Codzienność

Codzienność

niedziela, 7 kwietnia 2013

książki, ogród i kurs...

Od pewnego czasu coraz częściej marzy mi się kupno  zmywarki do naczyń. Wprawdzie jeszcze się bronię i tłumaczę sobie, że przecież nowoczesna raczej nie jestem, że nas jest tylko dwoje i dużo garnków nie brudzimy, że to byłby już szczyt lenistwa itd itp ale z drugiej strony pucowanie garów strasznie mnie już denerwuje i coraz częściej tą przyjemność zwalam na Krzyśka. Tym bardziej, że on oczywiście o zmywarce nawet słuchać nie chce. No i nie wiem ale powoli dojrzewam, żeby jednak kupić. Martwi mnie tylko czy zmywarka poradzi sobie z moimi czasem co nieco przypalonymi garkami i nie za bardzo  mam na nią w kuchni miejsce. Co w końcu zrobię jeszcze nie wiem ale pewnie za jakiś czas kupię. W końcu wygoda zwycięży no chyba, że Krzysiek weźmie ten obowiązek na siebie i to na stałe.

Kilka książek jest w trakcie pisania, dwie antologie w wydawnictwie w trakcie przygotowania do druku a dziś dostałam wstępną propozycję  wspłtworzenia następnej antologii haiku. Ma się ukazać na przełomie jesieni i zimy. Bardzo się cieszę na ten projekt i jestem niezmiernie ciekawa tematu. Gdy tylko do mnie dotrze zabieram się za pisanie. Dzisiaj na konto tej nowej antologii postanowiłam zrobić porządek i sprzedać pozostałe egzemplarze autorskie ,,Niebieskich traw". Wystawiłam na allegro i czekam. Narazie poszło 5 sztuk. Mam nadzieję, że będą chętni do zakupu reszty bo cena jest niska a ja nie bardzo mam gdzie te książki przechowywać. No a niedługo spodziewam się  następnych...
.http://allegro.pl/niebieskie-trawy-antologia-haiku-o-roslinach-i3155738160.html

Nie wiem jeszcze jak to będzie ale coś moja mama zaczyna ostatnio mówić o  uprawie ogródka. Strasznie się napaliła i planuje posiać trochę warzyw głównie liściastych i może  kwiatów a nawet posadzić parę rządków ziemniaków. Ja oczywiście w tym brać udziału nie będę bo raz, że pracy w ogródku nie lubię a dwa, że na naszej kiepskiej piaszczystej glebie bez dużych nakładów finansowych na nawozy i wodę nic po prostu nie wyrośnie. Wprawdzie jak byłam dzieckiem i młodą dziewczyną ogród był piękny ale wtedy mieliśmy jeszcze kury i własny nawóz a dodatkowo braliśmy jeszcze nawóz od sąsiada za trawę z podwórka i z sadu .I wtedy potrzeba było już tylko chęci  do pracy a wszystko pięknie rosło i uprawa była opłacalna. No i miał kto robić bo i tata i dziadek i 2 ciocie i babcia. A teraz została tylko mama. Tak, że nie życzę mamie źle ale nic z tych jej planów nie wyjdzie. Narobi się, namęczy a zbierze parę marchewek cienkich jak palec,  trochę natki, parę sparciałych rzodkiewek i kartofli wielkości orzechów. Szkoda zachodu. No ale jak mama się uprze to pewnie moich argumentów jak zwykle słuchać nie będzie i zrobi po swojemu.

Pomału szykuję się do kursu vedic art. Pierwsza tura zajęć już w najbliższą środę i czwartek. A później następne 2 dni chyba za miesiąc. Cały kurs to około 30 godzin czyli po mniej więcej 8 godzin dziennie. Kupiłam już podobrazia 9 sztuk/na cały kurs/i farby akrylowe niestety chińskie o czym nie wiedziałam kupując bo napisy były po angielsku i dopiero po obejrzeniu z bliska znalazłam na opakowaniu informację o miejscu wykonania drobniutkim druczkiem. Wiele te farby pewnie warte nie będą no ale rady nie ma będę musiała działać z tym co mam. Kurs odbędzie się w domu w pracowni osoby prowadzącej w niewielkim gronie co bardzo mi odpowiada,. stosunkowo blisko od mojego domu. Z dojazdem nie będzie problemu bo pani, która kurs organizuje zaofiarowała się przyjechać po mnie i odwieźć mnie z powrotem co oczywiście bardzo mi pasuje bo nie będę musiała sterczeć na przystankach. Zapewni mi też miejsce siedzące przy sztaludze tak, że mój kręgosłup nie ucierpi. Bardzo się cieszę, że tak mi się udało. Warto było czekać prawie 2 lata. Jedyne problemy jakie przewiduję to zdemolowane przez koty mieszkanie. No chyba, że te najbardziej rozbrykane zamknę w ganku z psem. W końcu nic im się nie stanie, wytrzymają te kilka godzin, ganek jest duży i widny.



i na koniec już piosenka która mnie zawsze bardzo wzrusza...

Miłej niedzieli...


5 komentarzy:

  1. Gratuluję postępów!fajne to uczucie - widzieć swoją książkę, prawda? Powodzenia w przyszłości!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zmywarka z garami sobie nie radzi, a na pewno nie z przypalonymi :-(
    Mam zmywarkę, ale gry już dawno są myte ręcznie. Szkoda zachodu - myć garnek wyjęty ze zmywarki.
    Najlepszą zmywarką do przypalonych garów jest mój mąż ;-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja nie marzę o zmywarce jakoś tak.
    Synowa kupiła i jakoś nie widzę z tego żadnego pożytku...
    Bierze prąd , bierze wodę, jak nie kupisz najlepszych tabletek do masz syf...
    Trzeba cały wsad do zmywarki włożyć, dwóch szklanek nie umyje,
    bo koszty...
    Jak święta to stos garów i tak trzeba umyć...
    Eeee...
    Zawracanie głowy.
    O ile pralki automatyczne się sprawdziły to zmywarki wcale nie.
    To zupełnie jest to coś innego.
    Może w Ameryce to się sprawdza...
    Inny styl życia.

    OdpowiedzUsuń
  4. no to pięknie z tymi garami...

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie tez od jakiegoś czasu marzy się zmywarka. Problem w tym ze nie mam na razie gdzie jej wstawić. Ale jak skończę remont to chyba sobie sprawię ten zbytek. Szczególnie latem by mi się przydała kiedy są goście. Na zmywaku stoję godzinami a i chyba wody by się trochę zaoszczędziło, ale tego pewna nie jestem.
    Co do ogródka to ja wręcz przeciwnie, nie mogę się doczekać kiedy zaczną się prace ogrodowe. Potem będę oglądać jak ślicznie warzywka wschodzą. Tylko to plewienie.
    Pozdrawiam cały czas jeszcze zimowo

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam