wiosna
odchodzi
ciągle trwają
pod świerkiem
białe
krokusy
koniec
podróży
gnany
wiatrem płatek
znieruchomiał
burza w
odwrocie
płatek róży
w kałuży
wciąż jeszcze pływa
deszcz
wiosenny
mokre bzy w
wazonie
nadal pachną
Krzysiek ma zwolnienie. Będziemy siedzieć w domu. W zeszłym tygodniu rozmawiał z lekarką przez telefon i dała mu wolne oraz przepisała leki. Chodzi prywatnie i teraz jakoś muszę zapłacić za rozmowę... Mnie ulżyło i oby koronawirus zaczął kapitulować po świętach tak jak mówią w telewizji.
W czwartek i sobotę byliśmy w sklepie w maskach i rękawiczkach. Ludzie patrzyli dziwnie. Trudno. Nie chcę czegoś zlapać. Niby u nas nikt nie choruje ani nie ma kwarantanny, ale np. sąsiad wrócil niedawno z Francji i chyba nigdzie tego nie zglosił. Właściecielka sklepu jest mobilna i jeździ na giełdę. Ryzyko jest więc wszędzie, a ja ryzyka nie lubię. Uważam tez w domu. Myjemy ręce, odkażam klamki po wizycie kurierów. Teraz nawet do mamy chodzę w masce. To konieczne, bo chyba w zeszlym tygodniu była u sasiadki zrobić jej zabieg bioterapii, a sąsiadka jest towarzyska i ciągle bywa. Nie jestem pewna czy była, bo była z tego powodu awantura i mogła się nie przyznać. Ja jej sugerowalam, zeby zrobiła na odległość, bo można, ale jej się chyba nudzi i pragnie wrażeń. Zagroziłam, ze jak pójdzie to wcale do niej chodzić nie będe, a ona nazwała mnie histeryczka i zagroziła wydziedziczeniem. Chodzę więc w masce.
W lesie prawie wiosny nie widać... Smutno jest tak ponuro mimo slońca...
Od wczoraj maluję kolejny obraz. To kwiaty. Akryle. Na razie jestem zadowolona.
W piątek byliśmy w ogrodzie. Krzysiek skopał szpadlem do końca. Ja skopałam widłami angielskimi i wyjęłam kłącza. Później posadziłam czosnek i bób. W ziemi znalazły się też trzy młode porzeczki czerwone oraz lilie. W skopanym miejscu pójdą jeszcze ziemniaki albo kapusty. Ten tydzień to kopanie na podwórku o ile będzie odpowiednia pogoda.
Ostatnie akwarele. Tym razem wiosenne...
Krzysiek ma zwolnienie. Będziemy siedzieć w domu. W zeszłym tygodniu rozmawiał z lekarką przez telefon i dała mu wolne oraz przepisała leki. Chodzi prywatnie i teraz jakoś muszę zapłacić za rozmowę... Mnie ulżyło i oby koronawirus zaczął kapitulować po świętach tak jak mówią w telewizji.
W czwartek i sobotę byliśmy w sklepie w maskach i rękawiczkach. Ludzie patrzyli dziwnie. Trudno. Nie chcę czegoś zlapać. Niby u nas nikt nie choruje ani nie ma kwarantanny, ale np. sąsiad wrócil niedawno z Francji i chyba nigdzie tego nie zglosił. Właściecielka sklepu jest mobilna i jeździ na giełdę. Ryzyko jest więc wszędzie, a ja ryzyka nie lubię. Uważam tez w domu. Myjemy ręce, odkażam klamki po wizycie kurierów. Teraz nawet do mamy chodzę w masce. To konieczne, bo chyba w zeszlym tygodniu była u sasiadki zrobić jej zabieg bioterapii, a sąsiadka jest towarzyska i ciągle bywa. Nie jestem pewna czy była, bo była z tego powodu awantura i mogła się nie przyznać. Ja jej sugerowalam, zeby zrobiła na odległość, bo można, ale jej się chyba nudzi i pragnie wrażeń. Zagroziłam, ze jak pójdzie to wcale do niej chodzić nie będe, a ona nazwała mnie histeryczka i zagroziła wydziedziczeniem. Chodzę więc w masce.
W lesie prawie wiosny nie widać... Smutno jest tak ponuro mimo slońca...
Od wczoraj maluję kolejny obraz. To kwiaty. Akryle. Na razie jestem zadowolona.
W piątek byliśmy w ogrodzie. Krzysiek skopał szpadlem do końca. Ja skopałam widłami angielskimi i wyjęłam kłącza. Później posadziłam czosnek i bób. W ziemi znalazły się też trzy młode porzeczki czerwone oraz lilie. W skopanym miejscu pójdą jeszcze ziemniaki albo kapusty. Ten tydzień to kopanie na podwórku o ile będzie odpowiednia pogoda.
Ostatnie akwarele. Tym razem wiosenne...
Bardzo udane, szczególnie dwie pierwsze- kr.
OdpowiedzUsuń