Święta upłynęły względnie spokojnie. Jestem nawet zadowolona choć nie wszystko zrobione, bo energii brakło. Nie było pastowania podłóg i polerowania mebli fornirem. Nie było karpia.
Kiedyś było gruntowne sprzatanie przed świętami. Jeszcze teraz pamiętam ten zapach igliwia, forniru i pasty do podłóg wymieszany z zapachem skórki pomarańczowej i cukru przypalonych na piecu. Pamiętam też karpie w wannie. Nikt nie mógł się kąpać przez kilka dni, bo czekay w wannie. Pamiętam karpia w galarecie, ktorego robiła mama. Pięknie wyglądal z krążkami cebuli i marchwi. U mnie żywy karp jest zabroniony, bo bym wypuściła do rzeki.
Było za to wędzenie.
Było też spięcie między Adrianem a Krzyśkiem gdy ja spałam. Na skargę przylecieli obydwaj.
Przygotowuję kalendarz dla mamy ze zdjęciami Tatr. Sama je wybrałam, bo je uwiebia. Nie zdjęcia tylko Tatry. Jeszcze przygotuję z moimi kotami. Wszystkimi... Tymi co odeszły też... Poźniej przygotuję fotoksiążkę ze zdjęciami kotów...
Jutro ostatni wolny dzień. Będzie już praca, bo mam wróżbę.
Zaczęłam dietę, bo jest pilnie do zrzucenia 6 kg. Niestety przekroczyłam granicę otyłości. To muszę szybko zrzucić...
Co tak cicho u Ciebie?
OdpowiedzUsuń