Codzienność

Codzienność

środa, 25 stycznia 2017

Piec i stresy

Coraz bardziej dojrzewam do tego, żeby przy następnej zmianie pieca w pokoju dziennym wybudować piec kaflowy typu ścianówki. Grzałby pokój dzienny i dodatkowo trochę sypialnię. Zdun twierdzi, że bez remontu powinien wytrzymać 20 lat. Kosztowałby około 4000,00 zł więc nie tragedia, bo myślałam, że 6000,00. Ponoć taki piec gdy go się zakręci grzeje długo. Koleżanka ma i ma ciepło ale czasem pali dwa razy dziennie. Mimo wszystko jednak wolałaby centralne ogrzewanie. Drzwiczek szklanych niestety zamontować się nie da, bo nie można by wtedy palić węglem. Ja nie chcę palić tylko drewnem, bo nie mam go gdzie magazynować i boję się, że by za dużo go wyszło. Z tego też między innymi powodu nie zdecydowałam się na kominek z nadmuchem. Nie mam też zaufania do techniki zwłaszcza nowoczesnej. Sprzęty psują się zbyt szybko i trzeba je wymieniać, a to i koszty i utrapienie.

Wczoraj miałam dość stresujący dzień, dziś taki jest i jutro będzie. Wczoraj był stres, bo musiałam zrobić badania. Niby przebiegło wszystko dobrze ale jednak trochę mi się w głowie kręciło. Krew była pobrana z palca nawet na TSH. Wynik w piątek i oby było ok. Dziś stres, bo jestem umówiona do fryzjera. Muszę ufarbować włosy i trochę podciąć. Długo zejdzie, a ja z nudów chyba oszaleję. Jutro stres, bo mają mi przywieźć węgiel. Może być problem z wjazdem, ponieważ na podwórku śnieg leży. Po jutrzejszym dniu odetchnę.
W zeszłym tygodniu też lekko nie było, bo chodził ksiądz. Ja oczywiście udawałam, że mnie w domu nie ma. Nawet światła nie paliłam. Krzysiek był zgorszony. U mnie w domu była tradycja przyjmowania księdza, ale ja tego unikam. W boga wierzę i w drugi świat, ale katoliczką w zasadzie nie jestem. Do kościoła raczej nie chodzę i ślubu z Krzyśkiem kościelnego nie mam. Wolę więc uniknąć pytań.

 

2 komentarze:

  1. Co do przyjmowania księdza po kolędzie, to ja też długo byłam temu przeciwna, tak jak Ty udawałam, że mnie nie ma w domu, bądź wybywałam wtedy z domu. Jestem niepraktykującą katoliczką, bo w takiej wierze zostałam wychowana. Kilka lat temu jednak przełamałam swoją obawę i niechęć przed kolędą. Poza korzyściami praktycznymi (sprząta się wtedy gruntownie) kolędy przebiegają w miłej atmosferze, przebiegają wśród miłych ciekawych rozmów na różne tematy, nie tylko religijne, żadnych nagabywań i kazania, że nie mamy z mężem ślubu kościelnego, raz tylko proboszcz zagadnął o to ale w sposób taktowany i miły. Nawet jak mówię, że wierzę w istnienie Boga ale nie chodzę do kościoła, bo nie czuję takiej potrzeby nie spotykam się ze słowem krytyki. Naprawdę cieszę się, że zaczęłam przyjmować kolędę. Często gęsto ksiądz nawet nie chce przyjąć przysłowiowej koperty. To nie te kolędy sprzed lat. Wiele się tu zmieniło.. Nie taki diabeł straszny...

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam