie i Krzyśka ogarnęło lenistwo i nic w domu nie robimy. On po pracy zamiast np. skosić podwórko, bo trawa już po pas woli spać albo czytać. Ja znowu nie sprzątam tylko siedzę w pracowni i produkuję wciąż nowe wytworki, których sprzedać nie porafię. Na zbyt długie siedzenie w pracowni Krzysiek się złości, a ja na jego krzyżówki albo czytanie. Zmian w tym względzie nie przewiduję, bo całe życie unikałam sprzątania i zabierałam się za nie gdy już bardzo musiałam czyli najwyżej raz w tygodniu. To się sprawdzało przy małej ilości zwierząt, ale teraz przy całym stadzie wszędzie jest pełno sierści. Mnie to w zasadzie nie przeszkadza. Muszę mieć natomiast porządek w rzeczach. O tu jestem pedantka wręcz. Wszystko musi leżeć na swoim miejscu tak bym natychmiast wszystko mogła znaleźć. Krzysiek natomiast lubi mieć czystą podłogę, a ona niestety czysta nie jest i dlatego się złości. Nie może mnie zrozumieć, czemu w papuciach wybiegam do ogrodu czy do mamy i piasek znoszę, a do sprzątania tego się nie garnę. Zmienić się pod tym względem już nie zmienię, więc jego złości będę musiała znosić...
Wczoraj też nie zrobiłam tego co zaplanowałam. Miałam iść plewić, a cały dzień spędziłam w pracowni. Zrobiłam kilka par kolczyków i skończyłam dwie skrzyneczki. Dziś będę działać dalej. Zaczęłam następne kolczyki. Kuszą mnie też kartki. Ostatnio przyszedł mi dziurkacz narożny. Wykorzystałam go już, ale jeszcze więcej kartek chcę nim ozdobić.









Dziś po południu mam iść do koleżanki. Nie za bardzo mi się chce, ale tym razem by wypadało, bo koleżanka potrzebuje dodatkowych wyjaśnień względem horoskopu, który jej zrobiłam.
Na jutro nie mam planów. Chcę ten dzień spędzić przyjemnie i tak pewne będzie, bo nic stresujacego nie przewiduję. Pewnie tylko zrobie kotom porządek z uszami, bo znowu niektórym śwerzbowiec uszny wrócił. Już nie mam siły. Czego ja nie stosowałam i ludzkie leki i kocie, a to draństwo ciągle wraca. Tym razem ma Rozi, Filuś i Józek. Mam nowe lekarstwo, którym smaruje się uszy trzy razy tydzien po tygodniu. Ciekawe na jak długo pomoże tym razem. Ostatnio spokój był trzy miesiące,