Kilka dni temu zapisałam się na kolejne warsztaty ikonopisania. Będzie 5 spotkań w lutym i w marcu. Będziemy tworzyć Madonnę z dzieciątkiem. Strasznie się cieszę choć siedzenie w domu się kończy...
A na koniec obrazek i Morus. Morus został przniesiony przeze mnie z pracy od mojego męża osiem lat temu. Miał około pół roku. Ktoś go wyrzucił w listopadzie. Była akurat faza mrozu i całą noc nie spałam, bo bałam się, ze kociak zamarznie zanim po niego pojadę. Wcześniej nie mogłam, bo mąż z pracy wrócił koło 22 i trzeba było do rana czekać. Kociak okazał się proludzki i bardzo sympatyczny- przychodzi na kolana, dużo się łasi, całuje i jest dość zazdrosny. Ma niesamowite bursztynowe oczy. Oczywiście został wykastrowany. Kilka lat temu rozchorował się na pęcherz i jest obecnie na specjalistycznej karmie. Problem z nim jest taki, że nie lubi jeść i jest strasznie drobny. Je bardzo mało i nie da go się na więcej namówić. Do adopcji się nie nadawał, bo siusia za fotelem i kuweta go nie interesuje. Naturalnie zostanie u mnie do końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam