Nie ma już Lwiczki. Odeszła i trafiła do lepszego świata. Ostatnio rak jej dokuczał. Był wielkości pomarańczy i niby nie bolał ale nie chciała jeść. Strasznie schudła i chyba sie bała, bo chodzila za nami i miauczała. Weterynarz skrócił jej cierpienie. Odeszła spokojnie. Krzysiek był przy niej prawie do końca. Strasznie mi jej brak choć nie przychodziła do mnie często. Nie przepadała za głaskaniem ale była spokojna i łagodna. Pamiętam tą noc ponad 10 lat temu gdy przyniósł ją mój syn. Znalał ją na odludziu przy drodze i zadzwonił czy przynieść. Krzysiek sie wściekł, bo kotów bylo duzo, a pieniędzy mało. Wtedy rzuciłam papierosy, by ją zatrzymać. Miała dobre życie, spokojne i bezpieczne. Była kochana. Na zawsze pozostanie w naszej pamięci i wiem, że jeszcze się spotkamy.
Dziś będzie spokojny dzień w domu. Będzie trochę pracy u trochę czytania, filmów. Jutro cmentarz. W piątek już remont. Oby tydzieńzakończył się pozytywnie.
Bardzo mi przykro Agato, pożegnania ze zwierzęcymi przyjaciółmi są bolesne. Piękna z niej kotka, dobrze że miała dobre życie.
OdpowiedzUsuńDobre miała ale krótkie...
UsuńZostało miłe wspomnienie. Pozdrawiam Agasto serdecznie.
OdpowiedzUsuńO jej... Kochana współczuję Ci bardzo...
OdpowiedzUsuńpłakać mi się chce...
Usuń