Mój własny świat... życie codzienne, twórczość, ciepłe, swojskie klimaty, nieco romantyzmu, szczypta magii i całkiem sporo pozytywnych emocji...
Codzienność
czwartek, 1 sierpnia 2013
Urok wspomnień czyli Oszczywilk, moje malowanie i pisanie i przetwory...
Lipiec minął a u mnie remonty nie skończone ani nikogo nie znalazłam, kto by był chętny do podawania Józkowi tabletek przez kilka dni, żebym mogła wyjechać do Oszczywilka. I pewnie już w tym roku nikogo nie znajdę. A w Oszczywilku teraz żniwa. Chciałam pojechać w zasadzie przed żniwami bo planowałam przywieźć trochę kłosów na stroik ale kolejny rok nic mi z tych planów nie wyszło. Tak pewnie miało być i nie pozostaje mi nic innego jak to zaakceptować. Krzysiek się wcale tym, że kolejne lato siedzimy w domu, nie przejął a żniwa i jakieś tam kłoski to dla niego żadna atrakcja- miał tego dość gdy w Oszczywilku mieszkał. A mieszkał przez całe dzieciństwo i dopiero w wieku 16 lat przeprowadził się do pobliskich Ryk i zamieszkał w blokach. W Oszczywilku pozostała babcia i gospodarstwo czyli parę hektarów pola, parę krów, świnie, kury i niewielka plantacja truskawek. Krzysiek za dobrze nie wspomina czasów dzieciństwa z powodu ciężkiej pracy i przy domu i w polu i przy zwierzętach. Wieś nie ma dla niego żadnego uroku i o zamieszkaniu na wsi słyszeć nawet nie chce. Czuje się mieszczuchem, bardzo za miastem tęskni i ciągle marzy o sprzedaży domu i przeprowadzeniu się do bloków. Tak sobie jednak myślę, że gdybym bardzo nalegała zgodziłby się zamieszkać w Oszczywilku bo miałby blisko do Ryk, które kocha i o których zapomnieć nie może. A powrotu w tamte okolice już na stałe niestety nie ma bo domek w Oszczywilku nie nadaje się do zamieszkania bez rozbudowy czyli wykończenia 2 pokoi, dobudowania ganku, łazienki i pracowni. Trzeba by też założyć jakieś ogrzewanie typu kominka czy piecokuchni i wyremontować kuchnię w tym wspaniały piec z zapieckiem. To zbyt duży remont i zbyt dużo pieniędzy a coraz młodsi nie będziemy i w totolotka nie gramy...No a na sprzedaż mojego domu nigdy się nie zgodzę bo nie pozbędę się czegoś co budowali moi przodkowie, gdzie żyli, kochali i umierali...
Ostatnie dni były pracowite ale i bardzo owocne bo skończyłam pisać jedną książkę i zabrałam się za drugą...
Potok słów nie oznacza głębi myśli
Nie każdy głupi mądrość doceni i nie każdy mądry głupotę zgani
Co dla jednego jest mądrością dla drugiego może być szczytem głupoty
Nie każdy elokwentny ma coś mądrego do powiedzenia
Głupi z głupotą za pan brat mądry od niej stroni
Pracowni jak nie było tak nie ma ale przestałam się tym przejmować i od wczoraj znowu maluję. Wczoraj najpierw trochę szkicowałam a później namalowałam głównie akwarelami kolejnego anioła z serii ,,witrażowej"z tym, ze tym razem w formacie a4 a dziś malowałam akrylami wg. zasad vedic art ale jeszcze nie skończyłam. Powstający obraz jest ciemny, mroczny i tajemniczy jak noc i nosi tytuł,,Skrzydła nocy". Zapowiada się interesująco...Mam też zamiar spróbować malowania na drewnie i dzisiaj po południu rozglądałam się już za materiałami a jest w czym wybierać. Wczoraj miałam też ofertę wymiany mojej akwarelki z makami za bluzkę. Niestety nie zgodziłam się bo choć bluzka była nowa i markowa to zupełnie nie w moim stylu...
Dziś robiłam też przetwory czyli kolejne słoiki fasolki szparagowej a jutro będę robić chutnej z brzoskwiń i następne słoiki fasolki. W sobotę też nie będę próżnować bo mam zamiar zrobić kilka słoików ogórków konserwowych o ile mi się uda kupić ogórki. Półki w spiżarce zapełniają się stopniowo i niewiele miejsca zostało a chcę jeszcze zrobić parę dżemów z wiśni z dodatkiem wiórek kokosowych, kilka czyli co najmniej 9 słoików chutnej, paprykę, kapustę z warzywami i może coś z mirabelek. Kusi mnie też dynia...
Dobrej nocy...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajny ten stary dom. Może za rok uda Ci się wyjechać. Józek będzie już zdrowy. Ela
OdpowiedzUsuńTak ten dom ma duszę. A kiedy Józek będzie zdrowy nie wiadomo bo problemy z pęcherzem u kotów trwają i trwają...
UsuńNie każdy chce wracać na wieś bo życie tam jest ciężkie.Szkoda że Twój wyjazd się nie udał.Wiem jak to jest gdy ma się w domu mały zwierzyniec.Bardzo pracowite masz dni ale zimą z przyjemnością się sięga po własne zaprawy.Pracownię kiedyś tam skończysz może trzeba trochę więcej czasu.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńA ja męża nie rozumiem bo ja mu przecież nie proponuję stada krów i kilku hektarów. Myślałam co najwyżej o ogródku, niewielkim sadzie, kilku kurach i może z dwóch owcach na mleko dla kotów i własne sery, może kozach. Pracy by trochę miał ale za to by nie pracował zawodowo...
UsuńMam koleżankę, która zna Annę Rak, która też rozmawia z aniołami i robi magiczne 'bransoletki mocy'... czyżby to był tylko zbieg okoliczności??
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze dom zniszczeje...
Pozdrawiam;)
O dom i obejście dbamy, doglądają go też sąsiedzi ale to nie to ... Swoją drogą jest w zadziwiająco dobrym stanie zważywszy na to, ze nikt w nim na stałe nie mieszka już 30 lat...
Usuńszkoda Agatko...
OdpowiedzUsuńmoże jednak uda się Tobie następnym razem ?
ja też naginam przy przetworach
pozdrowionka
Dobrze by było bo nie byłam już nigdzie od kilku lat...
UsuńCo to jest to chutnej, i jak to się czyta. Jesteś naprawdę dobrą kucharką, ja niestety nie. Ale zawsze wierzę, że wszystko przede mną. Coś tam gotuję, zapisuję przepisy, ale do Ciebie mi daleko. Ela
OdpowiedzUsuńCzatnej i to jest słodko- pikantno- kwaśny sos owocowo-warzywny np. do placków ziemniaczanych czy kotletów z ziemniaków. W następnym poście dam przepis a kucharką jestem kiepską bo wszystko kroję grubo i nawet rosołu ugotować nie potrafię ani ciast z kremami nie piekę...
UsuńO rosół to ja wyśmienity gotuję, kiedyś napiszę, jak. Ale niech się trochę chłodniej zrobi. To dobrze, że grubo kroisz, tak lepiej smakuje, gdy się coś rozgryza. Wtedy lepiej czuje się smak. Wiem to na pewno, bo moi teściowie taką sieczkę robią, ze nie wiadomo nawet, co w tej zupie pływa.Do tego jeszcze sypną nabierkę soli i uważają, że gotują najlepiej z całego osiedla. A chutney muszę się koniecznie nauczyć, bo moje chłopaki takie rzeczy uwielbiają. A dotąd musieli wcinać placki ziemniaczane bez niczego. A ciasta z kremami uwielbiam i kocham, szczególnie te kremy. Zrobić oczywiście nie umiem. Może to i lepiej, bo baba z 30 kilogramową nadwagą, chyba nie powinna o kremach myśleć, skoro zamierza jeszcze w tym życiu motylem zostać. Ela
OdpowiedzUsuńO właśnie i w moim przypadku nadwaga jest powodem unikania tłuszczu czyli np. rosołu i ciast z kremami...Odchudzam się i nawet mi idzie ale ten proces z rok mi zajmie...
UsuńDomu szkoda, tym bardziej, że to dom przodków. Wiem coś o tym. Uratowaliśmy z Mężem dom jego pradziadków. Był zniszczony i rozgrabiony, ale warto było. Remont trwa do dziś. Nie jest łatwo, i nie jest szybko. Czy kiedyś odbudujemy stajnie i całe obejście, nie wiem. Mam nadzieję. Tobie życzę spełnienia marzeń.Pozdrawiam serdecznie Monika
OdpowiedzUsuńPewnie, że szkoda z tym, że w tej chwili mieszkamy w domu po moich przodkach i też starym, który też wymaga nakładów i to sporych bo jest duży...
UsuńA ja w ogóle nie robię przetworów, chociaż fasolkę uwielbiam szparagową :-)
OdpowiedzUsuńCzasami to tak jest z tymi domami ,
nie wiadomo który zostawić, skąd wziąć pieniądze...
A młodsi już nie będziemy jak piszesz...