Nigdy nie byłam specjalnie towarzyska a tłumu od zawsze nie znosiłam ale ostatnio stałam się wręcz odludkiem. Unikam znajomych, bronię się przed każdym wyjściem z domu a rozmowy z bliskimi często mnie po prostu nudzą. U koleżanki na babskich ploteczkach byłam chyba z miesiąc temu i to krótko a ze znajomymi z internetu gadałam też już przed wiekami. Ludzie zapomnieli jak wyglądam i niedługo przestaną poznawać mnie na ulicy. Prawie zdziczałam, zagrzebałam się w domu i pogrążyłam w swoim wnętrzu, ignorując przy tym świat zewnętrzny. To samotnictwo sprawiło, że zyskałam sporo czasu, który wcześniej przeciekał mi przez palce. Dużo rozmyślam, medytuję i pracuję nad sobą. Sporo czasu poświęcam też na zajęcia twórcze czyli pisanie wierszy i malowanie. Większość to wpływ ponurego saturna, który przemierza 12 dom mojego horoskopu. Jeszcze jakiś czas to potrwa bo saturn się nie spieszy tak jak słońce czy wenus, że już o księżycu nie wspomnę. W moim przypadku jednak jest to wpływ korzystny bo saturn wprawdzie tranzytuje mój 12 dom ale jednocześnie tworzy pozytywne aspekty z kolejnymi planetami zgromadzonymi w moim 10 domu, który odpowiada za karierę w szerokim znaczeniu...Gdyby mi jeszcze tylko nie przeszkadzała nieznośna kwadratura jowisza z bliźniąt, dotykająca również planet w 10 domu to moja kariera toczyłaby się, powoli wprawdzie ale pięknie do przodu...A tak wszystko się ślimaczy, to hamuje, to przyśpiesza...No ale tak to właśnie i w astrologii i w życiu zazwyczaj bywa...
Dziś na obiad był schab ale nie kotlet tylko duszony w sosie. Pycha nawet dla mnie choć za mięsem nie przepadam...
2 kotlety schabowe
suszony rozmaryn
średnia cebula
pieprz
1/2 kostki rosołowej
mąka
około 1/3 szklanki kukurydzy z puszki
szklanka wody
łyżka oleju
Schab ubić i pokroić w paski, dodać pokrojoną cebulę, przyprawy i podsmażyć na oleju. Następnie zlać tłuszcz i dodać wodę i rosołek, pogotować chwilę. Zaprawić mąką. Na koniec dodać odsączoną kukurydzę i jeszcze doprawić. Najlepiej smakuje z ziemniakami z wody.
Na kolację mam zamiar zrobić kotlety z ziemniaków bo ziemniaków w piwnicy jeszcze sporo zostało a już niedługo zacznę kupować młode więc oszczędzać zapasów nie mam zamiaru...Kotlety podam z domowym majonezem i chutnej do wyboru...W zasadzie powinna być jeszcze jakaś surówka ale kto by tyle jedzenia w siebie zmieścił i do tego wieczorem...
Ostatnio wyszperałam w internecie bardzo urokliwe dziergane z kwadratów poncho. Jest w uniwersalnym rozmiarze i nawet niedrogie tylko kolory mi zdecydowanie nie odpowiadają. Przydałoby mi się takie na jesień ale z frędzlami i w barwach ziemi- zgaszonych zieleniach może typu khaki, ciepłych brązach, beżach i zgaszonych oranżach. Piękne i mięciutkie. Urzekło mnie na tyle, że albo sobie sama zrobię z tym, że będzie gotowe pewnie za kilka lat albo kupię włóczkę i u kogoś zamówię...Prędzej jednak poproszę o zrobienie bo coś mnie ostatnio do szydełka nie ciągnie ale z drugiej strony kto to wie co mnie będzie bawić za miesiąc czy dwa...Mogę przecież do dziergania wrócić jak już nieraz bywało...Teraz szukam poncho ale ażurowego letniego...Ciekawe czy znajdę w odpowiednim kolorze i rozmiarze...
Jakieś 2 tygodnie temu zupełnie niespodziewanie Lwica zakochała się w Mruczku i to chyba z wzajemnością bo koty prawie się nie odstępują. Przez cały dzień śpią przytulone do siebie na fotelu i wylizują sobie wzajemnie futerka, pyszczki i uszka. Wyglądają przy tym uroczo. Nie wiem co je napadło bo żyły obok siebie kilka lat i do tej pory jakiejś większej sympatii do siebie nie czuły. Miłość kwitnie na całego aż mi się robi ciepło koło serca gdy je obserwuję. Czasem wprawdzie Mruczek Lwicę gryzie i to chyba dość dotkliwie bo koteczka miauczy ale po chwili ponownie ją pieczołowicie, miejsce po miejscu, liże. Ja nie interweniuję bo gdyby Lwicy ostre pieszczoty i humory Mruczka naprawdę przeszkadzały to by od niego uciekała a ona wytrwale siedzi obok. Czasami żal mi tylko bo Mruczuś więcej czasu poświęca teraz Lwicy niż mnie a to w końcu jest mój pupil...Nic innego tylko zazdrość mnie dopadła...
Parę dni temu jak byłam w mieście odwiedziłam księgarnię bo mama mnie wysłała po autobiografię Moniki Jaruzelskiej,,Towarzyszka Panienka", którą koniecznie chciała mieć. Z początku się zdenerwowałam bo mogła sobie przecież zamówić przez internet a nie fatygować mnie tym bardziej, że księgarnia jest na drugim końcu miasta a droga do niej wiedzie pod górkę. Złość oczywiście szybko mi przeszła gdy tylko zobaczyłam książki, całą masę książek i w dodatku znalazłam na półce kilka fajnych pozycji o malarstwie. Przyjrzałam na miejscu wszystkie i wybrałam 4, które mi się przydadzą. Kupiłam z miejsca jedną bo czułam, że będzie świetna co się potwierdziło...I przy okazji kolejny raz się przekonałam, że lepiej książki kupować w normalnej księgarni po uprzednim przejrzeniu bo opisy czasem bywają mylące i można wybrać pozycję, którą niekoniecznie kupiłoby się po przekartkowaniu...
poncho letnie znalazłam a nawet dwa...
OdpowiedzUsuńNie ma większej głupoty jak pryskanie kotów i wcierki różnego rodzaju. Ja tak spryskałem kota, przyszedł do domu i zgubił 2 kleszcze, na kota nie miały ochoty ale na mnie już tak. Nie wolno zwierząt które wychodzą na zewnątrz a potem wchodzą do domu pryskać bo kleszcze z nich spadają i są w mieszkaniu.
OdpowiedzUsuń