Codzienność

Codzienność

czwartek, 20 grudnia 2012

Do świąt coraz bliżej...

Obudziło mnie słońce i wściekle szczekający Pikuś. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do drzwi ale za drzwiami żywej dyszy nie było. Pewnie znowu przebiegał pod domem jakiś pies. Pikuś jest bardzo cięty na psy. Szczeka i warczy na wszystkie bez wyjątku. Nawet na te dwa razy większe od niego. Nie wiem czemu taki jest, pewnie dlatego, że wychowany jest z kotami a z psami styczności nigdy nie miał. Myślałam o kastracji ale Krzysiek się nie zgadza i przekonać się raczej nie da. 
Jak już wstałam to wstałam, chociaż mi się jak zwykle nie chciało.Nastawiłam wodę na kawę i jedzenie dla zwierząt i zabrałam się za piec.Wyczyściłam popiół, wyniosłam na dwór i znowu znalazłam kilka piórek z gołębia. Nie wiem czy następny gołąb upolowany czy tylko poturbowany.Szukałam w trawie przez chwilę ale go nie znalazłam.Ciekawe co na te gołębie poluje. Mama twierdzi, że kotka od sąsiadów się na nie czai. Może ona , a może lis a może jeszcze coś innego, jastrząb np. lub kuna. Któż to może wiedzieć. Szkoda mi tych gołębi ale nic poradzić nie mogę. Tak już jest natura stworzona, że jeden zwierzak zjada drugiego i trzeba to zaakceptować.
Po 12 wybrałam się na zakupy do miasta, czego nie cierpię. Od zawsze jestem domatorką i za wychodzeniem z domu nie przepadam. Nie lubię się stroić przed wyjściem, stylizować włosów i malować paznokci. Kocham się i akceptuję w wygodnych ciuchach i bez makijażu.
W sklepach istny obłęd. Kłębiący się tłum podenerwowanych i zabieganych ludzi, brak wózków, gigantyczna kolejka do kasy. Zakupy zrobiłam w biegu i popędziłam z siatami na autobus. Na szczęście zdążyłam i nawet  miejsca siedzące były. Cud jakiś chyba albo anioły czuwały.

Po przyjeździe do domu postawiłam  szybciutko obiad - kiełbasę po węgiersku. Najlepiej smakuje z kluskami kładzionymi ale dziś nie bardzo miałam czas na pitraszenie więc podałam z makaronem.

kiełbasa/ja wzięłam parówki sojowe/
kawałek marchwi
kawałek pietruszki
kawałek selera
cebula
ząbek czosnku
papryka/niekoniecznie/
sól
pieprz
papryka ostra
papryka słodka
kostka rosołowa
olej do smażenia
mąka
koncentrat pomidorowy


Warzywa  zetrzeć na tarce o dużych otworach, dodać pokrojoną paprykę, cebulę, kiełbasę i czosnek oraz przyprawy i poddusić na oleju. Zalać wodą, dodać rosołek i zagotować. Na koniec zaprawić koncentratem i zagęścić mąką.

Po obiedzie napaliłam w centralnym bo dzień mroźny a w nocy zapowiadają aż minus 10 stopni. Przy okazji wysuszę sobie pranie na grzejnikach. Wyschnie szybciej niż na kominie przy piecu.

Później popakowałam prezenty. W tym roku kupiłam prezenty raczej standardowe - kosmetyki  i książki. Mama dostanie dodatkowo świecę ozdobną i kadzidełka. Kusiło mnie zrobić dla mamy coś fajnego z decoupage ale nie bardzo mam  jeszcze odwagę. Może w przyszłym roku jak nabiorę wprawy.Sobie sprawiłam perfumy, słodkie, takie jak najbardziej lubię z nutą wanilii. Miałam wprawdzie ochotę na jakiś drobiazg ze staroci ale nie bardzo mi się chce jechać w sobotę na targ. Pewnie będzie ścisk i tylko bym się niepotrzebnie zdenerwowała.
Po wypiciu popołudniowej kawy skończyłam szykować menu na Wigilię i święta. Skromniej w tym roku  będzie ale tak ma być. Nie mam zamiaru szaleć, przejadać się a później odchudzać. Gości też się nie spodziewam tz. może wpadnie na chwilę brat męża ale on prawdopodobnie jeść nic nie będzie. Przeważnie wpada, składa życzenia i już go nie ma.

Na Wigilię w tym roku mam tylko 7 potraw ale w większej ilości, żebym obiadów w święta gotować nie musiała. Mam zamiar tylko przygrzać i jeść. Zawsze tak u mnie w domu było i ja tej tradycji przestrzegam.

- zupa grzybowa z łazankami
- kapusta z grzybami i śmietaną/gotowana/
- kapusta z grzybami/duszona/
- grzyby w śmietanie
- pierogi z kapustą i grzybami
- ryba
- kompot ze śliwek suszonych

Na święta

- śledzie z rodzynkami w pomidorach
- śledzie w carry
- sałatka jarzynowa/tradycyjna/
- sernik
- makowiec
- boczek rolowany z ziołami
- schab z czosnkiem i jałowcem
- szynka


Z alkoholu będzie tylko domowa nalewka z jabłek i cynamonu. Wyszła pyszna, słodziutka i nie za mocna taka jak lubię.
Nie będzie w tym roku ani pasztetu, ani bigosu ani piernika. Może zrobię na Nowy Rok. Zobaczę. Jeszcze trochę czasu zostało.


Późnym popołudniem ustawiłam  szopkę. Szopka jest moją pamiątką rodzinną. Bardzo cenną dla mnie.Mój dziadek zrobił ją w czasie wojny własnoręcznie i o mało przy tym nie zginął gdy był w lesie po gałązki potrzebne do jej wykonania. Szopka była zawsze ustawiana w tym pokoju u babci, w którym była podawana uroczysta kolacja. A zapalenie w niej światełka było dla nas sygnałem, że do Wigilii czas zasiąść. Po śmierci dziadka, szopkę odziedziczyłam ja i staram się kultywować tą tradycję.



4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawa tradycja.
    Raczej rzadko kto ma w domu sopkę.
    I jeszcze taka pamiątkowa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się ,że nikt z moich znajomych faktycznie nie ma.Ja do mojej jestem bardzo przywiązana i nie wyobrażam sobie świąt bez niej.Pamiętam ją od dziecka. Mogłam ją tylko oglądać chociaż wyciągałam rączki do figurek,które mnie bardzo frapowały.Chciałam je wziąć,potrzymać,pobawić się zwierzątkami a tu zakaz.

      Usuń
  2. Piękna szopka.
    Z okazji Świąt składam serdeczne życzenia .

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie...cudowna pamiątka. Jestem pod wrażeniem .
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam