W środę Krzysiek już chyba pójdzie do pracy. Boję się jak diabli, bo nie ufam mu w kwestii ostrożności. Siedział w domu to czułam się bezpieczna. Wyjdzie sam i może być problem. Nie dociera do niego, że ma uważać. Obawiam się nawet, że będzie jadł na ulicy. Sebastian już koniecznie chce przyjechać. Jemu też nie ufam, bo wszędzie łazi i maskę lekceważy. Z drugiej strony nie mogę przyjazdu odwlekać w nieskończoność, bo koronawirus może potrwać i dwa lata...
Myślałam, że jestem w grupie ryzyka, bo mam nadciśnienie i biorę leki, które ponoć na koronawirusa szkodzą. Zmieniłam leki na inne i zaczęłam mierzyć ciśnienie dwa razy dziennie. No i okazało się, że ciśnienie mi spadło i praktycznie jestem zdrowa. Najczęściej mam góra 150-140, a kiedyś miewałam i 190. To chyba efekt schudnięcia i ćwiczenia jogi. Teraz biorę 1/4 najsłabszej tabletki. Bardzo się cieszę i przypuszczam, ze gdy schudnę jeszcze 15 kg, to ciśnienie jeszcze spadnie. Całe życie miałam niskie...
Wiosna wybuchła w lesie. Wyprawy do sklepu są bardzo przyjemne. W niedzielę może pojdziemy nad rzekę, bo chcę zrobić zdjęcia kaczek.
Mnie się twoje zdjęcia potraw bardzo podobają takie jakie są, ale ja się nie znam. Od Ciebie dowiaduję się o zasadach. Bardzo ciekawe swoją drogą.
OdpowiedzUsuńMasz rację, nie wiadomo co robić. Ciągle wielka niewiadoma. Pozdrawiam :)
Zdjęcia kulinarne są bardzo oryginalne. Wydaje mi się , że trochę psychoza z epidemią zelżała. Miłej majówki 🌷🌷🌷🌷🌷
OdpowiedzUsuńMnie bardzo podobają się kolorystycznie i kompozycyjnie te z pomarańczami i kamionkowym serwisem , śliczne !
OdpowiedzUsuńZdjęcia dobrze wyszły, po mojemu to jest OK. Co do koronnego to nie bój się tak bo Ci z stresu odporność zjedzie. Rób swoje i się nie martw.
OdpowiedzUsuń