Codzienność

Codzienność

sobota, 12 września 2020

sobota

Tydzień sie kończy, a ja staram sie wyciszyć po wrażeniach jakie mi zaserwował. Teraz najważniejszy jest stan mamy i remont. Z remontem przerwa do poniedziałku. Mama juz w domu. Jest spokojna i umysł jej wrócił do normy. Co ważne chodzi, ale jeszcze nogi ma nie bardzo sprawne. Nie może kucnąć, bo kolana nie wytrzymują i nie daje rady sie podnieść.Uważa, że z czasem dojdzie do siebie. Dostała recepty z masa lekow, ale nie chce ich realizować. Dostała tez zalecenie zeby zrobic badania i zgłosić sie do specjalistów. Chyba się nie zgłosi. Jest problem z wysokim cukrem, a upomina sie o słodycze. Jest problem z żelazem, anemią, tarczycą i psychiką. Co ważne dała mi klucz do siebie. Był problem z płucami, a już pali...

Dieta idzie. Już prawie 2 kg mniej. Jeśli zrzucę jeszcze 2 kg, będę zadowolona, jeśli 3 szczęśliwa. Marzenie to 4. Mam zamiar pociągnąć dietę tak długo jak sie da, czyli jak długo waga będzie spadać. Może zahaczę o październik. Na razie jem 800-1000 kalorii i wyglada na to, ze 2 kg zrzucę napewno.

Pogoda fajna i intensywnie działamy w domu i koło domu. Codziennie piorę i są myte okna. Zejdzie jeszcze przyszły tydzień. Może też chwasty jeszcze spryskam, bo pogoda ma dopisać. Kupiłam sporo roślin i czekam na nie. Czekam na pieniadze, bo chcę kupić jeszcze jedna skrzynię. Tym razem nieco mniejszą, bo chce w niej zrobić kwietnik. Trzeba tez kupić ziemię. W najbliższym czasie do ogródka przed domem kupię jeszcze duży kamień, ale taki, żeby Krzysiek podniósł, lampę solarną i kota z metalu. To juz będzie wszystko poza krzewami i kapliczką. Krzewy to na pewno berberys o bordowych listkach i chyba miniaturowa magnolia.

Dziś i jutro mam trochę pracy w grupach poetyckich na Facebooku, bo organizuje warsztaty wiersza. Warsztaty wmojej grupie kończa sie dzisiaj o 20. W drugiej grupie, kończa sie jutro. Przyszy weekend już będzie luźniejszy. Nadal piszę wiersze i pracuję nad ikoną... Dziś chcę zrobić zdjęcie kulinarne. Krzysiek kupił piękne jabłka...


pamiętasz

lato odpłynęło z westchnieniem
ścigam wspomnieniem
te chwile gdy smakowałam ciszę
 wśród beskidzkich szczytów
gdy łowiłam z zachwytem
ustrojone w szmaragd jodły i potężny obalony świerk
gdy chłonęłam zapach dziurawca kapiącego złotem
szelest traw
i wszystkie barwy natury
czerwone rumieńce maków fioletowe sukienki dzwonków
pamiętasz
rdzawe plamy na skórze salamandry
całującej promienie słońca na kamieniu
i pstrągi igrające z cieniem w potoku
wspominam…



***

na firmamencie bezszelestnej nocy
zawisła chwila
brzemienna w rozkosz
rozpływamy się niespiesznie
moment po momencie bez zbędnych słów
oddycham tobą
rozedrgana spijam jęki
z kącika głodnych nabrzmiałych warg
oddech parzy
wczepiam się we włosy pachnące ekstazą
spazm i odpływam w drżenie bez końca
za chwilę w ciszy
zapłoniemy od nowa
za chwilę



1 komentarz:

  1. Fakt, ostatnio na zewnątrz jest bardzo przyjemnie, trzeba zatem działać zanim przyjdzie chłód i nieprzyjemna jesienna słota. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam