Codzienność

Codzienność

piątek, 10 maja 2013

Ogródek ziołowy, przyprawy,rośliny doniczkowe,Rozi i polne kwiaty...

Jakiś czas temu zamarzył mi się ogródek ziołowy na parapecie w kuchni. Kupiłam więc w sklepie internetowym nasiona szałwi, tymianku, melisy, rozmarynu i innych wieloletnich. Cieszyłam się jak głupa i już czułam smak świeżych ziół. Przyniosłam doniczki z ziemią wymieszaną z piaskiem, wysiałam, przykryłam folią i bardzo dbałam ale nic mi nie wyrosło i chyba już nie wyrośnie bo za dużo czasu od wysiewu minęło. No i nie wiem co się stało bo tak mi się jeszcze nie zdarzyło, żeby nic kompletnie nie wzeszło, ani jedna roślinka na tyle nasion. Wniosek nasuwa się sam, że coś z tymi nasionami musiało być nie tak bo data ważności była do końca tego roku. Nowych wysiewów już w tym roku nie planuję więc zaczęłam się rozglądać za sadzonkami ale w sklepach internetowych zbyt dużego wyboru niestety nie ma. Trzeba będzie chyba poszukać gdzie indziej albo z pomysłu zrezygnować do przyszłego roku...
Narazie uzupełniłam swój pokaźny zapas suszonych ziół, dodając do tych od dawna stosowanyh nowe.
Po raz pierwszy udało mi się kupić czosnek niedźwiedzi w formie przyprawy bo do tej pory sądziłam, że jest używany tylko w celach leczniczych np.na obniżenie cholesterolu i miażdżycę no i oczywiście w celach tz. magicznych czyli np.zdejmowanie uroków. A tu okazuje się, że mogę go dodać do sałatek, zup i mięs co wybitnie poprawi smak...Spróbuję...
Trafiłam też wreszcie na hyzop o którym już prawie zapomniałam i na kolendrę w dodatku i zwykłą w kuleczkach i mieloną no i na rozmaryn, który dodaję do niektórych potraw z makaronu i do zapiekanek i schabu. Nie udało mi się za to kupić tymianku ani też kopru w nasionach będącego wspaniałym dodatkiem do sosu cebulowo-musztardowego. Będę wiec musiała wybrać się do sklepu zielarskiego z ziołami do parzenia ale to już dalsza wyprawa autobusem i tramwajem...Może przy okazji kupię miód prosto z pasieki do słodzenia kawy, sok z brzozy głównie na wiosenne oczyszczenie organizmu i sok z aloesu na kości...

 Ostatnio, zupełnie przypadkowo, znalazłam w interneie sklep z kwiatami doniczkowymi. Sklep jest doskonale zaopatrzony i oferuje  dużo ciekawych wg, mnie kwiatów jak np. monstery o dużych liściach, lipki, filodendrony czy też drzewka szczęścia o dwubarwnych liściach. Ceny są bardzo przystępne ale niestety tanio nie wyjdzie bo jest jeszcze opłata za przesyłkę za każdy kwiatek osobno. Mimo wszystko to mnie nie odstraszyło i już szykuję pieniądze na zakupy. Przesyłek planuję kilka, po trzy, cztery kwiatki na raz, żeby Krzysiek zawału nie dostał, co mogłoby się zdarzyć gdyby nagle dom zamienił się w kwiaciarnię. A tak powoli, stopniowo jakoś nowych lokatorów przełknie. A zielonych lokatorów będzie sporo bo najmniej około 10. A póżniej jak wszystko dobrze pójdzie dojdzie jeszcze parę doniczek z ziołami...

Nie poznaję od jakiegoś czasu mojej Rozuni, chyba ktoś mi ją zamienił. Zrobiła się bardzo a nawet wręcz za bardzo spokojna i z wcielonego diabła zmieniła się w słodkiego aniołka. Nie biega, nie szaleje, nikogo nie goni, nie atakuje, nie wspina się po segmentach i całymi dniami wyleguje się spokojnie, najlepiej na kolanach i albo cudownie mruczy albo śpi. Tylko w nocy dobija się jeszcze jak poprzednio do sypialni. Warczy też jak kiedyś gdy któryś kot próbuje jej zabrać z przed nosa jedzenie. Sama nie wiem co mam o tym sądzić i gubię się w domysłach. Już nawet myślałam, że jest chora ale chyba jednak nie bo nic jej nie boli i  apetyt ma normalny. Reakcje też ma normalne i normalnie chodzi do kuwetki. No i jestem w kropce...Jakaś ukryta choroba czy po prostu dorosła i uspokoiła się. Mruczek też był przecież szalony jako młodziutki kociak i demolował dom a teraz ciągle śpi. Z Megusią było podobnie,  najpierw wieszanie się na firankach i namiętne polowanie na muchy a teraz drzemka od rana do wieczora na miękkiej poduszce...





Zachwyca mnie uroda polnych kwiatów i pospolitych roślin zwanych potocznie chwastami. Zwłaszcza kwitnące, choć nie tylko, są urocze. Mam do nich sentyment od czasów dzieciństwa kiedy to zbierałam je w dużych ilościach dla cioci Resi, która je kochała i ustawiała w wazonach. Wazonów miała sporo w różnych rozmiarach bo lubiła i niziutkie zawilce i podbiały, podobnie jak np.gałązki brzozy z młodymi listkami, popularne rumianki i mniej popularny, wyniosły tatarak. Pamiętam nasze wspólne przechadzki po polach, miedzach i łąkach w celu poszukiwania co ładniejszych roślinek. Pamiętam błękitne chabry, fioletowe kąkole i żółte kaczeńce. Sama rośliny rzadko zrywam bo mi ich raczej szkoda ale za to je fotografuję a później podziwiam...






2 komentarze:

  1. Rozunia pewnie ma już swoje latka i nie ma ochoty na szaleństwa :-)
    Ech chyba muszę pość na jakiś spacer po łąkach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozunia będzie miała 2 lata jesienią...młodziutka jeszcze jest...

      Usuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam