Codzienność

Codzienność

sobota, 22 czerwca 2013

Hałas, impreza, chleb i trochę magii...



Hałas, hałas, hałas, wszechobecny zwłaszcza w godzinach szczytu. W miesiącach ciepłych w  pokoju dziennym okna w dzień staram się nie otwierać mimo duchoty bo pędzące samochody, pokrzykujący rowerzyści itd. zatruwają życie. Dobrze chociaż, że dzieci od sąsiadów dorosły i przestały grać w piłkę pod moimi oknami i panowie, wielbiciele mocniejszych trunków, przenieśli się z degustacją w inne miejsce. Za miesiąc jak dobrze pójdzie będę już miała pracownię i to usytuowaną od strony podwórka. Będzie gdzie odsapnąć w dzień, pomedytować czy zrobić zabieg bo obecnie wszystkie tego typu zadania staram się przekładać na głuchą noc a nie zawsze jest to możliwe. Na dodatek w tym roku od kilku już miesięcy u sąsiadów z przeciwnej strony ulicy trwa remont. U jednych się skończył niedawno a rozpoczął się u drugich i jeszcze potrwa bo para, która dom  niedawno kupiła remontuje budynek od fundamentów po sam dach. Robotnicy i ciężki sprzęt pracują od rana do nocy a zachowanie przy tym ciszy jest niemożliwe. A ja już jestem na skraju wytrzymałości i marzę o ucieczce do krainy błogiej ciszy. Tak sobie myślę, że w tym roku jeszcze jakoś wytrzymam a w przyszłym przebuduję ogrodzenie od strony ulicy tz. postawię wysoki parkan lamelowy i posadzę gęsto wysokie tuje. A jeśli to nie pomoże to pozostaje tylko płot akustyczny podobno skuteczny ale jak dla mnie dość drogi...Muszę też pomyśleć o żaluzjach, choć za nimi nie przepadam, żeby zachować prywatność bo nowi sąsiedzi mogą się wprowadzić jeszcze przed zimą i co wtedy...I znowu tęsknię za spokojną wsią i domku na uboczu wśród pól, pod lasem z dala od ludzi, od szlaków, od dróg...

Wczorajszy dzień był dla mnie dość męczący zwłaszcza popołudnie bo spędziłam je na imprezie w bibliotece  miejskiej w centrum Będzina. Impreza była zorganizowana w klubie poetyckim Rymozaury. Dostałam zaproszenie więc doszłam do wniosku, że wypada pójść. No i poszłam a raczej potoczyłam się bo byłam ledwie żywa z gorąca. Na miejscu czekały napoje, ciasteczka i około 60 osób. Imprezę uatrakcyjniły występy wokalistek z domu kultury i recytacja wierszy. Wróciłam wieczorem kompletnie mokra i wykończona i tłumem i gwarem i upałem. Nie wiem kiedy pójdę znowu i czy wogóle bo wprawdzie,,bywać" gdzieś od czasu do czasu powinnam, żeby całkiem nie ,,zdziczeć"ale z drugiej strony w zaciszu domu czuję się najlepiej. No i mam dylemat...
A wieczorem obchodziłam Kupalnockę połączoną z Litha. Od kilku lat święta te obchodzę w jeden wieczór czyli 21 czerwca i to się sprawdza jak do tej pory. Wszystko przebiegło pomyślnie- ognisko się dobrze paliło, rano nazbierałam bez problemu w pobliżu domu potrzebne 9 ziół i do okadzenia i do bukietów, skoczyłam przez ogień a później wykąpałam się w chłodnej wodzie i nawet Krzysiek nie narzekał i nie straszył piekłem. Bukiety zrobiłam okazałe i powiesiłam w mieszkaniu. W tym roku po raz pierwszy powiesiłam też bukiet w rogu pokoju dziennego bo przestałam się przejmować tym co ludzie pomyślą.. Znalazły się w nich: bylica, krwawnik, piwonia, pokrzywa, powój, perz, paproć, koniczyna i jałowiec a więc rośliny wspomagające różne dziedziny życia bo i oczyszczanie i ochronę i miłość i dostatek. I wszystko by było cudownie gdyby nie komary. Te małe bestie fruwały tłumnie i gryzły tuzinami...

A dzisiaj upiekłam chleb. Wyszedł pyszny choć trochę wypłynął z foremki...

1/2 kg mąki 650
1/2 szklanki otrąb
1/2 szklanki nasion/słonecznik,dynia, siemię/
1/2 litra gotowanej letniej wody
50 gram drożdży
łyżka cukry
łyżka oleju
1/2 łyżki soli
tymianek

Mąkę z ziarnami wymieszać i dodać zaczyn czyli drożdże wymieszane z wodą, solą, cukremi olejem. Wyłożyć na keksówkę wysmarowaną margaryną i obsypaną tartą bułką. Posypać tymiankiem, makiem lub kminkiem. Piec około 1 godziny 15 minut w 190 stopniach.



A na koniec ostatni wiersz...

Poranek na łące

biegnę w dal  
pieszcząc śpiewną ciszę  
dłońmi pełnymi rosy  

chłodna zieleń  
tłumi westchnienia stóp  
spragnionych miękkości  

ciepły wiatr  
pachnący miętą  
igra z promieniami słońca  

poranna mgła  
odpływa  
wraz z szeptem strumienia  

dzień rozpostarł skrzydła  
obejmując ramionami świat



Miłej nocy...A ja zabieram się za kolejną poduszkę...

6 komentarzy:

  1. Fajny chlebek. Mąż chyba jest przyzwyczajony do twoich rytuałów. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie bardzo jest przyzwyczajony i ciągle mnie straszy i chyba też sie tych rytuałów nieco obawia...

      Usuń
  2. pychotka chlebek z nasionkami słonecznika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak smaczne są te chleby bez porównania z tymi ze sklepu...

      Usuń
  3. Agato a jakich ziół używasz do okadzenia? Pytam kupiliśmy dwa lata temu dom, w którym teraz zamieszkamy na lato i chciałabym wszystkie pozostałe energie z niego powymiatać. Już nawet miałam zakupić białą szałwię do tego celu, ale jakiś taki wewnętrzny głos podpowiada mi, że skuteczniejsze byłyby zioła, które zbiorę sama.
    Co ty na to droga Agato?

    OdpowiedzUsuń
  4. Biała szałwia jest bardzo skuteczna ale ja wolę używać te zioła które rosną w okolicy mojego domu zawsze jest to bylica plus inne zioła np.w tym roku to perz,pokrzywa,paproć,jałowiec...Dobrze jest też użyć soli i białej świecy...

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam