Mój własny świat... życie codzienne, twórczość, ciepłe, swojskie klimaty, nieco romantyzmu, szczypta magii i całkiem sporo pozytywnych emocji...
Codzienność
wtorek, 4 czerwca 2013
Inwazja w kuchni, tęsknota i dziergana kapa...
Strasznie już tęsknie za lasem gęstym rozległym i dzikim pełnym zwierząt i zapachów, za polami hen po horyzont, za wonnymi łąkami za przestrzenią, za wsią ale taką prawdziwą z drewnianymi chatami, studniami na podwórku, drewnianymi płotami i ogródkami obsadzonymi słonecznikami i malwami, za widokiem krów na pastwisku. Kiedy ja widziałam ostatnio krowę? Już nie pamiętam. Tak mam dość widoku miasta, blokowisk, murowanych pudełek bez duszy, strzyżonych trawników, kłębiącego się tłumu i hałasu i samochodów, całej masy samochodów. Tak już jestem czasem zmęczona tym ruchem, tym pędem, że mam wrażenie, że jeśli się gdzieś nie przeprowadzę to zwariuję. Tylko czy gdzieś jeszcze są takie wsie, takie jak kiedyś, klimatyczne, gdzie czas się zatrzymał. Może jeszcze tylko na Podlasiu bo w górach, które zawsze kochałam już wszyscy stawiają na styl miejski czyli np. na brukowane podwórka plastikowe okna na całą ścianę, strzyżone żywopłoty i kolorowe tynki, których nie cierpię.
Moja mama też ma dość ,,uroków przedmieścia" i rozgląda się za domkiem z tym , że koniecznie na wsi w Beskidach. Chce kupić i przeprowadzić się na stałe ale jak ją znam zrezygnuje z tego pomysłu bo pieniędzy na dom w dobrym stanie nie ma a remonty jej się nie uśmiechają...Jest za wygodna i zbyt niecierpliwa...Chce kupić i mieszkać. Od razu bez kłopotu i nakładów...A może to normalne w jej wieku...W końcu 20 lat nie ma i choć jest bardzo sprawna fizycznie i zdrowa i żadnych leków nie bierze to pewnie brzemię lat jednak jakoś odczuwa...
Wczoraj po południu dostałam wiadomość, że ktoś kupił mój obraz z tych malowanych według zasad vedic art. Cieszę się oczywiście i jednocześnie martwię jak ten obraz teraz wyślę bo gotowych opakowań w tym rozmiarze na poczcie niestety nie ma. Będę musiała pokombinować, pojeździć trochę po marketach budowlanych a to wzrost kosztów i okropny dla mnie kłopot bo i daleko i brak samochodu. A śpieszyć się muszę bo mam na wysyłkę tylko 7 dni. Będę chyba musiała dostosować wielkość malowanych obrazów do dostępnych opakowań, żeby uniknąć podobnych problemów w przyszłości. Innego wyjścia nie mam. No chyba, że wpadnie mi do głowy jakiś genialny pomysł na co się nie zanosi...
U mnie w kuchni plaga bo kilka szafek mam opanowanych przez owady. To chyba z tego co zdążyłam się zorientować mkliki mączne czyli mole spożywcze. Tak przynajmniej wyglądają. Skąd się wzięły nie wiem. Wiem, że pojawiły się nagle i że nigdy wcześniej w kuchni żadnych tego typu żyjątek nie miałam. Fakt faktem, że bardzo szybko się rozpleniły i fruwają całymi stadami. Obsiadły szafki, firankę i ściany i topią się w zupie. Walczę z nimi już kilka dni i narazie bez skutku bo wciąż jeszcze są. Musiałam przejrzeć żywność i większość niestety wyrzucić. Straciłam zapasy ryżu, mąki, makaronu, kasz a z takim trudem je zgromadziłam. Dobrały się do orzechów i produktów z soi i niektórych przypraw. Kokony były nawet w zamkniętych torebkach. Jak się tam dostały nie mam pojęcia. To co zostało przechowuję teraz w lodówce bo to jedyne miejsce do którego nie wtargną z powodu zabójczego dla nich zimna. Szafki dokładnie umyłam i rozłożyłam w nich zioła, których zapachu nie znoszą i spryskałam olejkiem o zapachu wanilii a te bestie dalej fruwają. Już nie wiem co robić i jeśli w ciągu kilku dni nie zginą będę chyba musiała kupić lepy...
Ostatnio zachorowałam na kapę i poduszki dziergane ręcznie w kolorowe kwadraty. Sama sobie raczej takich nie zrobię bo do tego trzeba cierpliwości i to dużo a ja jej aż tyle nie mam. Może jeszcze ewentualnie poduszkę mogłabym zrobić bo wzór znam ale już z pewnością nie kapę. Postanowiłam kupić z tym, że używane /zwłaszcza kapę/ bo przy takiej ilości zwierząt jaka jest u mnie w domu w nową, kosztowną po prostu nie opłaca się inwestować. Szybko zostanie zniszczona i pozaciągana bo futra mają ostre pazurki a przecież gonić ich z kanapy nie będę. Rozglądałam się na kilku bazarkach i kapy były ale bardzo szybko znalazły nowych właścicieli...Będę musiała poczekać może kiedyś trafię na ofertę i nikt mnie nie wyprzedzi...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
oj jaka plaga może jakieś plastry? u nas w domu pomogły..
OdpowiedzUsuńchyba będę musiała o tym pomyśleć bo już mam dość
UsuńŻyczę, aby się kapą udało. Spróbuj na Allegro.
OdpowiedzUsuńoby...bo bardzo mi się podobają
UsuńTakie wsie, o których piszesz może się zdarzają, ale już coraz rzadziej. Ludzie się zmieniają, i to na gorsze, to i wieś nie taka jak kiedyś. Nie ma spontanicznej sąsiedzkiej pomocy, więcej jest zawiści i zazdrości. Ja na swoich najbliższych sąsiadów nie narzekam, ale wiem, że na wsi różnie jest.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
ja też nie narzekam na sąsiadów ale hałasu,ruchu itp uroków już mam dość...a na wsi nie byłam już całe lata...
UsuńMole najprawdopodobniej z czymś kupiłaś... ateraz się obudziły, bardzo szybko i łatwo się rozprezedstrzeniają... kiedyś miałam z nimi problem, był czas że wszystko co się dało trzymałam w lodówce :) ja teraz mam problem z mrówkami :) może masz jakies sposoby na nie :)
OdpowiedzUsuńMrówki to poważny problem bo często ich inwazja świadczy o napromieniowaniu mieszkania a wtedy koniecznie trzeba poprosić o pomoc radiestetę albo chociaż kupić odpromiennik bo np.ciek podziemny może być przyczyną kłopotów ze zdrowiem z nowotworami łącznie...Aby przegonić mrówki często wystarczy sól rozsypana na ich drodze albo mięta, cynamon czy ocet bo nie lubią tych zapachów...
UsuńOjej... wystraszyłaś mnie co to jest odpromniennik?
Usuńpoza tym nie wiem gdzie jest ich droga?
UsuńPoczytaj sobie o promieniowaniu żył wodnych i odpromiennikach radiestezyjnych bo odpromienniki drogie nie są a warto się zabezpieczyć...A mrówki zaobserwuj po prostu którędy dostają się do domu i przetrzyj to miejse na początek octem jak nie pomoże dodaj inne zapachy...
UsuńTakich skrzydlatych lokatorów przynosimy do domu ze sklepu. Już się o tym kilka razy przekonałam. Ja wszelkie kasze po przyniesieniu wkładam na chwilę do mikrofalówki, a później niektóre trzymam w lodówce - np. ulubiony przysmak moli - kaszę manną i płatki owsiane. Kiedyś zdarzyło mi się odesłać do producenta kaszę w zamkniętej, foliowej torebce, w której fruwały żywe mole. Dostałam list z przeprosinami i sporo produktów jako odszkodowanie. W domu trzeba z żyjątkami walczyć zanim nas zjedzą. W sklepach, od jakiegoś czasu, są lepy na mole.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
u mnie były w zamkniętej torebce z kotletami sojowymi...
UsuńMam wrażenie, że początek Twojej notki, to opis mojej wsi. Z tą jednak różnicą, że ludzie nie mają studni na podwórkach, bo we wsi są tylko dwie studnie, do których rano ustawiają się w kolejkach wozy konne z beczkami. Na zydlach siedzą starsi panowie w kapeluszach i panie w kwiecistych materiach na głowach. Wieś jest murowana, ale domy mają koło stu lat, bo Warmia była bogata i na początku XX wieku warmińskie chaty przebudowywano na murowane.Czasem ludzie próbują remontować domy, wstawiając plastikowe okna, czy tynkując chaty, jednak i tak wciąż widać klimat XIX wieku, po kamiennej drodze chodzą kury, a za zagrodami pasą się konie i owce. Zapraszam na Warmię!
OdpowiedzUsuńDziękuję...Nigdy nie byłam na Warmii i nawet się tym rejonem nigdy nie interesowałam bo zawsze kusiły mnie góry od Beskidów na wschód albo wschodnia Polska zwłaszcza Mazury, Podlasie i pogórze. Muszę teraz Warmią się zainteresować...
Usuń