Codzienność

Codzienność

piątek, 21 grudnia 2012

Kierat

Piątek. Nie ma zmiłuj się tylko pobudka przed 9 i wyjście do sklepu, bez względu na pogodę i samopoczucie. A dziś z takim trudem wstałam i tak mnie cieplutkie, miękkie łóżeczko kusiło. Nie wyspałam się bo myszy rozlazły się po całym mieszkaniu i zawędrowały w końcu do sypialni za boazerię, którą pokryta jest ściana tuż za łóżkiem. No i szalały przez pół nocy. Drapały, goniły się, gryzły i piszczały. Krzysiek jakoś wcześnie wieczorem usnął a ja przewracałam się z boku na bok i za nic nie mogłam zmrużyć oka. Józek, kot wychowany w mieście w blokach, oczywiście na te odgłosy nie zwracał w ogóle uwagi i spał w najlepsze. Tylko ja się męczyłam. Zasnęłam jakimś cudem późno w nocy i wstałam rano pół żywa.
Pogoda taka sobie.  Chwycił mróz, prawie 10 stopni rano. Las opustoszały, cichy i ponury. Drzewa nie zachwycają nagimi gałęziami. Na ścieżce zmrożone błoto, liście i trochę śniegu. Oby jak najszybciej  mocniej poprószyło. Krajobraz będzie bardziej urokliwy.
Wróciłam przed 10 z dwoma siatkami i bólem kręgosłupa, zmęczona i spocona a tu robota czeka a głodne koty kręcą się pod nogami i pakują się do siatek z zakupami. Po krótkim odpoczynku nakarmiłam koty, wyczyściłam oba piece, wyniosłam popiół, rozpaliłam w kominkowym i wreszcie usiadłam na chwilę z kubkiem pachnącej kawy. Błogi relaks przerwał mi kurier z zamówionymi w internecie zeszytami. Są bardzo ładne i kolorowe. Mały przyda się do zapisywania haiku a duży do szkicowania.



A później dalszy kierat.  Najpierw sprzątanie wszystkich kuwet i tych ze żwirkiem i z gazetami. Nie daję moim kotom piasku bo bawią się w nim i upodobaniem wysypują go poza kuwety. Później zmiana poszewek na legowiskach i kotów i Pikusia. Pikuś oczywiście znowu pogryzł poszewkę i posiusiał legowisko pewnie po to, żeby mu koty nie wchodziły. Następnie włączenie prania, kolejnego w tym tygodniu. A swoją drogą skąd się tego tyle bierze, przecież jest nas tylko dwoje i małych dzieci nie mamy. Potem przelanie nalewki z gruszek do butelki i zasypanie owoców raz jeszcze cukrem. Wreszcie obiad - sos musztardowo - cebulowy z ziemniakami i jajkami na twardo. Jak post to post.

duża cebula
1/4 litra wody
pół kostki rosołowej
łyżeczka musztardy
łyżka śmietany
szczypta nasion kopru
mąka
pieprz
olej

Cebulę pokroić i poddusić na oleju. Zalać wodą,dodać rosołek i przyprawy. Podgotować. Zaprawić mąką i śmietaną. Podawać z jajkami na twardo albo z podpieczonymi parówkami.

 Ziemniaki w spiżarce trochę pogryzione, pewnie myszy. Trzeba będzie wpuścić Mruczka to je wyłapie.
.
A po obiedzie kawa i krótka drzemka na ramieniu pana męża. Później dalsze sprzątanie na święta, tym razem w pokoju dziennym. Krzysiek mi  nie pomógł  bo poszedł wynieść nawóz z gołębnika pod drzewa owocowe. Zapomnieliśmy o tym wcześniej.
 Itd, itp. W sumie pracowity, dość ciężki i męczący dzień. Miał być koniec świata a było raczej urwanie głowy. Oby noc była lepsza.

6 komentarzy:

  1. masz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Nim gwiazdka zabłyśnie,
    nim Święta przeminą,
    niech Ci błogosławi Panienka z Dzieciną.
    Niech się Twoje życie w szczęśliwości splata
    – dziś, jutro, w Nowy Rok i po wszystkie lata.
    Życzę Tobie i Rodzince - WESOŁYCH ŚWIĄT!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak - niby nic...nie zrobione...A tak naprawdę człowiek urobiony po uszy !!! Wesołych spokojnych Świąt:)!

    OdpowiedzUsuń
  4. Niech Gwiazda Betlejemska rozświetli Ci
    życia mrok, A Boża Dziecina sprawi,
    Że wspaniały będzie Nowy Rok!

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam