Tak mi się fajnie obrazy vedic art ostatnio maluje, że zamarzyłam o II stopniu kursu vedic art. Czy się uda nie wiem, bo moja nauczycielka ostatnio chyba kursów nie organizowała. Poza tym kurs tani nie jest i nie wiem czy mnie będzie w tym roku stać.
Poza tym przymierzam się znowu do diety. Na pierwszy ogień pójdzie chyba dieta dr Dąbrowskiej. Chcę jeszcze raz spróbować. Mięsa nie jem od kilku miesięcy to liczę na to, że organizm za bardzo się nie będzie buntował i może nie zasłabnę. Interesuje mnie też dieta polegająca na jedzeniu żywności nieprzetworzonej. Odrzucę mąkę, tłuste sery, konserwy, majonez i moje ukochane napoje gazowane. To będzie okropnie niesmaczne ale muszę się zmobilizować i choć 10 kg zrzucić. Ważę koszmarnie dużo choć ciuchów zmieniać nie musiałam i dobrze wagę znoszę. Kombinując chce wytrwać do września chociaż. Zobaczymy co to da.
A na koniec felieton. Jeszcze do dopracowania.
Stary kot
Umrzeć tego się nie robi kotu, te słowa z wiersza Wisławy
Szymborskiej stanęły mi przed oczami gdy wczoraj przeczytałam na Facebooku o
kolejnej zwierzęcej tragedii. Wzmianka mną wstrząsnęła jak zawsze. Kolejny kot
po śmierci schorowanej, wiekowej
opiekunki został przez rodzinę wystawiony z legowiskiem na ulicę. W mieszkaniu
po babci nie znalazło się dla niego miejsce. Mieszkanie trzeba szybko sprzedać, a kot jak niepotrzebny mebel
wylądował na śmietniku. Nikt z rodziny go nie wziął i domu nie zapewnił. Ponoć
nikt nie mógł. Przyczyny były różne- groźne psy, zazdrosne koty i alergia u
dziecka, a także prozaiczne nowe meble ze skóry, a kot przecież drapie. Zresztą
powód nie jest ważny. Każdy był dobry. To nieważne, że zmarła babcia kota
kochała ponad wszystko, że uratowała mu życie i chciała, by w spokoju przeżył
swoje. To nieważne, że kot był rozpieszczony, dworu nie zna i że sobie na
dworze nie poradzi. To nieważne, że jest zimno. Nic nie jest ważne. Kot musiał
zniknąć z mieszkania i nikt sobie nie zadał trudu, by znaleźć mu inny dom. To
przecież tylko kot. W dodatku zwykły pręgowany, nierasowy i stary.
Miał co prawda trochę szczęścia w nieszczęściu, bo dobra dusza
go dokarmiała, a nawet zawiozła do schroniska, gdy go dzikie koty pokaleczyły.
Teraz tkwi wciśnięty w róg klatki w schronisku, przerażony i drżący i wielkimi
oczami śledzi ruch w pobliżu. Boi się oddychać. Wszystko budzi strach- koty
wokół i szczekanie psów. Nie zna tego.
Został przygarnięty jako malutki kotek. Opiekunka uratowała go, gdy ktoś bardzo
mądry i zapobiegliwy w swoim mniemaniu chciał go utopić tuż po urodzeniu, bo
przecież poród u kotki to kłopot, a sterylizacja to niepotrzebny wydatek. Żył
sobie w spokoju w ciszy. Miał swoją poduszę, swoją miseczkę, swoje kolana do
wylegiwania się i ręce do głaskania. Teraz nie ma nic nawet ciszy i spokoju. Co
z nim dalej będzie łatwo przewidzieć. Jeśli będzie miał szczęście i zdobędzie
czyjeś serce, trafi do kolejnego domu i będzie żył dalej. Jeśli nie, będzie
męczył się w schronisku i któregoś dnia odejdzie w samotności, niekochany i
opuszczony. Może też odejść szybko z powodu chorób, które w schroniskach się
szerzą. Może odejść bardzo szybko, bo na razie nic nie je, jakby chciał
zniknąć, zapaść się pod ziemię, byle nie cierpieć.
Czy znajdzie dom? Raczej wątpię. Tych dobrych dusz
wrażliwych na krzywdę i z wielkim sercem nie ma aż tak dużo i zwykle są
zakocone po same uszy. Jeśli chodzi o zwykłych zjadaczy chleba, to oni też
czasem w schronisku bywają ale kocia konkurencja wokół jest poważna. Są koty w typie rasy, po które ustawiają się
kolejki. Tak jakby uroda czy puszysta sierść, wyzwalała w ludziach pokłady
miłości. Są koty ciekawie umaszczone, czyli białe, marmurki, szylkretki. Te też
dom łatwiej znajdują. Wreszcie są urocze kocięta. Na co komu zwykły, starszy
kot o przeciętnej urodzie? To nieistotne, że on też ma serce i też potrafi
kochać. To nieważne, że to właśnie on w tej chwili domu najbardziej potrzebuje.
A przecież wystarczyło, by ktoś ze spadkobierców opiekunki
zechciał otworzyć serce i spojrzeć na biedne zwierzę łaskawie. Kot to nie rzecz
i potrafi być wdzięczny. Czy uśmiechnie
się do niego szczęście i nie odejdzie zapomniany i niewidoczny?
Och... jakie to przykre...
OdpowiedzUsuń