Codzienność

Codzienność

niedziela, 12 maja 2013

Ziele, rytuały, elohimy, muzyka i proza życia w kuchni

Wyszłam sobie dzisiaj w trakcie gotowania obiadu przed dom w celu przeprowadzenia rekonesansu za zielem przydatnym do rytuałów. Przeszukałam spokojnie podwórko, sad i ogród i coś niecoś z przydatnych roślin znalazłam. Całe szczęście, że jeszcze te skarby nie zostały skoszone. Namierzyłam między innymi kilka ładnych kępek bylicy niezbędnej w trakcie najbliższego przesilenia. Jest jej na tyle dużo, że wystarczy i na przesilenie dla mnie i dla mamy i później na wysuszenie w celu zgromadzenia zapasów na cały rok. A bylicy idzie dużo bo doskonale oczyszcza ze złych wpływów i ludzi i zwierzęta i domy. Niestety dziurawca coś nie widziałam i nie wiem czy się zniszczył, czy go po prostu przeoczyłam. Będę musiała jeszcze poszukać bo jest niezbędny. Czarny bez na podwórku koło kompostnika, na szczęście przetrwał tak, że nie będę musiała biegać za nim po okolicznych ugorach. Jest też w tym roku bardzo dużo pokrzywy. Wystarczy i do rytuałów i do suszenia i na pyszne kotleciki. Znalazłam babkę, koniczynę, krwawnik. Przetrwał chmiel. Wyrosły też małe drzewka dębu. Matka natura mi wyraźnie darzy jakby chciała mi pomóc, wiedząc, że za sprawna nie jestem i zbyt daleko za zielem wędrować nie mogę. Wróciłam do domu zadowolona, choć z mokrymi nogami i przemoczonym skrajem sukni a Krzysiek od razu na mnie napadł i zaczął straszyć piekłem jak to on. Jest katolikiem,  uczęszczającym nawet do kościoła  i moich pogańskich zwyczajów znieść nie może a czasem odnoszę wrażenie, że się ich trochę obawia. A teraz czekają go ciężkie dni bo będzie cały czas w domu jak to w czasie urlopu a ja mam do wykonania aż dwa rytuały dla potrzebujących pomocy kobiet i nie da się ich przełożyć...Rytuału na moją pomyślność finansową też nie bo księżyc zmierza ku pełni...


Obiad był smaczny i znowu mięsny, choć rzadko mi się zdarza podawać mięso dzień po dniu bo to niezdrowe...Za to jak się Krzysiek cieszył...

2 kotlety schabowe
 serek topiony
trochę grzybów suszonych/u mnie opieńki/
olej
woda
sól
pieprz
1/2 szklanki mleka
mąka

Kotlety ubić i pokroić w paski, dodać przyprawy z grzybami oraz wodę z mlekiem i ugotować. Gdy miękkie dodać serek i pogotować aż się rozpuści. Zaprawić mąką. Można podać z ryżem na sypko ale smakuje też ziemniakami.


A po obiedzie malowałam farbami akwarelowymi liście. Długo i pracowicie. Całą masę zielonych, różnych liści. Liście samotne, jeden obok drugiego i splecione z innymi. Liście w różnych kształtach- smukłe i wydłużone i bardziej okrągłe i pierzaste. Drobniutkie i przeciwnie duże i masywne. Liście występujące w naturze i  te które widzę tylko w mojej  wyobraźni. Liście w barwach żywych i soczystych i liście z dodatkiem brązów, żółci, szarości a nawet czerni.  Jasne i ciemne. Liście z żyłkami ciemnymi i żyłkami w negatywie czyli rozbielonymi wodą. Powstawały jeden za drugim, na kolejnych kartkach papieru wręcz w natchnieniu niczym obrazy a ja czułam z nimi prawie magiczną więź...aż Filuś mi przerwał zrzucając z segmentu z wielkim hukiem, moją ostatnią szklaną rybę- pamiątkę...i po magii...


Teraz piję popołudniową kawę i słucham...

http://www.youtube.com/watch?v=2bosouX_d8Y


A później idę odprawić rytuał tym razem anielski i nawiązać kontakt z elohimami Vistą i Kristall bo mają mi co nieco do przekazania...

Miłej niedzieli...

4 komentarze:

  1. Ja też zebrałam sporo pokrzywki, bo to cudowne ziele. Jak robisz te kotleciki z pokrzywy?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty to masz dobrze, wychodzisz przed dom i wszystko masz pod ręką :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda rzadko kosimy a sporo roślin przyniosły pszzoły...

      Usuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam