Codzienność

Codzienność

piątek, 23 sierpnia 2013

Oddech jesieni, poezja, pożegnanie drzew, zakupy i potrawy na chłody...




Żniwa już przeszły a już powoli czas obfitości  i w ogrodach też się kończy. Jeszcze tylko drzewa w sadach uginają się od owoców. Spiżarnie stopniowo się zapełniają a przetworów przybywa i u mnie. Czas jest bardzo pracowity i płodny. Czas  na pierwsze podsumowania co mi się w tym roku udało zdziałać a co jeszcze czeka na realizacje. Czas też na okazanie wdzięczności matce naturze za dostatek i czas przełomu bo powoli lato się kończy i czuć już zbliżającą się nie ubłagalnie jesień. Pierwsze bociany już odleciały a następne szykują się do podróży. Podobnie jaskółki. Słońce inaczej świeci i niby daje ciepło w dzień ale nie grzeje zbyt mocno tak, że upały już nie takie dotkliwe. Liście na agrestach i porzeczkach już podeschły i stały się papierowe, winogron dojrzał i zaczyna gubić liście a winobluszcz zaczyna się przebarwiać na czerwono. Czarny bez już prawie dojrzały a orzechy jeszcze trochę i zaczną pękać. Pokrzywa już straciła urodę i przestałam dodawać ją do potraw. Poranki są już chłodne podobnie jak noce i wieczory. Od kilku dni zarzucam już wieczorem chustę na zziębnięta ramiona a wczoraj w nocy odkryłam się i obudziłam z zimna. Marzę o rozpaleniu w piecu a moja mama pali już wieczorami, od kilku dni czego jej zazdroszczę. Koty nie gubią już sierści i od paru dni wyjadają wszystko z misek a Mruczek zaczął wciskać się pod koc i tak śpi przytulony do mnie. Opanowała mnie nostalgia i sporo wierszy powstaje...

  Gdy lato z jesienią się wita

za tydzień dzień dwa
powitam miękkie rysy dnia
z zachwytem tonąc
w oczach jesieni

mgły lekkie jak woal
ośmielone rześkością poranka
rozgoszczą się
na łąkach i ugorach
zafalują między pniami brzóz
przytulą do serca astry
a przed chciwym wzrokiem skryją
pękające orzechy i rumiane jabłka

pyszne liście powoli zaczną
nucić pieśń rozstania
a winobluszcz pierwszy
krwistym rumieńcem
pożegna odchodzące lato

bociany po raz ostatnio
przepłyną sennie nad polami

a ja odkryję
zwiewną nitkę babiego lata
podążającą ku słońcu


Piszę też haiku i brakuje już tylko kilku a będzie następny tomik, który wydam prawdopodobnie w przyszłym roku. Ostatnio moje haiku o tematyce letniej zdobyło pierwsze miejsce w konkursie z czego bardzo się cieszę...

oto ono

drzewo przy ganku
stopnie schodów do domu
żółte od gruszek


a to haiku na powitanie jesieni

winobluszcz obok drzwi
pierwszy czerwony liść
przy twojej twarzy


chłód o poranku
suchy liść winorośli
w twoich dłoniach

http://poezjaduszmalowane.blogspot.com/2013/08/drzewo-przy-ganku.html


Czuć już  rześki oddech jesieni a u mnie od poniedziałku zaczyna się wycinka pierwszych drzew, tym razem dwóch jabłonek. Jest mi ich tak strasznie żal bo zżyłam się z nimi, przyzwyczaiłam się do nich, pamiętam je od dziecka no i to mój dziadek je sadził i pielęgnował. Były piękne- gęste, rozłożyste i zielone. Rodziły wspaniałe soczyste i kruche, słodko- kwaśne jabłka, bardzo smaczne i duże, doskonałe i do schrupania i na przetwory i do ciast. Nigdy bym ich nie wycięła gdyby nie to, że bardzo ostatnio zmarniały i już prawie uschły. Od kilku lat nie dawały już owoców ani cienia i nawet ptaki już nie wiły w ich koronach gniazd a i rzadko przysiadały. Tyle lat zwlekałam i zwlekałam ale w końcu decyzja podjęta i  za kilka dni tych wspaniałych drzew już nie będzie a w przyszłym roku na ich miejscu będą pewnie już rosły nowe młode drzewka bo bardzo mi brak własnych owoców. Drewno się nie zmarnuje bo zostanie pocięte na klocki i w ten sposób moje ukochane drzewa po raz ostatni obdarzą mnie w zimie dobrem- tym razem ciepłem a mnie pozostaną zdjęcia i wspomnienia...Przemijanie ale taka jest kolej rzeczy...






Upały przeminęły i wybrałam się wreszcie na targ na zakupy. Wyprawa była bardzo owocna bo przytargaliśmy z Krzyśkiem sporo owoców na przetwory czyli na sos chiński i na sos paprykowo-czosnkowy oraz parę drobiazgów z giełdy staroci i piękny taboret na kręconych nogach. Nie są to wprawdzie antyki ale oko cieszą. Solniczka z porcelitu stoi już umyta i wyparzona na blacie a komplet kuchenny z Włocławka składający się z łyżek, widelca, ubijacza i tłuczka zdobi już ścianę w kuchni a taboret zachęca do odpoczynku w pracowni. Przy okazji pobytu na targu odwiedziłam też miejsce gdzie sprzedawany jest drób i króliki i widziałam kury między innymi młode mieszane z zielononóżkami po 20 zł. Wyglądały bardzo dobrze i pewnie bym je kupiła. bo rodzina już prawie urobiona ale trzeba jeszcze poprawić komórkę a w tym roku raczej z tym nie zdążymy...Teraz marzę o kozie a raczej o parze z karpackich bo skoro są na hodowlę dotacje to tak sobie myślę, że młode także koziołki, od mojej pary miałyby szansę na  długie życie...Rodzina  a zwłaszcza Krzysiek jest oczywiście przeciwna a ja się nie zgadzam na pozbawianie życia młodych. A więc muszę wszystko przemyśleć...

Jesień za pasem i powoli wprowadzam do jadłospisu coraz więcej potraw mięsnych i treściwych. Jemy więcej ziaren w tym ciecierzycy i soi a dziś były na kolacje śledzie...


Śledzie w ziołach

5 płatów śledziowych
1 duża cebula
0, 5 łyżeczki pieprzu
0,5 łyżeczki majeranku
0,5 łyżeczki tymianku
0,5 łyżeczki rozmarynu
0, 5 łyżeczki bazylii
5 łyżęk oleju
5 łyżek octu

Śledzie wymoczyć i pokroić. Cebulę rozdrobnić. Przyprawy wymieszać. W słoiku układać warstwę śledzi i cebuli, posypać ziołami polać olejem i octem. I tak na przemian. Wstawić na 2 godziny do lodówki i smacznego...

czwartek, 15 sierpnia 2013

Święto, czytadła, przetwory i domowe SPA...

Dziś leniuchuję od rana do wieczora i poza ugotowaniem skromnego, jednodaniowego obiadu i przygotowaniem ziół na bukiet do święcenia nic konkretnego  nie zrobiłam. Bukiety zrobiłam dwa w tym jeden dla mojej mamy bo mama, wielka patriotka, od rana świętowała po swojemu czyli zaraz po zawieszeniu flagi zasiadła przed telewizorem i oglądała co się dało a co miało związek z dzisiejszym świętem a były i przemówienia i defilady. Bukiety zostały poświęcone w kościele przez sąsiadkę, która do kościoła chodzi a w zasadzie jeździ własnym samochodem i zawisły nad drzwiami wejściowymi do domu. W tym roku znalazły się w nich: pokrzywa, mniszek, malina, koniczyna, krwawnik, mięta,  2 marniutkie gałązki dziurawca i piołun. Jak to dobrze, że podwórko dawno nie koszone...

Po obiedzie zabrałam się buszowanie po Chomiku i natknęłam się na jedną z moich ulubionych książek Medicus z Saragossy autorstwa Noaha Gordona. Książkę ostatnio czytałam dawno bo co najmniej kilka lat temu i bardzo mi się wtedy spodobała podobnie jak następne z cyklu o lekarzach tego autora. Tym razem zerknęłam do niej tylko i ponownie utonęłam na kilka godzin bo okazało się ,że niewiele już pamiętam. Tak więc czeka na mnie kilka czytadeł do których chętnie wrócę w wolnej chwili...A swoją drogą i krótka pamięć bywa czasem przydatna....







A po kolacji nagrzałam sobie cały bojler wody i zrobiłam sobie,,seans''w łazience, takie mini SPA domowe ze świecami, wonnymi olejkami i automasażem. Był i peeling, tym razem cukrowy i maseczka oczywiście naturalna i odżywka na włosach i błogie wylegiwanie się a nawet kilkakrotne dolewanie gorącej wody aż Krzysiek się okropnie zdenerwował i wyciągnął mi korek z wanny...i nastrój prysł...

Peeling cukrowy

3/4 szklanki cukru
4 łyżki /około/oleju z pestek winogron/tym razem/
kilka kropli olejku/waniliowy i jabłko z cynamonem/

Wszystko wymieszać i używać jak peeling. Skóra po zabiegu jest pachnąca, miękka i lekko natłuszczona.

Maseczka z pomidora


 Miąższ pomidora rozgnieść widelcem, dodać trochę oleju/oliwa z oliwek np./ i śmietany i wymieszać. Posmarować twarz, szyję i dekolt na 20, 30 minut.


a na koniec dwa przepisy na przetwory

Fasolka szparagowa

1 kg fasolki
sól
cukier

Przygotować 6 słoików po klopsach, wypełnić je fasolką do 3/4 wysokości i zalać gorącą zalewą zrobioną wg. proporcji na 1 litr wody 1dkg soli i 2 dkg cukru. Pasteryzować 2 x po godzinie.

Chutney z brzoskwiń


1 kg brzoskwiń
50 dkg cebuli
2 papryki
2 łyżeczki gorczycy
15 dkg rodzynek
1 szklanka octu
1/2 łyżeczki pieprzu
1/2 łyżeczki carry
2 ząbki czosnku
sól
1/2 szklanki cukru
żelfix dla niecierpliwych

Brzoskwinie wypestkować i pokroić, dodać pokrojone papryki i cebulę oraz wszystkie pozostałe składniki poza żelfixem i gotować pod przykryciem aż zgęstnieje/w wersji bez żelfixu/ lub około 45 minut z żelfixem. Gorący nakładać do słoików po dżemach i pasteryzować 20 minut. Chutney można też przygotować z dodatkiem pomidorów.

Dobrej nocy...









wtorek, 6 sierpnia 2013

Ogródek, malunki i cierpiące koty...

Upał, upał i upał a mnie czeka dodatkowa praca i to w dodatku fizyczna bo kusi mnie ogródek warzywny i trzeba przygotować na niego miejsce. Miejsca jest dużo ale ja na początek planuję tylko kilka małych grządek bo nie wiem czy sobie z pracą głównie plewieniem poradzę a Krzyśka nie mam zamiaru do pomocy za bardzo angażować. Własny ogródek to dla mnie prawdziwe wyzwanie bo nigdy ja jako ja ogródka nie miałam, nie znam się na tym i nigdy się ogródkiem nie zajmowałam a plewić wręcz nie cierpię. Na dodatek boję się upałów, kleszczy, komarów i mam chory kręgosłup. No ale zobaczymy. Krzysiek jest oczywiście przeciwny i już zapowiedział, że go w tym ogródku często widywać nie będę. Zgodził się tylko po awanturze z wielkimi oporami przygotować mi miejsce czyli usunąć chaszcze i chwasty wieloletnie wysokie prawie na metr, rozrzucić nawóz spod gołębi i wstępnie wszystko skopać. A reszta należeć będzie do mnie. Na razie czytam poradniki o działce należące kiedyś do mojego taty i pilnie się uczę i powoli planuję. Już wiem, że chcę mieć rzodkiewkę, pomidory, ogórki, buraki na botwinkę, siedmiolatkę, czosnek, szczypiorek, kalarepkę,  parę sałat i różnych kapust, kabaczki i może dynię. Myślę też o ziołach, fasoli szparagowej, rabarbarze, chrzanie, czarnej rzodkwi, poziomkach i truskawkach. Myślę i myślę ale zdaję sobie sprawę, że wszystko to co bym chciała mieć zajęło by sporo miejsca a to oznacza baaaardzo dużo plewienia. No chyba, że część roślin posadzę na grządkach przykrytych czarną folią... No i jestem w kropce...A tu mama wyskoczyła jeszcze z astrami, nagietkami, cyniami i rządkiem ziemniaków...Mama jest mądra bo w Kamesznicy miała przepiękny ogród i wszystkie warzywa nawet na zimę swoje tylko nie bierze pod uwagę tego, że w Kamesznicy była ziemia gliniasta a w Będzinie jest piaszczysta...

Przez te upały Krzysiek jest pokrzywdzony bo ja prawie wcale mięsa na obiady nie podaję. Dziś też była tylko zupa bez wkładki co go oczywiście nie ucieszyło a na kolację ciasto ze śliwkami z czego się ucieszył...

Zupa selerowo - porowa

spory seler
2 pory
marchew
3 kostki rosołowe
olej
śmietana
sól
pieprz
zioła/carry,imbir/
mała cebula
mąka
6 sporych ziemniaków

Ziemniaki pokroić w kostkę, zalać wodą, dodać rosołki, przyprawy i starte warzywa uduszone na oleju do miękkości z pokrojonym porem i cebulą. Gotować około 20 minut. Na koniec zaprawić mąką i śmietaną. Można dodać boczku wędzonego albo kiełbasy.



No i znowu maluję i akwarelami i akrylami też choć łatwe to nie jest bez sztalugi, której jeszcze nie mam z powodu braku miejsca...Nie mam też miejsca na drewniane przedmioty do zdobienia, które mam zamiar malować i pracowni też jeszcze nie mam...Mam za to pomysły, które zapisuję , żeby mi nie umknęły. A nie mam aparatu który by dobre zdjęcia robił tego co namaluję bo te co mam/oba/zmieniają kolory na mdłe i jakieś takie bez wyrazu...


,,Rozkwit" z cyklu ,,Kwiaty duszy''


,,Skrzydła nocy" kolory wyjątkowe paskudne wyszły na zdjęciu...


A prawie na koniec moje futra...





 I na koniec przecudne maleństwa z Warszawy, które pragną żyć a których życie może się skończyć szybciej niż się naprawdę zaczęło jeśli nie znajdzie się ktoś chętny do pomocy...A wszystko przez to, że ludzie uparcie uchylają się od sterylizacji i kastracji...Dlaczego???Przecież to cierpienie niewinnych istot niczemu nie służy...

P O M O C Y !!!
dramatycznie potrzebuję pomocy dla tych malców - KAŻDEJ !!! - koty z owrzodzonymi oczkami w wyniku kk, wczoraj /4.VIII.2013./ przyniesione do lecznicy w pudełku po butach - jako "ślepe kotki do uśpienia" ...
nie mam : miejsca, kasy, pomysłu co z nimi zrobić, a nie mogą zostać w lecznicy ... :((( pomocy please -- dajmy im szansę ...
Wawa i okolice , kontakt: 600 489 614, anja7807@o2.pl
 (3 zdjęcia)

I kochana Łatka, której nikt nie chce a która sobie na wolności sama nie radzi...Co z nią będzie zimą???Umrze gdzieś w niewyobrażalnym cierpieniu...I komu ta śmierć jest potrzebna???Czym biedula zawiniła???


Edycja : Ta urocza koteczka wciąż czeka na swoje miejsce na ziemi gdzie będzie kochana i rozpieszczana !! Prosimy o udostępnianie jej ogłoszenia, ona nie ma gdzie wrócić !! 
Czasu co raz mniej, a to biedactwo nikomu nie skradło serduszka  Ten koci stworek bardzo pilnie potrzebuje DOMKU. DOMKU PRZYBYWAJ !!

Gdyby to biedactwo mogło mówić… toby zapłakało. Łatka to młoda kicia. Trafiła do Koterii zabiedzona, wychudzona, chora i w ciąży. Obraz nędzy i rozpaczy. Smutna, a jednocześnie tak ufna, że nie da się jej nie pokochać. Kotka pilnie poszukuje domu. Biedna nie może wrócić w miejsce bytowania. Poszukujemy dla niej opiekuna, który odmieni jej smutny koci los i zapewni bezpieczeństwo i opiekę, której nigdy wcześniej nie zaznała.

Kot przebywa w Warszawie.
Płeć - kotka
Sterylizacja -
testy FeLV/FIV - nie wykonano

Kontakt w sprawie adopcji: 884 669 138
lub koteriaodkuchni@gmail.com


I jeszcze..

Samotna kobieta z Kielc umierająca na raka prosi o adopcję swoich kotów. Jeśli masz możliwość przygarnięcia chociaż jednego kotka , to proszę o kontakt z numerem telefonu : 500062637. Kotów jest kilka , liczy się każdy pomocny nowy dom. Najmłodsza jest Azunia - ma 7 miesięcy, następnie dwie 4-letnie kotki po sterylizacji - Lusia i Myszka oraz 5-letni kot Pusik (po kastracji). Bardzo prosimy o pomoc.

I wiele, tak wiele innych...

Dobrej nocy...

czwartek, 1 sierpnia 2013

Urok wspomnień czyli Oszczywilk, moje malowanie i pisanie i przetwory...



Lipiec minął a u mnie remonty nie skończone ani nikogo nie znalazłam, kto by był chętny do podawania Józkowi tabletek przez kilka dni, żebym mogła wyjechać do Oszczywilka. I pewnie już w tym roku nikogo nie znajdę. A w Oszczywilku teraz żniwa. Chciałam pojechać w zasadzie przed żniwami bo planowałam przywieźć trochę kłosów na stroik ale kolejny rok nic mi z tych planów nie wyszło. Tak pewnie miało być i nie pozostaje mi nic innego jak to zaakceptować. Krzysiek się wcale tym, że kolejne lato siedzimy w domu, nie przejął a żniwa i jakieś tam kłoski to dla niego żadna atrakcja- miał tego dość gdy w Oszczywilku mieszkał. A mieszkał przez całe dzieciństwo i dopiero w wieku 16 lat przeprowadził się  do pobliskich Ryk i zamieszkał w blokach. W Oszczywilku pozostała babcia i gospodarstwo czyli parę hektarów pola, parę krów, świnie, kury i niewielka plantacja truskawek. Krzysiek za dobrze nie wspomina czasów dzieciństwa z powodu ciężkiej pracy i przy domu i w polu i przy zwierzętach. Wieś nie ma dla niego żadnego uroku i o zamieszkaniu na wsi słyszeć nawet nie chce. Czuje się mieszczuchem, bardzo za miastem tęskni i ciągle marzy o sprzedaży domu i przeprowadzeniu się do bloków. Tak sobie jednak myślę, że gdybym bardzo nalegała zgodziłby się zamieszkać w Oszczywilku bo miałby blisko do Ryk, które kocha i o których zapomnieć nie może. A powrotu w tamte okolice już na stałe niestety nie ma bo domek w Oszczywilku nie nadaje się do zamieszkania bez  rozbudowy czyli wykończenia 2 pokoi, dobudowania ganku, łazienki i pracowni. Trzeba by też założyć jakieś ogrzewanie typu kominka czy piecokuchni i wyremontować kuchnię w tym wspaniały piec z zapieckiem. To zbyt duży remont i zbyt dużo pieniędzy a coraz młodsi nie będziemy i w  totolotka nie gramy...No a na sprzedaż mojego domu nigdy się nie zgodzę bo nie pozbędę się czegoś co budowali moi przodkowie, gdzie żyli, kochali i umierali...




Ostatnie dni były pracowite ale i bardzo owocne bo skończyłam pisać jedną książkę i zabrałam się za drugą...

Potok słów nie oznacza głębi myśli

Nie każdy głupi mądrość doceni i nie każdy mądry głupotę zgani

Co dla jednego jest mądrością dla drugiego może być szczytem głupoty

Nie każdy elokwentny ma coś mądrego do powiedzenia

Głupi z głupotą za pan brat mądry od niej stroni



Pracowni jak nie było tak nie ma ale przestałam się tym przejmować i od wczoraj znowu maluję. Wczoraj najpierw trochę szkicowałam a później namalowałam głównie akwarelami kolejnego anioła z serii ,,witrażowej"z tym, ze tym razem w formacie a4 a dziś malowałam akrylami wg. zasad vedic art ale jeszcze nie skończyłam. Powstający obraz jest ciemny, mroczny i tajemniczy jak noc i nosi tytuł,,Skrzydła nocy". Zapowiada się interesująco...Mam też zamiar  spróbować malowania na drewnie i dzisiaj po południu rozglądałam się już za materiałami a jest w czym wybierać. Wczoraj miałam też ofertę wymiany  mojej akwarelki z makami za bluzkę. Niestety nie zgodziłam się bo choć bluzka była nowa i markowa to zupełnie nie w moim stylu...



Dziś robiłam też przetwory czyli kolejne słoiki fasolki szparagowej a jutro będę robić chutnej z brzoskwiń i następne słoiki fasolki.  W sobotę też nie będę próżnować bo mam zamiar zrobić kilka słoików ogórków konserwowych o ile mi się uda kupić ogórki. Półki w spiżarce zapełniają się stopniowo i niewiele miejsca zostało a chcę jeszcze zrobić parę dżemów z wiśni z dodatkiem wiórek kokosowych, kilka czyli co najmniej 9 słoików chutnej, paprykę, kapustę z warzywami i może coś z mirabelek. Kusi mnie też dynia...



Dobrej nocy...