Codzienność

Codzienność

poniedziałek, 17 października 2016

Artystyczne porywy i lis...

Miałam w tym roku zrobić tylko kilka bombek i zawieszek, ale nie dotrzymałam słowa danego sobie i zrobię więcej. Skusiły mnie papiery ryżowe, które odkryłam, a które do bombek pasują idealnie. Oczywiście kupiłam i będę dalej działać. Papierów kupiłam sporo i pewnie zostaną na następne lata. Co zrobię z bombkami i zawieszkami jeszcze nie wiem. Część zostawię sobie, a część pewnie przeznaczę na bazarki dla kocich bied. Trochę może sprzedam. W przyszłym tygodniu zacznę też robić kartki. W środę pojadę do miasta to sobie zrobię w kawiarence internetowej wydruki. Powinnam może coś wstawić na DaWandę i Srebrną Agrafkę, ale jeszcze się zastanowię, bo roboty z tym sporo, a zyski kiepskie. Powinnam też z myślą o bazarkach zacząć malować akwarele kotów, bo ładnie się sprzedają.

Dziś spałam do oporu. Zegarka nie nastawiałam na dzwonienie.  Zresztą ja ostatnio budziki lekceważę. One dzwonią, a ja je ignoruję i śpię dalej. Nie wiem co z tym fantem począć, bo nieraz muszę wstać wcześniej ze względu na kuriera np. a tu klops. Zmęczona specjalnie nie jestem, bo po czym. Chora też nie. Nic tylko lenistwo mnie opanowało albo jak suseł mam zamiar zasnąć na zimę. Ot co...
Pogoda kiepska i już jest strasznie zimno. Na dworze nie wszystko zdążyliśmy zrobić i pewnie nie wszystko zrobimy. Chyba w tym roku trzeba zapomnieć już o koszeniu podwórka. Nie zostały też przycięte iglaki. Czy będzie w przyszłym roku warzywnik? Jeszcze nie wiem. Ciągle się waham. Powodem mojej rozterki jest to, że do nowych sąsiadów przyjeżdża bardzo często, w zasadzie codziennie, 8 letnia siostrzenica. Dziewczynka jest rozwydrzona i okropnie hałaśliwa. Ciągle przebywa na dworze, krzyczy histerycznie i płacze. Ja tego znieść nie mogę i na dwór prawie nie wychodzę. Całe lato przesiedziałam w domu. Nie było ani ogniska, ani grilla. Nie wychodziłam prawie z kawą ani książką. Jak wychodziłam to szybko wracałam. Moja mama też nie wychodzi nawet okien nie otwiera w dzień. W przyszłym roku pewnie będzie tak samo. Trzeba przeczekać aż ten mały diabeł dorośnie i wyciszy się. 

Ostatnio dowiedziałam się, że do koleżanki mieszkającej po sąsiedzku przychodzi młody lis. Jest bardzo chudy i głodny. Widać sobie bez matki nie radzi. Był tak zdesperowany, że wszedł do piwnicy i wyjadł kocie jedzenie. Koleżanka dała mu mleka i kiszkę. Zjadł i wcale się nie bał. Nie wiem co z nim będzie dalej. Niby to dzikie zwierzę, ale mi go szkoda. Wiem, że lisy można nawet oswoić. Ją nie jest stać, by karmić go regularnie, bo ma koty i karmi psa od sąsiadki. Sąsiadka niby psu daje, ale za mało, za chudo i pies wiecznie głodny. Chyba będę musiała coś jej do tego dokarmiania dorzucać tak po kryjomu, żeby Krzysiek nie wiedział.
Kilka lat temu i do mnie lis przychodził. Był tak głodny, że nawet resztki z obiadu, które zostawiałam dla bezdomnych kotów wyjadał. 



3 komentarze:

  1. Dobre masz serce Agatko... kreska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no nie wiem :)żałuję tylko zwierzęta i dobrych ludzi...

      Usuń
  2. Liska szkoda, z drugiej strony, to jednak dzikie zwierzę, trochę podkarmić, żeby nabrał sił, ale potem sam musi sobie poradzić.
    Rzeczywiście, to już czas na bombki.

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam