Ostatnio stwierdziłam, że w domu wyglądam fatalnie. Niby włosy ok, paznokcie i lekki makijaż, ale ciuchy w tragicznym stanie. Wszystko przez plamy od farb. Popaćkane są te moje ubrania, bo ja nie potrafię pracować ostrożnie. Przebierać do pracowni się nie mogę, bo wchodzę w ciągu dnia wielokrotnie. Niby mnie te ciuchy w takim stanie nie przeszkadzają, ale ostatnio nowy kurier patrzył na mnie dziwnie. Krzysiek też się złości. Tylko Sebastian mnie rozumie, bo sam cały dzień w roboczym ubraniu chodzi...
Kilka dni temu znalazłam w internecie fajną tunikę. Przydałaby mi się, bo ani tuniki ani sukienki cieplejszej nie mam. Może kupię jak nie zniknie ze sklepu zanim mi pieniądze na konto wpłyną...
Kuszą mnie jeszcze te swetry...
Dziś na obiad jest kapusta z pieczarkami i cebulą wymieszana z makaronem. To typowy zapychacz. Bardzo lubię tą potrawę, bo lubię się najeść do syta. Pewnie zjem solidna porcję i znowu jutro będę ze strachem stawała na wadze. Cały czas powolutku tyję. Niestety nie ma już wyczekiwanej i zdobytej z trudem ósemki z przodu. Na dodatek Krzysiek jedzie dziś na zakupy. Pewnie mi chipsy kupi, ptasie mleczko i krokiety. Trzymanie diety jesienią mnie po prostu przerasta.
Na koniec wiersz i zmykam do pracy...
Jesiennie
spoglądam w dal
senne drzewa kapią
oranżem i złotem
winobluszcz przytulony
do brzozy
poczerwieniał ze szczęścia
a skulone z zimna trawy
szepczą o przemijaniu
jeszcze wczoraj
floksy pyszniły się w wazonie
dziś już marcinki
pieszczą oczy
poranki mgliste i ciche
zaskakują chłodem
już jesień
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam