Codzienność

Codzienność

niedziela, 23 października 2016

Trochę o pracy, jesień i ciężki dzień...

Nie od dziś wiem, że chyba jestem nienormalna i do normalnej, systematycznej pracy typu od do dla kogoś się nie nadaję. Całe prawie życie byłam wolnym strzelcem i pracowałam kiedy chciałam. Normalnej pracy za biurkiem mam 3 lata i chociaż pracownikiem byłam bardzo dobrym, awansowałam i dobrze zarabiałam to czas ten wspominam jako koszmar. Nie samą pracę, ale wychodzenie z domu, codzienny rytuał porannego ubierania i malowania się. Poza tym ciągle trzeba było kupować ciuchy, chodzić do fryzjera i kosmetyczki. Teraz pracuję w rozciągniętym, wygodnym dresie z kotem na kolanach leżąc na kanapie i co najważniejsze wtedy kiedy mam na to ochotę. Ot chociażby ostatnio. Prawie cały tydzień nic nie pisałam, bo mi się nie chciało. Przyszedł weekend, a ja zamiast do odpoczynku nabrałam ochoty do pisania. Pracuję więc intensywnie od wczoraj i wszystkie zaległości odrobiłam z naddatkiem. Zapisałam się też na kilka aukcji.
Dziś pogoda całkiem ładna. Nie pada, ciepło i nawet słońce świeci. Kusi mnie wyjść z domu i porobić trochę zdjęć jesieni. Co prawda kolory jeszcze nie zachwycają, ale niektóre drzewa już zielone nie są. Ja obserwuję  głównie winobluszcz i sumaka. U mnie zarówno jeden jak i drugi ledwie zaczęły się przebarwiać. Pięknie teraz kwitną marcinki, ale jeszcze w piątek zerwałam bukiet floksów i dalii. Dziwna jakaś ta jesień w tym roku.

Ostatnio zrobiłam sobie przerwę w diecie. Znowu jem normalnie i tyję. Ja już chyba nigdy do tych 70 kg nie dojdę. Dziś mam kotlety typu mielonych z granulatu sojowego. Do tego będzie brązowy ryż i sos paprykowy ze słoika. Uwielbiam takie jedzenie. Krzysiek też już przestał się o schabowego w niedzielę upominać. Sos paprykowy robiłam w tym roku po raz pierwszy. Zrobiłam na próbę 6 słoiczków i już widzę, że mało. W przyszłym roku będzie więcej, bo bardzo mi ten sos smakuje.

Jutro mam bardzo ciężki dzień, bo dwa razy muszę jechać do miasta. Co prawda mam zamiar wracać taksówkami, ale jednak. Raz koło 13, bo muszę być na poczcie i w punkcie ksero. Mam jeszcze raz wypełnić i zeskanować dokumenty z firmy do wypłaty. Kobieta, która mi je przesłała poprzednio wpisała błędny adres i teraz ja muszę za jej błędy płacić. Pewnie uważa, że to moja wina, bo nie sprawdziłam. Ponoć poprawić odręcznie nie można. Jestem wściekła. Wieczorem jadę z Krzyśkiem do lekarza.

2 komentarze:

  1. Ale mi zrobiłaś apetyt na schabowego. Krzysiek wie, co dobre:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też schab nawet lubię, ale jeśli robię to w środę lub w sobotę, bo wtedy Krzysiek ma dużo pracy i potrzebuje energii. Częściej piekę w kawałku do pieczywa, albo wędzę. Lubię tez sosy zwłaszcza z jabłkami albo grzybami albo serowo grzybowy...:)

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam