Codzienność

Codzienność

niedziela, 28 lutego 2016

Nic nowego prawie...

Nadal nic nowego. Moje dni przebiegają podobnie. Wstaję późno, piję kawę, maluję, robię obiad, pracuję, czytam, idę spać. Późno, bo koło 3 w nocy. Lubię ten mój rytm i schematy oraz przewidywalność. Nie lubię niespodzianek. To dla mnie stres i niepokój. Źle na mnie wpływają. Chciałabym tylko trochę wcześniej chodzić spać i co za tym idzie nie wstawać o 12 a powiedzmy o 9. Całe życie byłam sową, ale usypiałam koło północy. Teraz to mi się nie udaje. Kręcę się w łóżku i wściekam. Później zasypiam w mig.
Dziś też dzień będzie spokojny. Malowanie jeszcze przede mną. Spróbuję pasteli suchych. Już wczoraj namalowałam pejzaż w tej technice. Bardzo ją lubię. Oprócz tego powstały dwie akwarelki. 







Jutro Krzysiek jedzie na kurs BHP. Zadowolony nie jest. Dziś ma do wypełnienia masę papierów i wścieka się całkiem otwarcie. Od piątku już idzie do pracy. Wcale się nie cieszy. Rozleniwił się przez to wolne, przywykł do domu, do późnego wstawania i zajmowania się tym co lubi czyli czytaniem i krzyżówkami. Nie będzie mu łatwo. Szkoda mi go. Jednocześnie się cieszę, że ja mam możliwość zarabiania w domu i do pracy nie muszę chodzić. Gdy pracowałam to wychodziłam prawie z płaczem, a wstawanie ranne było męką.
Dziś po południu mam trochę pichcenia. Chcę upiec chleb. Taki z otrębami i ziołami oraz pasztet z soi. Ten pasztet to ma być eksperyment. Użyję granulatu. Takiego jak na kotlety mielone. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Czy się nie rozpadnie, bo w smaku powinien wyjść dobry tak jak kotlety. Bardzo lubię potrawy z soi. Zarówno z ziaren jak i gotowe typu kotlety czy granulat. Jadłam tego kiedyś całą masę gdy byłam wegetarianką.

piątek, 26 lutego 2016

Malowanie, codzienność i zakupy...

Nadal maluję jak szalona i nie nudzi mnie to. Wczoraj powstały trzy akwarele. Dziś też nie będę próżnować. Od wczoraj maluję również kwiaty. Natomiast obraz olejny, który zaczęłam chyba nie powstanie. Po pierwsze wychodzi taki sobie, bo nie potrafię malować wody olejami. Po drugie w pracowni jest jeszcze za zimno na malowanie. Przedwczoraj tak zmarzłam, że później grzałam stopy na cegle. Poczekam jeszcze z tym. Z powodu zimna też nie skończyłam jajka decoupage.




 
Ostatnio przejrzałam obrazy na Allegro. Są w różnych cenach i mają różny poziom. Postanowiłam też wystawić swoje, bo wygląda na to, że gorsze się sprzedają. Wystawiłam akwarele, pastele i jeden obraz malowany akrylami. To nie wszystko. Wystawię więcej. Może coś się sprzeda, bo ceny dałam umiarkowane. Wstawiam też obrazy na Srebrną agrafkę. Może umieszczę jeszcze gdzieś ogłoszenia o sprzedaży.
Tak intensywnie działam, że musiałam zrobić zakupy. Kupiłam już materiały do decu i wyrobu kartek. Muszę jeszcze kupić podobrazia i papier do akwareli. No i może jakieś pędzle, bo wciąż je niszczę.

środa, 24 lutego 2016

Praca i wydatki, trochę o roślinach, plany zakupowe i akwarele

Krzysiek pracę dostał od 4 marca. Tym razem będzie pracował na 2/3 etatu. Wiele nie zarobi, ale dla nas każde pieniądze są dobre. Renty mamy kiepskie, a zwierzęta i moje hobby kosztują. Całe szczęście, że mamy pozostałe potrzeby skromne. Ciuchy kupuję rzadko, jak się zniszczą poprzednie i to często używane. To samo z firanami, pościelą, obrusami itp. Butów skórkowych nie noszę ze względu na dobro zwierząt. Kosmetyków zbyt drogich nie kupuję i używam z umiarem. Tylko podstawowe, ładnie pachnące, bo kolorowych nie kupuję. Biżuterii w zasadzie już nie noszę. Czasem lubię kupić świece czy olejki zapachowe, ale one aż tak dużo nie kosztują. Czasem kupuję coś do domu typu świeczniki, minerały, coś do kuchni typu rozdrabniacz czy blender. Sporo wydaję na książki i czasopisma. O remontach na razie nie myślę, o zmianie mebli też nie, choć by się przydało, bo stare są w kiepskim stanie. Najwięcej kosztuje mnie żywność i opłaty, zwłaszcza elektryczność i opał. W tym tygodniu znowu muszę kupić węgiel. To trzecia tona w tym roku. Mało poszło, bo zima była lekka i piecokuchni prawie nie używałam. Paliłam w niej może z 5 razy.
Powoli przymierzam się do przesadzania roślin doniczkowych. Wiele mi się zniszczyło w tym roku między innymi wszystkie pelargonie. Kilka kwiatków mam zamiar przesadzić  na początku marca. Resztę po Józefie. Warzyw, ziół i kwiatów jednorocznych w tym roku nie będę siała. Mam zamiar kupić sadzonki. Choć np. floksów drummonda nie ma sadzonek, a bardzo je lubię. To co wysiałam w zeszłym roku zniszczyły mi koty. Szkoda pracy i nerwów.
W najbliższym czasie muszę zrobić zakupy w sklepie plastycznym, ponieważ to i owo mi się kończy. Lakier do decoupage np. mam tylko matowy za którym nie przepadam. Nie mam też podobrazi i zamalowuję stare obrazy. To praktyczne z drugiej strony, bo dom z gumy nie jest.

Ostatnie akwarele.




poniedziałek, 22 lutego 2016

Wiosna, codzienność, to i owo o zdrowiu i praca Krzyśka...

Dziś od rana świeci słońce. Czuć wiosnę. Liliowce już wychylają się z ziemi i kwitną przebiśniegi. W domu jest ciepło. Rozpalę w piecu po południu. Zaraz Krzysiek jedzie do miasta. Musi być w bibliotece i na poczcie z fantami na bazarek koci. Przy okazji zrobi zakupy i wstąpi do brata. Ja w spokoju posiedzę w domu. Ostatnio sporo działam artystycznie. Wczoraj namalowałam kolejnego kota i szkic kolorowy kredkami akwarelowymi na podstawie którego ma powstać obraz olejny. Dziś pewnie też coś podziałam. Ostatni kot i kilka kartek świątecznych już się sprzedało.

 
Kilka dni temu skończyłam serię świecowania uszu. Słuch odzyskałam. Cieszy mnie to, bo bez wizyty u lekarza się obyło. Rwa też powoli po zabiegach Reiki mija. Wcześniej bolała mnie cała noga do stopy. Teraz boli tylko udo. Zastanawia mnie tylko czemu nie przechodzi mi po Reiki ból kręgosłupa. Przechodzi ostry gdy go przeciążę, ale przewlekłe bóle pozostają. Czyżbym miała w tym życiu zmierzyć się z niepełnosprawnością? Czyżby to karma? Sama już nie wiem, ale jakaś przyczyna musi być.
Jutro Krzysiek jedzie do zakładu pracy dowiedzieć się czy będzie miał pracę od marca. Strasznie się denerwujemy oboje. Nie wesoło by było gdyby pracy nie dostał. O inną by było trudno, bo Krzysiek powinien pracować w zakładzie pracy chronionej, a takich w pobliżu nie ma. Samochodu też przecież nie mamy, żeby dojechał. I jak tu się nie martwić?
 

sobota, 20 lutego 2016

Zima, malowanie, kartki, oszustwa i przepis na sos...

A u mnie zima na całego. Śnieg spadł i powolutku topnieje. W pracowni zrobiło się zimno, a mnie ciągnie do malowania. Kusi mnie pejzażyk olejami. Na razie maluję akwarele - koty na bazarki, bo się fajnie sprzedają. Robię też kartki. Ciekawe kiedy zacznę pisać. Ostatnio śniło mi się, ze piszę opowiadanie - kryminał. A kiedy powieść? Chyba już nie w tym życiu, bo czasu mi braknie. Tyle tych zainteresowań mam. Tyle srok za ogon trzymam i wszystko lubię. Z niczego nie zrezygnuję.






Ostatnio przeczytałam w internecie, że pojawiła się jakaś afera z płatnymi esemesami specjalnymi i ludzie płacą rachunki po 1000 zł mimo, że esemesów nie wysyłają. Od razu zablokowałam sobie wysyłanie tych esemesów, żeby problemu nie było. Tchórz jestem i cóż na to poradzić. Ciekawe tylko jak będę teraz wysyłać esemesy np. w celu opłacenia konta premium na Vitalii czy na Zalukaj. Pewnie z Krzyśka telefonu. 
Dietę trzymam, a od wczoraj przytyłam 0,5 kg. Ech. Ja już chyba nigdy nie schudnę. Dziś miałam na obiad ryż brązowy z sosem z soi i pieczarek. Pyszne to było...

Sos

kostka z soi
pieczarki
kostka rosołek grzybowy
mąka
olej
śmietana
pieprz
tymianek
przyprawa grzybowa

Soję ugotować, dodać podduszone na oleju pieczarki, zalać wodą i chwilę pogotować. Dodać przyprawy. Zaprawić mąką i śmietaną. Zamiast pieczarek mogą być maślaki , inne grzyby lub grzyby suszone.

środa, 17 lutego 2016

Relaks, Vitalia, bazarki kocie i powieści...

Wczoraj znowu część wieczoru spędziłam przy kominku do aromaterapii i nastrojowej muzyce. Później medytowałam z minerałami i aniołami. Odpoczęłam. Zregenerowałam się psychicznie. Żałuję, że nie kocham tak jogi jak kocham medytację. Była by z tego korzyść, bo nabrałabym fizycznej sprawności. Niestety w tej kwestii się zwyczajnie migam. Znowu nie ćwiczę. Tym razem z powodu rwy, która mnie jeszcze trochę trapi. Już nie mam nadziei, że ćwiczenia polubię. Mogę je co najwyżej bardziej lub mniej tolerować. Toleruję jogę, tai chi, ćwiczenia cesarzy chińskich. No i jeszcze ewentualnie te na kręgosłup i pilates. Innych ćwiczeń typu zumba czy aerobik nie trawię.
Cały czas jestem na diecie, powoli chudnę, ale pamiętnik na Vitalii niestety musiałam zamknąć. Jest teraz dostępny tylko dla mnie. Zbyt dużo w nim było złośliwych komentarzy, a nawet wyzwisk. Niektórzy wręcz mieli chyba na moim punkcie obsesję i zaczepiali mnie nawet wtedy gdy pisałam na forum. Nie lubię takich emocji, czepialstwa i nadmiernej krytyki mojego stylu życia do którego mam prawo. Czepiali się o wszystko i o to, że jestem domatorką i o to, że introwertyczką i o to, że jestem rencistą, że mam koty. Próbowali nawet pouczać mnie jak mam postępować z Krzyśkiem. W końcu miałam dość. 
Od kilku dni trwa bazarek na Facebooku dla bezdomnych kotów z cmentarza /https://www.facebook.com/events/343812822477544/ . Wstawiłam trochę fantów, ale na razie zbyt dużego ruchu nie ma. Szkoda, bo te biedne kociaki mają spore potrzeby. Chcę namalować jeszcze ze dwie akwarelki z kotami. Może one się sprzedadzą. Ostatnio miały powodzenie.
Nadal sporo czytam z tym, że pozycje mało ambitne. Głównie powieści kobiece z romantycznym wątkiem. Obejrzałam też sporo filmów w internecie w tym thrillery i seriale między innymi Rodzinę Forsytów. Mam jeszcze do obejrzenia film Buddenbrookowie.

środa, 10 lutego 2016

Planowanie ogrodu, rwa i cudowna joga...

Ostatnie dni z piękną, słoneczną pogodą przypomniały mi wiosnę. Zaczęłam powoli planować ogród. W tym roku część warzywnika do plewienia będzie mniejsza. Powiększę za to część ściółkowaną słomą. Myślę by więcej posiać bobu. W zeszłym roku się udał, a roboty przy nim specjalnej nie ma. Będzie też więcej ogórków, może kabaczków i dyni. Nie wiem co z fasolą szparagową, bo w zeszłym roku się nie udała. Podobnie jak kalarepka. Kapustę zjadł bielinek. Sałatę posadzę w donicach, żeby ślimaki nie zjadły. Więcej będzie buraków na botwinkę. Mniej wysadzę kwiatów do doniczek, bo mam mniej siły i nie będę szarżować.
Wczoraj zerwałam do wazonu forsycję i bazie. Ciekawe czy coś z nich będzie czy postąpiłam zbyt pochopnie. Moja mama twierdzi, że to za wcześnie.
Od dwóch dni znowu mam rwę. Boli jak diabli gdy chodzę i zbyt długo trzymam nogę w jednej pozycji. Do lekarza oczywiście nie pójdę. Spróbuję sobie poradzić sama. Robię Reiki. Myślę też o masażu na gorącym łóżku, ale wyjazdy mi się nie uśmiechają to z tym zwlekam.
A na koniec filmik, który przesłał mi znajomy z Vitalii. Ten mężczyzna dzięki jodze schudł w ciągu 11 miesięcy 56 kg i zaczął biegać, a wcześniej chodził o kulach. To cud jak dla mnie. Od dwóch dni znowu ćwiczę, choć pewnie tak jak on zdeterminowana nie jestem i cierpliwości mi braknie. Nie wiem ale na mnie coś ćwiczenia mało działają. Kiedyś ćwiczyłam przez miesiąc i schudłam tylko kilogram. Ponoć sukces w odchudzaniu to 70 % dieta, a tylko 30% ćwiczenia. No ale ćwiczenia dają sprawność, której mi brakuje. Tak sobie myślę, że gdybym była z 30 kg lżejsza to bym była o wiele bardziej sprawna. Dają też zgrabniejszą sylwetkę. Na tym mi akurat już nie zależy... Chyba się postarzałam...


sobota, 6 lutego 2016

Przedwiośnie, kartki, wiersz i mania czytania...

Od kilku dni czuję przedwiośnie. Jest cieplej, a śnieg, który spadł momentalnie stopniał. Wczoraj i dzisiaj świeciło słońce. Kosów jest coraz więcej. Przychodzą się najeść w miejsce gdzie mama wysypuje ziarno dla gołębi. Dziś w nocy w sypialni było mi za gorąco. W nocy się odkrywałam, a i tak się obudziłam spocona. Dzisiaj już grzejnika nie włączę. Nie mam zamiaru się męczyć. Chyba koniec zimy choć jeszcze powinna trwać.
Ostatnio mniej śpię w dzień i bardziej działam. Napisałam pierwszy od kilku miesięcy wiersz. Chodzą za mną haiku. Zrobiłam kilka kartek na bazarki dla kotów. We wtorek jadę do miasta to wydrukuję sobie napisy świąteczne, bo czas się zabrać za kartki na Wielkanoc. Kupiłam też trzy jajka i mam zamiar je ozdobić techniką decoupage. Chcę je sobie zostawić do dekoracji stołu. Zobaczymy jak wyjdą. To moje pierwsze...

Zaśpiewam ci

Zaśpiewam ci
piosenkę o przedwiośniu
o puchatych jak kłębuszki waty baziach
kiełkach przebiśniegów
o ostatnich już może płatkach śniegu
tańczących wdzięcznie w słońcu

nie wiem czemu
w tym roku bardziej tęsknię
za wiosną
rosą na trawie
i na pajęczynie układającą się
w drogocenny naszyjnik
za stokrotkami
i śpiewem skowronka

spójrz
przyleciały już kosy
a zima spływa do morza
czyżby już czas








Nadal bardzo dużo czytam. Ostatnio thrillery medyczne i o psychopatach. Raczej takie dla kobiet. Czytnik uważam za bardzo udany zakup. Nie mogę się nim nacieszyć. Sprawdza się nawet przy czytaniu pdf- ów choć druk w tym przypadku jest raczej drobny. Czekają na mnie jeszcze trzy książki z biblioteki. Dwie powieści i jedna historyczna typu dokumentu o polskich królowych. To pierwsza część. Drugą już przeczytałam.

środa, 3 lutego 2016

To i owo i świerzbowiec

Dziś byłam z Filusiem u weterynarza na zdjęcie szwów. Myślałam, że będzie jeszcze jeden zabieg, bo uszko jest trochę zgrubiałe, ale okazało się, że wszystko w porządku. Zabieg nie jest konieczny. Teraz jest kłapouszkiem. Uszko jest zniekształcone, ale jemu to nie przeszkadza. To mnie tym bardziej. Problem jest tylko ze świerzbowcem. Dwa zastrzyki za nim i nadal to draństwo jest. Dziś dostał trzeci zastrzyk. Jeśli to nie pomoże to za 10 dni mam jechać do przychodni po taki preparat w zawiesinie. Oprócz niego świerzbowiec wrócił 7 kotom. Mają wprawdzie troszeczkę, ale jednak. Już kupiłam Advocate. Kupiłam też dla Józka saszetki urinary. Myślałam, że nie zje, ale zjadł. Chyba będę mu kupować od czasu do czasu skoro lubi.
Dzisiejszy wieczór będzie spokojny. Odreaguję wyjazd. Może trochę poczytam. Może zrobię ze dwie kartki. Brakuje mi ostatnio malowania, ale w pracowni za zimno, a do pokoju dziennego całego kramu nie chcę przenosić. Poczekam więc choć zdaję sobie sprawę, że zbyt mało ćwiczę, żeby postępy były. Czekają też na mnie do zrobienia jajka. Mam zamiar je ozdobić w technice decoupage. Ozdobią mój stół. 
Z dietą mi nie idzie. Najpierw schudłam 2 kg. Byłam zadowolona co oczywiste. Niestety kilogramy w ciągu jednej nocy powróciły. Teraz myślę o diecie 8 godzinnej. Polega na tym, że je się tylko przez 8 godzin. W pozostałe można tylko pić i to napoje bez cukru. Trzeba ćwiczyć 8 minut dziennie. Niektórzy całkiem nieźle na tym chudną. Czy mnie to pomoże. Zobaczymy...